Stali bywalcy :)

sobota, 27 marca 2021

39 / 2021

Złapałam się dziś na myśli, że w zasadzie to oboje z SzM nic nie musimy. W sensie życia prywatnego. Co sobie zaplanujemy to robimy, nie musimy już pilnować by wracać na czas, bo dzieci to, śmo czy owo. Pamiętam, że kiedyś na wakacjach z nastoletnią Małą też mnie to tknęło. Teraz nie wakacje, ale dziś tak mnie oświeciło. Przedtem jeszcze ustalaliśmy godziny powrotów z Małą, teraz już nie mamy z kim.

Zaliczyliśmy dziś wycieczkę rowerową. Pykło nam 40 km, ale oboje byliśmy po powrocie zmęczeni. To byzł aktywny dzień. Mycie okien i sprzątanie z pauzą na wycieczkę rowerową, a po powrocie szybkie placki ziemniaczane z nowego nabytku, który robi wszystko, i ciąg dalszy sprzątania, potem jeszcze prasowanie i w końcu zaleglam. 

Pisałam o Kawalerze Małej, że z tej mąki chleba nie będzie? Pisałam. Otóż wszystko wskazuje na to, że jednak nie będzie. Czekam na bliższe info, ale póki co wiem, że Mała jest singielką. Martwię się o jej psyche.

Święta... Nieświęta... Porządki i remanenty zrobiłam gdy Mała się wyprowadzała więc teraz nie ma potrzeby. Okna, prawie wszystkie, umył SzM, ja tylko w kuchni. Firanki wiszą, pranie wyprasowane, kilka rzeczy na liście jeszcze do zrobienia, ale niekoniecznie przed Świętami. Spoko luz. Niestety na Święta nie zapraszamy ani Teściów, ani rodziców. To raczej decyzja SzM, a ja się do niej przychylam. Choć szczerze mówiąc zgarnęłabym ich wszystkich chętnie do nas, ale nie mam pewności, że nie będzie potem jakiś covidowych konsekwencji z takiego świętowania w licznym gronie. Jeden taki nasz znajomy, który nierozważnie zdecydował się na prywatny wyjazd imprezowy z ekipą z pracy jest właśnie w izolacji. Więc wolę dmuchać na zimne.

Stosunki małżeńskie moich rodziców to temat na dramat. On mówi mało, jak powie to w pięty idzie. Ona nadaje cały czas. Jest cała w pretensjach, żalu, złości i frustracji. Mowi do niego tonem tak pełnym złości, nienawiści, że prawie widać jak iskry idą. Nawet jeśli mogłam kiedyś myśleć o tym, że może mi się wydaje i przesadzam to teraz ostatnio niezależnie od moich przemyśleń powiedział mi o tym sam Tatencjusz. Udało mi się doprowadzić sprawę jego aparatu sluchowego do końca. Tatencjusz zaopatrzony, zadowolony i co ważne, nosi i używa. 



11 komentarzy:

  1. Widzisz teraz, jak jest dobrze, gdy ptaki ;))) wyfruną z gniazda!
    A rodziców współczuję - znam ten ból, bo z moimi było tak samo, dopóki Tata nie zachorował. A potem już było tylko gorzej.
    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, powoli pojawiają się plusy tego pustego gniazda 😁
      Rodzice, cóż, widać "lepiej" już było...

      Usuń
  2. Jestem pewna, że jeszcze nie raz będziesz zadowolona, że jesteście tylko we dwoje!
    A Twoi Rodzice pewnie inaczej nie umieją, więc w tym względzie nie ma mowy by cos się zmieniło na lepsze. Jak to mówiła jedna moja psiapsiółka:"czas było przywyknąć"!
    A o Mlodą jakoś się nie boję! 😃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W temacie Młodej to ja mam z tyłu głowy taki lęk. Jest mądra, rozsądna, ale z terapią w swojej historii i to nie daje mi spokoju...
      Rodzice, cóż, powinnam przywyknąć...

      Usuń
  3. Tak też było z moimi rodzicami. Całe życie darli ze sobą koty... a raczej mama głównie, ojciec się wolał nie odzywać. Święta były przez tę napiętą wiecznie atmosferę okropne, uciekaliśmy najszybciej, jak się dało.
    Nauczyło mnie to, że lepiej samemu niż w złym towarzystwie, niezależnie od słynnej szklanki wody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ukrywam, że obecność rodziców na wszelkich uroczystościach wprowadzała element dreszczyku. I to zazwyczaj w kontekście Matencji. Czym mu dowali, czym nas zaskoczy... Straszne to jest.
      To jest pozytywny minus lickdownu dla nas 😁

      Usuń
  4. Niefortunnie to się Małej teraz zdarzyło - przeprowadzka, nowe, swoje miejsce, i jeszcze nadchodzące święta - niby nic wielkiego, ale może jej być przykro. Takie życie - poprzedniemu Kawalerowi, jeżeli dobrze pamietam, to ona powiedziała „dziękuje, to już wszystko”. Da sobie radę, łże potrzebować wsparcia od Ciebie, na które przecież może liczyć.
    🌞

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym związku też już przerobili "do widzenia" z jej strony. Tym razem padło z jego. Ale chyba dramatów nie ma. Obym nie zapeszyla. Generalnie i tak mało się widywali z uwagi na odległość.

      Usuń
  5. Jak syn wyfrunął z gniazda, to się cieszyłam, bo zapanowała w domu cisza i spokój (córka z synem zawsze mieli sobie coś do powiedzenia, nie koniecznie miłego).
    Jak córka się wyprowadziła, było już nieco gorzej, tęskniłam za nią, no bo przez 25 lat była zawsze za ścianą. Szybko jednak się okazało, ze to jest całkiem fajna sytuacja.
    Za dzieci się życia nie przeżyje, muszą oni sami. Trzeba pomagać, ale jak o to proszą, samemu nie warto wychodzić przed szereg (osobiście sprawdzone kilka razy).
    Młoda da sobie radę, a przy okazji zobaczy jak wygląda i smakuje prawdziwe, dorosłe i samodzielne życie.
    Co do Matencji, ja ją trochę rozumiem.
    Tatencjusz bardzo ją zranił, sama o tym kiedyś pisałaś.
    Wygląda na to, ze Ty i Twoje rodzeństwo udajecie, ze nic o tym nikt nie wie, nic się nie stało i się dziwicie dlaczego Matencja taka zgryźliwa.
    A co ona ma zrobić? o krzywdzie nie potrafi zapomnieć, a odejść od Tatencjusza nie może, bo nie ma źródła utrzymania.
    Gdybym była w jej sytuacji to bym sobie w łeb palnęła.
    Bardzo mnie natomiast dziwi sprawa, dlaczego nigdy nie chciała pójść do pracy i się usamodzielnić. To był jej wielki, ale chyba jedyny błąd.

    OdpowiedzUsuń
  6. A propos pracy Matencji zrobiłam wpis, bo się rozpisałam 😁

    OdpowiedzUsuń
  7. Napisalas:
    "Wygląda na to, ze Ty i Twoje rodzeństwo udajecie, ze nic o tym nikt nie wie, nic się nie stało i się dziwicie dlaczego Matencja taka zgryźliwa"
    Nie udajemy, wiemy, ale wielokrotnie tłumaczyliśmy już id wielu lat, że aby funkcjonować w miarę normalnie w związku z którego nie zdecydowała się wyjść, odejść, to powinna odciąć przeszłość grubą kreską, a nie ciosać kołki na głowie Tatencjusza przy byle okazji, a nawet bez.
    Dziś sprawa jest już stracona. Wiem. Kiszą się oboje w tym sosie, który sobie przygotowali.

    OdpowiedzUsuń