Stali bywalcy :)

niedziela, 31 grudnia 2023

81 / 2023 / 16

Nie chcę mi się robić podsumowania minionego roku, bo cokolwiek bym nie napisała wyjdzie na minus.
Staram się żyć dalej, byle zdrowie dopisało. Dzieci mam fajne. Kocie towarzystwo w domu zapewnione. Rodziców pod opieką, tu się martwię co to będzie dalej. A teraz nic mi się nie chce, taka rozmemłana jestem. Nie spinam się bo i po co. 
Sylwestrowy wieczór spędzam w towarzystwie kota. Wczoraj zadzwonili rodzice JuzNiePanny i zapraszali mnie do siebie. Byłam mile zdziwiona, ale nie skorzystałam. Nie mam ochoty się męczyć towarzysko. Znajomi też mnie zapraszali do siebie, ale wolę zostać w domu. Nastawiam się na TV albo serial. Mini szampana mam już w lodówce 😉
Wszystkim nam życzę po prostu by ten kolejny rok był spokojny i zdrowy. I to wystarczy w zupełności. A to moja kocia towarzyszka życia.

wtorek, 26 grudnia 2023

80/2023/15

Pomijając okoliczności wyjazd świąteczny jest całkiem ok. Przy Wigilii nie obyło się bez łez. Nie dało rady inaczej. Nie chcę myśleć ile łez polecialoby w warunkach domowych... 
A sam pobyt tutaj to same dobroci. Rozkosze dla podniebienia, codziennie inne, bufet nie miał końca, a ja założyłam sobie że będę próbować wszystkiego, ale spasowałam niestety, nie dałam rady, mimo że brałam ilości symboliczne niczym lokata Magda G. Rozkosze dla ciała (masaże, peelingi i maseczki czyli cały rytuał jakiś-tam w hotelowym spa), trochę ruchu dla zdrowotności (jacuzzi na dworze, kryty hotelowy basen plus saunowanie) i cała masa najważniejszego czyli dobrych ciepłych ważnych i serdecznych rozmów z Małą. Mam wspaniałą, mądrą córkę. 
Tak. Ten wyjazd to był bardzo dobry pomysł. Teraz przed nami jeszcze kilka chwil błogiego nicnierobienia i wracamy do domu. Prosto na obiad do Młodych. A potem wieczorkiem zajrzę jeszcze do brata. Skorzystam z zaproszenia.😄😉

niedziela, 24 grudnia 2023

79 / 2023 / 14

Wszystkim zaglądającym tu życzę po prostu spokojnych i zdrowych Świąt, a nadchodzący Nowy Rok niech będzie zdecydowanie lepszy niż ten, który się właśnie kończy.

78 / 2023 / 13

Matencja skonsultowana neurologicznie. Jeszcze czeka ją badanie TK głowy, ale wstępna diagnoza postawiona, początki choroby Alzheimera. Internista kardiolog przebadał, sprawdził zaordynowane leki i powiedział, że wszystko jest ok. Jest słaba, bo bardzo mało je. Dostaje syrop na wzrost apetytu, może podziała. Nad lekami piecze sprawuje Tatencjusz, bo ona nie ogarnia. Dwa dni temu zaczęła dostawać leki neurologiczne, ale efektów, jeśli takowe będą, można się spodziewać za ok. 3 tygodnie.
Tatencjusz trochę wyhamował z aktywnością, bo serce nie wydala tak jak dawniej, ale generalnie czuje się ok. Umysłowo trochę zwolnił, ale ogarnia co trzeba.
Ja ...
Naprawdę spotyka mnie dużo życzliwości i dobra, nie ukrywam, że mam naprawdę bardzo szerokie grono znajomych, a teraz okazuje się, że mogę na nich w potrzebie liczyć. Wystarczy zwrócić się z prośbą. Bardzo mnie to podbudowuje na duchu. 
Jestem, byłam tak zakręcona że wszystko robiłam w tempie i na czas. W permanentnym stresie. Życiowym, domowym, pracowym... Zwolniłam dopiero dzisiaj gdy Mała zwróciła mi uwagę, że przecież się nigdzie nie spieszymy... bo od wczoraj jesteśmy z Małą na wyjazdowych Świętach. Młody będzie na Wigilii u swoich Teściów, moi rodzice u mojego brata. Wiele razy mówiliśmy z SzM, że fajnie by było pojechać gdzieś na Święta, ale odwlekaliśmy to, bo starzy rodzice, bo nie wiadomo czy to nie będą ich ostatnie itd. Pomijając okoliczności, muszę powiedzieć, że bardzo mi się podoba ta opcja wyjazdu świątecznego. Naprawdę.

niedziela, 17 grudnia 2023

77 / 2023 / 12

To zaledwie trzy miesiące, a zupełnie inna rzeczywistość...

sobota, 16 grudnia 2023

76 / 2023 / 11

Pracowo
Zaległości odwrzesniowe skumulowały się teraz. Są rzeczy, terminowe niestety, których nie mogę zrobić bez odgruzowania podwórka. Więc zaliczyłam w pracy ostatni weekend i trochę godzin popołudniowo-wieczornych w ciągu tygodnia. Grudzień to zawsze gorący czas. Jeszcze w lecie planowalam z Szefostwem, że mnóstwo rzeczy ogarnę do październik ka, że potem nie było szaleństwa. Plany sobie, życie sobie. Może w przyszłym roku nikt bliski mi nie umrze to wtedy uda się je zrealizować...
Rodzice
Są chodzący, w miarę sprawnie, ale wymagają kurateli i pomocy. Demencja Matencji pogalopowała. Nie jest wiarygodnym partnerem do rozmowy. Zapomina, nie pamięta, gubi się, nie rozumie, nie kojarzy... Nie jest łatwo. Dobrze, że jest fizycznie sprawna.
Tatencjusz, którego umysł do tej pory był jak żyleta, zaczyna powoli szwankować. Jeszcze nie ma dramatu, ale już go czuć w powietrzu. Sprawny, ale wydolność serca kiepsciutka. 
Czy ja tego już nie pisałam?
... 
Zanim się rozwinę to sobie sprawdzę, żeby nie powielać.
Zostawiam trzy kropeczki na uzupełnienie jakby co. 😉
Domowo
Nie za wiele mam czasu na naukę życia w pojedynkę. Praca, zaległości pracowe, gotowanie (zwykle hurtowo i siup w słoiki) dla rodziców, potem trzeba tam pojechać i zobaczyć co się dzieje. Zajmuje to minimum dwie godziny. W międzyczasie jakieś zakupy i pstryk! mamy wieczór. W tym tygodniu miałam jedno leniwe spokojne popołudnie. I chyba wolę to zabieganie. Przynajmniej nie mam czasu myśleć tylko zapycham jak ten chomik w kołowrotku.
Święta...
W tym roku będą zdecydowanie inne. Bardzo się ich boję. Na Wigilię zapraszał mnie, razem z dziećmi, do siebie mój brat. Po przeanalizowaniu sytuacji doszłam do wniosku, że nie chcę tam iść. Przez cały rok nie mamy żadnych kontaktów towarzyskich. Gdyby nie konieczność opieki nad rodzicami to pewnie kończyłoby się na życzeniach telefonicznych na każde Święta. Szczerze mówiąc nie pamiętam kiedy ostatni raz u nich byłam, ani kiedy oni u nas. U mnie. W tym roku na pewno nie. Po konsultacji z dziećmi ustaliliśmy, że Młody spędza Wigilię u swoich Teściów, bo mama JuzNiePanny ostatnie dwa lata była w czasie Wigilli za granicą, w tym roku będzie w kraju i JuzNiePanna chcę z Mamą. Szanuję, rozumiem. A my z Młodą, upewniwszy się, że Matencja z Tatencjuszem zostaną zaproszeni do mojego brata, podjęłyśmy decyzję, że spędzamy całe Święta wyjazdowo. Wyjeżdżamy w sobotę przed Wigilią, a wracamy w drugi dzień Świąt po południu. Na to popołudnie mam kolejne zaproszenie do brata 😄
Ja...
Jestem po wizycie kontrolnej u psychiatry. Wciąż biorę leki. Jeszcze nie zdecydowałam się na terapię. Głównie z braku czasu. Generalnie leki pomagają, czuję się lepiej, potrafię się ucieszyć, uśmiechnąć, nawet śmiać... Ale wystarczy coś, iskra, moment, drobny jakiś szczegół, luźne zdanie rzucone przez kogoś i zaraz tam gdzieś w środku mnie boli, piecze, pali... 
W tym tygodniu byłam na basenie. W dalszym ciągu chodzę na jogę. Towarzysko jest raczej ok, tylko czasu mi brak.

czwartek, 7 grudnia 2023

75 / 2023 / 10

Wydawało mi się, że wychodzę na prostą, a jednak nie. Nie mam czasu na żal, na rozpamiętywanie, wspominanie SzM itd. Jest mi po prostu źle. Samej siebie mi żal. I jestem masakrycznie zmęczona.
Oboje rodziców mam już po szpitalu, w domu, ich domu. Matencja słaba, ale chodząca. Demencja, otępienie wkroczyło wielkimi krokami. Mojej Matencji w środku już nie ma. Jest tylko choroba. Ma problem z kojarzeniem, pamięcią, prawie ze wszystkim. Nie ma sensu dyskutować, tłumaczyć, bo i tak nie zrozumie, nie zapamięta. Dobrze że Tatencjusz jeszcze jako tako ogarnia rzeczywistość, choć też nie tak jak dawniej. Posypali się oboje. Brat od powrotu Matencji ze szpitala był niestety wyłączony z użytkowania więc wszystko na mojej głowie. A ja... Gotuje posilki, wkładam w słoiki, zawożę, robię zakupy, sprzątam itp. i czuję, że powoli dochodzę do ściany... Liczę na to, że teraz gdy brat włączy się w opiekę to będzie mi ciut lżej. Ale w głębi duszy wiem, ze nie.
Wydawało mi się, że już się wypłakałam. Złudne to było. Płaczę za SzM i za moim dawnym życiem. Łzy po prostu same lecą...

niedziela, 19 listopada 2023

74 / 2023 / 9

Co jak co, ale nie mogę narzekać na nudę. 
Od października Matencja w szpitalu nr 1, potem przeniesiona do szpitala nr 2. Kiedy już wydawało się, że wypiszą ją, już za chwileczkę, to okazało się że jest zarażona paskudną biegunową bakterią. Słabiutka, wymęczona pacjentka, rozżalona na cały świat, z pretensja w głosie i niepokojem, że wcale jej nie leczą, bo przecież biegunka się utrzymuje, a leków przecież nie widzi, bo większość dostaje w kroplówkach. Łącznie z mikroflorą. No dramat i półtora nieszczęścia leżące w szpitalu nr 2.
A od zeszłego tygodnia w szpitalu nr 1, tam gdzie wcześniej leżała Matencja, teraz leży Tatencjusz. Zaburzenia krążenia. Do końca utrzymywał, że to pogotowie niepotrzebnie wzywam, bo on tylko zmęczony jest. Tiaaa... Ciśnienie 220, zaburzenia krążenia, migotanie przedsionków itd. 
Nie mam czasu na nudę. 
Przez te szpitale przegapiłam datę dwumiesięcznicy śmierci SzM...

Mimo zabiegania staram się choć trochę udzielać towarzysko. Wczoraj pogaduchy z koleżusią w naszej osiedlowej knajpce. Przedwczoraj spontaniczna wieczorna wizyta u innej. W tak zwanym międzyczasie byłam zapleczem technicznym imprezy biegowej z okazji niepodległości, zaliczyłam potem ognisko u rowerowych znajomych, i potem niedzielne wspólne pedałowanie na rowerze; wyszło mi jakieś 43 km. Chodzę na jogę, raz w tygodniu. Od grudnia będę chodzić na basen i co mi się tam sportowego zamarzy, bo będę mieć już kartę/wejściówkę. 
Jest mnie zdecydowanie mniej. Sama widzę w lustrze różnicę. 12 kg. Chodzę w spodniach SzM 😀😉 

Zostałam doceniona pracowo na dużą prestiżową skalę, ale niestety bez gratyfikacji finansowej, bo to taki charakter wydarzenia. Towarzysko trochę się dzieje; wydaje mi się, że znajomi oswoili temat śmierci SzM i przestali się mnie bać, bo telefon dzwoni. 
Brat zaprosił mnie i dzieci na wigilię, ale nie wiem czy chcę tam iść. Z drugiej strony Dziadkowie pewnie by się ucieszyli, bylibyśmy wszyscy razem, ich dzieci i wnuki. Kto wie czy to nie będą ostatnie takie wspólne Święta. Niestety niekompletne...

Dostałam rentę rodzinną, przerejestrowałam auto SzM i wystawiłam je do sprzedaży, załatwiłam polisę dla swojego auta, formalności jeszcze trochę mam do załatwienia, ale krok po kroku...

To że poszłam po pomoc do psychiatry to była bardzo dobra decyzja. Biorę leki i widzę że jest lepiej. Na pójście na terapię jeszcze nie przyszedł czas, bo po prostu nie mam kiedy. 

I tak to u mnie...

Spokojnego tygodnia Wam życzę!

sobota, 4 listopada 2023

73/2023/8

Cd.
Gdy opadają emocje z cyklu "to trzeba załatwić tu i teraz" wkracza w Twoje życie codzienność. Gnana wewnętrzną potrzebą działania, chęcią zmęczenia się i zajęcia samej siebie czymkolwiek, dość szybko ogarnęłaś typowe drobiazgi, które zaznaczały obecność SzM w mieszkaniu (szczoteczka do zębów, maszynka do golenia i in.), wypralaś to, co wrzucił do kosza na pranie, zjadłaś to co sobie ugotował, uporządkowałaś jego rzeczy w szafkach, przejrzałaś służbową teczkę, domowe biurko itd. Bo żeby móc zasnąć musiałaś być tak bardzo zmęczona by głowa sama Ci opadała. A w głowie cały czas natrętne myśli, poczucie straty, żalu, bólu, smutku, rozpaczy i bezsilności. Ta ciągła świadomość, że jesteś sama, że nie masz go za plecami, że jakby cokolwiek się działo, stało, to już nie możesz na niego liczyć, że jesteś zdana na siebie, że teraz Ty ogarniasz wszystko, że nawet jeśli ktoś ma Ci pomóc to i tak Ty to musisz zorganizować. I że tak już będzie zawsze. I pamiętasz doskonale tą czarną dziurę do której wpadłaś, to uczucie beznadziei, to pytanie zadane samej sobie czy chcesz takiego życia, czy warto, no bo po co... Ale zaraz przyszło poczucie odpowiedzialności i świadomość, że nie mogłabyś zrobić tego swoim dzieciom. I to tylko trzymało Cię na powierzchni.
Wielokrotnie dusiłaś w sobie poczucie winy, irracjonalne i bezzasadne, ale wytłumacz to sama sobie gdy wpadasz w czarną dziurę... Bo jeśli czasem będąc na wakacjach myślałaś "ok, nie to nie, może przyjdzie taki czas że przyjadę tu sama to wtedy..."; jeśli czasem zazdrościłaś koleżance samotnego popołudnia, bo jej mąż pracuje na zmiany, a Twój nie; jeśli pomyślałaś z zazdrością o grupie koleżanek, które jeżdżą często na babskie wypady, bo są same, a Ty przecież masz męża więc tak bardzo angażować się nie będziesz; to przecież nie przyczynilas się w żaden sposób do tego co się stało. 
Najgorsze są rytuały i drobiazgi. Rano już nikt nie zapyta z ironią gdy dłużej pośpisz "a Ty masz dzisiaj wolne?", Ty z kolei nie masz kogo zapytać "zrobić Ci kawy?", pijesz ją w samotności z kotem na kolanach, wpatrzona w pogrzebowy portret SzM zrobiony ze zdjęcia gdy szliście razem na Babią. Kot, a raczej Wasza kocia dziewczynka, stęskniona, zdezorientowana, jakby pytała czyją będzie teraz asystentką, skoro nikt już nie pracuje przy tamtym biurku, i gdzie jest ten pan który zawsze jej dogadzał i o nią dbał?
Zaraz potem po rytuałach, drobiazgach do bani są weekendy. Bo zawsze gdzieś jechaliście, organizowaliscie sobie czas. Pamiętasz, jak narzekałaś, że znowu wyjazd, wycieczka, że zgadzasz się tak bez entuzjazmu, teraz myślisz ale byłam głupia. Narzekałaś też że wypadliście z grona towarzyskiego, że umarło Wasze życie towarzyskie. Obiecywałaś sobie popracować nad tym, by na starość mieć zaplecze towarzyskie, przyjaciół. Wydawało Ci się, że masz dużo czasu, że krok po kroku odbudujecie utracone relacje. Wiele osób po śmierci SzM  deklarowało pomoc, pytało w czym może pomóc, oferowalo wsparcie finansowe, obecność, rozmowę, cokolwiek. Nawet jeśli to było pod wpływem chwili, impulsu, to i tak doceniasz, trzymasz się świadomości że jakby co to masz jakieś zaplecze, oparcie, że możesz. Wydaje Ci się że spotkała Cię największa tragedia świata, słyszysz też, że ta jakaś kobieta oprócz wdowieństwa jeszcze nie ma kontaktu z dziećmi, a tamta inna  owdowiała tuż po trzydziestce mając w domu małe dzieci. Wiesz, że one, te inne pewnie miały gorzej, ale nie jest to dla Ciebie żadne pocieszenie, bo to jest największa tragedia Twojego świata i wiesz, że masz pełne prawo do rozpaczy. Postanawiasz zawalczyć, dajesz się wyciągnąć na babski weekend, który był zaplanowany od roku. Było trudno, ale dałaś radę, nie żałujesz. Mimo wszystko zapadasz się w sobie coraz bardziej, czujesz to, mimo wyciąganych w Twoją stronę rąk. Nawet ze stron najmniej spodziewanych. Przyszedł w końcu do Ciebie taki dzień że czułaś że stoisz pod ścianą, że tylko się pogrążasz, zapadasz, nie możesz jeść, nie możesz spać, masz problem z koncentracją, z zapamiętywaniem, a leki które bierzesz zostały zapisane niejako pod Twoje dyktando, bo takie dali Ci przed wylotem i było ok. Więc czytasz o żałobie, czytasz o depresji, w końcu decydujesz się na wizytę u specjalisty. Sama rozmowa już wiele Ci daje, bo czujesz się oczyszczona, nie czujesz tego wszechobecnego ucisku w piersiach, poznajesz schematy, zasady działania mózgu. Dowiadujesz się też trochę o sobie; pracoholizm, perfekcjonizm, silna potrzeba kontroli, w tle nieodcięta pępowina, i jeszcze zespół stresu pourazowego z czasów pandemii, a na to wszystko nieoczekiwany dramat związany ze śmiercią SzM. Mieszanka wybuchowa. Dostajesz leki, wytyczne, lektury, sugestie by poszukać też terapii, najlepiej emdeer. Wykupujesz leki, terapii poszukasz później, tak myślisz.
W tak zwanym międzyczasie przeżywasz różne złe samopoczucia Matencji, nocny przyjazd pogotowia, dzień gdy rozpłaczesz się z bezsilności bo w tym opakowaniu coraz mniej jest Twojej Mamy, bo rozmawiasz z nią jak z dementem, ma swoje argumenty i nie przegadasz jej w żaden sposób, a na koniec płacze i słyszysz, że to wszystko dlatego bo ona tak bardzo żałuje SzM i Ty na pewno nie jesteś w stanie jej zrozumieć. Potem wieczorne jej pretensje dlaczego Ty się rozpłakałaś. 
I gdy przychodzi taki czas, że masz wrażenie, że leki dzialają, gdy większość formalności masz poukładaną, gdy możesz zacząć myśleć ze strachem że masz wolne popołudnie i co będziesz robić, że może poszukasz w koncu tej terapii. Przychodzi taki dzień gdy masz zaplanowaną mszę w intencji SzM (zamówiona przez znajomych i rodzinę), mimo że nie jesteś fanem tego typu imprez chcesz być obecna. Nic w Twoim życiu nie dzieje się teraz normalnie więc ze spokojem przyjmujesz fakt, że akurat w tym dniu musisz zwolnic się z pracy i pędzisz do Matencji bo znowu ma atak, wzywasz pogotowie. Potem nie masz sumienia zostawić jej tam samej więc mimo zapowiedzi że przyjedziesz dopiero wieczorem po mszy, jednak jedziesz na tą Izbę Przyjęć, potem na zastępstwo wołasz Rodzeństwo, zaliczasz szybki wypad do kościoła na mszę, tam znowu masz emocjonalny rollercoaster, i szybki powrót na Izbę. Wracasz w końcu do domu w nocy, grubo po 23.00, gdy Matencję po konsultacjach i badaniach w końcu przyjęli na oddzial, a Ty pojechałaś potem do Tatencjusza zdać relację, przy okazji zabrać rzeczy dla Matencji i przegadać mu do rozumu; że musi mieć i nosić aparaty słuchowe, bo żadna z niego pomoc, a wręcz problem i klopot. Na chwilę obecną Tatencjusz jest już zaopatrzony w aparaty sluchowe, jeszcze musi je nosić, zobaczymy jak będzie tym razem. A Matencja jest jeszcze w szpitalu, więc póki co jest zajęcie. Sprawiedliwie musisz przyznać, że Twoje Rodzeństwo włącza się do akcji.
Zaliczasz też w tak zwanym międzyczasie dobry koncert w miejscu, gdzie jeszcze z SzM nie byliście, a Ty przed tym wyjazdem z córką upolowałaś bilety i zaprosiłaś SzM. Najpierw chcesz je oddać znajomej parze, ale w końcu idziecie we dwie z Oną z tej pary. Warto było, ale oczywiście nie obyło się bez Twoich łez, bo byle drobiazg powoduje że same plyną. Masz jeszcze bilety na inny koncert, w grudniu. To miała być mikołajkowa niespodzianka dla SzM. Pójdziecie obie. Już się umówiłyście.
Powoli wracasz. To nie znaczy że jest ok, nie jest, nie będzie. Wiesz, że ten ból, ten żal będziesz mieć z tyłu głowy zawsze, ale chcesz obecności innych ludzi, kontaktu i towarzystwa. I to jest progres, bo przecież świat nie stanął w miejscu, życie toczy się dalej.

Najgorsza jest świadomość, że nie zobaczysz, nie poczujesz, nie dotkniesz go już nigdy...
I nie wiesz gdzie jest... 

72/2023/7

Cd.

Możesz być dumna, wdzięczna losowi, za to że masz tak ogarnięte dzieci, które w tamtej strasznej chwili stanęły na wysokości zadania. 
Mała wydostała Was stamtąd, ladowałyście co prawda ciut dalej, ale już w Polsce. Gdyby nie ona to siedziałabyś chyba do dziś tam na dworcu autobusowym dokąd dowiózł Was wycieczkowy autobus. Ona dokonała cudu, wydobyla prawie spod ziemi bilety na najbliższy samolot, ogarnęła cały transport, cały czas miała rękę na pulsie, a Ty po prostu rozpaczałaś, mając gdzieś w głębi duszy wyrzuty sumienia, że to przecież Ty powinnaś ogarniać, ale po prostu nie byłaś w stanie. 
Młody (wezwany przez SzM zanim stracił przytomność), który pomagał w akcji reanimacyjnej do dziś zmaga się z traumą, a Ty powtarzasz mu jak mantrę, że na pewno wszyscy wokół, w tym on, zrobili wszystko najlepiej jak umieli, że SzM dzięki niemu nie umierał sam wśród obcych, tylko przy synu. Że to nam jest ciężko, ale SzM do końca był aktywny, robił to co kochał, nie chorował, nie leżał, nie cierpial. Po prostu pstryk i go odcięło. Serce Ci się kroi gdy widzisz rozpacz dzieci, swoją, gdy wiesz, że to nieodwracalne, ale cały czas masz wrażenie, nadzieję, że za chwilę okaże się że to sen, żart jakiś. Dopiero w firmie pogrzebowej, po przylocie, gdy poprosisz by móc zobaczyć SzM... Wtedy dociera do Ciebie, że SzM nie śpi, nie obudzi się za chwilę, mimo że tak wygląda, że to jednak stało się, że nic już nie będzie takie samo... I gdy tak jeździcie w czwórkę (Ty, Młody, Mała i JuzNiePanna) by załatwiać sprawy pogrzebowe cały czas masz ochotę, by zadzwonić do SzM i zdać mu relację, co już ogarnęliście.
Tak, możesz być dumna ze swoich dzieci, ze wsparcia i troski jaką Cię otoczyły, mimo swojego bólu i traumy. Mówisz im, że teraz zostaliście sami i choćby nie wiem co się stało jesteście dla siebie opoką, wsparciem, że nie jest ważne czy się lubicie, czy czubicie, bo jesteście najbliższą rodziną i stanowicie dla siebie wsparcie.
Ceremonia pożegnania przed kremacją w ścisłym gronie rodzinnym rodzinnym to był prawdziwy intymny rodzinny moment. Jeszcze tylko potem ostatnie spojrzenie na SzM, gdy już pozostali wyszli, a Wy mieliście ustalone otwarcie trumny. Czujesz taki irracjonalny spokój, że jest wszystko tak jak ustalaliście, że garnitur, koszula, krawat, buty, że wszystko jest dokladnie tak jak miało być. Że to na pewno on... Zwracasz uwagę w głębi duszy, że palce u rąk już lekko zasinione, jeszcze gładzisz po policzku, dajesz buziaka, ale czujesz że ten policzek wciąż zimny, tak jak wtedy po przylocie gdy chciałaś go zobaczyć...
Do dziś pamiętasz i doceniasz wsparcie, troskę i przychylność wszystkich wokół. To było nieocenione. Jesteś wdzięczna losowi, że tak było. Myślisz, że chyba jednak jesteście z SzM dobrymi ludźmi skoro spotkało Was tyle życzliwości i przychylności w tak trudnej chwili. Zaraz potem samą siebie poprawiasz, uczysz się mówić o SzM i o Was w czasie przeszłym, nie potrafisz nie płakać, bo łzy plyną same gdy o tym myślisz, mówisz. A przecież myślisz o tym cały czas. 

W dniu pogrzebu idziecie do Kościoła dużo wcześniej, by przywitać urnę SzM w progach kościoła, by czekać na SzM... Puszczasz mimo uszu ciekawskie pytania kościelnego o to co się stało "bo ksiądz mówił że nagle". Nie myślisz o tym ile przyjdzie ludzi, to nie jest najważniejsze. Skupiasz się na tu i teraz, tym momencie i tej chwili. Przypominasz sobie, że dwa lata temu siedzieliście oboje w tej samej ławce podczas ślubu Młodego. Wspominasz te chwilę gdy podczas składania przez Młodych przysięgi chwyciliście się z SzM za ręce wspominając swoją przysięgę sprzed ponad 30 lat... Starasz się skupić, by móc bez płaczu zaraz po mszy powiedzieć o SzM kilka słów, symbolicznie mu podziękować za wspólne życie, za wspólne bycie, za wszystko. I dopiero gdy przekazujesz tzw. znak pokoju odwracasz głowę i serce Ci zamiera, gdy widzisz kościół pełen ludzi, do samych drzwi wyjściowych, mimo że nie rozróżniasz postaci, widzisz tylko ciemną ścianę. Widzisz potem tylko takie migawki w głowie, kodujesz rodzinę, znajomych bliższych i dalszych, znajomych którzy zjechali z różnych stron Polski, których nie widziałaś całe wieki, którzy nie znali SzM a przyszli bo znają Ciebie, Małą, Młodego... Na szczęście dużo wcześniej zgłaszasz księdzu, że rodzina prosi by nie składać kondolencji. Masz wrażenie, że jeszcze chwila i rozsypiesz się na kawałki. Nie przeżyłabyś kondolencji i tego tłumu ustawionego w kolejkę... Do dziś tak naprawdę nie wiesz kto wtedy był na pogrzebie. Potem w rozmowie np. zdziwiona pytasz szefowej knajpy, gdzie urządzałaś stypę, a Pani też była?...
Jeszcze tylko wyłapujesz z tłumu i dziękujesz temu, który ratował SzM nim przyjechał Młody i pogotowie, a on przeprasza Ciebie, że nie zdołał go uratować, mówi, że może mógł zrobić więcej, lepiej... I tak stoicie oboje patrząc przez łzy na siebie, pokaleczeni przez los, oboje świadomi faktu, że od teraz Wasze relacje będą trudne, bo każde z Was nie chce swoją osobą sprawiać bólu temu drugiemu. I do dziś nie masz odwagi by zadzwonić, spotkać się, porozmawiać.

Całe życie będziesz wspominać tego młodego księdza, który prowadząc mszę i pogrzeb wyraźnie się spieszył, który podczas mszy bezczelnie i bez cienia kultury, szacunku upominał wiernych, który w bramie cmentarza witał Ciebie, żonę zmarłego, stukając w zegarek, który nie chciał poczekać by dzieci zmarłego dołączyły do konduktu, który zachowywał się bezczelnie i chamsko, który zirytował wszystkich i sprawił że wszyscy go zapamiętali. A kiedy kilka dni później rozmawiasz z nim i zwracasz mu uwagę na zachowanie, prosisz by w przyszłości innym tak nie robił, w głębi duszy liczysz na słówko pokory, jakieś drobne szybko rzucone przepraszam, ale widzisz tylko agresję, hardość, roszczeniowość, słomę co wystaje z butów, butę, która każe mu myśleć że jest lepszy i ponad, bezczelność, kompletny brak szacunku, empatii, miłości do bliźniego, brak wszystkiego tego co powinien mieć kapłan. I nie omieszkasz mu o tym powiedzieć.
To Twoja pierwsza poważna lekcja asertywności...
Cdn.


piątek, 3 listopada 2023

71/2023/6

Kiedy jedziesz na wakacyjny wypad z córką nastawiasz się na same dobre rzeczy. Najpierw tydzień zwiedzania miejsc, w których nigdy nie byłaś, fajne zdjęcia, które chcesz potem zamieścić w fotoksiążce, bo to cudna pamiątka, dorzucanie nowych dobrych wspomnień do naszej kolekcji, spędzanie dobrego wspólnego czasu z córką w pięknych okolicznościach; chłoniesz to wszystko całą sobą, całym jestestwem, nawet gdy jesteś zmęczona i coś Cię boli. Potem miałyście zaplanowany tydzień wypoczynku czyli pierwszy w życiu all inclusive i słodkie lenistwo... I nagle w kolejnym dniu zwiedzania dostajesz obuchem w łeb, wydaje Ci się że to tylko zły sen, że zaraz się obudzisz i wrócisz do rzeczywistości, którą znasz, w której wszystko jest na swoim miejscu, do swojego normalnego życia. Bo jakże to tak? Tata umarł, słyszysz od zapłakanej Małej i nie rozumiesz, nie wierzysz, nie chcesz przyjąć do wiadomości, nie ogarniasz po prostu. I dzwonisz do Młodego, mając głupią nadzieję, że to pomyłka, żart jakiś głupi albo cokolwiek innego, bo to przecież nie może być prawda. To krótkie zdanie zmienia Twój swiat. Łamie Twoje życie. Nic już nie jest takie jak bylo. Wszystko wiruje wokół, brak Ci tchu, boli ciało, masz wrażenie że to film, który oglądasz, bo przecież nie jest możliwe by to była prawda. Przecież SzM aktywny, niechorujący, nie uskarżajacy się na cokolwiek, nie może ot tak nagle umrzeć. Nie zrobiłby nam tego. Zwłaszcza, że godzinę wcześniej rozmawiałaś z nim przez telefon i przecież umówiliście się, że zdzwonicie się wieczorem. Pamiętasz to wszystko potem  bardzo dokładnie, każdą tamtą chwilę, gdy właśnie zawaliło Ci się życie. Pamiętasz ten ból, ucisk w piersi, lęk, strach i ten ogromny żal. Bo przecież mieliście się razem zestarzeć i wspólnie spacerować, jeździć na wycieczki, grzyby, rowery... Mieliście przy sobie być. Bo nawet gdy na niego narzekałaś albo krytykowałaś, to wiedziałaś, że jest obok. Że po prostu jest. I nie brałaś w ogóle pod uwagę możliwości że może go zabraknąć tu i teraz. Może kiedyś, w dalekiej przyszłości, bo wiadomo, że nie jesteśmy nieśmiertelni, ale nie już teraz. 
Nie potrafisz przestać płakac, łzy po prostu same plyną. Potem masz ochotę wyszlochac się, wykrzyczeć, ale autobus, dworzec, lotnisko to kiepskie miejsca. W knajpce przy dworcu autobusowym między stolikami widzisz gołębia i czepiasz się naiwnie myśli, że to SzM... Przypadkiem znajdujesz na lotnisku kaplicę lokalnego wyznania, myślisz przecież Bóg jest jeden, ale nie potrafisz znaleźć ukojenia, bo co to za Bóg, który zabiera dobrych, jeszcze młodych ludzi. I cały czas nie wierzysz, nie możesz uwierzyć, że wracasz do domu, gdzie nie czeka SzM. 

cdn.

środa, 1 listopada 2023

70/2023/5

Cóż... Poszłam po pomoc do specjalisty. Uznałam, że już nie dam rady dłużej, doszłam do ściany... Podobno czas robi swoje, ale od tygodnia jestem na lekach. Drobnymi kroczkami idzie zmiana. 
Potrafię już bez płaczu, ale wciąż ze ściśniętym gardłem, użyć słów: mój mąż umarł. 
Nie mam już natłoku i gonitwy myśli. 
Przestałam panicznie bać się przyszłości i zastanawiać czy sobie poradzę. 
Potrafię przespać noc i zaczynam jeść. 
Zdarza się oczywiście że wszystko wraca i wpadam znów do czarnej dziury. Ale przedtem siedziałam w tej dziurze cały czas, więc jest progres.

Ale żalu wciąż mam w sobie mnóstwo...

niedziela, 22 października 2023

69 / 2023 / 4

Liczyłam na to że z każdym dniem będzie już tylko lepiej, że oswoję ból i przyzwyczaję się do pustego mieszkania, miejsca, samotnej kawy na śniadanie, braku uśmiechu na dzień dobry, zapachów pyszności z kuchni, propozycji weekendowych wypadów. Z każdym dniem jest tylko gorzej...

niedziela, 1 października 2023

68/2023/3

Nie potrafię przelać w klawiaturę tego co i jak się czuje. Do piątku wydawało mi się, że przywykłam, oswoiłam się, przerobiłam temat i już się wypłakałam. A potem przyszła sobota. Zapadłam się w sobie kilka razy. Czuję taki okropny żal... do losu, do Boga, do tej Siły, która ma taką moc sprawczą. Nie tak to sobie wyobrażałam. To ja zawsze mówiłam "gdybym tak umarła to pamiętaj że... "

niedziela, 24 września 2023

67/2023/2

Dziękuję Wam za wszystkie słowa wsparcia. Jeszcze jestem w szoku... Spotkałam teraz tyle dobra i empatii od ludzi z którymi przyszło mi ogarniać sprawy związane z pochówkiem. Z jednym wyjątkiem -  księdza prowadzącego pogrzeb... Kompletny brak taktu, szacunku,  wyczucia chwili, buta i arogancja; rocznik 1992. ...jak się posklejam to wyrzucę z siebie.
Mam dobre, mądre, wspierające dzieci, ale przychodzi ten moment gdy jestem w domu, z kotką (na szczęście!) i wtedy dochodzi do mnie że tu jest pusto, że Go nie ma, że tylko patrzy na mnie z pogrzebowego portretu, że nie wejdzie, nie wróci... i że tak już będzie. 
Muszę okrzepnąć i nauczyć się inaczej żyć. 
Dbajcie o siebie, swoich bliskich i czerpcie z życia tu i teraz, bo żadna chwila się nie powtórzy.

Trudno jest, bardzo...

piątek, 22 września 2023

66/2023/1

Rozsypało mi się życie. ... nie mogę spać... tęsknię, mam wrażenie, że za chwilę wróci, że to tylko delegacja, szkolenie. Zżera mnie stres jak to będzie bez niego. Jak sobie poradzę. Jak zwykle wyjeżdżał to zawsze z tyłu głowy miałam stresa, że jakby co, to kto mi pomoże, bo przecież jego nie ma.
Patrzę na jego zdjęcie i mam wrażenie że widzę uśmieszek, który mówi: widzisz, a taka byłaś mądra. 

"Ktoś tutaj był i był, a potem zniknął i uporczywie go nie ma..."

Najgorsze są noce.

niedziela, 17 września 2023

życie...

Mój świat się zmienił. 
SzM umarł. 
Zawał.
Nie mogę w to uwierzyć. 
Siedzę na lotnisku z Małą bardzo daleko od domu i wracamy do domu, gdzie nie czeka SzM.

Może jutro się obudzę i się okaże że to był tylko senny koszmar...


sobota, 9 września 2023

64 / 2023

Ufff. Jeszcze się nie widzieliśmy, ale Młodzi już wrócili. Młody dzwonił, zameldował że dojechali szczesliwie i... podziękował za ogarnięcie mieszkania. Zapowiedziałam że czeka nas poważna rozmowa, a on na to, że już rozmawiali ze sobą, ustalili coś tam sobie, przyznają że się zapuścili, dziękują za kubeł zimnej wody, obiecują poprawę itd. 
Trochę mi lżej, bo obawiałam się, faktycznie różnych reakcji. 
Kiedy pisałam masakra, dramat, margines i syf to chodziło mi m.in. o takie rzeczy.
A poważna rozmowa i tak ich czeka.

piątek, 8 września 2023

63 / 2023

Kontynuując temat poprzedniego wpisu...
Tak jak napisałam ciekawa jestem ich reakcji... Bardzo. Spodziewam się wszystkiego. Tak, mam obawy. 
Nie jestem obiektywna. Wiem. Stoję na stanowisku, że sprzątając bronię swojej opinii, swojego dobrego imienia, bo gdyby tam było wszystko normalnie to na bank nie pchałabym się z łapami. A propos sfery intymności... trochę czuję potrzebę wyjaśnienia, a może usprawiedliwienia się, nie wiem sama. Cóż, zostawione pootwierane, rozbebeszone szafy tylko zamknęłam żeby nie widzieć środka. Zebrałam to, co było rozrzucone beztrosko wszędzie, poukładałam, nawet wypralam, leży i czeka na schowanie. Ja nie umiałabym się spakować w takich warunkach. Już wiem dlaczego oni się zawsze spóźniają i potrzebują dużo czasu na ogarnięcie się by gdzieś wyjść. Bo nie potrafią się odnaleźć, nie wiedzą co gdzie jest. Nie, nie myszkuję, nie zaglądam do szaf, szafek, szuflad, pudełek itp. Pozamykalam je tylko.  Ogarnęłam to, co na wierzchu. Z wyjątkiem łazienki, toalety, kuchni i lodówki, bo wstawiając tam mój osobisty kupiony po drodze sok, umarłam z wrażenia. Miałam wrażenie, że tam jest drugie życie. Zakładając że chcę sobie zrobić kawę (bo ustalone jest że ze zwierzyńcem trzeba pobyć ok. 2 godziny dziennie) potrzebuję do tego kubek, łyżeczkę, kawę itp. Otworzyłam express, bo sam zawołał, szufladę, szafkę i... poumieralam kilka razy. Niestety nic nie było przygotowane na gotowca dla nas opiekunów zwierzyńca na te dwie godziny dziennie, więc trochę czuję się usprawiedliwiona. Dokupilam kilka rzeczy... to, czego nie było, co się kończyło, chemia, spożywka, to co ułatwia ogarnianie przestrzeni np. organizer do szuflady, kosz na kosmetyki itp. 
To nie jest tak, że oni nic nie robią. Robią, tylko mało i nie tak. Oni sprzątają, to wiem, bo nazbieralam osiem (!) otwartych paczek tzw. chusteczek do sprzątania. Już wiem dlaczego lustra i szyby są całe w mazach i szarych smugach 😉😀
Moja Matencja podczas naszych pierwszych wywczasów też sprzątała, bez myszkowania i  ingerencji wewnątrz, nawet umyła okna, wyprasowała to, co było wyprane, a czego ja nie zdążyłam. Owszem, byłam zła, ale nie dlatego że mogłaby zajrzeć, zobaczyć cokolwiek, tylko dlatego, że to robiła, że niepotrzebnie się męczyła. I przed następnymi wywczasami już sama ogarniałam chałupę na błysk przed wyjazdem 😉😀 Z doświadczenia wiem że milusio wraca się do czystego zaopatrzonego mieszkania 
No i tyle.

62 / 2023

Młodzi
Sprzątania ich mieszkania mam po dziurki w nosie. Ogarnęłam miejsca strategiczne; łazienka, toaleta w stu procentach, kuchnia, salon i sypialnia zdecydowanie mniej czyli tzw. rynek, trzeci pokój to już totalna rupieciarnia, ogarnęłam też balkon, bo mnie drażnił. Nie wyobrażam sobie suszenia prania na tak brudnym balkonie. Lodówka, ekspres do kawy, toaleta to naprawdę była masakra.  Otrząsnęłam się już trochę, wyżylam w tym sprzątaniu, bo to naprawdę był dla mnie szok. Resztę muszą ogarnąć sami. Na moje oko są totalnie niezorganizowani, wymagają chyba pomocy. Gdybym tam weszła jako osoba z zewnątrz okresliłabym środowisko jako margines, osoby z deficytem umiejętności życiowych. Do przearanżowania jest sporo, po to właśnie by ułatwić sprzątanie, bo tam pełno drobiazgów, przydasiów, dupsów, które są wątpliwą ozdobą, bo toną w kurzu i psiej sierści. W rupieciarni totalny sajgon.  Posprzątałam, ogarnęłam, ale przed nimi jeszcze naprawdę całe mnóstwo roboty. I mam zamiar to wyegzekwować. Samo mieszkanie sypie się w wielu miejscach, sprzęty poniszczone zużyte, ale trudno mi ocenić na ile przyczynili się do tego oni, a na ile to po prostu kwestia eksploatacji. Aczkolwiek brak troski o czystość robi swoje. Doszłam do wniosku, że nie warto im darować, kupować nowych rzeczy, bo ich nie szanują, nie dbają. Wiedzą, że jest problem, bo SzM nie omieszkał im zakomunikować, że to co zastaliśmy woła o pomstę. Wiedzą że sprzątam ze względu na "moje gwarancje".
Była krótka pogawędka z Młodym, ale żeby nie psuć im pobytu starałam się być miła. Teraz doszłam do etapu że mogę tam wejść, zrobić sobie kawę i posiedzieć. Sama siebie powstrzymuje by nie działać dalej.
SzM 
w delegacji. Wykorzystałam nieobecność i zorganizowałam babskie spotkanie. Dawno się nie widziałyśmy w komplecie. Było fajnie, ale utwierdzam się w przekonaniu, że osiem bab to dużo i nie ma szans na jakąś po prostu rozmowę. Dawniej mi to nie przeszkadzało. Teraz już trochę tak. Przekrzykujemy się wzajemnie, skaczemy z tematu na temat, chaotycznie, ale z uśmiechem. To też ma swój urok. Mimo wszystko było fajnie 😀


poniedziałek, 28 sierpnia 2023

61 / 2023

Młodzi wyjechali na wywczasy, a my mamy pilnowac ich zwierzyńca. I...
Nie przypuszczałabym, że doczekam takiego dnia, gdy rzeczywistość przerośnie moje wyobrażenia. W sensie negatywnym. Wiedziałam, że bedzie źle, ale to co zobaczyłam to nie jest źle, to jest dramat i masakra razem wzięte do potęgi ntej. Już wiem jak wygląda mieszkanie, w którym do kompletu trzeba tylko narobić na środku. Wstyd mi to przyznac. Naprawdę. Ja do tej pory takie rzeczy widziałam tylko w TV, albo w realu, ale w jakimś patologicznym środowiskowym  marginesie. Ręce mi opadły po raz pierwszy w życiu tak naprawdę. Ja nawet nie wiedziałam od czego zacząć. To SzM, który nie jest fanem sprzątania sam zaczął od odkurzacza. Posprzątamy, doprowadzimy to mieszkanie jako tako do stanu z dnia wprowadzki (koniec 2020r.). A jak Młodzi przyjadą z wywczasów to zakomunikuję im, że mają szukać innego lokum, bo dostali je do wynajęcia akurat oni, tylko dlatego, że znam właściciela i jak mi on sam powiedział "ty (znaczy ja Anonimka) jesteś gwarantem że będzie wszystko ok, bo to przecież twój syn". A ja nie mam ochoty świecić za nich oczami! Niech idą w świat i pracują na swoją opinię. Jestem naprawdę w głębokim szoku. Nie jestem w stanie zrozumieć jak można doprowadzić swoje otoczenie do takiego stanu. Żyć w takim nieogarze. Jak okropnym brudasem, niechlujem trzeba być. Powiem wprost, oboje są obrzydliwymi bałaganiarzami i brudasami. Wierzyć mi się nie chce, że to moje, wychowane przeze mnie dziecko, jak bardzo kiepsko go wychowałam. Bo Młody, z bólem serca to piszę, to moje mega rozczarowanie, porażka życiowa w tym temacie. A JuzNiePanna niestety straciła w moich oczach,  wiele, oj bardzo wiele. 
I proszę mi tu nie pisać, że mam to sprzątanie zostawić, bo to ich dom, ich życie, decyzje i inne takie. Nie wzruszają mnie takie argumenty. Posprzątam, ogarnę, doszoruję, pokażę że da się, że można, tylko trzeba chcieć to robić. Robię też dokumentację foto żeby mi potem nie wmawiali, że nie było tak źle. Posprzątam ten syf, bo jeśli właściciel tam by zajrzał teraz (a jeszcze nie był i być może się w końcu wybierze, tak mówił mi ostatnio jak się widzielismy) to sam ich wywali ekspresowo, nie tylko za ten maxi burdel, ale za kompletny brak troski o wyposażenie tego mieszkania. Posprzątamy i niech spadają, a do momentu ich wyprowadzki będę sobie tam chadzać na kawki bez zaproszenia i ewidentnie sprawdzać czystość. Będę tą okropną wredną teściową, która wtyka nos. Bo owszem opłacają się sami, ale mieszkają tam na mojej opinii. I już wiem dlaczego co chwilę są chorzy. Jak nie jedno to drugie. Bo zapuszczone jest kompletnie wszystko. Siedlisko wszelakiej zarazy. Sprzątali chyba tylko wtedy gdy mieliśmy do nich przyjść i to tylko "rynek". Już wiem dlaczego reszta pokoi była zawsze szczelnie pozamykana. A ja nie śmiałam robić wycieczek krajoznawczych po mieszkaniu.
Jutro do całego zestawu środków czystości, które zabrałam tam już dzisiaj muszę dobrać worki na śmieci i jednorazowe rękawiczki(!!!). Bo bez rękawiczek nie dam rady tknąć tego zalegającego po kątach syfu. Przede mną szorowanie, odtłuszczanie, mycie, odkurzanie, pranie, układanie. Potem mogą sobie poprzekładac wedle ich woli, ale niech to będzie czyste. Bo nie jest, bo wchodzę i śmierdzi po prostu. A SzM  jutro bierze ze sobą narzędzia, bo co nieco trzeba doprowadzić do użytku, żebym w ogóle mogła zacząć sprzątać. I będziemy działać dalej.



niedziela, 27 sierpnia 2023

60 / 2023

Nic specjalnego się nie dzieje. Cisza, spokój. Zwyczajne życie. Nuuuuda. W sobotę impreza pt. Parapetówka zaliczona. Parapetówka w nowym domu PrawieEmeryta i Emerytki. Miło było spotkać się w dawno niewidzianym towarzystwie. Niedziela leniwa, w domu. Bo za duszno, za ciepło, za ... cokolwiek, by czuć się usprawiedliwionym, z tego nicnierobienia.
A od jutro znowu robota.

niedziela, 20 sierpnia 2023

59 / 2023

Komentarz eM pod poprzednim postem skłonił mnie do przemyśleń. Czy, i dlaczego, moi Młodzi nie spełniają moich oczekiwań...
Po pierwsze i najważniejsze - czyli własny kąt, mieszkanie, gospodarowanie finansami. Mieszkanie wynajmowane od osoby prywatnej. Szeroko zapowiadane plany kupna swojego mieszkania zaraz po ślubie poszły się paść. Może to i dobrze, bo możliwe że teraz raty kredytu by ich zamordowały. Do wzięcia kredytu trzeba mieć trochę kasy na wkład własny, której nie mają, a uparcie negują nasze sugestie zapisania się do kolejki po tzw. mieszkanie z miasta, do remontu, bo "mieszkania nieciekawe", bo "lokalizacja niefajna" itp. A przecież nim dotrą na przód kolejki oczekujących to minie kilka lat, nikt nie wie jakie wtedy będą mieszkania. Samo zapisanie się nic nie kosztuje, a czas i tak mija. Trzeba tylko chcieć i to zrobić. Kompletnie tego niechcenia nie rozumiem. Rodzice JuzNiePanny też mieszkają w wynajmowanym mieszkaniu, nie są młodzi, chorują, mają różne ciągnące się z przeszłości zadłużenia, na pewno finansowo Młodym nie pomogą, są dla nich obciążeniem i w przyszłości lepiej nie bedzie. Przyjdzie taki czas gdy rodzice JuzNiePanny utrzymywać się będą tylko z emerytury, renty i wtedy mogą mieć problem finansowy. Więc zapewnienie sobie własnego kąta powinno być dla Młodych priorytetem. Cóż, na razie są we dwójkę (zwierzyńca nie liczę), a jak pojawi się dziecko to koszty życia wzrosną, lepiej nie będzie. A póki co kasa z prezentów ślubnych się rozeszła; była podróż poślubna, będą za chwilkę wakacje, Młodzi mają nowy TV, nową grę na literkę P, planują zakup nowego wypaśnego expresu do kawy, często stołują się na mieście "bo promocje takie że żal nie kupić", ale auto już drugi rok czeka na wizytę w serwisie, póki co za nieco ponad tysiąc zł, a jak pojeżdżą jeszcze trochę to robota będzie większa i droższa, a nie zrobili tego bo "jakoś zawsze brakuje kasy"; a oszczędności na czarną godzinę żadnych. To wiem, bo zdarza się że pożyczają, wcześniej od Małej, teraz już od nas. Nie zarabiają kokosów, ale też nie pracują za minimalną. Moim zdaniem żyją ponad stan; a kasa przelatuje im między palcami. Niby dorośli, ale odpowiedzialności i dojrzałości nie widać.
Nie wnikam w ich podział ról, kto gotuje, kto sprząta, robi zakupy itp. Jak sobie ustalą, tak mają. Widzę i słyszę jednak, że wszystko jest na jego głowie, a ona jest wiecznie zmęczona, dokładnie tak jak jej mamusia. Serio, jeszcze nie słyszałam żeby coś, cokolwiek zrobiła JuzNiePanna, ale skoro im pasuje taki układ to nie wnikam.
Sknerusowanie na tych nielicznych proszonych rodzinnych spotkaniach mnie dodatkowo dobija. Są dwa lata po ślubie. Dziadkowie byli zaproszeni do nich dwa razy, na ciastko. My chyba cztery razy, może pięć. Na ciastko. A przepraszam, raz na obiad, ale tylko dlatego że się pomylili zapraszając; serio, wiem bo się chcieli z tego obiadu wykręcić, ale udałam głupią.
Wiele bym jeszcze mogła napisać, ale po co. Cokolwiek i jakkolwiek by nie było, biorę pod uwagę, że to moje dzieci; mój syn i kobieta, którą wybrał. Innych ich mieć nie będę.  Bardzo bym chciała móc im jakoś  sensownie pomagać, np. finansowo, bo możemy (teraz, a nie jak będziemy na emeryturach), ale póki co brak nam motywacji. Tzn. robimy z nimi, dla nich, różne rzeczy ale za wyjątkiem kasy do ręki, lub na konto.
Bardzo się boję, że skończą jak rodzice JuzNiePanny. 
Co bym chciała by zmienili, zrobili?
Starania o własny kąt. Od dwóch lat mogli już być na tej magicznej liście.
Racjonalne gospodarowanie kasą. Bądź konsekwentny, jeśli narzekasz że nie masz kasy to nie opowiadaj jaka była promka w knajpie.
Otwartość, serdeczność w stosunku do bliskich. Doceń, że ich masz, że masz do kogo się zwrócić, na kogo liczyć.
Ład, porządek w domu, bo będąc tam mam wrażenie że się wszystko wysypuje i klei. A oni za każdym razem opowiadają, jak to pół dnia Młody sprzątał. Bo nie widać sprzątania gdy np. na szafkach kuchennych u góry leży sterta rupieci, gazet, kartonów, na zakurzonym stole (bo ciastko jest przy małym stoliczku) w salonie pełno przydasiów (kable, ładowarki, wtyczki, lakiery, kosmetyki i inne), a w łazience na podłodze sterta ciuchów, w wannie też, a w umywalce różne puste opakowania. No ręce opadają.

A teraz mnie zlinczujcie. Ale tak piszę, bo tak czuję.



piątek, 18 sierpnia 2023

58 / 2023

Piątek, piąteczek...
Zdrowotnie czyli dermatologicznie
Na życzenie dermatologa pobrany przez chirurga fragment skóry do badania hispat. Czekam na wynik.
Sportowo, a może raczej kondycyjnie
Mój Leń na się dobrze. Nic nie zaczęłam, nic nie robiłam. Z uwagi na to że uda, stawy biodrowe wciąż mnie pobolewają z niepokojem mysle o planowanych greckich wojażach. Czy dam radę.
Pracowo
Wszystko wraca do normy, urlopowicze wrócili.
Matencja
Mogę tylko napisać, że lepiej to już było. Problemy z pamięcią rodzą frustrację i wyzwalają agresję w moim kierunku. Bo to ja jestem tą niewystarczającą, tą, która nie spełnia oczekiwań, tay która zawiodła, bo zamiast ślepo patrzeć i słuchać Matencji ośmieliłam się mieć własne, odmienne zdanie, a skoro odmienne to wiadomo że trzymam stronę Tatencjusza. I tyle.
Tatencjusz
Bierze leki, aparatów słuchowych nie nosi, TV oglada ma słuchawkach, jest wycofany na maxa. Woli być cicho, nie nawiazywac rozmowy, niż narazić się Matencji. A z nią to wiadomo, cokolwiek by nie zrobił Tatencjusz to na pewno zrobił to źle.
Rodzinnie
Jesteśmy zaproszeni do Młodych "na urodzinowe ciastko". Aż mnie skręca, ale dzielnie milczę. Sęk w tym, że zaprosili też Dziadków czyli Matencję i Tatencjusza. I to o nich mi chodzi. Powiem wprost, uważam, że jeśli fajnie jest bywać w gościnie u Dziadków i tam zajadać różne pyszne rzeczy to trochę siarą jest gościć tych Dziadków jedną porcją torcika. Nawet jeśli się pyta czy może chcą jeszcze drugą. 

A dziś do kolekcji wspomnień dokładam mile spędzone popołudnie w towarzystwie Małej i w ładnych okolicznościach przyrody 😀 
Miłego weekendowania 😉

poniedziałek, 14 sierpnia 2023

57 / 2023

Dziś króciutko.
Do kolekcji fajnych wspomnień dorzucam:
- minioną sobotę, czyli Mała, Młodzi, my i steki przygotowane przez SzM.
- dzisiejszą upalną niedzielę spędzoną na krótkiej wycieczce rowerowej. Dziś wsparliśmy nasze lokalne gastro 😉😄
Po dwudniowej mało przyjemnej migrenie to był fajny czas.

środa, 9 sierpnia 2023

56 / 2023

Jagody mi dziś w głowie zamąciły. Szybka decyzja i wykonanie jeszcze szybsze. Pierogi z jagodami w ilości sztuk 102 trzasnęlam sobie dziś po pracy. Pysznie było!

niedziela, 6 sierpnia 2023

55 / 2023

54 / 2023

Matencja.
Coraz większe problemy z pamięcią.  Nie radzi sobie, ale nie przyjmuje do wiadomości, tego że ma problem, zaprzecza temu. Twierdzi, że wszystko jest ok, że to ja z niej robię nienormalną. I włącza jej się agresor kierunkowy, zwłaszcza w moją stronę. Układam sobie w głowie, że to nie ona, że to choroba i nie ma sensu wchodzić w dyskusje, denerwować się itd. Ale nie potrafię. Ostatnio rzuciła mi w twarz różne takie, które mi wywindowały ciśnienie na maxa; że chyba muszę jej bardzo nienawidzić, że jestem ciekawska, że zawsze wszystko muszę wiedzieć, że nie wiadomo dlaczego tak się zachowuję i  właściwie to ona nie wie czym ja się tak denerwuję, bo ona to ma przecież nerwicę więc może. No szlag mnie jasny strzelił, zabrałam się i wyszłam. W samochodzie powiedziałam, ochłonęłam, poukładałam w głowie i wróciłam. To nie jest moja Mama. To tylko jej ciało, a jej samej już tam nie ma. Została tylko starość i demencja. Z tą wiedzą i takie m nastawieniem wrocilam. Ciężko jest mi się z tym pogodzic. Nie potrafię włączyć trybu pt. serdeczna troskliwa córka. Chyba staram się to wypierać, nie dopuszczam do siebie tego faktu i włącza mi się tryb na ostro. Prawie się popłakałam z żałości, nad nią, nad sobą, gdy patrzyłam jak ona usiłuje przyswoić sobie jakieś nowe informacje, jaka jest bezradna, jak bardzo nieogarnia, jak bardzo temu zaprzecza. Ona zaprzecza i wypiera i ja też. I jak tu ma być dobrze...
Nie wiem co będzie dalej... Lepiej już było, teraz będzie już tylko gorzej. Ona despotka nieogarniajaca jak trzeba, w wiecznych pretensjach do niego i żalu do świata, i on jeszcze ogarniający, ale głuchy jak pień, bez odruchu troski, pomocy i choćby cienia empatii. Tak, to moi rodzice, więc jak ja mogę być ok?
Młodzi, Mała
Od pamiętnej wizyty na ciastku u Młodych jeszcze się z nimi nie widziałam. Ochłonęłam trochę, ale bardzo mnie to uwiera. To wyliczone prawie że ciastko. I ten nieład domowy. Nie wiem co bardziej. Każdemu z komentujących przyznaję rację. Jednym mniej drugim bardziej. Najważniejsze są nasze relacje i więzi. To raz. 
Ktoś mu jednak musi powiedzieć, że coś jest nie tak i chyba lepiej szybciej niż za późno. Bo sknerusowanie zwykle wraca rykoszetem i jeszcze wystawia niefajne świadectwo. To dwa. 
A porządek w domu... Wydaje mi się, że łatwiej utrzymać ład w głowie gdy przestrzeń wokół nas jest ok. Poza tym jeśli żona nie widzi bałaganu i niechlujstwa w domu to ktoś musi męża kopnąć w tyłek, żeby coś się tam u nich zmieniło. To trzy.
Oj, wiele jeszcze bym mogła mu, im, wyłożyć na ławę, ale może uda mi się powstrzymać język za zębami.
Jutro widzimy się znowu wszyscy u Małej/Młodej. Na obiedzie (!). Ten obiad to z jej inicjatywy. Można? Można. I nie musi to być jakieś super-extra-nie-wiadomo-co. Liczy się gest.
A w domu...
ogarnięte, poprane, wyprasowane, poszyte co trzeba, zaległości chyba wszelkie opanowane. Moje, bo SzM to ma co robić oj ma, ale on ma czas. Leń z niego i tyle. Odechciało mi się już kopać go w tyłek i pospieszać, przypominać. Wiem, że jest leniwy. Zawsze był.
Praca
Nie jest źle. Dwa tygodnie bez szefa już za mną. Jeszcze tydzień i ciut i szifo wróci.
Ostatnio natknęłam się na temat wyjazdu do sanatorium z ZUS. I... bardzo by mi się takie coś podobało, ale muszę chyba zadbać o swoją  dokumentację medyczną, bo nie chadzam do lekarzy zbyt często, no chyba że prawie umieram. A to, że moja kartoteka jest prawie pusta to nie znaczy przecież, że ja nie choruję.
Zastanowiło mnie czy ja mogę sobie w pracy pozwolić na tak długą nieobecność (24 dni), ale zaraz potem pomyślałam że Moja Fabryka da radę. Będzie musiała po prostu.
No i że nie ma na co czekać, trzeba się zabrać do roboty w tym temacie.
Zdrowie
Co do badania to bolerioza odpada. Szukamy więc dalej. Wkrótce wiłzyta.
Co do bioder i chodzenia to nic się na lepsze nie zmienia. Ale też nic nie robię by było lepiej. Taka prawda.
Do milego 😄

poniedziałek, 24 lipca 2023

53 / 2023

Rodzinnie
Zżera mnie i muszę, bo się uduszę! 
Nie chcę pisać całej opowieści więc zasygnalizuję sobie tylko co mnie poruszyło, wkurzyło. Nie potrafię znaleźć słowa by określić co czuję. Frustracja, rozdrażnienie i wku_rw, a wszystko przyprawione bezsilnością.
Po pierwsze Młody to sknerus, i to na na maxa. Sknerus jak nic, bo innego wytłumaczenia nie widzę. No chyba że buc po prostu nieogarniety. Kolejny raz szlag mnie trafia - idziemy do nich na umówione spotkanie, zjemy przydziałowy kawałeczek ciastka i potem siedzimy przy pustym stole. I tak jest lepiej niż było, bo teraz padła propozycja kolejnej kawy, herbaty i może jeszcze ciasta. Ale o czymkolwiek ponad to można zapomnieć. Jestem naprawdę rozczarowana jego/ich podejściem do sprawy. Nie przypuszczałam, że moje własne dziecko dołączy do grona tych osób, od których wychodzę głodna. Jest mi przykro ze względu nie tylko na nas, ale na Matencję z Tatencjuszem, którzy też byli do nich zaproszeni. Fakt,  Młodzi zapraszali na ciacho, ale nie wymagam nie wiadomo jakiej gościny. Wystarczyłoby żeby chociaż padło słówko, że może coś zrobią na szybko. Żeby chcieli cokolwiek, jakkolwiek. Ręce opadają. Porażka. I nie idzie tu o zwykly brak kasy, bo aż tak źle nie mają. A porażka owszem. Moja osobista, bo u nas w domu tak nie robimy i nie robiliśmy.
Po drugie, wstyd pisać, cokolwiek by nie opowiadali ile to się nie nasprzątali, sory, ale nie widać efektów. Wrażenie chaosu i bałaganu przede wszystkim wszędzie, a łazienka i toaleta to dramat. Nie dbają po prostu. Dla mnie prywatnie to masakra. Ogarnięty mają tylko przysłowiowy rynek i to raczej symbolicznie. Generalnie to od dbania i ogarniania tam jest Młody, bo Już-nie-panna pewnie zwykle leży i pachnie, albo źle się czuje, ewentualnie jest zmęczona. Siłę decyzyjną stanowi chyba on, a że z niego leń wagi ciężkiej, to jest jak jest. Nie jest mi go żal, nie w tym rzecz, jak sobie pościelił tak ma, a widać jemu to nie przeszkadza. W domu rodzinnym Młodego ogarniała mamusia-Anonimka i też mamusia goniła go do porządku, teraz nie ma kto gonić, a Już-nie-pannie bałagan jak widać nie przeszkadza. I mamusia-Anonimka jest sfrustrowana. Że jak to tak, mój syn ma w domu taki sajgon, więc to porażka. Moja. 
Szczerze, to najchętniej wpadłabym tam do nich i razem z nimi wypucowała wszystko, pokierowała co robić, żeby się nie narobić przy sprzątaniu i żeby był efekt porzadku. Pokazałabym im że można, że da się i że serio może to mieszkanie inaczej wyglądać. Boję się że jak wkroczy tam właścicielka mieszkania to ręce załamie. A ja jestem niejako gwarantem, bo wynajmują od mojej koleżanki. I chyba im powiem, że przyjdę nauczyć ich sprzątania. Serio.
Po trzecie... Ostatnio Mała wyłapała, że coś iskrzy między mną i SzM, nawet zapytała nas czy wszystko ok. Dziś SzM odwoził ją do domu i dopytywała go i on jej powiedział, że ja się czasem zachowuję jak Babcia-Matencja i jego to wkurza, i to dlatego między nami iskrzy. Przyznam, że mnie zatkało. Ale zaraz potem zapytałam go czy powiedział jej też o tym, że wieczorami popija i że mnie to wkur_wia. A on mi na to że już w tygodniu nie, tylko w weekendy. I jak zaczęliśmy się licytować czy to prawda czy nie, to całość podsumowałam mówiąc, że coś jest jednak nie tak, skoro liczymy te dni albo tygodnie.
No i tak to... 
Wyrzuciłam z siebie, a wcale mi nie jest lżej.
I jeszcze to...
Ostatnio w TV oglądaliśmy po_ż_ary w C_hor_wac_ji, w mieścince gdzie byliśmy kilka razy na wakacjach. Potem niechcący naczytałam się o tragedii turys_tów w 2018 w Gre_cji gdy paliło się w M_at_i. Teraz znowu media trąbią o po_ża_ra_ch na wyspach gre_ckich (Ro_do_s, K_o_s), a we wrześniu mamy już zaplanowany wyjazd do G_r_ecj_i na kontynent. 
...



poniedziałek, 17 lipca 2023

52/2023

Zdrowotnie
Dla przypomnienia wpiszę tu sobie, że zmiana dermatologiczna obserwowana przez specjalistę od chyba listopada dziś stała się podstawą do wystawienia mi skierowania na badania w kierunku boleriozy. W najbliższych dniach badanie, wynik podobno za 7 dni, wizyta kontrolna u specjalisty z początkiem sierpnia. 
Jak doczytałam o boleriozoe to diagnozuje u siebie chyba z 70% objawów. No i w historii mam kleszcza. Serio, myślałam kilka razy czy to może nie bolerioza; sztywność, bolesność stawów, depresyjność, notoryczne zmęczenie, wyczerpanie, pogorszenie słuchu. Pewnie trochę bym jeszcze znalazła.
Pracowo
Byle do przodu. Nie umiem odpuścić, zrobić byle było. Trudniej mi się przez to pracuje, ale tak mam, inaczej nie potrafię.
Filmowo
Wotum nieufności. Polski miniserial political fiction. Dla mnie ok. Wchlonelam w dwa wieczory.
Rodzinnie
Zaliczona wycieczka rodzinna z Małą. Wyjazd miał być Taty z córką, ale ten Tata zaprosił mnie również. A że Tata miał fantazję to załapałam się na super mega high exclusive restaurant. Serio. Pierwszy raz w życiu byłam w takiej restauracji, gdzie kelner serwując danie opowiada cudnie o tym co jest na talerzu. Prawie jak Am_aro 😉 Wiem, brzmi bardzo snobistyczne. Nawet szczerze powiedziawszy trochę czuję się niekomfortowo z tą wizytą w swojej historii i nikomu o niej nie opowiedziałam. 
Fryzjer
Zaliczone refleksy część 2 i kolejne stopniowanie, żeby głowa była mniejsza. Jest zdecydowanie jaśniej jak było. I będzie bardziej w miarę mycia. Bo są stonowane czy jakoś tak. A następne to już będą pasemka, a nie refleksy. Czyli jest ok.
...


piątek, 14 lipca 2023

51 / 2023

Tydzień pracowy, kolejny wakacyjny, za nami. 
Szybko zleciał, bo roboty mnóstwo. Udało mi się najważniejsze rzeczy podomykać tak jak chciałam. Sezon urlopowy w pełni, to znaczy albo ludzie odpoczywają albo ogarniają zastępstwa za tych co odpoczywają. Słowem raz na wozie, a raz pod nim. Więc od poniedziałku spadam pod ten wóz.
Piątek, piąteczek, a my w domu, przed TV, z komorką w łapie. Dawniej pewnie byśmy szli  gdzieś do kogoś, albo czekali u nas na gości. Teraz czasy się zmieniły. Może i żal, ale już się przyzwyczaiłam. Nie jest źle.
Sobota
Planujemy szybką, krótką, wycieczkę, tym razem z Młodą. Miał to być wypad Taty z córką, ale zostałam zaproszona przez SzM 😄
Niedziela
Może wpadnie nam jakaś wycieczka rowerowa... To jeszcze nieustalone. SzM sprawił sobie prezent, w postaci nowego roweru, więc jak skończy go skręcać to pewnie będzie chciał go przetestować. Normalnie byłabym zła, że wydał kasę, bo rower ma, wsadził w niego trochę kasy i ekonomicznie ten zakup to trochę porażka. Ale nie chce mi się dyskutować, poza tym prawda jest taka, że SzM dostał superextranagrodeszefa więc skoro ma taki kaprys to niech się cieszy. Zobligowalam go tylko do uporządkowania rowerowego zakątka w naszej piwnicy; rzeczy, wszelkich części, gadżetów, no i ilości rowerów, bo na naszą dwójkę, póki co mamy ich trzy. Ale na to pewnie długo poczekam.

I wisienka na torcie tego wpisu...
Ta-dam! Zgadnijcie proszę kto wybiera się jesienią na grecki babski wypad mamy z córką? :) :) :)

poniedziałek, 10 lipca 2023

50/2023

Dziś zorganizowaliśmy się sami. Bez towarzystwa, bez napinki. Wycieczka w nowe miejsce, które podpowiedział mi wczoraj internet. Nie był to strzał w dziesiątkę, bo tłukliśmy się na szczęście autem, żeby troszkę pospacerować w tym upale, na szczęście spacer był zacienionymi ścieżkami lesnymi. Atrakcja sama w sobie jest ok, na szczeblu lokalnym, bo dla lokalnych mieszkańców. Naprawdę fajne miejsce na spacer i rekreację. Może wrócimy tam zimą, gdy będzie biało. I chłodniej niż dzisiaj.

sobota, 8 lipca 2023

49 / 2023

Młodzi
Wiele razy SzM w rozmowach ze mną mówił, że moglibyśmy kiedyś, za rok, pojechać na wczasy razem z Młodymi, a nawet jeszcze z Małą do kompletu. Osobiście nie wydaje mi się by Mała chciała, ale w przypadku Młodych nie wykluczyłabym akceptacji, choćby ze względu na finanse. Zawsze podchodziłam do tego pomysłu, wspólnego wyjazdu, z ogromną rezerwą, czemu bardzo dziwił się SzM. Po dzisiejszej krótkiej, ok. 5 godzin w sumie, wycieczce autem plus dłuższy spacer, w składzie: my, Młodzi i ich pies, stwierdziłam że nie wyobrażam sobie byśmy mogli pojechać z nimi na dwa tygodnie gdziekolwiek. I dziś SzM przyznał mi rację. Mlody. To moje dziecko, bardzo go kocham, ale znam jego zalety i wady. I chyba już odzwyczaiłam się od tych rzeczy, które mnie drażniły. To raz. Spięcia na linii Młody-SzM; zachowują się jak koguty, aż iskrzy, a ja podskórnie czekam na wybuch. Aczkolwiek i tak jest lepiej niż było kiedyś. To dwa. Do tego wieczne zmęczenie, narzekanie, robienie z siebie zdziecinniałej trzydziestki, a to wszystko w wykonaniu JuzNiePanny. To zdecydowanie trzy. Zdecydowanie wykluczam wspólne z nimi wczasowanie. Zastanawiam się też dzisiaj czym w ich domu zajmuje się JuzNiePanna (dot. spraw tradycyjnie babskich domowych), bo z rozmowy nie wynika by cokolwiek jej dotyczyło. Wszystko o czym mówią robi Młody. Jeszcze nie usłyszałam żeby powiedziała że cokolwiek przygotowała, ugotowała, sprzątnęła, zrobiła zakupy itd. Albo Młody, albo razem; ale Młody przewodzi temu stadu. Jak przystało na Teściową nie wprawia mnie to w zachwyt, ale staram się nie wsciubiać do nich nosa. Ale ponarzekać tu sobie mogę, c'nie? No i sprawa finansów... Nie wspieramy naszych dzieci finansowo. Radzą sobie sami w ramach swoich możliwości. Mała, mimo że jest sama, zdecydowanie lepiej niż Młodzi, bo Mała gospodaruje rozsądnie, a oni to mam wrażenie, że tylko od wypłaty do wyplaty. Nie wspieramy tzn. nie dajemy im żadnej kasy regularnie, ale nie oznacza to że jej od nas nie dostają wcale. Zwykle z jakiejś okazji, ale ilekroć zabieramy ich gdziekolwiek ze sobą zawsze koszt bierzemy na siebie. Nie żałuję im tego, nie wypominam, cieszę się że chcą spędzać z nami czas, ale trochę mnie kłuje fakt, że Młodzi nasze finansowanie teraz już biorą za pewnik i niestety nie widzę z ich strony chęci by cokolwiek dać w zamian. Tu nie chodzi o wymiar stricte finansowy, ale o ich podejście, samą chęć, jakiś gest. Owszem, zawsze dziękują, ale nie widzę żadnej inicjatywy np. wzięliśmy cukierki albo jabłka czestujcie się, proszę. Może nie powinnam tak o własnym dziecku, ale tak czuję. Bo Młody to sknerus jest, to tak a propos. Mała to zupełnie inna bajka. To aż niemożliwe, że oni z jednego domu wyszli, od tych samych rodziców. Zawsze się zastanawiam czy nie ma na to wpływu fakt, że Młody pierwsze prawie 7 lat swojego życia był jedynakiem i świat kręcił się wokół niego. Bo Mała od zawsze w swoim życiu miała brata i od zawsze gdy kupowałam jej np. batonika to od razu mówiła "a dla Młodego?".
SzM
Kilka dni temu, po wczasach, napisałam list do SzM, którego mu nie wysłałam. Napisałam w nim m.in. że "Nie ma między nami ciepła, chęci, czułości, zainteresowania, bliskości". Ten list trochę mi poukładał w głowie. Spełnił swoją rolę terapeutyczną. A teraz od kilku dni mam wrażenie, że zadziałała afirmacja, manifest mój wewnętrzny, bo SzM sprawia wrażenie jakby go jednak przeczytał i wziął sobie do serca. A przecież go nie wysłałam...
Matencja
Jest coraz gorzej. Żal mi jej. Zdrowotnie wysiada coraz bardziej. Bóle kręgosłupa, zmiana postawy, neuralgie różnego rodzaju, nietrzymanie moczu, zespół suchego oka, dałoby radę dopisać jeszcze trochę. Wiek 80+ ma swoje prawa. Z uwagi na problemy z poruszaniem się nie wychodzi z domu sama, więc raczej skazana na siedzenie w domu. Dopisałabym do listy depresję, bo nerwicę lękowa już ma od dawna. Jest rozdrażniona, płaczliwa, wiecznie żałuje siebie, narzeka. Ale tak w zasadzie się nie dziwię. Do tego wysiada głowa. Spowolnione kojarzenie, problemy z rozumieniem, zaburzenia pamięci. Zaburzenia pamięci krótkotrwałej, tzn. nie pamięta dziś, wczoraj. Kompletnie nie ma towarzystwa, skazana na siedzenie w domu, gdzie Tatencjusz traktuje ją jak zło konieczne. Oprócz nas chyba nikt ich nie odwiedza. Koleżanek jakichkolwiek brak. Sąsiadki też raczej z daleka. Okno na świat stanowi telefon i on zastępuje życie towarzyskie.
Bardzo trudno jest pomóc osobie, która zawsze wie lepiej, która neguje wszystko to, co nie jest po jej myśli, która nie chce zmian, która woli utwierdzać się w swoim cierpieniu, nieszczęściu, obwinia o wszystko innych, zwłaszcza Tatencjusza.
Wiem co chciałabym zrobić, ale nie wiem czego musiałabym użyć by to wszystko wyszło...
Najpierw wizyta u geriatry. Potem pobyt na oddziale geriatrycznym żeby kompleksowo zrobić wszystko co trzeba. Neurolog. Psychiatra. Psycholog. Ortopeda. Pieluchomajtki. Balkonik z siedziskiem. Zajęcia terapeutyczne w jakiejś Świetlicy środowiskowej dla seniorów. 
I tak...
O świetlicy słyszeć nie chce, bo nie potrzebuje, bo ja jej nie rozumiem, bo tam na pewno toaleta jest po schodach i po co jej to w ogóle.
Balkonik jest już od dawna, bez siedziska, niedawno zdjęłam go z pawlacza, gdzie wylądował bo przecież ona go nie potrzebuje.
Do pieluchomajtek usiłuję ją przekonać od dłuższego już czasu. Jest na etapie upychania do nich papieru toaletowego i używania jednak pary po kilka dni, bo przecież daje papier i są czyste.
Ortopeda, neurolog... Nie wiem czy któryś z dostępnych spełni oczekiwania, bo moje doświadczenie mówi, że ten się nie zna, a co tamten może mi pomóc, a tamta przecież nawet mnie porządnie nie zbadała.
Muszę poszukać geriatry, sprawdzić terminy i możliwości wizyt. I przekonać Matencję by chciała do niego pójść. O kładzeniu jej na oddział geriatryczny póki co wolę nie mówić.


wtorek, 4 lipca 2023

48/2023

Po publikacji poprzedniej notatki postanowiłam napisać list do SzM żeby uściślić, doprecyzować co mi leży na wątrobie, co na sercu, co w duszy gra, co mnie boli, czego mi brak. Układałam myśli, zdania, pisałam, kasowałam i tak do 4 rano. Rzeźbilam każde zdanie, sformułowanie, określenie. Teraz wiem, że to było działanie terapeutyczne, które sama sobie podświadomie zafundowałam. Poukładałam w głowie wiele rzeczy. Tekst jest zapisany w notatniku w telefonie, ale nie został wysłany do dziś, bo już nie czuję takiej potrzeby. 

Powrót do pracy po dwutygodniowym urlopie nie jest łatwy, ale daje radę. Póki co odgruzowuję zaległości mojej nieobecności.

Jestem zła na siebie, bo leń ze mnie jest przeokropny. Nic nie robię, nie ćwiczę, unikam ruchu jak ognia. A tak obiecywałam sobie, że po powrocie z wczasów w końcu coś zacznę, ruszę. Ból i sztywność ud, bioder i kręgosłupa lędźwiowego to moja codzienność. Nie mogę w to uwierzyć. Czuję się jak staruszka, ale taka konkretna, typu baba. Zniknęła mi sprężystość, zwinność i ...chęć do ruchu, konsekwencją tego są wciąż przybywające dodatkowe kilogramy, a to nie ułatwia sprawy. Zanik pędu do ruchu jest pierwszą oznaką starości. A ja prawie codziennie obiecuję sobie, że zacznę coś z tym robić. Jestem przecież już, wciąż i stale przygotowana. Mam nawet różne akcesoria. Nie że teraz specjalnie kupione, ale jeszcze z czasów mojego biegania, a nie biegam już ze 4 lata przynajmniej. I chyba już biegać nie będę, bo szczerze to najpierw muszę zejść z wagi żeby sobie większej krzywdy nie zrobić. Mam na podorędziu mini ciężarki (chyba 1 kg), gumy do ćwiczeń (nigdy nie używane!), wałek do rolowania, matę do jogi, a nawet obrotowy twister ostatnio za symboliczny pieniądz wyhaczony z olx. No i do kompletu pościągane całe mnóstwo materiałów tj. filmiki z treningami, różnymi ćwiczeniami, jogą. Jak się tak na to napatrzę, naogladam to fakt, jestem pełna zapału, który niestety jakoś magicznie potem jak przekłuty balonik szybciutko znika. Nie wystarcza go by cokolwiek zacząć robić i dalej spędzam czas na kanapie z komórką albo pilotem TV w garści. Dziś wracałam z pracy wolno, wolniutko, noga za nogą, bo nie miałam po prostu siły na jakiś szybszy krok. Nie wiem co to będzie dalej, ale coś muszę wymyślić. 

poniedziałek, 3 lipca 2023

47 / 2023

Wróciliśmy w piątek, podróż minęła nam bez problemów, ale gadać nam się nie chciało wcale. Po przyjeździe trzeba było ogarnąć chałupę, bo to że Młody przychodził kota karmić to nie znaczy że zrobił u nas cokolwiek ponadto. Szczerze mówiąc mam trochę uwag do tej jego opieki, ale zmilczę to w sobie, bo gdyby nam kota pilnował sąsiad to też bym mu nie wytykała niedoróbek. Może ja za wysoko poprzeczkę ustawiam, a może to Młody jakiś nieogar jest. Trochę mi przykro, trochę źle, ale się powstrzymuję. Z sentymentem wspomniałam sobie czasy gdy mieszkanie zostawało pod opieką rodziców i jak wracaliśmy to był błysk od okien po wycieraczkę, startowe zakupy w lodówce i jeszcze zaproszenie na obiad po powrocie.  Ech...
W sobotę jak już ogarnelismy wszystko po podróży SzM zaproponował wycieczkę z dziećmi do Czech. Młodym nie pasował termin, bo to czysty spontan był, nikt o tym wcześniej nie mówił, ale Mała była na tak. Pojechaliśmy do Cieszyna, było smacznie (choć czeska kuchnia mnie nie zachwyca)i było fajnie spędzić z Malą trochę czasu.
Do Matencji zadzwoniłam dopiero w sobotę w drodze na wycieczkę. Nie wdawałam się w szczegóły, ale powiedziałam że wróciliśmy wczoraj. Oczywiście od razu padło pytanie kiedy przyjadę. Zapytałam z kolei ja czy coś im potrzeba czy chodzi po prostu o odwiedziny, bo przyjadę jak się ogarniemy. I tu mnie wkurzyła na maksa pytając z przekąsem "a ile to potrwa, tydzień, dwa?" Obiecałam sobie, że nie będę wchodzić w niepotrzebne dyskusje, wbijam sobie do głowy że nic dobrego to nie przyniesie. Ale ta szpila zabolała...
Niedzielę przesiedzieliśmy w domu. Pogoda kapryśna, my bez nastroju, bez chęci do rozmów, oboje przed TV, ja z komórką w garści i głową w necie, SzM oglądający TV. 
Nie pojechałam do Matencji, z czystego lenistwa i wygodnictwa. Ponadto nie chciało mi się tłumaczyć dlaczego sama, bez SzM. 
I tak minęły mi dwa tygodnie. Za troszkę zadzwoni budzik i trzeba będzie do pracy ruszać. Ale to akurat jest ok, bo trochę zmienię sobie środowisko, bo za chwilę, a dużo już nie brakuje, to SzM zacznie mnie wkurzać tylko tym że oddycha. Łomatko, co ja zrobię na emeryturze...
Dlaczego SzM mnie tak wkurza? Bo zawsze widzi szklankę do połowy pustą. Bo zrobił się wiecznie narzekający, poważny, bez cienia żartu, dowcipu, spontaniczności i ciepła, o czułości nie wspomnę. Dawniej to ja byłam takim motorkiem, który on zwykle hamował, ale w końcu przestało mi się chcieć. Poza tym nie ma między nami ciepła (o miłości nie wspomnę), chęci, czułości, zainteresowania druga osoba. I żeby było jasne, ja wiem że to też moja wina. Kiedyś zabiegałam np. o to byśmy mieli wspólne zdjęcia, oczywiście widziałam ten wyrzut w oczach, że po co i że znowu wymyślam. Teraz mi się nie chce. Wielu rzeczy mi się nie chce. Na wiele rzeczy przystaję z wygodnictwa, bo skoro on coś proponuję i chce to niech tak będzie. Bo kiedyś coś mi się ubzdurzylo, zachciało i musiałam zawalczyć by było po mojemu. A teraz odpuszczam, bo walczyć mi się nie chce. 
...A potem jestem zła na siebie, że taka spolegliwa jestem, zgadzam się tak na wszystko, że SzM wiedzie prym, a ja jak ta guuupia za kogutem 😉😀 Bo ja dopiero od niedawna umiem powiedzieć "Nie, bo nie mam ochoty". SzM zapewne nie zgodziłby się z ani jednym moim zdaniem gdyby to przeczytał. Ale on tak naprawdę nic o mnie nie wie, co mi siedzi w głowie, czy wieczorem płaczę w poduszkę i dlaczego... Ba, ja tego sama nie wiem. 
Co to się z nami stało...?

piątek, 30 czerwca 2023

46/2023

No i po urlopie. Wróciliśmy jeden dzień wcześniej, bo dziś prognozy mówiły o deszczu. Bezsensem by było siedzieć i tam czekać żeby móc wyjechać w sobotę. 
Tytułem podsumowania kilka refleksji. Po pierwsze - urlop we dwoje, dwutygodniowy, zupelnie kompletnie bez towarzystwa, to nie jest dla nas łatwy czas. Po drugie spędzamy w dobrze znanym terenie, gdzie jeździmy od dobrych kilku lat to błąd, bo brak tu  elementu zaskoczenia, ciekawości itp. Po trzecie to dobrze że mamy te rowery, dzięki nim coś się dzieje 😉 Śniadanie w Niechorzu, obiad w Rewalu, kawa w Dziwnowie. Po czwarte pogoda nas nie rozpiescila. Były dni ciepłe, do plażowania, ale były też zimne, mokre. Generalnie co chwilę mi tam było zimno. Bo też taki zacieniony domek nam się trafił.
Więcej nie popisze bo mi się oczy zamykają... 

środa, 28 czerwca 2023

45/2024

Tak w zasadzie to mogłabym już wracać do domu, mimo tego, że nie zaznałam jeszcze plażingu 😉. Chyba oboje jesteśmy zmęczeni, nasyceni  tym wczasowaniem. Najeździliśmy się już trochę, posprawdzalismy co się zmieniło. Pogoda dziś była mało plażowa więc ten trop odpadał. I sami nie wiedzieliśmy jak się zorganizować i co robić. Padło na wycieczkę autem. 
SzM niestety musi od czasu do czasu zajrzeć do swojego pracowego lapka. Gdybym była złośliwa to wypomniałabym mu jego komentarze dotyczące mojej firmy i braku zastępstwa dla mnie na poprzednim stanowisku. Ileż on miał wówczas do powiedzenia... Tak się właśnie zmienia punkt widzenia.
Myślę, że w przyszłym roku na wakacje musimy zmienić przynajmniej miejsce. I bardzo bym chciała termin, tzn. już nie czerwiec. Nie spodziewam się byśmy mieli w przyszłym roku jakieś towarzystwo, więc czekają nas wczasy we dwójkę; zapewne (jak zwykle) weźmiemy rowery; więc przynajmniej miejscówka i ścieżki rowerowe muszą być inne. 

niedziela, 25 czerwca 2023

44/2023

Ok, ok... Dziś zrobiliśmy trasę prawie 70 km 😀 Kiedy w kolejnej mieścinie zobaczyłam tych biednych rodziców którzy usiłowali stanąć na wysokości zadania i robili co mogli by te wakacje były dla ich dzieci całkiem spoko, to już rozumiem, że wakacjowanie w czerwcu przed sezonem jest jak najbardziej ok, i już nie szukam dziury w całym, nie rozdrapuję ran i nie posypuję głowy popiołem. Czerwiec jest ok 😍

sobota, 24 czerwca 2023

43/2023

Wakacyjne refleksje
Ostatnimi czasy spędzamy nasze wakacje/wczasy w czerwcu. To SzM naciska na ten czerwiec, bo najdłuższe dni, bo jeszcze cisza, spokój, bo jeszcze przed sezonem. Z jednej strony SzM ma rację, ale ja z kolei widzę też sporo minusów. To, że nie wszystko jest jeszcze otwarte, to, że jeszcze tłumów brak, że wokół widzimy tylko grupy/turnusy emeryckie, rehabilitacyjne. Brakuje mi takiej prawdziwej atmosfery wakacji. Wiem, że ta atmosfera wakacji łączy się z tłumem, kolejkami, rozkrzyczaną dzieciarnią, młodzieżą itd. No i pogoda. W tym roku kapryśna. 
Siedzę i zastanawiam się (często, nie tylko dzisiaj) nad sensem takich wyjazdów tak w ogóle. No bo tak: jakby na to nie patrzeć standard mieszkania mamy wyższy niż ten w  domku wynajmowanym na dwa wakacyjne tygodnie. Pogoda kapryśna więc naprawdę sporo marznę, zwłaszcza wieczorami. Nie smażę się na plaży więc w zasadzie moglibyśmy pojechać gdziekolwiek, byle podjazdów nie było zbyt wielu, bo wiadomo, rowery. Z uwagi na to, że czekam na wizytę u dermatologa, bo na plecach mam problematyczną zmianę, kompletnie mnie to plażowanie nie kręci. Wcale mnie tam nie ciągnie. Jesteśmy w tej miejscowośc trzeci raz; ścieżki znamy, tereny znamy, brak więc nam  impulsów do wyjazdu.
Cisza i spokój były do wczoraj. Bo dzisiaj zmiana. Dojechały nowe auta, dzieci, rodzice, dzieci, otwarte kolejne punkty gastro, dzieci. Sezon się zaczał.
I jeszcze... Nie cierpię robić tu zakupów i szczerze mówiąc współczuję lokalesom. Ceny oczywiście wyższe. Dziś widziałam banany po 17 zł. Wszędzie w dużych sklepach tłoczno, niechlujnie. W małych też. Wczoraj zjeżdżałam się w poszukiwaniu owoców. W tych sklepikach za niebotyczne kwoty byly omdlewające jarzyny i owoce w okrojonym składzie. Marzyło mi się znaleźć jakieś stoisko z pięknymi owocami. Dzisiaj dopiero takie znalazłam. Szczerze mi żal lokalesów. No chyba że oni mają dostęp do jakiegoś tajnego obiegu zakupów.


piątek, 23 czerwca 2023

42/2023

Postanowiłam sobie, że w tej notce napiszę o sobie dobrze, ale cokolwiek by mi nie przyszło do głowy to z tyłu głowy zaraz pojawia się zaprzeczenie, zwątpienie itp. 
I tak...
Nie będę pisać o żonie, matce, bo nie mnie to oceniać. Nie wiem jakby ta ocena wypadła. Choć z drugiej strony... Kontakt z dziećmi jest raczej ok, staż małżeński z trójką z przodu też jest ok 😀. 
Kiedyś, będąc jeszcze w ogólniaku, usłyszałam, że jestem świetnym buforem, człowiekiem, który potrafi  rozładować napięcie, złą, gęstą, atmosferę, w sytuacji kryzysu. I to działa, pod warunkiem, że ten stres nie dotyczy mnie osobiście, indywidualnie. Bo wtedy nie działa raczej. 
Jestem porządnicka, raczej dobrze zorganizowana, estetka. Skrupulatna, dokładna. Zwykle, bo przecież wiadomo że czasem kiedyś coś... Muszę mieć wokół siebie po prostu ogarniętą przestrzeń. Wtedy czuję się dobrze.
Jestem sympatyczna, zwykle uśmiechnięta, do świata przyjaźnie nastawiona. O tym uśmiechu to często słyszę pozytywne rzeczy.
Staram się tak traktować ludzi jak sama bym chciała być przez nich traktowana. Lubię ludzi. Mierzę innych własną miarką i czasem trudno mi uwierzyć, że ich intencje mogą być inne niż moje.
Raczej się nie kłócę, nie wybucham, nie walczę. Jestem empatyczna. 
Jestem dobrym organizatorem. Prywatnie i zawodowo. Potrafię ogarnąć temat, przeanalizować, wprowadzić innowacje, zorganizować na nowo, z pozytywnym skutkiem. Zawodowo jestem w miejscu, którego nigdy nie oczekiwałam i nie przypuszczałam że tak mogę wylądować, a które jest całkiem ok. I tak niech zostanie, bo przesiadek zawodowych limit już chyba wyczerpałam. 
Jestem dyskretna. Z moich prywatnych prozaicznych pobudek. Nie chce mi się potem zastanawiać i stresować czy ten ktoś na pewno nie puści farby dalej. Wolę więc nie mówić nic skoro to ma być tajemnica. 

Więcej chyba nie wymyślę. Bardzo trudno mi się to pisze...
Czyli co? Obiektywnie chyba jest ok.

Ludzie, którzy mnie znają nie mają bladego pojęcia o tym, co się dzieje w mojej głowie. Przecież z zewnątrz nie widać tych wszystkich smutków, rozkmin i ciemnych kłębiących się rzeczy. Przecież patrzą na zwykle uśmiechniętą pozytywną osobę. 



środa, 21 czerwca 2023

41/2023

Skończyłam dziś 54 lata... 
Brzmi okropnie ale to prawda. 
W głębi duszy czuję się na 38, max 45. Czar pryska gdy patrzę w lustro, bo moje ja widzi się zupełnie inaczej. A lustro nie kłamie, lustro mówi prawdę. 
Ta podstarzała 50, której się wydaje że jest 40, to ja. 
Ta zakompleksiona dobra córeczka która przejrzała na oczy, to ja.
Ta okropna córka, niedobra, trzymająca stronę Tatencjusza, to ja.
Ta matka Młodego i Małej, która starała się jak umiała, a i tak mnóstwo rzeczy jej nie wyszło, to ja.
Ta żona, która czuje się tak mało ważna w swoim związku, że czasem wszczyna scysję z byle powodu gdy jej się ulewa, to ja.
Ta kobieta, która wciąż czuje się niedowartościowana i na pewno gorsza, to ja.
Ta starsza siostra, która... nawet nie wiem co i jak to ująć, ale dlaczego nie mamy ze sobą kontaktu do dziś nie wie, a ubolewa mocno i odczytuje jako osobista porażkę, to ja.
Ta dziewczyna, która chce powrotu życia towarzyskiego sprzed czasu pandemii, gdy planowaliśmy weekendy z wyprzedzeniem by dało się wszystko upchnąć, a teraz nikt o nas nie pamięta, to ja.
Ta żona, która widzi, że mąż zaczyna romans z %, która usiłuje coś działać w tym kierunku, ale myśli, że może jednak przesadza, to ja.
Ta kobieta, która chciałaby wiele rzeczy inaczej, ale albo brak jej siły, albo sama myśli, że wymyśla i pewnie cuduje, to ja.
Ta biegająca, która teraz ma prawdziwy problem z aktywnością ruchową, bo różnie to bywa, to ja

Mam 54 i mam szczerą nadzieję na przeżycie ich więcej w dobrym stanie i kondycji, to ja 

piątek, 16 czerwca 2023

40/2023

Jeszcze przed północą a ja już wykąpana w łóżeczku. I spakowana!!!
Brawo ja! Chyba pierwszy raz przy wczasowym wyjeździe. Lepiej późno niż wcale. 😉😀

czwartek, 15 czerwca 2023

39/2023

Tiaaa, pakowanie trwa. Cały czas. Jutro ostatni dzień, więc muszę spiąć pośladki i dokończyć żmudny proces pakowania. Ruszymy w podróż. o 4.30. Tak ustalił szifo-kierowca, więc choćby skały srały będę gotowa, by potem nie słyszeć że mam go w nosie. 
Matencji włączył się stresor, bo tak się akurat składa, że w jednym czasie wyjeżdżamy my z SzM i Rodzeństwo. Pomijam jej pytania czy jedziemy razem, dlaczego nie razem, a czy daleko od siebie, czy się tam odwiedzimy, dlaczego się nie odwiedzamy tutaj itd. Z perspektywy matki rozumiem, bo też boleję nad brakiem kontaktu między moimi dziećmi. Z perspektywy córki i siostry wkurza mnie to na maxa. Widać sobie towarzysko nie pasujemy. Rodzeństwo nie lubi SzM,  SzM nie przepada za jego żoną. Ja też się do niej zaraziłam. Generalnie wyciągaliśmy rękę, inicjowalismy kontakty. Brak odzewu więc ileż można się starać.Jak rodzice umrą to skończymy na kurtuazyjnych życzeniach świątecznych składanych przez telefon. Nie potrafię sobie przypomnieć kiedy byłam u nich ostatni raz. Przykre.
Rozmawialiśmy nawet ostatnio z SzM że w innych rodzinach wygląda to zupełnie inaczej. A przynajmniej tak to wygląda z zewnątrz. Spontanicznie, rodzinnie, jakoś tak razem. A te nasze rodziny, i jego, i moja, takie pokaleczone, rozsypane, osobne. Musimy dbać o kontakty z naszymi dziećmi, niechby się nam one nie rozsypały.

poniedziałek, 12 czerwca 2023

38/2023

Zrobiłam dziś pierwszy krok by przy wyjazdowym pakowaniu nie być jak zwykle w czarnej doopie. Dużym skrótem myślowym pojechałam. Przepraszam. Za wulgaryzm też. Otóż zwykle tak to jest, że przed wyjazdem, zwłaszcza na wakacje, farbowałam włosy. Zbierałam się do tego zwykle cały tydzień, odkładałam z dnia na dzień, tak jak i pakowanie. A koniec był na ogół taki sam... Zwykle startujemy bardzo wczesnym rankiem. I zwykle wyglądało to tak, że cały wieczór pakowałam, sprzątałam, ogarnialam, potem w tak zwanym międzyczasie cała rodzina szła spać, dzieci wiadomo, a SzM bo kierowca, a ja jeszcze głęboko w czarnej nie powiem co, i kończyło się tak, że kole północy kończyłam pakowanie wakacyjnego dobytku, potem w końcu farbowałam włosy, uskutecznilam jakąś mega kąpiel, malowałam paznokcie, a potem już nie warto było iść spać więc szykowałam prowiant (bo kiedyś to i kanapki, i warzywa, i np. kotlety smażone były w naszym menu, ale to mówię o naszej prehistorii, bo teraz to już minimalizm prowiantowy jest), herbatę, kawę i już nadchodził akurat czas pobudki, wyjazdu itd. Okropne to było, ale po prostu musiałam mieć wszystko ogarnięte na maxa. To było silniejsze ode mnie. Taaak, taak, tak, też diagnozuję u siebie spektrum autyzmu 😉, nie tylko Mała się diagnozuje 😀. Ja też. Dzięki niej, nie ukrywam. No i dziś sukces, bo dziś wyprzedziłam samą siebie. Zafarbowalam włosy, a paznokcie mam już zrobione 😀 Trochę też popracowałam nad włosami nożyczkami, tymi od degażowania. Taki łazienkowy salon fryzjerski se uskutecznilam. Zwiekszyłam sobie nieład, bo za porządnie mi na tym łbie było, a ja tak nie lubię. A po wakacjach u profesjonalnego mistrza se machnę kolejne refleksy, a co, se będę żałować. Taka będę.

Cały dzień dziś w pracy byłam wewnętrznie rozedrgana. Pod skórą czułam stres. Nic złego się nie działo, muszę po prostu do wyjazdu wyczyścić biurko, podomykać różne  sprawy. Ale źle mi się pracowało. Podskórnie cały czas czekałam na to, że coś gruchnie. Nie znalazłam przyczyny.
Za to po pracy kolejny raz ścięłam się z Matencją. Nie, ona nie wyzwala we mnie stresa, ani złości. Ona mnie po prostu  i r y t u j e. A to właśnie powoduje moje nerwy. Dziś sama sobie nazwałam to uczucie. Potrzebowałam tego. Nie będę się rozpisywać co i jak, bo nie chcę się nakręcać. Zbieram się by może zadzwonić do tego ich doktora i nacisnąć na konsultację neurologiczną, albo jakaś receptę na leki. Poprawiacz nastroju dla Matencji, plus jakiś specyfik zwalczający zaburzenia poznawcze, kojarzenie, rozumienie i orientację, bo z braku tych rzeczy wszystkie nerwy się biorą. A dla Tatencjusza coś na uspokojenie, bo jej jazdy windują mu ciśnienie w okolice 180-190. Z drugiej strony samą siebie pytam czy może ja nie przesadzam, bo może to ja przewrażliwiona jestem, no i czy ten doktor (prawie ich równolatek) zrozumie o co mi chodzi, czy będzie po mojej stronie...
>>>Tu wykasowałam calą opowieść o oparzonym przedramieniu i maści niezbędnie potrzebnej na tu i teraz, której i tak nie użyła. Skasowałam, bo samo klikanie o tym podniosło mi ciśnienie. 
Może faktycznie ja jestem taką okropną nieczułą córką, która nie ma dla niej serca i trzyma zawsze stronę tego okropnego ojca. 
Zdałam sobie ostatnio po raz kolejny sprawę z tego, że od dziecka wiem że Matencja na wspomnienie swojego rodzinnego domu roni łzy, bo w naszym była i jest tak bardzo nieszczęśliwa. Zawsze powtarzała że jej ojciec to TAK nie robił, bo, wiadomo, był lepszy, bardziej prawy, bo w ogóle u nich, u Matencji znaczy, w domu zawsze było lepiej i bardziej niż w domu rodzinnym Tatencjusza. Rodzina Tatencjusza zawsze była tæ gorszą. No ale kurcze przecież Matencja sama sobie wybrała materiał na męża! Nic jej nie piliło do tego ślubu, bo ja się urodziłam trzy lata po ślubie 😉. Chciała wydostać się ze wsi do miasta i jeszcze trafiła na przystojne ciacho, żyć nie umierać. Jak sobie poscielesz... Ale też od dziecka słyszałam, że był taki inny na horyzoncie, ktory był o niebo lepszy i że po prostu źle wybrała. A prawda jest taka, że ten inny był z tego samego miasteczka, a Tatencjusz był gościem z miasta. I tu jest pies wyboru pogrzebany.
Czy to jest normalne, że każde nasze  Boże Narodzenie kończyło się tym, że Matencja wieczorem na magnetofonie słuchała kolęd, siedziała, wspominała i płakała... No a ja - dziecko, zastanawiałam się co takiego mogę zrobić by jej było lżej, albo czym może ja zawiniłam, że jej jest z nami tak źle...
Najbardziej wkurza mnie świadomość, że ja dopiero teraz dojrzałam do tego by móc postawić granicę, by się nie dać manipulować, teraz dostrzegam i chyba widzę jak to było, a nie jak ona mi wdrukowała. I niestety teraz nie mogę jej tego powiedzieć, zaprotestować, rzucić prosto w twarz, podyskutować, wyjaśnić, bo po prostu ... nie ogarnie. Skończy się na szlochach, płaczu i fochu, bo ona biedna, a ja jak zwykle ta okropna, nie dość że podobna do Tatencjusza to jeszcze niewdzięcznica trzyma jego stronę. 
Bo z prawdziwej Matencji zostało tylko opakowanie. Taka prawda... 

Nie byłabym sobą gdybym nie pomyślała co kiedys będą mi zarzucać moje dzieci, czym ja je skrzywdzilam ...

niedziela, 11 czerwca 2023

37/2023

Piątkowe spotkanie koleżenskie... Cóż taka chyba kolej rzeczy. Widzę po sobie. Już mi się nie chce. Kiedyś wykorzystywałam każdy wyjazd SzM, by zaraz zwołać je wszystkie do siebie. Teraz wolę w ciszy i spokoju posiedzieć przed tv. Po prostu mi się nie chce. Tak, możliwe, że jestem bardziej skupiona na sobie. Możliwe, że po prostu nie chce mi się starać, szykować, a potem sprzątać. Emocjonalnie też mi z nimi nie jest po drodze, bo zbyt rzadko się widujemy. Każda z nas ma swoje życie i niestety nie wygląda to u nas tak jak w serialu. Biorę dzielnie to na klatę, ale świadomość tych zmian nie jest dla mnie fajna. Dodatkowo bardzo kłuje mnie w sercu rozluźnienie, a wręcz zaprzestanie, wieloletnich, jeszcze z czasów szkolnych, kontaktów towarzyskich rodzinnych z JednąOną, z tegoż grona. Cóż, życie...
Sobotę spędziliśmy w domu. Zawirowania pogodowe przekładają się u mnie na migrenowe bóle głowy. O ile jeszcze w sobotę myślałam, że to chyba po piątkowej babskiej imprezie, to dziś w niedzielę utwierdziłam się w przekonaniu, że to jednak pogoda, a nie poimprezowy zespół dnia następnego.
W niedzielę miał być wypad rowerowy i spotkanie rodzinne u Młodych. Wyszło najpierw leniwe przedpołudnie, potem obiad u nas, połączony z deserem i leniwym popołudniem w towarzystwie Małej. Młodzi zdrowotnie zaniemogli i odwołali imprezę u siebie.
Siedzę i oglądam koncert fes_tiwalowy w Opo_lu. Wczoraj też oglądałam. O piątkowym opowiadał mi SzM, bardzo mu się podobal. Nie należę do wielbicieli TEJ telewizji, nie mam o niej dobrego zdania, ale muszę przyznać, że ta festi_walowa impreza im się udała. Naprawdę mi się podoba.
A od jutra odliczam dni do wyjazdu, bo zaczynam pakowanie, tj. kompletowanie minigospodarstwa, bo trochę tak to wygląda. Jedziemy jak zwykle na Wybrzeże, nad morze, jak zwykle z rowerami, no i trzeci rok z rzędu do tego samego ośrodka.
Czy określenie Wybrzeże obejmuje cały rejon nadmorski od Świnoujścia po Piaski? Tak mnie to zaintrygowało. Mamy tam do dyspozycji fajny, wyposażony domek, ale bez posiłków, bo one nas niepotrzebnie ograniczały.
Jak bardzo mi się nie chce pakować i jechać to tylko ja wiem. Czy to zakrawa o pracoholizm, lenistwo czy może jednak starość (lepiej brzmi peseloza)?


piątek, 9 czerwca 2023

36/2023

Babska impreza po długiej pauzie.
...ale to nie jest
 to samo co dawniej.
...bo żadna nie zapytała a co u Ciebie.
...bo lata mijają a my niestety nie jesteśmy wciąż takie same.
Ot co.

poniedziałek, 5 czerwca 2023

35/2023

Kolejna niedziela, kolejny tydzień... I tak się kręci. Tydzień był i się zmył. Nic spektakularnego, nic specjalnego. To i przeżywać nie ma czego. 
Zawsze mówię, że w przyrodzie nic nie ginie, równowaga musi zostać zachowana. Jakiś czas temu przejrzałam swoją szafę. Dojrzałam do tego, że to z ciuchów co ciasne i małe samo się nie zwiększy, a ja póki co się nie zmniejszam więc szkoda by u mnie grzało miejsce skoro może ucieszyć kogoś innego. Puściłam w świat, dałam tym ciuchom drugie życie. No i wiele nie minęło, a i do mnie przyszła dostawa ciuchów, z odzysku. Taki fart. Bardzo lubię gdy TaJednaOna robi porządek w swojej szafie, bo zawsze coś fajnego wpadnie do mojej 😉 Popralam, poprasowalam, nic tylko korzystać. No i od poniedziałku codziennie paraduję do pracy w nowych ciuchach...
Śródtygodniowa wycieczka rowerowa z nową ekipą też była bardzo miła. Na totalnym luzie, bez spiny, po prostu pogaduchy na rowerze.
Weekend
W piątek ciutek rozrywki, SzM umówił nas ze znajomymi. Z tych nielicznych, co to się ostali w naszym gronie towarzyskim. Było miło. 
Sobota minęła spokojnie, na domowych zajęciach. Zrobiłam dżem z truskawek. Bałam się, że mi później truskawkowy sezon ucieknie, a zapas na półce w piwnicy skurczył się bardzo. Trafiłam dobrą cenę to przerobiłam 4,5 kg owocow. W międzyczasie ogarnęłam domowe rośliny, których na szczęście nie mam dużo, i zrobiłam sobie maleńki zielony kącik na balkonie. Miałam nie robić, ale urzekły mnie pelargonie w mocnym różowym kolorze. Zaszłam i kupiłam całe 3 sztuki. Domowe rośliny przesypywalam cynamonem, który podobno zwalcza pleśnie i inne beboki, dosypałam im ziemi. A SzM zaliczył myjnię i zrobił porządek w swoim nowym aucie. Pisałam że się zdecydował na ciut młodsze? Nauczeni doświadczeniem staramy się już nie popełniać tego błędu pt. mamy stare auto, ale wiemy co w nim jest więc jak trzeba to zrobimy jeszcze to i śmo, bo żal sprzedawać. Nie, teraz już wiemy, że warto odmładzać swój stan posiadania.
Niedziela to wycieczka rowerowa pełną gębą. Ponad 80 km. A pogoda była piękna.
Dziś niestety szarość dnia czyli do pracy rodacy. Muszę zacząć się spinać przedurlopowo, bo mnóstwo rzeczy mam jeszcze do pospinania, a urlop już widzę na horyzoncie więc czasu maleńko, a lista rzeczy się wydłuża i jakby nic nie znika, niczego jeszcze nie mogę odhaczyć. Bez takiej zrobionej listy chyba bym zginęła. 

Czas mknie coraz szybciej... Nie dociera do mnie jeszcze to, że w zasadzie odliczam już lata do emerytury. I, co ważne, jest to wartość jednocyfrowa!
Spokoju i mnóstwa czasu Wam życzę.

niedziela, 28 maja 2023

34 / 2023

Weekend był rodzinny, bo ...
Czas dla mamy z córką czyli jak to mówi Mała/Młoda chillowanie. Filmy lekkie i przyjemne, fajne jedzenie, domowe spa, pogaduchy, a nawet cisza, milczenie, fajna muza relaksacyjna, po prostu bycie razem. Święty czas. Mogłam pooddychać jej przestrzenią, popatrzeć tu i tam, zobaczyć jak sobie radzi, jak działa, jak się zorganizowala. To była sobota i poranny kawałek niedzieli. SzM miał wieczór solo 😉 A reszta tej niedzieli to był czas dla naszej rodziny. Dobrze to Młoda wymyśliła.  Cokolwiek by nie było co miesiąc po kolei u każdego spędzamy razem popołudnie. I tak się dzieje. Wszyscy tego pilnujemy. Dzięki temu mamy ze sobą stały kontakt, my z nimi, a oni ze sobą. Widzimy się ostatnio nawet częściej, ale terminy naszych spotkań rodzinnych wciąż obowiązują.
A jutro znowu do pracy, ale pocieszeniem jest świadomość, że  do naszego wczasowego wyjazdu mam już mniej niż miesiąc. SzM zastanawia się czy nie zabrać z nami kota. Zastanawiamy się co jest, lub będzie, dla naszej kotki większym stresem. Opcja nr 1 to podróż autem nad morze i potem dwa tygodnie w nowym miejscu, najprawdopodobniej cały czas w szelkach i na smyczy, z prognozą, że w ciągu dnia będzie raczej sama w domku, bo ściągamy zwykle koło 18, 19. Opcja nr 2 to jak zwykle dwa tygodnie w domu na znanych śmieciach, ale sama prawie cały czas. Jedyne towarzystwo to rano i wieczorem Młody, bo przychodzi dawać jej jedzenie, chwilę posiedzi, pomizia, wyczyści kuwetę i znika.



poniedziałek, 22 maja 2023

33/2023

Za mną aktywna niedziela spędzona w gronie już dawno nie widzianym, na ...kibicowaniu. Ależ miałam frajdę! To był bardzo fajny dzień. Dość wyczerpujący, bo dziś w pracy ledwie żyłam, ale był naprawdę fajny. SzM został w domu, nie chciał z nami i przyznam szczerze, że to była dobra decyzja. Każde z nas musi mieć trochę swojej przestrzeni. No nie wiem czy tak każde, ale ja na pewno. 😉 A jak u Was? Papużki nierozłączki czy każde sobie rzepkę skrobie?

sobota, 20 maja 2023

32/2023



Przykro mi bardzo lepszej dokumentacji foto nie będzie 😉 przepraszam. Włosy są ścięte do ramion, wystopniowane, żeby się ładnie układały. Jest mi zdecydowanie lżej i wygodniej. Jaka to ulga gdy robisz kucyk, spinasz gumką na czubku głowy i już nie masz tego uczucia, że kucyk wyrywa ci cebulki ze skóry, bo jest ciężki. Włosy ładnie się same układają. Co do koloru to nie tak szybko. Na początek mam drobniutenkie refleksy, których praktycznie nie widać, ale sprawiają że ciemny czekoladowy brąz już nie jest taki ciemny. Rzeklabym że o jest o ton, a nawet dwa jaśniej. Na zdjęciu nie ma różnicy, bo ciężko to uchwycić. Podobno będzie się robić jaśniej przy myciu, bo są stonowane, cokolwiek by to nie znaczyło 😉. 
Tak w ogóle to ja mało wyedukowana w temacie prac fryzjerskich jestem. Wyobrażałam sobie że najpierw będzie cięcie z długości, potem cięcie do fryzury, potem farbowanie już obciętych włosów czyli odrosty i farba na całe włosy (i tu miałam chytry plan by to była farba już jaśniejsza) i potem dopiero te refleksy. No i zonk. Było inaczej. Najpierw szybkie proste skrócenie tak, o tyle o ile, na oko. Poszło że 20 cm. Potem została nałożona farba, ale tylko na same cieniuteńkie pasma czyli refleksy, pozawijane w folię aluminiową. Potem znowu farba, ale tym razem tylko na odrosty, wszystkie. I tak minęła godzina. Potem był mój czas oczekiwania, grzebania w telefonie i znowu pracę fryzjerskie tj. najpierw odwijanie, płukanie, mycie, potem stopniowe wcieranie po kolei różnych cudów co chwilę inaczej pachnących (po zapachu wiem że było ich kilka), znowu mycie, jakaś odżywka i tak już minęła druga godzina. Potem było rozczesywanie i moje zdziwko, że te mokre włosy są wciąż ciemne tak jak były, no i gdzie te refleksy? Potem była praca z nożyczkami, pasta do loków, suszarka na wolnych obrotach z dyfuzorem (bo prostowaniu i modelowaniu mówimy zdecydowane krótkie nie, chcemy skrętu naturalnego). I koniec. 3 godziny przy jednej głowie...
Jest ok. Przed wczasami farbnę sobie sama odrosty bo na pewno będą i może dopiero po powrocie, a  nawet pod koniec wakacji pójdę do fryzjera po kolejne jasne pasma. Może nawet skrócę bardziej długość 😉