Stali bywalcy :)

niedziela, 30 stycznia 2022

9 / 2022

Potyczki rodzinne

Miałam plan wyciągnąć SzM na kawę do Młodego i JuzNiePanny. Dowiedziałam się, że on, SzM znaczy się, nie ma ochoty się z nimi dzisiaj widzieć. I tyle. Z jednej strony rozumiem. Z drugiej strony szlag mnie trafił, bo ja muszę zrozumieć, że SzM po prostu nie ma ochoty, a ja na jego wycieczki powinnam być zawsze na tak. Cóż. Całe życie człowiek się uczy. Argument pt. Po prostu nie mam ochoty bardzo mi przypadł do gustu. 

Przekimaliśmy caluteńką niedzielę na kanapie przed TV. Tym razem ja wybierałam i nie dałam się przegonić. 😁 Bo gdzie jest napisane, że to ja mam się przenosić do innego (czyt. mniejszego) TV? Oglądaliśmy The Fall czyli Upadek. Niby fajny, ale ciągnie się niemiłosiernie. Wszystkiego razem są 3 sezony. Jestem w czwartym odcinku drugiego. Całkiem możliwe, że oglądając sama zrezygnowałabym po kilku pierwszych odcinkach, ale w myśl zasady kto ma pilota ten ma władze, trudno mi było się od niego odkleić, no i troszkę mnie wciągnął.

I proszę, był styczeń, jutro mamy koniec stycznia; był weekend, dzisiaj mamy koniec weekendu. Życie. 

8 / 2022

Ani się człowiek obejrzał i kończy się pierwszy miesiąc tego Nowego Roku. Zapinkala ten czas jak głupi. 

Pracowo ułożyło się wszystko ok, Nowa-Ja wróciła do pracy szybciej niż myślałyśmy więc dramatu nie było. A ja... Chyba już okrzeplam na nowym miejscu, ogarnęłam nowe tematy i miejmy nadzieję, że przez najbliższe 10 lat juz nie będę się przesiadać zawodowo. Kiedyś przeczytałam że dla zdrowia psychicznego i jakości pracy powinniśmy zmieniać pracę co 7 - 10 lat. No i moje życie zawodowe łapie się w te widełki. Szkoła/studium i po szkole 10 lat w zawodzie w miejscu A. Potem rok (niestety nie w zawodzie, ale taki to był czas) w miejscu B. A potem przyszłam do miejsca C... . Najpierw ok. 10 lat w zawodzie. Potem przesiadka nr 1 i znowu szkoła/studia/kursy i ok. 10 lat w przesiadkowym zawodzie. A potem tzw. awans wewnętrzny i przesiadka nr 2. Teraz tak jak przy poprzedniej przesiadce, też szykuję się na pracę do emerytury, myślę przyszłościowo, tak też podchodzę do tematu ogarniania. A co będzie los pokaże. Póki co walczę dalej.

Pogoda fatalna więc odpuściliśmy wycieczki i snujemy się oboje po domu. 

Młody od życzeń noworocznych zadzwonił raz na pogaduchy. Chyba jutro wyciągnę SzM do nich na popołudniowa kawę. 

Młoda w kontakcie bliskim, nienachalnym. 😁😉

Fotka z poprzednich wojaży na zachód 😉




poniedziałek, 24 stycznia 2022

7. 2022

Pracowo to u mnie ostatnio dramat, bo korona uziemiła nam tzw. Nową-Mnie więc zapycham teraz na dwa biurka, a jest co robić. W czwartek siedziałam w robocie do wieczora. Jutro/dziś nie wiem kiedy skończę, bo masę terminowych rzeczy mam do ogarnięcia i to na obu biurkach. Aż chciałoby się zapytać, a co by Firma zrobiła gdyby mnie też uziemiło?... Nowa-Ja trochę mi podpadła z terminowością, szybkością reakcji na zadania, ale sama usiłuję ją tłumaczyć, że pewnie czekała na mnie, żebym miała rękę na pulsie przy rzeczach, których jeszcze ona nie robiła, a ja zawalona robotą nie miałam czasu. Nie zostaje mi nic innego jak po prostu wziąć to wszystko na klatę.

Domowo jest ok. Od pamiętnego Nowego Roku SzM nie sięgnął do barku po procenty. O, przepraszam, wczoraj po powrocie zrobił herbatę z prądem, bo wymarzł się na wycieczce. A moje schizy już się obudziły i noc miałam z głowy. Bo i on i praca mi się śniły. Makabra.

Dzieci mają się dobrze. Tzn. Młody odezwał się dopiero w piątek, tj. 20 stycznia, od Sylwestrowonoworocznych życzeń. Nie zgłaszałam specjalnych pretensji, ot tak po prostu pogadaliśmy. Qrcze, mam wrażenie, że on/i unikają z nami kontaktu. Dlatego nie naciskam. Będą chcieli, poczują potrzebę to się odezwą. Bo qrcze mieszkają trzy minuty od nas to aż nienormalne się wydaje, że nie zaglądają. Nauczona natarczywością Matencji nie naciskam, ale z drugiej strony, myślę czy nie przyczyniam się do tej separacji. Bo moglibyśmy po prostu wprosić się na kawę, ale chyba nie czułabym się komfortowo.

Za to Mała/Młoda, która mieszka w Mieście Wojewódzkim i ma zdecydowanie dalej do nas była u nas już w tym roku w  odwiedzinach, dzwoni, utrzymuje kontakt, zaprasza do siebie. Wyczuwam tu serdeczność, spontaniczność, naturalność. A ze strony Młodego nic, zimno, lód, zero zainteresowania. Ale cóż robić...

Matencja od czasu awantury, kiedy to spłakałam się po wyjściu od nich, przestała tak do mnie wydzwaniać. Widzę jak ogranicza w rozmowie ze mną narzekanie na Tatencjusza, ale widzę też jak bardzo czuje się zdecydowanie pokrzywdzona przez los. Zadzwoniła do mnie zaraz po tej grubej akcji zaniepokojona sąsiadka (że Matencja płacząca, obolała, itp. i czy na pewno nie można jakoś jej pomóc), a potem Cioteczka/Siostrzyczka, dokładnie w tej samej sprawie. Ręce mi opadły. Załatwiliśmy wizytę u speca. Badania wysocespecjalistyczne. Były zalecenia, leki,... ale to trzeba brać, słuchać lekarza co mówi i stosować się do zaleceń. A ja po pierwszej tabletce słyszę, że nie pomaga, a ona weźmie, nie weźmie, albo weźmie inaczej, albo co innego, a potem jeszcze słyszę, że ten lekarz to źle zbadał i on w ogóle jest do bani. Na pytanie jak powinien zbadać by było ok odpowiedzi nie dostałam. Stwierdzam, że załatwianie czegokolwiek nie ma sensu, bo i tak nie spełni się oczekiwań. Nikt nie jest w stanie ich spełnić, bo nikt jej nie odmłodzi i nie wyprostuje.

Tatencjusz święty nie jest, swoje przez niego przeżyła i sporo się jej nadokuczal delikatnie mówiąc, ale teraz to on ma swój własny prywatny czyściec za to wszystko co było wcześniej. Matencja nie odpuści, wywleka wszystko przy każdej okazji, a traktuje go jak psa, mówi do niego tonem takim, że mnie by się już nic nie chciało. Nawet nie próbuję jej zwracać uwagi, bo znowu dowiem się, że jestem po jego stronie itp. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Cioteczka, WujekZzaGranicy, wszyscy to widzą, ale wszyscy w myśl zasady "nie ruszaj g...a nie będzie śmierdziało". Taka z Matencji terrorystka i despotka. 

A u nas w domu póki co spokój. W piątek fajne popołudnie w smacznym miejscu z Małą, w sobotę wycieczka krajoznawcza, tym razem do miasta z krasnoludami. Niedziela miała być spacerowa lokalnie, wyszła leniwa i serialowa. Emily w Paryżu, czyli lekko, łatwo, kolorowo i przyjemnie. Odmóżdżyłam się trochę.

A za kilka godzin do pracy rodacy, budzik zadzwoni, a stres mnie zżera już teraz i sen mi się zgubił. No to będę liczyć. 

1, 2, 3, 4, 5, 6, 7,... 

Dobranoc. Spokojnego tygodnia. 





środa, 19 stycznia 2022

6. 2021

Weekendowe wojażowanie za nami. SzM pracuje zdalnie cały tydzień i jak przychodzi weekend to go po prostu nosi. Niestety o takich pełnych, noclegowych, weekendowych wyjazdach mogę zapomnieć, bo pomijając aspekt finansowy i covidowy, to niestety SzM nie zostawi zwierza samego. Ja bym zaryzykowała. Wyjazd w pt. po pracy, powrót w ndz w południe. Uważam, że gdyby miał zapas wody i suchej karmy to nie byłoby problemu. Ale SzM wie lepiej i wie swoje. Szczerze mówiąc ściąganie tu Małej, na weekend do opieki nad kotem, jest trochę bezsensowne, zważywszy na to, że po dwóch godzinach z kotem cieknie jej z nosa alergiczny katar. A znowu organizowanie Młodego, który jest tu blisko na miejscu to też nie jest dobry pomysł, bo Młodzi mają psa, a a nasz koci zwierz reaguje na niego mocnym stresem. Do tej pory nie byliśmy zmuszeni do przetestowania pomocy Młodych przy opiece nad naszym kotem i sprawdzania co by to było. Zatem jak SzM ma natchnienie to jedziemy w pobliski świat i przy tak zwanej okazji "przeganiamy auto" 😁


Widok pasma gorskiego



wtorek, 11 stycznia 2022

5. 2022

Nie wydzwaniam do dzieci, nie nękam ich telefonami. Wiem aż za dobrze jak to wygląda z drugiej strony. W jakiś tam sposób usiłuje zachować równowagę, choć nie ukrywam, że czasem mnie aż skręca. Ostatnio Mała zauważyła sensownie, że powinnam zwrócić uwagę na fakt, że o relacje i kontakt powinny zabiegać obie strony. Obiecałam poprawę, bo Mała wie z czego się to bierze. Dziś zadzwoniła do mnie, do nas bo rozmawialiśmy na głośnomówiącym, na pogaduchy. Póki co jest ok. Dobrze jej się wiedzie, życie towarzyskie się poukładało, drugiej połówki jeszcze nie ma, ale też nie ma chyba już tak wielkiego parcia. Lubi swoje życie i swoje towarzystwo. Z przyjemnością słuchałam jak opowiadała nam swoje towarzyskie perypetie, flirty, próby podrywu. Ja nie byłam tak otwarta. Miałam taką wewnętrzna blokadę, która nie pozwalała mi na takie dyskusje. Do dziś tak mam. Zazdroszczę jej tej otwartości. Mam wrażenie, że szeroko rozumiana terapia, warsztaty, sesje i inne tego typu sprawy bardzo dobrze ja poprowadziły. Podobało mi się co powiedziała jakiemuś koledze, który próbował z nią flirtować, bo jak mówi szuka drugiej połówki, bo mu źle samemu; chłopie, najpierw musisz czuć się dobrze sam ze sobą, polubić siebie, swoje towarzystwo. Bo jak Ty siebie nie lubisz, to obecność kobitki obok tego nie zmieni.

A u Was w pracy też w kółko rozmawiają o tym Nowym Polskim Ł., co to ma nam powiekszyć pensje dzięki ulgom, a potem gdy się okaże, że jednak wypadamy z grupy ulgowej to po prostu zwrócimy tę nieoprocentowaną pożyczkę od Państwa?


poniedziałek, 10 stycznia 2022

4. 2022

Od piątku Matencja do mnie nie dzwoniła. Uznałam, że gdyby coś złego się działo to daliby nam znać. I tej wersji trzymałam się do dziś. Nie dzwoniłam, ale po południu pojechałam zobaczyć co tam się dzieje. Obiecałam sobie spokój i rozwagę, i że nie dam się sprowokować. Matencja ewidentnie obrażona, urażona, rozmawiała urzędowo, ja ślepa i głucha udawałam, że tego nie widzę. Na pytanie "w czym pomóc?" usłyszałam od Matencji tradycyjne "nic nie potrzeba, dajemy radę". Natomiast na pytanie "a może coś posprzątać, odkurzyć, umyć, zmienić pościel itp.?" już miało paść z jej ust dokładnie to samo, aż tu nieostrożny Tatencjusz wyprzedził Matencję i ośmielił się powiedzieć przed nią że "nie trzeba". A przecież jakżeby tak Matencja mogła nie zanegować jego wypowiedzi!? Okazało się, że sprzątanie jednak potrzebne, bo Tatencjusz nie wie, pojęcia nie ma a się wypowiada, a w dodatku ślepy chyba, bo nie widzi brudnych dywanów. No to wzięłam się do roboty. Odkurzyłam dywany, starłam kurze, umyłam podłogi. Uwijałam się nie wdając się w dyskusje. Na komentarz pt. "bo dla Ciebie matka zawsze ta najgorsza, a wszyscy inni lepsi" nie zareagowałam wcale, udałam po prostu że go nie usłyszałam. Skończyłam robotę, zebrałam się i wio do domu. Póki co dzwonić nie zamierzam tak długo jak się da.


sobota, 8 stycznia 2022

3. 2022

Wczoraj znowu starcie z Matencją. Celowo nie chcę opisywać szczegółowo, bo nie chcę tego przeżywać po raz kolejny. Podsumowując przypuszczam, że Matencja liczyła na to, że ja znowu zdyscyplinuję Tatencjusza. Raz pokazałam że mogę to mam za swoje. Niepotrzebnie dałam się sprowokować wczoraj do wymiany zdań z nią. Bo oczywiście usłyszałam, że jestem po jego stronie, a ona jest ta najgorsza, no i standard czyli jej płacz. Niedobra ze mnie córka, bo brak mi odruchów empatii, włącza mi się opcja agresora, budzą się demony,... a potem mega poczucie winy. Trochę się Matencja przeliczyła w oczekiwaniu na ten mój opr w stosunku do Tatencjusza. Ja po prostu zarzuciłam pytaniem/stwierdzeniem w obecności obojga, że ona mówi że on jej nie pomaga, dlaczego skoro ona chora, a on ma pomagać? Nie chcielibyście przy tym być co tam się działo... Konkluzja jest taka, że on oczekuje od niej konkretnych komunikatów, a ona twierdzi, że on się nie domyśla; ona prosić i wołać nie będzie, bo nie ma siły ani nerwów, bo on nie słyszy, nie nosi aparatu, albo mówi "zaraz", a "to" ma być zrobione tu i teraz! Poza tym - to już tylko moje przypuszczenie - przecież ona "to" zrobi lepiej, a on sobie myśli - nauczony doświadczeniem - teraz czegoś ona chce, ale trochę przeczekam to zrobi "to" sama. No a skoro robi sama to chyba aż taka chora nie jest... 😉  Niestety tak naprawdę to nie ma się z czego śmiać. Ona zapiekła w swoim żalu, uporze, cierpieniu, on niby chętny do pomocy, ale z domu ucieka pod byle pretekstem. Przypuszczam, że on ma dość jej marudzenia, krytyki i komentarzy pod swoim adresem. A ona uwięziona w domu żąda zainteresowania, opieki i towarzystwa. A jak ja dzwonię z pytaniem czego potrzeba, w czym pomóc, to oczywiście nic. A potem ona mi mówi, że jak ona się ma oszczędzać skoro musi "to" wszystko (?) zrobić. Pojechałam do nich z myślą, że posprzątam, ogarnę, a tu zonk. Nie ma co sprzątać. Tatencjusz mówi, że to Matencja. Wczoraj był tam ze mną SzM. Nie wdawał się w dyskusje, to nie jego cyrk. Zakończyłam wyjście, że są dorośli, relacje między sobą układają sobie sami. Było ostro. Popłakałam się po wyjściu. W głowie taki mam natłok myśli, że nie daję rady. 

A dziś po wycieczce krajoznawczej (mamy dłuuugi weekend przeciez😁) SzM mówi mi, że źle się dzieje w naszym małżeństwie. Mówię mu że ja rozsypuję się psychicznie, a on mi na to, że nie chodzi mu o tu i teraz, tylko że od kilku lat. Że jestem przytomna nieobecna (chyba dlatego, że odpuszczam mu zajadłe dyskusje, bo nie chce mi się z nim kłócić), że późno wracam z pracy (ciekawe co to zmienia), że on mnie wspiera, dużo robi, a ja jak Matencja, muszę mieć wszystko po swojemu. Tu mi się włączył sygnalizator. Przeprosiłam, bo w głębi duszy czuję się winna. Żal mi go, że ma taką beznadziejną żonę. Tak się czuję... 

I tak to...

Panorama widok gór


wtorek, 4 stycznia 2022

2. 2022

Bardzo Wam dziękuję za słowa wsparcia. To niesamowite ile sił dają słowa, ile dobrej energii niosą ze sobą. Dziękuję. Bardzo. Bo było mi to potrzebne, nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. A szpiegujący telefon podrzucił mi kilka dobrych tekstów o takich problemach, relacjach jak moje z Matencją. Zrobiłam w głowie remanent 😉

SzM przeprosił. Obiecał. A ja... zbierałam się do rozmowy, nawet napisałam sobie do niego taki szkic listu, ale jakoś nic z tego nie wyszło. Wiem, powinnam, dla dobra ogółu itp. Muszę dojrzeć, bo ja nie potrafię się tak odsłonić, wywlec swoje flaki na zewnątrz. 

Matencja, chyba wychodzi z kryzysu. Dotarło do niej, że gdyby słuchała mnie od początku to lepiej by chyba na tym wyszła. Zmieniała leki jak szalona, nic do niej nie trafiało. Taka była splątana, zatumaniona. Dziś dopiero lekka poprawa, w 3 dniu Skudexy dwa razy dziennie. Sama przyznała dziś, że ten ból doprowadzał ją do takiego stanu, że sama siebie się bała. Ale o tym, że zdyscyplinowalam Tatencjusza pamięta 😁, o tym że sama też była ochrzaniana to już nie. Miejmy nadzieję, że idzie ku lepszemu. O, właśnie dzwoniła, był w domu doktor, zapisał zastrzyki. 

I jeszcze... Nadejszedł ten dzień 😉Byłam dziś na pierwszym od bardzo, bardzo dawna, treningu. Przebiegłam 6 km. Myślałam, że będzie gorzej 😁 Co mnie wzięło? Po pierwsze muszę wietrzyć głowę. Po drugie muszę zacząć się ruszać, bo wkrótce będę się toczyć, tak się czuję. A rano musiałam odłożyć jedną kiecke, bo mi się tylek nie mieścił tzn. zmieścił, ale opinał no i to nie przeszło mojego castingu. Po trzecie nowy rok to nowe otwarcie, podobno 😉


sobota, 1 stycznia 2022

1. 2022

Sylwester spędzony w miłym małym gronie. Czyli prawie ok. Prawie, bo zakłuło mnie tempo i ilość %. Oczywiście prym przewodził SzM. 

Jeśli cały rok ma być taki jak Nowy Rok to ja to p&$! @)! Ja wysiadam.

Dzień zaczął się oczywiście od telefonu Matencji. Nie jest istotne, że może śpimy jeszcze, bo przeciez był Sylwester. Trudno. Przeżyję. Potem w kolejnej już rozmowie z nią ustaliłam, ustaliłyśmy, bo Matencja dojrzała do tego, że wraca jednak do leku na literkę S. Bo trzy wzięte już tabletki Profenidu nie przyniosły poprawy ani ulgi. Wysłuchałam, pogadałam. 

SzM. %. Tym razem przegiął. Zaczynam obserwować u siebie objawy osoby współuzależnionej. On twierdzi że przesadzam, ja ze on ma problem. 

Nie wiem czy świadomie czy nie, ale doprawił się dziś na maxa, panowie dziś na odchodne wypili po piwku i wykończyli resztę śliwowicy, a to mocne bardzo, bo 70%. Przerażona jestem jego stanem. Aż się upewniałam czy nic chorobowego się nie dzieje. Całe popołudnie śpi. Wstając, usiłował chyba złapać równowagę, nie wiem jak to było konkretnie, ale wylądował na podłodze, złamał drapak, skaleczył się w ucho, nie potrafił zebrać się z podłogi. Wstyd mi że takie coś miało miejsce, wstyd mi że o tym piszę... Nawet nie wiedziałam że coś mu się stało, bo byłam w kuchni. To było okropne. Śpi teraz cały czas i nie wie kompletnie co się dzieje. 

Tyle co posprzątałam. Dzwoni zapłakana Mała i mówi mi żeby jechać do Matencji, bo coś się z babcią dzieje, bo strasznie płakała do telefonu. Ze jeszcze takiej jej nie słyszała. A Mała, dobra wnuczka, zadzwoniła z życzeniami noworocznymi do babci, bo jest na sylwestrowym wyjeździe ze znajomymi, wraca jutro. Wysłuchałam, wytłumaczyłam, uspokoiłam, wsparłam, pogadałyśmy i... ryczę teraz cały czas. Bo Mała rozsądnie powiedziała mi na głos pewne ważne rzeczy. "Przykro mi bardzo Mamo, że masz takich rodziców, że miałaś takie (rodzice non stop pokłóceni, wieczna walka, a Matencja wiecznie pokrzywdzona przez los i cierpiąca dla nas) dzieciństwo, wspomnienia, że wisi to cały czas na Tobie. I szczerze Cię podziwiam jak Ty sobie z tym wszystkim dajesz radę, jak to wytrzymujesz, bo zobacz na mnie, ja się rozsypuję mimo, że nie mam takich obciążeń. Ja bym nie dała rady, a ile Ty w sobie musisz dusić by być tak silną. Bardzo Cię kocham, podziwiam i dziękuję Wam za to, że nie fundowaliscie mi takich atrakcji". Powiedziała płacząca do telefonu Mała. Oczywiście nie zająknęłam się do niej na temat SzM i dzisiejszego dnia. Ale po rozmowie z nią pękłam, rozsypałam się po prostu. Szloch na maxa. Samej siebie mi było żal. I ryczę co chwilę. 

A potem znowu Matencja, cd. o bólu, chorobie i relacjach z Tatencjuszem. Słucham przez telefon i płaczę bezgłośnie z bezsilności. 

Już nie mogę, nie potrafię być dalej silna. To zbyt wiele dla mnie jednej. Nie daję rady. 

I tak to...