Stali bywalcy :)

wtorek, 27 lutego 2024

6/2024

Byłam tam. Po pięciu miesiącach odważyłam się pojechać. Odważyłam się to złe określenie. Wracałam od rodziców i nagle poczułam taki wewnętrzny impuls, przymus, czułam że muszę teraz, zaraz tam jechać. To nic, że ciemno i noc, pojechałam.  Rozkleilam się, rozsypałam na drobne kawałeczki i bardzo potrzebowałam by mnie ktoś przytulił. Przytulił i był ze mną po prostu. Bardzo. Dobrze, że mam taką dobrą duszę.

A życie toczy się dalej i Pani Wiosna już chyba puka do drzwi.

wtorek, 13 lutego 2024

5/2024

Nadrabiam zaległości...
Matencja fizycznie funkcjonuje całkiem dobrze. Niestety głowa nie pracuje tak jak powinna. Nie wiem czy nie było lepiej gdy była w tym otępieniu. Urojenia, błędna identyfikacja osób, opowieści dziwnej treści, itp. Tego typu atrakcje zapewnia nam wszystkim, a głównie Tatencjuszowi, który już powoli ma dosyć. Ona funkcjonuje całkiem ok, jest samodzielna. Catering zapewniam im jednak ja. Zawożę im do lodówki zupy w zawekowanych słoikach, drugie dania w pojemnikach po lodach wkładam do zamrażarki. Dostawa raz na jakiś czas, bo jak im gotuję to raz, a dużo, żeby mieć potem trochę spokoju.
Tatencjusz niestety kardiologicznie szwankuje, ale ósemka z przodu zobowiązuje więc nie ma co się dziwić. Cytując Tatencjusza "na coś trzeba umrzeć". 
Moje Rodzeństwo w postaci brata ładnie włączyło się do opieki nad rodzicami, więc ogarniamy wiele rzeczy wspólnie. Jest mi miło, bo padają z ich strony słowa zaproszenia do odwiedzin, o które za życia SzM było trudno. Skorzystałam już dwa razy :) Niby nic wielkiego, ale biorąc pod uwagę, że wcześniej nasze wspólne życie towarzyskie nie istniało można pomyśleć, że albo zapraszają mnie z litości, albo nie lubili SzM. Nie analizuję, nie zastanawiam się, zapraszają to korzystam, w umiarze oczywiście, w myśl zasady że dobry gość bywa rzadko i krótko :)
Rodzeństwo SzM bez zmian tzn. Sister Nr 1 to kontakty ok, nawet bardzo ok, a Sister Nr 2 jakby nie było. 
Mała znowu trochę powojażowała, ale blisko, tzn. zagranicznie ale po sąsiedzku. Szykuje się do kolejnej eskapady na ten swój drugi koniec świata. Trzeci raz. Pierwszy był z biurem podróży, drugi solo i teraz też będzie solo. A ja będę na bank w permanentnym czuwaniu, już teraz to wiem. Tak jak przedtem, gdy "razem" z nią leciałam, a lądowania miałam szybciej obczajone niż ona dawała mi znać :) Ustaliłyśmy sobie nową świecką tradycję tzn. babskie pogaduchy, u niej, raz w miesiącu. Może nawet z noclegiem :)
Młodzi dają radę. Jesteśmy w kontakcie. Nienachalnym, ale dobrym. Tak bym to określiła. JużNiePanna zmieniła pracę. Jest bardzo zadowolona. Oby tak dalej. Młody w pracy też się rozwija. Dobrze im razem. Gdyby tak jeszcze zaczęli coś działać w kierunku tego by mieć własne cztery kąty... 
Ja... Cóż... Okrzepłam, wydawać by się mogło że oswoiłam się z sytuacją życia w pojedynkę. Tak to wygląda z zewnątrz. Wygląda to dobre określenie, bo to że  się uśmiecham i biorę udział w rozmowach towarzyskich to nie oznacza, że jest ok, bo w głębi duszy wiem, że jestem jeszcze głęboko w czarnej dziurze.
Pracowo jest ok. Odgruzowałam się z zaległości. Słyszę miłe słowa o sobie i o swojej pracy, więc jest dobrze.
Domowo pusto, dobrze że moja futrzasta panienka, "kociczka", jak mawiał SzM, dotrzymuje mi towarzystwa. Jest do kogo się odezwać i kogo przytulić, potarmosić. 
Towarzysko... trochę pusto, ale staram się podtrzymywać, inicjować kontakty. Opieka nad rodzicami już nie pochłania mi tyle czasu więc... Koncerty, kino, spotkania z koleżankami, regularne zajęcia jogi i cotygodniowe obietnice samej sobie że w końcu dotrę na basen :) Seriale w TV z kotem na kolanach albo u boku, wieczorne przesypianie na kanapie zamiast w sypialni, wystawki różności na o_l_x, papierosy wypalane na balkonie, chwile krótsze, dłuższe zamyślenia, zadumania, wspomnienia... Tak płynie czas.

A co u Was?


piątek, 2 lutego 2024

4/2024

I po styczniu. Mamy luty... Zapinkala ten czas jak szalony. Dawno nie pisałam i w zasadzie nie wiem o czym by tu... Wczoraj byl jakiś taki dzień od czapy. Cały czas z tyłu głowy miałam obrazy z tej wrześniowej niedzieli gdy cytując piosenkę "to był dzień gdy spadło niebo do mych stóp i tęsknota założyła czarny strój"... Piękna ta piosenka. Nie potrafię znaleźć jej w internecie. Cały wczorajszy dzień, a potem i wieczór, był do bani. Wieczorem na jodze przy relaksacji musiałam się bardzo trzymać, bo łzy leciały mi same. Dziś niby lepiej, ale cały dzień byłam w środku tak rozedrgana, że miałam wrażenie, że wszyscy widzą jak się trzęsę. 
Plan na luty to badania kontrolne, moje, bo waga cały czas mi leci w dół. Fizycznie czuję się ok. Tylko psyche siada mimo tego, że biorę leki. Co by było gdybym ich nie brała...