Stali bywalcy :)

wtorek, 28 lutego 2023

12 / 2023

Mała podesłała mi fajny podcast. O spe_ctru_m. To jest wywiad z psycholożką prowadzącą diagnozę i terapię dzieci oraz młodzieży doświadczających wszelkiego rodzaju trudności psychicznych - w tym znajdujących się w spektrum autyzmu. Wysłuchałam z zainteresowaniem. Znalazłam wspólne elementy dla siebie i dla Małej. Gdyby ktoś z Was chciał posłuchać to na Spo_tyfy wisi na stronie Strefy psyche uniwersytetu SWPS pt. Sp_ektrum au_tyzmu u dzie_wczyn_ek i u ko_bie_t. Polecam!

niedziela, 26 lutego 2023

11 / 2023

Dieta
Trzymam się zasad. Waga po pierwszym tygodniu minus dwa kg. Samopoczucie zdecydowanie lepsze. Jeszcze muszę włączyć trochę ruchu i będzie ok.
Mała z radością(!) nas poinformowała, że została w końcu zdiagnozowana. Jest w spe_ktrum a_utyzmu. Cokolwiek by to nie znaczyło. Powiedziała, że teraz wszystko jej się poskładało do kupy. No i że na bank któreś z nas jej to przekazało w genach. To nie był zarzut, tylko info. 
Wydaje mi się, że to byłam ja...
Sama już nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Muszę na spokojnie się doszkolić. To, co napiszę chyba nie będzie poprawne politycznie, ale zastanawia mnie taki wysyp problemów psychiatrycznych w społeczeństwie. Czy to fakt czy taki trend, czy były wcześniej, ale nikt tego nie nagłaśniał, może ja się aż tak nie interesowałam?
Muszę się doszkolić trochę z tematu na literkę a. Poczytać co to jest i z czym się je. Bo póki co w głowie mam tylko jakieś strzępki stereotypów, do których Mała mi zdecydowanie nie pasuje.
Matencja wkrótce będzie świętować bardzo okrągłe urodziny. Ponad miesiąc temu wysłałam do Rodzeństwa przypominajkę i prośbę by coś pomyśleli w tym kierunku. Echo. Kondycja Matencji nie pozwala na samodzielne przygotowywanie imprezki urodzinowej. Konkretnie to ja tak uważam i chcę jej tego oszczędzić. W rozmowie z Rodzeństwem z uwagi na to, że może wyjście do knajpy będzie dla Rodziców męczące, początkowo ustaliłam z Rodzeństwem, że zrobimy to u Rodziców, ale zorganizujemy pełny catering, żeby sami nie musieli nic robić. To będzie wyjątkowe trudne bo Matencja jest uparta i nawet na klęczkach będzie udowadniać że da radę i zrobi. Potem doszłam do wniosku, że wyjście do restauracji powinno być dla niej, dla obojga, fajną atrakcją. Robiliśmy tak już kilka razy. Znalazlam lokal (bez schodów, toaleta blisko, polskie jedzenie, parking blisko wejścia), załatwiłam rezerwację, wysłałam propozycję do Rodzeństwa. Otóż on poszuka czegoś bliżej. Ok, niech szuka. Czekamy.
Weekend 
Piątek - poszłam sobie na spotkanie towarzyskie. SzM nie miał ochoty, mimo że proponowałam. Fakt że większość to baby, ale znamy się wszyscy. Jego problem. Jak postanowiłam tak robię czyli dbam o swoje życie towarzyskie, skoro jego nie interesuje nasze wspólne ze znajomymi jakimikolwiek, bo on np. nie ma ochoty. To nie nowość. Zawsze to ja byłam bardziej wyrywna do świata. 
Ostatnio nawet powiedziałam coś na temat jego niemania_ochoty. Szliśmy do znajomych, z którymi dawniej widywaliśmy się bardzo często. To było pierwsze zaproszenie do kogokolwiek od bardzo, bardzo dawna. A on w drodze idąc mówi do mnie, że tak naprawdę to nie ma ochoty. No ręce mi opadły. I szczerze powiedziałam, żeby nie wybrzydzał bo to pierwszy raz od bardzo dawna kiedy nas ktoś zaprosił do siebie. A jakoś to życie towarzyskie rozkręcić trzeba, więc niech nie wymyśla. Howgh!
Sobota - pojechaliśmy na spacer nad małe jeziorko, ale rozlało się z nieba na maxa. Deszcz ze sniegiem. Skończyło się na zakupach i powrocie do domu. A potem w domu utrzymałam postanowienie pt. zero sprzątania. To mój cichy protest, tajny. Ostatnio sprzątałam w sobotę tydzień temu i od tej pory palcem nie ruszam, bo ubodło mnie stwierdzenie SzM, że sprzątam sobie. Nie wiem czy długo tak wytrzymam, ale serio nie odkurzam, nie używam miotły, szmaty. Naczynia i blaty kuchenne owszem, ogarniam, ale nie ruszam niczego co kojarzy się z normalnymi regularnymi porządkami (brodzik, toaleta, podłogi itp.). Dziś pierwszy sukces - zmywarka została włączona.
W sobotę za to ogarnęłam tzw. domową księgowość, opłaty, rozliczenia, porządki w rachunkach itp. I przy okazji wciągałam/liśmy filmy.
Niedziela - spędzona domowo, w pidżamie, zrobiłam przegląd zamrażarki, zaplanowałam menu na tydzień, zrobiłam obiad i poza tym siedziałam z kotem na kolanach, przed TV cały dzień :)))
Filmowo 
W sobotę zaliczyliśmy netfliksowy polski miniserial Dziewczyna i kosmonauta. Ciężko było, ale dotrwałam do końca, tylko dlatego, że miałam jeszcze zajęcie. Obsada fajna, ale przeciągnięty na maxa. No i brzmienie języka rosyjskiego niejako boli mnie gdzieś tam w glowie. Nie polecam. Obejrzałam też film Podrzutki. Dziwny. O ciemnoskórej Amerykance, która... Nie wiem jak to ująć... Była rasistką, ale w opozycji do swojego koloru skóry.
Z niedzielnej TV zaliczyliśmy  Narzeczony mimo woli i Zakonnica w przebraniu cz. 2. 

I tak to minął tydzień i weekend...

PS
Info dla Matki_Czterech:
Nie wiem czy tu zaglądasz, ale...
zaglądam do Ciebie i podczytuję, niestety nie mogę wrzucić komentarza, bo wyskakuje mi info że wewnętrzny błąd serwera. Pozdrawiam.
PS
Po przesiadce z telefonu Huawei na Xiaomi nie potrafię odnaleźć się na bloggerze. Wszystko wygląda zupełnie inaczej. Dobrze, że choć wpisy mogę i umiem wrzucać. Ale już nie ma guzika pt. komentarze, przez który widziałam nowe, nie mam też podglądu by zobaczyć kto mnie odwiedził. Jest też szansa że taki podgląd jest, tylko ja nie wiem jak do niego dotrzeć...

środa, 22 lutego 2023

10 / 2023

Dziękuję za wszystkie komentarze, miłe słowa i wsparcie. Za pierwszym podejściem do postu, chyba z 5 lat temu to było, udało mi się przebrnąć przez fazę bólu głowy (ale nie było tak strasznie jak wczoraj) i pociagnelam chyba ze 4 tygodnie postu. A potem jeszcze wychodzenie drugie 4 tygodnie. Zrzuciłam sporo i czułam się fantastycznie, zarówno podczas postu jak i po nim. Dwa lata temu robiłam tylko oczyszczanie, czyli 2 tygodnie postu plus szybkie tygodniowe wychodzenie. Też nie było dramatu. A teraz to myslę, że mentalnie się przygotowałam, owszem, ale nie przygotowałam organizmu. Prosto od ciastek, chałek, sosów i mięs przeszłam do postnych warzyw. Błąd strategiczny. Cóż... Tak widać miało być. Teraz będę jeść bardziej świadomie 😉
A póki co lecę rzucić farbę na włosy, a raczej na odrosty. Srebrny odrost sam z siebie nie zniknie.
Dzień bez słodyczy i podjadania zaliczony. To w sumie już 3 dni 😉🫣

wtorek, 21 lutego 2023

9 / 2023

A jednak przechwalilam wczoraj... Drugi dzień postu dr D. zaczął się normalnie, całkiem spoko. Przed południem zaczęła mnie boleć głowa. Stopniowo coraz bardziej, mocniej. Spodziewalam się bólu głowy, ale nie w takim stopniu. No i  chyba zabrakło mi takiej prawdziwej mocnej determinacji. Może dlatego, że ból był okropny i naprawdę kiepsko się czułam. Skończyło się na wymiotach, dreszczach, uderzeniach gorąca itp. Z pracy wyszłam pół godziny wcześniej, bo myślałam że umrę. Na samą myśl o zjedzeniu jakiegokolwiek warzywa robiło mi się niedobrze. Zaserwowalam sobie ciepłą herbatę i zakopalam się w łóżku z nadzieją, że prześpię i przejdzie. Nie przeszło. Widać to nie ten czas. W końcu uznałam, że masochistką nie jestem. W zamian postanowiłam, że ok, nie post dr D., ale coś zrobić muszę. I tak to: zwiększam ilość warzyw, zmniejszam ilość mięsa (bo i tak nie za bardzo lubię), zmniejszam porcje, no i bez słodyczy i wieczornego podjadania. Mam takiego moralnego kaca. Z jednej strony żal mi tego prostowania, z drugiej strony wiem z doswiadczenia, że moje postowanie utrudniało życie. Głowa jeszcze nie przeszła mimo, że wzięłam środki które zawsze mi pomagały na migreny. Czuję się jak niedobita pszczoła... 
Będzie dobrze...

poniedziałek, 20 lutego 2023

8 / 2023

Bardzo Wam dziękuję za słowa wsparcia i dobre puchate energie wysyłane w moją stronę. Bardzo to miłe i budujące.

post Dąbrowskiej dzień 1
Nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca, ale myślałam, że będzie gorzej. Dzień zaczęłam dwiema szklankami płynów: woda z cytryną, sok z kapusty kiszonej (własnej produkcji). Przed pracą na szybciora zrobiłam przegląd szuflady warzywnej i wyszły mi z tego dwie surówki (marchewka, jabłko, cytryna oraz kapusta pekińska, marchewka, seler, koperek, cytryna) i jeszcze machnęłam na szybko takie coś ni-to-bigos-ni-to-leczo na ciepło (kapusta pekińska, cebula, papryka, koncentrat pomidorowy, przyprawione papryką wędzoną) żeby mieć gotowca jak wrócę z pracy. Do chwili obecnej dramatu nie ma, jak czuję głód to coś chrupię. I zapijam, czeka na mnie pyszna herbatka gruszka-cynamon. Kryzys z bólem głowy powinien nadejść jutro, pojutrze. Owszem, było mi w ciągu dnia zimno, ale szczerze powiem że nie było to nic nadzwyczajnego, co jakiś czas jest mi ciepło/zimno. Generalnie pierwszy dzień postu mogę uważać za zaliczony.
Brawo ja!

niedziela, 19 lutego 2023

7 / 2023

Dieta - od jutra start
Układam sobie w głowie nową filozofię zyciową, muszę coś ze sobą zrobić, bo stanęłam na wadze i ręce mi opadły. Wzrost 170. Waga 89. Masakra. To jak zamknięty krąg. I nawet nie chodzi o samą o wagę, bo po prostu źle się czuję, źle mi z sobą samą. Bolą mnie biodra, nogi, kręgosłup. Jestem sztywna, ociężała, czuję się jak wrak czlowieka. Nie ruszam się, nie prowadzę żadnej aktywności. Zgnuśnialam. Pierwotnie w planach miałam zacząć biegać, a raczej dreptać, ale z uwagi na wagę, by ochronić stawy, najpierw muszę jej, tej wagi, trochę zrzucić. Postanowiłam podejść do diety warzywnoowocowej pani dr Dąbrowskiej. Mam bardzo duże nadzieje z nią związane. Pierwszy raz spotkałam się z tą dietą kilka lat temu. Efekty były wow. Drugie podejście zrobiłam chyba przed ślubem Młodych, czyli dwa lata temu. Wtedy tak długo nie wytrzymałam. Nie wiem ile dam radę teraz. Liczy się każdy dzień i w takiej perspektywie do tego podchodzę. Wiem, że początek będzie trudny, czeka mnie ból głowy itd. ale czekam na ten czas gdy waga lecieć będzie w dół, a energia i świetne samopoczucie wypełnią mnie całą.
Proszę, trzymajcie za mnie kciuki.

poniedziałek, 13 lutego 2023

6 / 2023

Z kronikarskiego obowiązku... Mamy połowę lutego. 
Rodzinnie:
Za nami pierwsze styczniowe spotkanie rodzinne (nowa świecka tradycja w Anonimowej rodzinie) u Młodej Małej (bo to jej inicjatywa); no i drugie lutowe, u Młodych. W marcu będzie u nas. Z uwagi na alergie na siersciuchy (u nas kot, u Młodych pies, a alergicy to wszyscy oprócz mnie) czas wizyty jest ograniczony. Potem, po ostatnim spotkaniu odwoziłam Małą do WojewodzkiegoMiasta. Trochę po drodze pogadałyśmy, ale na luzaku, bo ja kierowca w stresie 😉
Mała wciąż, albo znowu, bo nie wiem kiedy o niej pisałam, jest singielką, aktualnie pomieszkuje z koleżanką. Chcialabym jako mama tradycjonalistka, by ułożyło się jej życie pt. Wielka miłość, związek, spełnienie, zaufanie, może dziecko itd. Ale generalnie najważniejsze by jej było dobrze, by była szczęśliwa. Fajna z niej babka, należy się jej 😉 W dalszym ciągu chodzi do psychologa, jest pod opieką psychiatry. Mówi, że jest zdecydowanie lepiej funkcjonującą osobą. Przepracowała mnóstwo rzeczy. A ja... cóż ilekroć o niej myślę w kontekście zdrowia psychicznego to jestem jednym wielkim wyrzutem sumienia, z którym nie potrafię sobie poradzić, bo mam wrażenie że spartolilam robotę i zawiodłam jako matka. To pewnie tak nie działa i to głupie co piszę, ale tak mam, tak czuję i to mnie boli i uwiera. Czasem świadomie nie wchodzę z nią w jakąś dyskusję, odpuszczam temat, bo mam z kolei wrażenie, że po tych terapiach to ona ma tak wypracowany umysł, że mówi do mnie taką psychogadką. I wtedy tęsknię do Małej sprzed lat. A potem przychodzi ta okropna myśl, że wtedy przed laty to ona była w czarnej dziurze w walce ze swoimi lękami, a ja byłam ślepa, głucha i głupia.
Młodzi żyją sobie dobrze, nie szaleją, bo nie mają z czym, dzieci póki co na horyzoncie nie widać. Męczą się z pasożytującymi rodzicami JuzNiePanny, ludźmi niezaradnymi życiowo, którzy nie potrafią być dorośli, odpowiadać za siebie, ogarnąć się życiowo. Jak Młodzi chcieli ich pokierować trochę żeby im pomóc to były fochy, anse, danse i jeszcze komentarze, że dla takich pieniędzy to nie warto. Tak mówią ludzie, którym brakuje na życie. Ręce mi opadają. Ostatnio Młodzi postawili swoje granice, których się trzymają, a ja bardzo ich w tym wspieram. To trudna sytuacja, ale czasem dla dobra obojga stron trzeba tak robić. Żal mi JuzNiePanny bo to jednak rodzice. Ona ma trochę przesrane jak ja, a może nawet bardziej niż ja, bo moi gospodarczo, finansowo ogarniają się sami.
SzM
Ostatnio po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu wybuchłam, bo mi się ulało. 
Generalnie nie wchodzę w jałowe dyskusje, nie używam argumentu pt. nie mam ochoty, dbam o sposób, formę i ton wypowiedzi. Naprawdę zwracam na to bardzo dużą uwagę. Już kilkakrotnie zbierałam się do rozmowy na temat mojej niskiej samooceny (bo to chyba z tego się bierze) i mojego wewnętrznego lęku, że coś zawalę, zapomnę, albo wyjdę z jakąś propozycją i on SzM znowu mnie skrytykuje, bo ty powinnaś to, śmo, owo albo nie będzie miał ochoty na to co ja bym chciala. Nawet wymyśliłam sobie, że go zapytam czy jak idzie do sklepu i ja go o coś poproszę by mi kupił to czy włącza mu się opcja alarmu, żeby nie zapomnieć, albo żeby źle nie kupić bo obawiam się tych słów, wzroku. Niby nic wielkiego. Już się przyzwyczaiłam że mam łatkę tej co się nie stara wystarczająco. I jak mi ostatnio SzM zapodał tekstem że wszystko jest tak jak ja chcę to nie wytrzymałam. 
Auto
Jeździ mi się dobrze, przesiadka do młodszego auta odbyła się pod koniec zeszłego roku i jest ok. Polubiliśmy się od pierwszego siedzenia 😉 Nie uważam się za super kierowcę, w nowym terenie bardzo się stresuję, na trasach szybkiego ruchu nie jadę szybko, ale generalnie poruszam się, jestem zmotoryzowana, no prawie niezależna. Ale zawsze po jakiejś samodzielnej wyprawie w nieznane mam takiego okropnego kaca moralnego, niską samoocenę i zmęczenie psychiczne... Dzisiaj też, bo źle zjechałam 😄
Ale komfort jazdy w aucie jest ok.
Wakacyjne
Wczasy z SzM ogarnięte. Trzeci rok z rzędu w to samo miejsce. Wiadomo, że z rowerami. Jak dla mnie szału nie ma. Trochę się obawiam czy podołam fizycznie, kondycyjnie. 
Niestety Mała nie da rady wyskoczyć ze mną na nasze kolejne wspólne wojaże po Europie. A planowalyśmy Grecję. Już ma zaplanowane dwa wyloty na Wschód i jeden europejski i po prostu braknie jej urlopu. Przykro mi się zrobiło, nie ukrywam. Umówiłyśmy się na weekendowy wypad, chyba do jakiegoś spa, a może uda mi się ją wyciągnąć gdzieś turystycznie. No i z powodu tego europejskiego kierunku nie będzie jej na Święta Wielkanocne. Korzystają z kumpelą z taniego latania.
A my z SzM powinniśmy zadbać o paszporty, bo tak się składa, że nie mamy. I może uda mi się SzM wyciągnąć na jakiś wojaż. To nie będzie to samo, ale cóż, jak się nie ma co się lubi...
Towarzysko:
Zaliczyłam już w tym roku babskie spotkanie koleżanek studyjnych. A także w mniejszym nieformalnym gronie tradycyjne moje babskie i to nieformalne studenckie też. 
A wspólnie z SzM zaliczyliśmy najpierw święto pizzy w pizzerii z dawnymi prawie przyjaciółmi, a potem wieczór u nich, tak jak za dawnych czasów.
Odgruzowuję swoje, nasze życie towarzyskie. 
Jedna Ona, dawna moja prawie psiapsi z lekka mnie rozczarowała. Ale im bardziej o tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku że nie powinnam być zdziwiona. Pomogłam jej w dość istotnej kwestii życiowej, miałam rozkminę czy się w to angażować, ale nie potrafiłam przejść obojętnie. Pomogłam.  Wystartowala z bombonierką i kawą, jak do obcej, to wzięłam i pogonilam ;) Liczyłam na jakąś wspólną kawę, albo nawet wódkę, bo dawniej odwiedzaliśmy się rodzinnie. A tu zonk. 
Zaliczyliśmy też razem z Młodymi wspólne wyjście takie z lekka naukowo-muzyczne. To było ciekawe doświadczenie. Pozytywnie ciekawe.
Sport i rekreacja 
leżą u nas głęboko schowane w szafie. Nic nie robię. Z moich jogowych planów nic nie wyszło, ale dorobiłam się w międzyczasie maty do jogi. Dojrzewam do podjęcia postu dr Dąbrowskiej i rozpoczęcia bardzo delikatnego truchtania. Żeby mieć cel zapisałam się na późno majowy bieg na 5 km. 
Byłam na prywatnej wizycie u ortopedy, ale niewiele to zmieniło w moim samopoczuciu. Teraz mam wrażenie że się toczę, przytyłam, tyłek mam jak szafę, ciężko mi się schylać, przeszkadzają mi fałdy brzucha. To już najwyższy czas zabrać się do roboty, bo jest naprawdę dramatycznie. A czasu coraz mniej.
Pracowo
póki co jest ok. Zeby jeszcze zechcieli płacić więcej to już by było super. 

Ależ mnie poniosło. Wypisałam się chyba ze wszystkich zaległości.
O teraz mi się przypomniało, że nie napisałam ani słowa o moich rodzicach...

Matencja i Tatencjusz
Właściwie bez zmian. Jak to się mawia "lepiej to już było". 
Odcinam się; to znaczy rzadko tam do nich jeżdżę, najwyżej raz w tygodniu, póki co nie wymagają codziennej stałej opieki, a wizyty towarzyskie wystarczą raz na tydzień. Nie angażuję się w spory i gorące dyskusje, bo trzymam się zasady, że są dorośli, muszą dogadywać się sami. Nie wypowiadam swojego zdania, bo jest kompletnie inne niż Matencji i zostaję uznana za wroga nr 1, który trzyma stronę ojca. A do ojca nie mówię, bo nie jestem go pewna czy on tego potem nie wykorzysta przeciwko Matencji, że poczuje się wzmocniony itp. Widzę postępujące zmiany neurologiczne dementywne u Matencji. Sposób wypowiedzi, rozkojarzenie, zapominanie, coraz  wolniejsze kojarzenie. No i ten nieszczęsny ból kręgosłupa, ograniczenie mobilności, zmiana sylwetki. 
Mam poważne obawy, że też tak skończę, bo kręgosłup też daje mi znać o sobie.
Tatencjusz niby starszy, a kojarzy lepiej, uparty jak osioł, zawsze wie lepiej, nigdy nie słucha nas, no bo co my tam wiemy, obcy to się znają, nie to co my. I do tego głuchy jak pień, uparcie nie nosi aparatów, a jak nie zobaczy, że do niego mówię to nie wie, bo nie słyszy. 
A mój słuch też coraz gorszy. SzM TV ścisza, ja podgłaśniam. Albo włączam napisy 😉

I tak to.



piątek, 3 lutego 2023

5 / 2023

Świat się kończy... 
Chyba jestem już jednak stara... Właśnie odkryłam, że na jednym z kanałów TV kablowej, tym na literkę Z, jest program z nagością w roli głównej. Przełączam sobie pilocikiem, a tam stoi trzech gołych gości, a czwarty golas ich ocenia i wybiera czy też odrzuca. Potem poszli na randkę. W ubraniach. Prowadząca program to "ranczowa doktorowa". Ku mojemu zdziwieniu ona jedna była ubrana. Ja się pytam kto się zgłasza do takiego programu? Jaki to typ uczestnika, człowieka? Na co liczy, jakie nadzieje z tym swoim udziałem wiąże? Może tv za udział dobrze placi, a oni w dużej potrzebie? Może mają taką potrzebę ekshibicjonizmu? Bardzo się też zastanawiam co przekonało panią prowadzącą do udziału. W mojej prywatnej ocenie chyba jakaś desperacja.
Ręce mnie opadli. Obie.

środa, 1 lutego 2023

4 / 2023

Tak se tylko chciałam sprawdzić czy też się będzie pisało przez dyktowanie tutaj, bezpośrednio w ramach Bloggera, bo ten poprzedni wpis był tworzony w notatniku. No i jednak się pisze przez dyktowanie!!!
I jeszcze sprawdzę jak się wrzuca zdjęcia. To nowiuśka foteczka z naszego ostatniego wypadu w góry. Zima cudna, ale niestety widoków nie było.

Hmm... Nagrywanie może i jest fajne, ale po pierwsze dyktując muszę mówić na głos, a SzM chcąc nie chcąc usłyszy, bo jest przecaś kilka metrów ode mnie, może i za ścianą, ale blisko. Po drugie pisanie przez klikanie zmusza do przemyślenia. Ja piszę przez telefon więc to trwa zdecydowanie dłużej. Zmusza do zbudowania tej wypowiedzi, analizy tego co chcę zapisać. Tak to czuję. Taki klikany wpis ma dla mnie większą wartość. A może to kwestia przyzwyczajenia.

Filmowo to dziś właśnie obejrzeliśmy jakiś SF z Wagandą w tytule. To była cz. 2. Pierwszej nie widziałam. I generalnie to nie jestem fanem SF ale to było fajne, miłe dla oka, fabuła fajna. Dobrze się oglądało.
Dyskomfort miałam jedynie z dźwiękiem. Film był z pełnym dubbingiem. Różne głosy, różne dźwięki, plus warstwa muzyczna. SzM ogląda ciszej niż ja, a ja czułam dyskomfort, bo źle słyszałam, a szczerze powiem nie chciałam upominać się o podkręcenie poziomu dźwięku. Coraz częściej tak jest, że źle mi się słyszy, słucha. Generalnie jestem świadoma obciążeniem gluchotą ze strony rodziny Tatencjusza. Chyba ponad rok temu gdy byłam z Tatencjuszem na badaniu słuchu, to też mi je zrobiono. Miła pani powiedziała, że nie jest dobrze, ale dramatu nie ma, to jeszcze nie jest czas na aparat. I chyba ten czas się zbliża... Od pewnego czasu podglasniam TV. A ostatnio doszło mi takie gwizdanie w uchu, w głowie, nawet nie wiem jak to określić, taka dzwoniąca cisza. Uciążliwa. 
A ciekawostka taka, że od zawsze mam tak, że gdy jem to odgłos jedzenia (zwłaszcza chrupania) który słyszę od środka głowy, siebie, zagłusza mi dźwięki dochodzące z zewnątrz, ze świata i po prostu ich nie słyszę. SzM mówi, że wydziwiam coś, bo on tak nie ma. A jak to jest u Was?