Stali bywalcy :)

środa, 30 października 2019

31 / 2019

Ja to chyba tak za bardzo normalna nie jestem... Chciałoby się zapytać dlaczego napisałam chyba... 😁

Tęsknię za czasem gdy dzieci były małe, gdy gonilam w piętkę, gdy czasu mi brakowało, gdy wiecznie było coś do zrobienia... Tęsknię, to chyba złe słowo, bardziej wracam myślą i rozkminiam w głowie jak ja ten czas zmarnowalam, nie celebrowalam, nie cieszyłam się nim...
Wdrukowane poczucie obowiązku, porządku, ogarniania rzeczywistości za wszelką cenę plus puste gniazdo i problemy Małej, to wszystko w kupie chyba spowodowało, że mam teraz takie a nie inne myśli... Inna sprawa, że one teraz się skrystalizowaly, ale pod czachą siedzą już długo.
Dopada mnie jesienna zaduma, syndrom pustego gniazda i psychomenopauza. Trochę dużo.
I nawet nie mogę tego wybiegać z siebie 😉

wtorek, 29 października 2019

30 / 2019

Zbliża się Święto Zmarłych, Wszystkich Świętych... Na naszych miejskich cmentarzach mojej rodziny to tu nie ma, sami znajomi, blizsi lub dalsi, ale znajomi; a ze strony SzM to leżą jego tata, i babcia, i ojciec chrzestny ... A Mała dzisiaj mnie  pyta czy musi z nami na te cmentarze, bo tak po prawdzie to ona tych zmarłych, do których chodzimy, to nie zna, nie czuje więzi, potrzeby, więc po co...? Ręce mi z lekka opadły. Wszystkie argumenty mi zbijała po kolei. Rany Julek... Skończyło się na tym, że jak nie chce, nie czuje potrzeby bycia z nami, z rodziną, spotkania z bliskimi, kultywowania tradycji, to nie ma sensu żeby ją ciągnąć tam na siłę.

...

poniedziałek, 28 października 2019

29 / 2019

Gdyby nie to, że mnie wcześniej SzM wkurzył na maksa i doprowadził na kres kresów, a potem przepraszająco potulił, no więc gdyby nie ten wstęp, to byłby bardzo fajny weekend. Serio.
Piątek, no fakt, piątek nie był fajny, jakoś nie było nam do rozmowy, on, SzM znaczy się, ciągnął na wycieczkę, ja chciałam pobyć w domu, że niby z Małą, która jak się okazało i tak miała wychodne plany. Spędziliśmy ten piątek przed tv, ja trochę z książką, tak jakoś niejakoś.
Sobota jednak wyjazdowa, dość daleko, bo w sumie zrobiliśmy prawie 400 km. Okoliczności były ładne, jesienne, kolorowe. Końcówka wyjazdu dramatyczna, bo wówczas odbyła się wymiana zdań wspomniana przeze mnie we wcześniejszym wpisie. Doprowadził mnie do tego, że musiałam z domu wyjść. Chyba drugi raz w życiu mi się tak zdarzyło. Wyszłam, strzeliłam szlochem w samotności, przewietrzylam głowę, zebrała siły i wróciłam do domu, gdzie SzM usiłował udać, że nic się nie stało, bo zdał sobie sprawę że przesadził. Na szczęście Małej nie było, nic nie wiedziała.
Niedziela - to najpierw skruszony SzM, a potem rodzinny obiad na który zaprosiłam Młodego z Panną. Mała niestety już miała wcześniej zorganizowane popołudnie, o czym wiedziałam, ale my posiedzielismy sobie całkiem miło i przyjemnie.

A teraz dochodzę do wniosku że ostatnimi czasy ilość moich wpisów na blogu świadczy o mojej kondycji psyche. Im gorzej tym więcej wpisów. Niestety.

I tak to.

Piszę z telefonu i różnie bywa z jakością. Zżeram końcówki, walczę ze słownikiem, publikuję i okazuje się, że potrzebna korekta. Ale się nie poddaję 😉

niedziela, 27 października 2019

28 /2019

Czy ja pisałam, że relacje między mną i SzM są ok? Na pewno ja to pisałam? No jednak nie są. Wczorajsza ostra wymiana zdań... Znacie to zdanie że "nie da się czegoś odzobaczyc" ? To samo dotyczy slyszenia tylko nie wiem jak to odmienić... :)
Najchętniej rzuciłabym wszystko w diabły i poszła w szeroki świat... Rzadko płaczę, zazwyczaj w samotności, i musi to być kres kresów, i wczoraj był. I pewnie dlatego, że nawarstwilo się wszystko. Za dużo. Bosze, głowa pęka mi zwykle od myśli, rozważań, a na zewnątrz nie potrafię, nie chcę.
Niejednokrotnie nie zgadzam się z tym co mówi SzM, jakie ma poglądy itp. ale zdarzało się, ostatnio coraz częściej, że nie oponowalam, nie dyskutowalam, bo mi się nie chcialo kruszyc kopii, denerwować, bo uznałam, że nie warto, niech mu się wydaje, niech żyje w nieświadomości. Szkoda moich nerwów. Ale od Małej usłyszałam zdanie, które będzie teraz moim mottem: "a skąd ja mam wiedzieć, że Ty myślisz inaczej, że masz inne zdanie skoro Ty nie reagujesz na to co on mówi?" Święta racja, niestety.
A wczoraj poszło o głupotę, ale to był przyczynek, by wystrzeliło to wszystko co w nas buzuje, co skrzętnie skrywamy pod powierzchnią. On, że się zmieniłam, że związek nam się rozpada, że jestem obojętna, że mam sobie przemyśleć co mówię i robię, że go zbywam, że mówił mi że powinnam zainteresować się Małą, że robi się taka obojętna, niezainteresowana rodziną, a ja go zbywalam, że dojrzewa, że to taki czas, że jej przejdzie, no i że duchem jestem wciąż nieobecna, że tylko siedzę w telefonie. Sporo zarzutów... I jak na to popatrzeć mają pokrycie, ale należałoby się zastanowić nad genezą, przyczyną. Że cokolwiek bym nie zrobiła to nie doczekam się dobrego słowa, że tylko wyrzuty i zawsze krytyka. Że ma zakodowane by mówić "bo Ty zawsze, albo Ty nigdy", a nie potrafi się odnieść do konkretów. Ten temat już przerabiamy nie pierwszy raz. Najprościej było odnieść się do siedzenia w telefonie. To też znany temat, wcześniej było siedzenie przy komputerze. Skoro on spędza czas na oglądaniu filmów, które mnie kompletnie nie interesują to co ja mam robić, czytam książki, siedzę w necie. A to co ja chciałabym oglądać to zazwyczaj oglądam w sypialni, mimo, że gdy kupował tv do sypialni to mówił, że kupuję go po to, by nie zajmować mi dużego tv w salonie gdy będzie chciał oglądać coś innego ("ale ten w sypialni ma mniej programów" , teraz tak argumentuje to że zajmuje duży tv). No i co ja słyszę w odpowiedzi???
- doszedłem do wniosku, że obydwa tv kupowałem ze swoich(!!!) pieniędzy (jakieś nagrody, premie czy inne takie) i mogę oglądać gdzie chcę. (jestem w głębokim szoku i nie wierzę w to co słyszę)
- mam Ci płacić za możliwość oglądania tv???
-... (nie pamiętam, ale coś tam chyba powiedział, że przesadzam)
- dobrze, że zabieg na żylaki (jestem właśnie po ostrzykiwaniu) oplacilam z kasy, którą dostałam na urodziny, bo byś mi wypomnial, że to za Twoje.
- ja nigdy nic Ci nie wypominam (i to akurat jest szczerą prawda).
- nie? To posłuchaj sam siebie sprzed 3 minut!
Kurtyna.

Rozumiem, że jest zdenerwowany Małą, że nie ogarnia sytuacji, że może zjada go poczucie winy, bo dowalilam mu tekstem, że niestety o złych relacjach że mną Mała nie mówiła (ale nie dodałam, że to wcale nie oznacza że nie ma do mnie żalu i że te relacje są dobre), do tego moja tzw. obojętność i zamknięcie się w sobie zapewne mu nie pomaga, wiem, że nie
jest gościu zły i że poniosły go emocje, jestem w stanie go usprawiedliwić i zrozumieć (czy to oznacza, że mam cechy ofiary? :), syndrom sztokholmski czy jakoś tak :) ... ) ale sięganie do argumentów finansowych jest dla mnie ciosem poniżej pasa, na który nie zgadzam się i na który sobie nie mogę pozwolić ambicjonalnie i w ogóle, bo takim argumentem Tatencjusz zawsze zabijał Matencję, a ja obiecałam sobie, że choćby się paliło i walilo będę czynna zawodowo i będę mieć swoje pieniądze. Dla porządku wyjaśnię, że kasę domową mamy wspólną. Na wielki dramat w domu też nie mogę sobie pozwolic, bo nie chce by Mała w tym uczestniczyła, bo jeszcze SzM palnie coś czego nie powinien.
SzM wie, że przesadził i usiłuje dzielnie przejść nad tym do porządku dziennego, że niby nic się nie stalo. A ja jestem urażona, obrazona. Nie mylić z dobrażona 😁
Na obiad dziś przychodzi Młody z Panną więc trzeba trzymać fason, ale niech sobie SzM nie myśli, że mu tak łatwo odpuszczę...

Jak tak wywaliłem z siebie, poukladalam, to już mi lepiej... Blogoterapia 😁

piątek, 25 października 2019

27 /2019

Odkryłam blogowanie przez telefon, bo pisanie z klawiatury telefonu jest o wiele szybsze. Do komputera w domu zasiadam sporadycznie, albo raczej wcale. A przez telefon pyk, pyk i jest. Piszę się może ciut dłużej, ale da się żyć 😁

A obiecałam sobie, że napiszę kilka słów na temat spa...

Nie bywam w wielkim świecie, nie wojażuję po hotelach i w świecie podwyższonego standardu, w tym przypadku czterogwiazdkowego, czuję się jak uboga krewna. Mam wrażenie, że wszyscy wiedzą, że jestem taka nieotrzaskana, że za chwilę strzelę jakiegoś babola i tyle. W temacie zabiegów i usług kosmetycznych nie jestem partnerem do rozmowy. Ja z tego "klubu", któremu się wydaje, że jak kupi krem i postawi na łazienkowej półce to już wystarczy, tak bez używania, bo kto by o tym pamiętał.
I tak leżąc na wypaśnym łóżku w gabinecie spa słuchałam bajerów pani specjalistki na temat mojej skóry i doszłam do wniosku, że... na dobrą sprawę kompletnie nie mam kontroli nad tym co ona mi tam aplikuje. Muszę jej wierzyć, bo jak inaczej 😁 A ponadto jestem przypadkiem klinicznym który idąc na zabieg relaksacyjny np. peeling i masaż całego ciała nie potrafi czerpać przyjemności z tej chwili. Leżę w pięknych okolicznościach, przytłumione nastrojowe światło (dlaczego oni pracują cały czas w półmroku?), świece (a te meble to nie odbarwiają się od tych świec?), fajna muzyczka w tle (o matko, ta babeczka pewnie ma tej muzyki serdecznie dosyć), masaż czy tam peeling się już dzieje (ciekawe ilu pacjentów ma dziennie, i co na to jej kręgosłup i nogi), a ja za cholerę nie potrafię się zrelaksować...
Bogu dzięki, że nie wyświetlają mi się nad głową takie dymki z opisem moich myśli 😁

26 / 2019

SzM w delegacji, a u nas był miły babski wieczór. Taki na totalnym luzaku, pod kocykiem, z herbatą, tulankami, po prostu przegadany...
Zaczytuję się w tematy psyche, depresji, lęków... Wiem, że problem psyche siedzi głęboko w środku, ale analizuję Młodą na wszystkie strony i troszkę podnoszę się na duchu. Studiuje (3 rok), pracuje, od wielu lat jest poważnie zaangażowana w harcerstwo, ma grono przyjaciół, znajomych, wyznacza sobie nowe cele, ćwiczy, biega regularnie na basen... Tak mocno się aktywizuje, że prawie wcale nie ma jej w domu. Faktycznie ostatnio była tylko współlokatorką, bo wychodziła jeszcze przed nami, by zacząć na przykład dzień od basenu, a wracała późnym wieczorem. Zmęczona więc od razu "paciorek, siusiu i spać". Stąd też wziął się ten mój pomysł na babski wspólny weekend...
Wcześniej jeszcze czas zabierał jej chłopak, jeden, drugi, trzeci. Teraz jest bez chłopaka, tzn ten trzeci jest na orbicie, ale w charakterze przyjaciela, bo podobno doszli do tego, że lepiej im w relacjach przyjacielskich. A jeszcze mi powiedziała, że nie potrafi się tak w pełni zaangażować w związek. Zapewne wynika to z obawy, strachu, lęku przed zranieniem, bólem, odrzuceniem. To akurat znam, bo mam dokładnie to samo. Jak to się ona wyraziła, że związki ma na sznurku, czy jakoś tak :) Od zawsze powtarza że nie będzie mieć dzieci, bo nie lubi dzieci (ale przecież jej drużyna harcerska... !) i na pewno byłaby złą matką. Że nie podoła oczekiwaniom pod tytułem mąż, dzieci. To jeszcze podczas wyjazdowego weekendu mi mówiła. Starałam się ją wyprostować w myśleniu, że daleko nam do takich oczekiwań, że ona po prostu ma tak żyć, by być szczęśliwą, a nie spełniać oczekiwania innych.
Hmmm...
Nie wiem czy nie wolałam zastanawiać się czy i ile moje dziecko zrobiło kupek... :)



czwartek, 24 października 2019

25 / 2019

Oswajam się z sytuacją. Nie jest mi łatwo... Nie chciałam dokładnie przepytywac, przesłuchać, bazowalam na tym ile sama mi powiedziała, ewentualnie trochę dopytalam. W pierwszej opcji zrozumiałam ją, że ma za sobą dwa lata terapii. No nie, dwa lata zbierała się w sobie by poszukać pomocy, pójść do psychologa. Poszła w maju/czerwcu tego roku. Najpierw na uczelni, potem gdzieś w ramach porad bezpłatnych, czy NFZ, jakoś tak. Obie terapeutki podsumowały ją , że kwalifikuje się bardziej do terapii grupowej, że manipuluje ludźmi. Nie brzmi to dobrze. Za każdym razem zastanawiam się czy jestem manipulowana :)
Na grupową terapię nie poszła, nie chce iść. Drugi psycholog odesłał ją do lekarza psychiatry by włączyć farmakologię. Cała sprawa farmakologiczna dotyczy lęków, napadów paniki, z którymi Mała zmaga się od kilku już lat. Tak mi powiedziała. Do kompletu dołączyła jej niska samoocena, brak więzi z naszej strony (tak ja to oceniam)...
Mała od zawsze była świetnie zorganizowana, dobrze się uczyła, była dla mnie prywatnie nagrodą za to wszystko, czego nie robił Młody :)
Sto lat temu poprosiła o profilowane w Poradni Psych-Pedag w temacie predyspozycji zawodowych. Wówczas, to pamiętam, byłam zaskoczona jej niską samooceną. To było chyba przy wyborze szkoły średniej. Podobno, tego nie pamiętam, Pani psycholog miała powiedzieć, że ta niska samoocena kwalifikuje się do terapii. No i że ona, Mala, domagała się bym poszła z nią do psychologa i dopiero jak stała się pełnoletnia poszła sama. Tu notuję brak zgodności chronologicznej, bo Mala pełnoletniość osiągnęła 3 lata temu. Ale mniejsza o to...
Obwiniam się, owszem, ale to problem złożony. A że nie zrobiłam nic gdy czułam jak mi się Mała wymyka, że nie naciskalam na to by nasze relacje były lepsze, bliższe... Że ślepa po prostu byłam. Ale z drugiej strony nie chciałam na siłę, rozumiałam, że ona potrzebuje swojej strefy, intymności, sama mi mówiła, że są rzeczy o których się z rodzicami nie rozmawia. Ale jakoś za łatwo odpuściłam.
Temat SzM to osobny rozdział. Ja już na zapas się martwię, że on coś palnie, chlapnie, strzeli... Kładłam mu do głowy, że mało istotne jest teraz przerzucanie się winą, argumentami, udowadnianie jej, czy nam, kto się izoluje i dlaczego. Ważne jest by nadrobić relacje, odbudować ten zerwany mostek. Bo najważniejsza jest Mała.

niedziela, 20 października 2019

24 / 2019

Babski wyjazd za nami... Nie ukrywam, że był dla mnie ciężki, psychicznie. Bo generalnie to miał być relaks czyli lekko, łatwo i przyjemnie... Powiem szczerze, nie był.
Jeszcze w czasie wakacji uznałam, przeczuwając chyba to i owo, że mam wrażenie, że Mała/Młoda wymyka mi się z rąk, że tracę z nią kontakt, no i że fajnie by było zaserwowac nam babski wypad. Myślałam o jakiejś zagranicznej krótkiej wycieczce, ale co sobie wymyśliłam to się okazywało, że ona tam już była. W końcu padło na jakieś spa. Młoda dostała zadanie znaleźć coś fajnego żeby jej się spodobało i żeby nie było za daleko, bo kierowcą mam być ja 😉 No i właśnie zaliczyłyśmy ten wyjazd. Generalnie to chyba dobry termin był, bo i obcy teren, i czas, i relaks, i dobre warunki do rozmów...
Ale nie chciałam żeby cały wyjazd był zdominowany jednym tematem, nie chciałam przepytywania... A teraz myślę czy moje intencje zostały dobrze odebrane, bo może się przecież okazać że Mała odbierze to jako np. zbyt małe zaangażowanie, zainteresowanie z mojej strony...
Nie jest to dla mnie łatwa sytuacja, myślę i układam zdania, tyle rzeczy chciałabym jej powiedzieć, a potem nie potrafię przebić się do niej, albo też nie umiem wyrzucić ich z siebie na zewnątrz. Ja pewnie też kwalifikuje się do terapii, zwłaszcza teraz. Ostatnią noc przeryczałam dyskretnie w poduszkę.
Leki przepisane przez psychiatrę Mała bierze na jakieś ataki paniki, lęki z którymi zmaga się od kilku (!) lat. Pod opieką psychiatry jest od pół roku. Podobno pytał czy nie choruje na tarczycę. Leki już były zmieniane, bo nie działały tak jak trzeba. Ten obecny lek miał być inny, ale okazał się być drogi i poprosiła o tańszy. Ręce opadają. Wszystko w ramach NFZ. Nie neguję,  wręcz akceptuję, powiedziałam, że to dobrze że znalazła w sobie siłę by szukać pomocy, nie podważam decyzji, ale w głębi duszy myślę sobie czy w ramach NFZ można liczyć na dobrą jakość opieki, zwłaszcza w sferze psyche...? Jaka jest ta opieka? Na ile przemyślana jest decyzja wpisania recepty...?
W temacie skłonności rodzinnych - matencja od lat zmaga się z nerwicą.
Młoda powiedziała mi że jest świadoma tego, że większość  problemów jest ze strony SzM, bo ona w ogóle nie czuje z jego strony wsparcia.
Pani psycholog podrzuciła Młodej książkę o relacjach ojciec-córka, po przeczytaniu której moja córka doszła do wniosku, że ona nie ma co naprawiać bo jej relacja z SzM nie istnieje. Ja wówczas tą książkę przejrzałam, usiłowałam nawet zachęcić do lektury SzM, ale na próżno. Dopiero dziś przejrzał skany tych stron, które wydawały mi się istotne.
Mała powiedziała mi otwartym tekstem, że on nigdy nie był i nie jest zainteresowany tym co ona ma do powiedzenia, bo albo leci film, albo gra w coś, albo udaje że słucha i zadaje potem pytanie od czapy którym się dekonspiruje i wychodzi że jej nie słucha. A jeśli już zdarzy się że słucha to zazwyczaj jest w opozycji, albo ją krytykuje. A potem pewnie jak ma wyrzut sumienia to ją zabiera na dobre jedzenie albo na zakupy.
I to jest chyba święta prawda. Ale... to zawsze on dopytuje gdzie jest, kiedy wróci, czy nie trzeba po nią jechać, jest na każde jej zawołanie i skinienie.

Jestem psychicznie wykończona powiem szczerze. Z różnych względów...
... zmęczona jestem byciem buforem na linii SzM i dzieci. Pamiętam, że sto lat temu powiedziałam mu ze gdybym wiedziała jak podejdzie do tematu ojcostwa to bym za niego nie wyszła.
Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że to SzM kilkakrotnie zwracał mi uwagę, że Młoda zrobiła się inna i "weź z nią pogadaj" mówił mi zatroskany tatuś. A ja przyzwyczajona do tego, że SzM się czepia uznałam, że na pewno przesadza, bo Młoda dorasta, bo kobita ma te 21 to ma prawo się zmienić, zachować tak a nie inaczej. Nie zauważyłam tylko że ona ma problemy... A ona może liczyła na to, że ma bystrą mamę.
Pomijając sprawę wsparcia czy też jego braku, spełniania naszych oczekiwań (np. dobre oceny - o Matko i Córko w życiu nie domagalismy się świadectw z paskiem, uczyła się dobrze, ale pokażcie mi rodzica który powie do dziecka nie musisz się uczyć, a oceny nie są ważne, jej ostatnie świadectwo które miało być z paskiem to nie bylo (gimnazjum chyba) bo sama nam powiedziała, że jej na pasku nie zależy i może o pasek walczyć ale tylko dla nas i wyraźnie jej mówiłam, żeby opuściła) to mam wrażenie, że za bardzo skupilismy się na sobie, najpierw ja na bieganiu, a ostatnio my oboje na rowerowaniu. Rozlazlo się nam życie rodzinne. Tak chyba od momentu jak się wyprowadził Młody. Bo zrobiło się tak że my sobie, Młoda sobie. Rano wychodzi, wieczorem wraca, bo uczelnia, praca, znajomi, spotkania, zdawkowe cześć co słychać jak leci, dzięki jest ok, nie dopuszcza do bliższych więzi, informacji. A ja dumna durna matka myślałam sobie jaką mam świetnie radzącą sobie i zorganizowaną córkę. Nawet mówiłam głośno, że nauczyła mnie takiej beztroski...

sobota, 19 października 2019

23 / 2019

Nie ogarniam tego Bloggera... Za każdym razem rozkminiam jak tu wstawić nowy post. Pewnie dlatego, że to przez telefon, a nie komp. Już doszłam do tego, że szybciej wstawię cokolwiek z telefonu, bo do łapka siadam sporadycznie, a pracy nie idzie mi pisanie.
Zagubiona jestem... Nie znam klimatów depresji, kompletnie nie wiem czy to na pewno jest to. Póki co skierowanie na badania tarczycowy mamy, ale jeszcze ich nie zrobiła. Analizę włosa póki co sobie darujemy.
Powiem szczerze w czarnej doopie jestem. Dziecko, z którego jestem dumna, które było dla mnie ostoja, swiatelkiem w tunelu i wartoscia nadrzędna, to właśnie dziecko mówi mi, że zmarnowalismy jej dzieciństwo, że nie jest zdolna do miłości, że nie ma perspektyw... Ręce mi opadają...
 Faktem jest że większą winą obarcza SzM, ale żadne to pocieszenie...
Rany, mam wrażenie że to tylko sen, film, naiwność każe mi myśleć, że tak naprawdę to okaże się że mnie nie dotyczy...

sobota, 12 października 2019

22 / 2019

Jeśli myślisz, ze wszystko jest OK to znaczy, że nie wiesz wszystkiego...

Stany lękowe u Małej /Młodej. W tle depresja. Dwa lata terapii u psychologa, który dał skierowanie do psychiatry... Leczenie farmakologiczne od pół roku...
Co ze mnie za matka?!