Kryzys minął. Przyznam szczerze że straszna to była noc. Przegapiłam ten moment gdy przymykały mi się oczy, potem cały czas gonitwa myśli, wewnętrzna żałość, sama się powoli nakręcałam, ale to było silniejsze ode mnie. Zasnęłam koło 4 nad ranem. Wstałam jak zombi, a do pracy iść było trzeba. W tak zwanym międzyczasie głęboko przemyślałam temat, przerobiłam go sama że sobą. Doszłam do tego, że ten dramat w mojej głowie powoduje:
- świadomość mijającego czasu, bo przecież młodsza na pewno nie będę, a wyprowadzka dzieci, zwłaszcza młodszego dziecka, to taki etap, który mówi, że skoro dzieci są samodzielne to znaczy, że rodzice już są w zaawansowanym wieku;
- irracjonalne poczucie straconego czasu, że niby mogłam ten czas gdy dzieci były w domu, gdy były młodsze, małe, to mogłam ten czas spożytkować z ukierunkowaniem bardziej na dzieci, a ja np. sprzatałam. Może jestem zbyt surowa dla siebie, ale mam wrażenie, że jestem jeszcze ze starej szkoły wychowania tj. rodzic mówi, tak ma być czyli w ogromnym skrócie w świecie dorosłych dziecko jest niejako dodatkiem. Teraz dziecko gra rolę główną. Nie potrafię tego dobrze wytłumaczyć. Kojarzy mi się sytuacja gdy znajomi umówieni z nami na jakiś wspólny masowy piknik czy wizytę, już nie pamiętam szczegółów, ale nie dotarli i wytłumaczyli to mówiąc, że "Córka nie chciała iść", a córka ich była wtedy chyba pięciolatką. Zapamiętałam to bardzo, bo w mojej głowie taka sytuacja wydała się dziwna. Zbieramy się, idziemy i tyle. Nikt nie pytał mojego pięciolatka czy chce iść. Idziemy to idziemy. Czy byliśmy złymi rodzicami?
- zwykły rodzicielski strach o dziecko, które w mojej świadomości jest małe, nieporadne itp., mimo, że za kilka dni świętować będzie 23 urodziny. Jest tyle złych rzeczy na świecie, które mogą ją spotkać, że naprawdę jest się o co bać 😁;
- menopauzalna burza hormonalna, choć okresu nie mam już od chyba dwóch lat, ale poty i fale gorąca jeszcze się zdarzają, niestety;
- strach przed utratą kontaktu spowodowany podświadomym poczuciem winy, i tu w pas się kłania syndrom grzecznej córeczki. Skoro ja w ramach zdrowego egoizmu nie daję się manipulować Matencji, co mimo wszystko wyzwala we mnie stres, lęk, dyskomfort, to na pewno spotka mnie za to kara. Bo ja wiem, że Matencja bardzo by chciała bym przyjeżdżała do nich nawet co dwa dni, o ile nie codziennie, kiedyś byłam bardzo często, ale ich wzajemne relacje i monotematyczność rozmów z Matencją (bo on to śmo i owo, a ja jemu tamto i owamto) dawały i dają mi bardzo w kość, więc w trosce o swoje zdrowie psychiczne ograniczam kontakty. I pewnie spotka mnie to samo... 😁;
- poczucie winy? No bo jeśli dziecko wyprowadza się by wić wspólne gniazdko, życie, ze swoją połówką, dzieląc koszty utrzymania na pół, to ma to sens. Natomiast fakt chęci wyprowadzki Małej, decyzja o samodzielnym wynajmowaniu z automatu włącza mi myślenie, że pewnie tak bardzo jej tu źle, że woli dopłacać ale być sama, tj. bez nas.
Edit - upatrzone mieszkanie już zostało wynajęte. Szukamy dalej... 😁😁😁😉
Chyba powinnam nad sobą trochę popracować. Wpadł mi w oczy dobry cytat, który mówi, że trudno się uśmiechać kiedy wszystko w środku wyje. Znam to uczucie. Często tak mam.
- - -
Ostatnio oglądałam O wszystko zadbam. I straszne i śmieszne. Ale oglądało się fajnie.
Contratiempo. Kino hiszpańskie. Bardzo mi się podobał.
Obejrzelismy dziś Pętlę Vegi. Masakra. Szczerze się zdziwiłam, że młody Antek K. zgodził się tam zagrać. A ta Pani Prokurator, blondynka znaną mi z Kobiet Mafii... Qrcze, ja myślałam, że ona w tych Kobietach to miała na twarzy charakteryzację do roli, a ona tak po prostu już ma. Sprawdziłam jak ona się nazywa to Katarzyna W.... e.
I potem jeszcze obejrzałam, z prawdziwą przyjemnoscią posluchalam dialogów Meryl Streep i pozostałych w Niech gadają. I już wiem, że teraz gdy będę patrzeć w niebo to będę się zastanawiać czy na pewno widzę gwiazdy...