Stali bywalcy :)

czwartek, 31 grudnia 2020

69 / 2020

To był okropny rok. 

Pracowo, zawodowo. 

Na szczęście nie spotkały mnie, nas dramaty rodzinne i inne takie, ale pod względem pracy był okropny.  No może rodzinnie to to, że przenieśliśmy termin wesela Młodego i Panny 😉

Chociaż... gdyby tak popatrzeć na to wszystko z innej strony... Było ciężko i okropnie, ale dałam radę. Pokonałam to wyzwanie losu. Ależ to brzmi... Ale tak było. Gdyby mnie ktoś zapytał wcześniej czy dam radę, zaprzeczyłabym. Nikt mnie nie pytał, stanęłam z wyzwaniem twarzą w twarz i powiem szczerze wiedziałam, że muszę dać radę, że dam, podołam, lękałam się tylko o swoje zdrowie i o psyche. Poznałam siebie z innej strony. Taki test, chciałoby się rzec. 

Kończy się ten rok niejako utwierdzeniem mnie w przekonaniu, że awans to mam w kieszeni. No prawie. No i mam uczucia mieszane... Bo tak. Dopiero co poczułam się już zasiedziana po pracowej przesiadce kilka lat temu. Okrzepłam w nowym miejscu. Weszłam w temat, zrobiłam porządek, uzupełniłam zaległości, zorganizowałam sobie wszystko, nawet biuro, mając świadomość, że to już do emerytury. A tu zonk! Znowu przesiadka, znowu nowe. No i... Kompletnie nie ogarniam jeszcze nowej pracowej rzeczywistości i będę się uczyć od podstaw. Pocieszające jest to, że znowu mam mocne wsparcie, bo ktoś we mnie wierzy i mówi otwartym tekstem, że trzeba wykorzystać mój potencjał i kompetencje, a reszty się nauczę 😉. Miłe to jest, nie powiem. Myślę, że koroniasty kryzys utwierdził szefostwo w swoim wyborze. Szczerze mówiąc gdyby nie większe pieniądze to chyba bym się nie zdecydowała. Patrzę na to realnie, przesiadam sie by mieć wyższą emeryturę. I mam szczerą nadzieję, że za rok, dwa powiem że przyjęcie tego awansu to była dobra decyzja. Ostatnio przemknęła mi taka myśl, że optymalnym rozwiązaniem by było gdyby się okazało że SzefWszystkichSzefow ma inne zdanie i inną osobę na ten awans. Wówczas bez wyrzutów mogłabym powiedzieć, że cóż, chciałam, ale nie wyszło 😁😉

Rodzinnie

Tatencjusz miał już kilka krwotoków z nosa, skacze mu ciśnienie. Nie chcę być prorokiem, ale podskórnie bardzo się boję. Generalnie to za każdym razem gdy dzwoni domowy telefon później niż godz. 21 to mam schizy, że coś się dzieje. Bogu dzięki póki co rodzice są samodzielni i nie potrzebują opieki. Ale boję się, że za ten czas swobody i beztroski przyjdzie rachunek. Że dostanę w łeb, nie wiem tylko kiedy i jak. 

Matencja porusza się tylko po domu, na dalsze wyprawy tylko autem, nie da rady przebyć długich odcinków. Jak braknie Tatencjusza to zostanie uziemiona. 

Młody z Panną żyją chyba dobrze. Z uwagi na koronę nie widzimy się zbyt często. Może to i dobrze. Ich obecność źle na mnie wpływa. Serio. Poza tym wiem już, że mają zdecydowanie inne standardy porządkowe niż my 😉 poza tym sprawili sobie maleńkiego kundelka, który mały nie będzie, ale mają móc radości i się cieszą. W tak zwanym międzyczasie najpierw przenieśli planowane wesele na rok kolejny, a ostatnio wspominali coś, że rezygnują z wesela na rzecz rodzinnego obiadu. A co będzie to się okaże. 

Mała, obroniona licencjacko, obecnie pracująca studentka zaczna. W związku trochę na odległość, jakieś 160 km w jedną stronę. Póki co Mala mieszka z nami 😁 Kawaler aktualnie jest u nas w gościach. Psychicznie się podreperowala, tak mi się wydaje, tak ją odbieram. Jest pod opieką specjalisty, po terapii grupowej, w trakcie indywidualnej, leczona farmakologicznie. Nasze relacje w ciągu tego roku zdecydowanie się poprawiły. Polepszyły. Aczkolwiek przyczepiłabym się do kilku rzeczy, ale póki co przymykam oko na to nie włączanie się do prac domowych. No i ja, my jesteśmy już trochę wyedukowani w temacie tych lęków. Nerwica lękowa tak się nazywa. 

SzM... Znalezliśmy obszary wspólnych działań. Rowery, wycieczki piesze, umiarkowana aktywność fizyczna. Chcę się nam razem😉 Ubolewam nad tym, że niestety rzadko oglądamy razem filmy, bo mamy różne upodobania. Bardzo mnie drażni jego przejmowanie się sceną polityczną, emocjonowanie się która strona sceny politycznej co zrobiła, powiedziała. I to jego wieczne narzekanie... na kierowców na drodze, na polityków, na Polaczków, na Grażyny i Januszów biznesu... Już mu kilka razy zwróciłam uwagę, że za dużo marudzi. Poza tym jest ok, czasem mnie wkurza, drażni i irytuje, a czasem nie i lubię z nim sobie na spokojnie pomilczeć 😍

Ja... kompletnie nie kumam, że jestem już starszą Panią po pięćdziesiątce (no żeby nie było - nie tak dużo znowu po), której do emerytury zdecydowanie bliżej niż dalej. 

My... Mamy teraz fajny czas, dzieci odchowane, dorosłe, rodzice jeszcze nie wymagający opieki, czyli ok. Życie bez trosk, zobowiązań i dramatów. I finanse też są calkiem ok. 

I tak niech zostanie...

Postanowienie na Nowy? 

Wrócić do biegania, zgubić 10 kg, a przynajmniej wrócić do cyferki 7 na początku 😁. 

Zadbać o siebie nawzajem i iść do przodu. 


Ufff... Czy ktoś dotrwał do końca tego wpisu?

A tak w ogóle to zajrzałam tu na momencik żeby napisać Wam 

WSZYSTKIEGO DOBREGO W NOWYM ROKU 🥰


PS

Jesli to czytasz to należy Ci się Odznaka Wytrwałego Czytacza. Gratuluję 😉


Włączył mi się dziś tryb kuchenny; ciasto krówka, deser z ananasem i pierogi z przepisu Iksińskiej, jedne z grzybami, drugie z odmrożoną wigilijną kapustą z grzybami, a z resztek paluchy z kminkiem 😉




piątek, 25 grudnia 2020

68 / 2020

Pozostając w temacie Świąt... Podczas takich ostatnich przygotowań, przy nakładaniu potraw na półmiski Mała zaczęła się zastanawiać czy wszystko ok, bo coś zapachu nie czuła, nie że wcale, ale jakoś delikatnie... 😁 Poszły w ruch wszystkie testerowe rzeczy, od Domestosa, przez zmywacz do paznokci na occie skończywszy. Smak był bez zarzutu. Internet powiedział nam, że przy koronie występuje utrata i węch i smaku. Poza tym coś tam lekko czuła. Postanowiliśmy wiec jednak gości przyjąć, podejść na spokojnie do tematu. Nim przyszli goście tj. Młody z Panną, Mała wydmuchała nos i zrobiło się ok. Ale te pół godziny to lekki dramat był i zagwozdka na maxa 😁

Panikowałam w głębi duszy, że Matencja bardzo się zdołuje przy tej wigilii na odległość, myślałam, że Tatencjusz zje i zawinie kitę przed TV i tyle go widzieli. Że Matencja się rozpłacze... 

Okazało się, że rozpłakała się Tesciowa. Ale też była zadowolona. 

Zapowiedzieliśmy się, że jedziemy, Matencja i Tatencjusz czekali z symbolicznym opłatkiem, wszystko na odległość, w maseczkach. Zrobiłam im dość specyficzny prezent, który nie ukrywam kosztował mnie masę pracy, ale warto było. Fotoksiążka, piękna, duża, gruba, wydanie albumowe, a4, jak profesjonalny album foto 😉. Przejrzałam wszystkie ich domowe zdjęcia, od małego do teraz, także nasze domowe, w kompie i w telefonie; te wybrane zeskanowałam, podretuszowalam jeśli tego wymagały. Zrobiłam swój projekt ksiazki/albumu, gdzie układałam foty w logiczną chronologiczną całość, zostawiając wolne kartki na przyszłość, bo przecież to nie jest rozdział zamknięty. Nie podpisywałam zdjęć, żeby uniknąć wtopy 😉 Powiem szczerze bardzo mi się podoba i liczę na to, że kiedyś do mnie wróci 😁 Zapowiedziałam, że upominek świąteczny mogą otworzyć dopiero po kolacji. Są zachwyceni 😁 Szczerze powiem, byłam pewna, że Tatencjusz przejrzy na szybciora, a Matencja będzie analizować. Okazało się, że analizowali, przeglądali i wspominali oboje, a nawet Tatencjusz jeszcze sam. Myślę, że efekt osiągnęłam.

Zrobiłam też drugą, zdecydowanie mniejszą, dla SzM, gdzie wrzuciłam foty z jego albumu rodzinnego, których wiele nie ma, ale walają mi się w kartonie ze zdjeciami. Połączyłam je ze współczesnymi np. rodzeństwo jako dzieci i jako teraźniejsi dorośli. A mają takie foty nieskromnie powiem tylko dzięki mnie, bo pilnowałam by im je cyknąć 😉To był upominek pod choinkę. Szczerze powiem nie wiem czy trafiony 😁

Lubie fotoksiążki. Może w poprzednim życiu byłam dokumentalistą, fotografem, skrybą... Pierwszą zrobiłam dla Młodego na 18 urodziny. Dla Małej / Młodej nie zrobiłam, bo od mniej więcej gimnazjum wszystkie foty z jej wyjazdów, imprez itp. to już foty cyfrowe, które są u niej gdzieś na dysku. Ale obiecałam sobie, że przyjdzie na to czas...


67 / 2020

 Jak to określiła Mała tegoroczne Święta są fajne, bo bez spiny. Bo nawet nie wiemy jak bardzo się spinamy gdy na świętach są goście. Jest nerwowo i pospiesznie. A w tym roku lajcik.

Dla kogo lajcik dla tego lajcik... 

Zawsze tak mam, że opanowane, zaplanowane wszystko, a potem się okazuje, że brak mi jednego dnia, latam z motorkiem w tyłku do białego rana. W tym roku miało być inaczej. Miało. Dzień przed wigilią od rana ból głowy, wzięłam w pracy prochy i trochę przeszło, po pracy szybkie ostatnie zakupy z SzM, a po powrocie do domu poczułam obręcz na głowie i totalny spadek sił, bezwład ciała, niemoc. Poszłam się położyć na chwilkę. A była 18.00... No i obudziłam się o 21.30 😁 W międzyczasie SzM działał w kuchni w ramach swoich zadań. Owszem umył po sobie wszystko, wypił zasłużonego drinka, tak twierdzi, i drzemał przed TV, bo ja przy próbie wybudzania mówiłam że zaraz wstanę i wszystko "swoje" zrobię. I tak ze trzy razy podobno... 😁 ale jak stanelam w drzwiach kuchni... To ręce mi opadli, obie. Na blacie kuchennym po prostu nie było kawałka miejsca. No i koniec końców najpierw bajzel kuchenny, potem szybki przegląd mieszkania, tak by Mloda mogła spokojnie rano ogarnąć, jeszcze ostatnia pralka do puszczenia, powieszenia, żeby szybko wyschło i przez Wigilie nie wisiało (ale przecaś nie jesteśmy przesądni, o nie, nie), no i kulinaria plus przygotowanie zestawów cateringowych dla Dziadkow. A pod sam koniec roboty zorientowałam się, że jeszcze muszę farbę na włosy, no i tak walczyłam, że do łóżka kładłam się o 4 nad ranem. Dramatu nie było, bo spałam przecież po południu, ale rano do pracy trza było wstać. Pomógł mi zdecydowanie kot fundując gównianą niespodziankę w łóżku. To taka dodatkowa atrakcja, która kasuje wszystkie przesądy 😁

Ustaliliśmy, że nie zapraszamy Dziadków na wspólną Wigilie, ale zadbamy by mieli ją smaczną i nie czuli się osamotnieni. Więc pojechaliśmy w trójkę i z kolęda na ustach dostali od nas życzenia, upominki pod choinkę i jeszcze ciepłe zestawy cateringowe od barszczu, przez uszka, pierogi, ryby, kapusty, mięso upieczone na świąteczny obiad, po kompot, ciasto, opłatek i jemiołę. Bo bez jemioły cały rok jest goły 😁 Szybka fota na pamiątkę i wróciliśmy do domu szykować naszą wigilię. I gotowi byliśmy pół godziny przed czasem. Czyli luz, blues, bez spiny... 😁

czwartek, 24 grudnia 2020

Wesołych Świąt 😁

 Wszystkim zaglądającym życzę spokojnych, zdrowych, radosnych...

I szybkiego powrotu do normalności nam wszystkim bez wyjątku 😁

A w Nowym Roku samych dobrych kart od losu ❤️❤️❤️


Anonimka

sobota, 19 grudnia 2020

66 / 2020

Krzątam się po domu i dumam... W tym roku kilka razy zadano mi pytanie co chciałabym dostać w prezencie. I powiem szczerze, że mam i miałam poważny problem z odpowiedzią. Niezależnie od tego czy idzie o rzeczy praktyczne czy nie. A wyjazdy odpadają z racji rzeczywistości koronowanej. Nie potrafiłam wymyślić rzeczy, z której bym się tak naprawdę ucieszyła, która sprawiłaby mi radość. I nie ma tu nic do rzeczy za jaki pieniądz miałaby to być rzecz. No, może w granicach rozsadku 😉, bo nowe auto, czy dom odpada, a na zmianę rzeczywistości nie ma szans zdecydowanie. Zlotej rybki póki co nie złapałam, czego szczerze żałuję 😁

A jak to wygląda u Was? Znacie swoje potrzeby, marzenia? 

środa, 16 grudnia 2020

65 / 2020

Idą Święta, a mnie się wcale nie wydaje...

W sobotę z rozpędu machnęłam okna, mimo że planowałam ich nie myć. Zmieniłam nam pościel, ogarnęłam chałupkę, potem zrobiliśmy porządek w naszej maleńkiej piwnicy, przytargaliśmy kartony z serii Boże Narodzenie i choinka już stoi. Nawet mi się nie chciało wieszać tylu ozdób, więc w tym roku jest jakby uboższa niż zwykle.

Z satysfakcją dochodzę do wniosku, że mamy tak urządzone mieszkanie, że sprząta się łatwo i szybko. A szafki w środku, szkło i inne sprzątam na bieżąco więc nie widzę potrzeby by teraz latać z szaleństwem w oku i ścierką w garści. 

Kulinarnie zaczniemy walczyć chyba w poniedziałek. Po raz kolejny mam postanowienie by nie robić za dużo, mam nadzieję, że tym razem się uda go dotrzymać. 

Upominki też już szczęśliwie w domu, albo jeszcze w drodze do Paczkomatu 😉

Mam cały czas mieszane uczucia co do Wigilii i tych Świąt. Bo nie będzie u nas seniorów, tj. Teściów i moich Rodziców. A ja mam zagwozdkę czy dobrze robimy, bo może to ich ostatnie Święta, kto wie, są wiekowi (80, 77, 86) i nie wiadomo co przyniesie im los... I nie wiem czy bardziej nie przeżywam tego ja niż oni. Bo z tego co mówią to wszystko rozumieją i wiedzą, że tak trzeba. 

Ostatnie dni to też stres. Bo Tatencjusza miał bardzo mocny krwotok, którego nie dali rady opanować, wezwali pogotowie po obowiazkowej konsultacji, czy wręcz namowach, ze mną. W międzyczasie ciśnienie wzrosło na maxa, zaczęło krwawić oko, no nie wyglądało to fajnie. W szpitalu ustabilizowali ciśnienie, zrobili podstawowe badania, ekg i nad ranem odwieźli do domu.

Ja cała noc w stresie, bo do szpitala nie wejdziesz, nie sprawdzisz, nie dopytasz, więc niby śpisz, a niby myślisz i zastanawiasz się co tam się dzieje. No dramat to był. 

No i tak na bieżąco to tyle by było... Lecę zajrzeć co tam u Was...