Stali bywalcy :)

wtorek, 27 kwietnia 2021

55 / 2021

Uczucia mieszane...

Mała ma wolny weekend, będą odwiedzinki 😁 Wolny weekend to u niej rzadkość, bo wciąż studiuje. Zdalnie, bo zdalnie, ale czas zajęty jest. Zatem ściąga dziecko do nas do domu w sobotę i wraca do siebie w ndz. Cieszę się bardzo, bo stęskniłam się za nią. I cieszę się, że to jest jej inicjatywa.

Ale... Miało być tak: Sobota - wycieczka plenerowa w jakieś gorki. Niedziela - odpoczynek, spacer. Leniwy relaks znaczy. Poniedziałek - wypad rowerowy. Tak miało być, ale... w góry jej nie wyciągniemy, bo nie lubi, na rowerze nie pojedzie, bo nie ma. Zostaje relaks. 

No i to właśnie są uczucia mieszane.

😁😉

poniedziałek, 26 kwietnia 2021

54 / 2021

Od tygodnia biegam. Aż się boję pisać, żeby nie zapeszyć... Jeden tydzień regularnego (3 razy w tygodniu) biegania za mną. Dziś była inauguracja drugiego. Cóż, ciapek ze mnie, ale jakkolwiek by nie patrzeć dumna jestem i mam satysfakcję, że w ogóle wyszłam z domu 😁 A czas ku temu był najwyższy, bo nie było i nie jest wesoło. Po pierwsze w stosunku do rok temu, a nawet dwóch lat, to jest mnie niestety 10 kilogramów więcej. Szybkość, gibkość, sprężystość i zwinność uciekły, cóż, te rzeczy niestety stają mi się coraz bardziej obce i dalekie. I sama nie wiem z czego to wynika, bo mimo że nie biegałam to jednak rower i całkiem dużo dreptania zapewniały mi spora dawkę aktywności fizycznej. Tak mi się wydawało. Ale... uczucie ciężkości, sztywności, mięśni i stawów; z samego rana takie drewniane stopy, nogi, kręgosłup; po dłuższym siedzeniu na kanapie muszę się po prostu rozhulać by przejść z trybu spoczynkowego w aktywny 😁 Trochę mnie to zaczęło martwić, czy to coś czym trzeba się zainteresować i martwić czy też tzw. zmiany stosowne do wieku 😉 no i dlatego też mam już w garści skierowanie do laboru na podstawowe badania mojego przeglądu technicznego 😁

Po pierwszych treningach wcale lepiej się nie poczułam, wręcz gorzej, ale zaciskam zęby. To minie. Denerwuje mnie tylko fakt, że jak się okazuje ta moja wydolność nie jest nawet taka zła, a zdecydowanie ogranicza mnie taka bolesność, sztywność. No i wdzianko, które waży 10 kg 😁😁😁 I tak jest progres. Pierwszy trening, ten slowjogging, gdy biegłam sama, to było 5 km w "zawrotnym" tempie 8:44/km. Potem tydzień przerwy i znowu biegowy poniedziałek, tym razem w towarzystwie, znowu 5 km, ale 8:15/km, a dziś w drugim tygodniu (generalnie to chyba moje czwarte wyjście biegowe od ponad roku), dziś pykło 7 km w tempie 7:44/km. Podobno organizm pamięta. Organiźmie mój kochany, przypomnij sobie, proszę, że półtora roku temu moje tempo miało z przodu szósteczkę 😉

I tak to. Tyci, tyci biegania, a tyyyyle pisania 😁😁😁😉


piątek, 23 kwietnia 2021

53 / 2021

 Piątek, piąteczek, piątunio... 😁😁😁




niedziela, 18 kwietnia 2021

52 / 2021

Wczoraj... 

... barowa pogoda zmogła mnie na maxa. Do południa ogarnęłam mieszkanie. Niby nie było dużo do ogarniania, ale z ręką na sercu powiem, że chyba przez dwa tygodnie nie kiwnęłam palcem. Faktem jest, że odkurzacze poszły w ruch, obydwa, bo samobieżny krążownik niestety nie poradził sobie z jednym jedynym dywanem. Dywan jest już stary, sfilcowany, kupiony był dla uspokojenia marudnych babć, dla których brak dywanu był dotkliwy, dziś w zasadzie chętnie bym się go pozbyła, ale świetnie się sprawdza w roli drapaka dla Kotki 😁 No więc starłam kurze, krążownik ogarnął co umiał, ja odkurzyłam dywan, przetarłam podłogi na mokro, puściłam pranie, zrobiłam obiad, powiesiłam pranie, zjadłam deser, wypiłam kawę, poszłam się dokształcać i... zasnęłam. A było po 15.00 i spałam tak do 19.00 z przerwą drobną do 21.30 i potem do rana. Wyspałam się już chyba na zapas, bo teraz spać mi się nie chce wcale. Jak wezmę do ręki książkę z interpretacją ustawy to na pewno szybko zasnę. Tak to działa moje samodoszkalanie się 😁

A dzisiaj...

Z rana szybki lidlomixowy delikatnie zmodyfikowany deser pt. sernik na zimno i potem SzM wyciągnął mnie na wycieczkę do Krakowa. Było miło. Planowaliśmy kiedyś pojechać tam na dłużej z rowerami na bagażniku i zwiedzać na rowerach. Dziś doszliśmy do wniosku, że byłby to błąd. Dzisiejsza pogoda była raczej średnia, a już rowerzystów mnóstwo... Kraków nie był tłoczny jak zwykle, nie był też pusty. Niestety nie można wejść na kawę, zjeść w środku lokalu, ale spacer ulicami też jest fajny, kupiliśmy coś na wynos i zjedliśmy na ławce. Wiele osób tak robiło. Nie ma innego sposobu. Dobrze, że pogoda na to pozwoliła. 




czwartek, 15 kwietnia 2021

51 / 2021

Perłowa Rocznica była, minęła, żyje się dalej. Było miło, smacznie, kwiaty w wazonie stoją na baczność, prezent dotarł, zatem odliczamy dni do kolejnej...

Wedle moich postanowień po bieganiu w poniedziałek, powinnam była iść znowu pobiegać we środę. Niestety jeszcze w pracy ogarnęła mnie taka słabość i niemoc, że nie byłam w stanie zebrać się i pójść. Przypuszczam, że to jakieś zmiany ciśnienia, a jednocześnie zastanawiam się czy może tak właśnie czuły się dawniej panny i panie gdy dostawały "globusa"? 😉 Nie miałam siły na nic. Miałam wrażenie, że tylko ambicja nie pozwala mi na tzw. zejście do parteru. 

W pracy stopniowo ogarniam nowe, ale bardzo powoli, a jednocześnie mam oko na NowąMnie. Zadatki ma dobre, ale myślę, że około pół roku minie nim zacznie pracować tak całkiem samodzielnie. Na razie daje radę. Ja póki co ogarnęłam swoje nowe biuro, prowadzę pierwszą sprawę firmową (brzmi prawie jakbym była prawnikiem, a tu zonk!), ale to jeszcze mały kaliberek.

Chyba brak mi tematu do blogowego rozkminiania. Zatem kolorowych snów. 

U Was teraz też taka beznadziejna pogoda? A tak było ślicznie... 




wtorek, 13 kwietnia 2021

50 / 2021

A kiedy za 30 lat przyjdzie czas na rocznicę ślubu hucznej imprezy nie zorganizujemy nawet gdybyśmy chcieli, bo nie będą dozwolone; do restauracji nie pójdziemy, bo będą zamknięte; randki w kinie ani eleganckiego wyjścia do teatru nie zorganizujemy, bo będą zamknięte; wyjazdowo, sami czy też rodzinnie, też nie uczcimy, bo hotele i pensjonaty będą zamknięte, a organizacja całkiem prywatnej domowej imprezy w ogóle nie będzie wchodzić w grę, bo życie towarzyskie będzie szczątkowe i też sami tego nie będziemy chcieli. 

Gdyby ktoś 30 lat temu zapodał nam taki tekst to uznałabym, że chyba  przesadził z procentami. A dziś to przecież szczera prawda i najprawdziwsze realia.

Perłowa rocznica - 30.

Miało nie być nic, ale SzM zamówił pyszności z miejsca, o którym kilka razy wspomniałam, że chciałabym. A potem jeszcze przyszedl pan kurier z  poczty kwiatowej z ogromnym wiosennym bukietem. I jeszcze podobno jakiś prezent dla mnie jest w drodze...

Nie rzadko narzekam tu i marudzę, ale co Wam powiem to Wam powiem, ale Wam powiem; to było naprawdę fajne 30 lat 😁



poniedziałek, 12 kwietnia 2021

49 / 2020

Biegałam. Powolutku, ale biegałam, słów jogging się to nazywa fachowo. Wolny trucht szybciej spala zapasy tłuszczu. 😁

Byłam w lesie przewietrzyć głowę. Nie jest źle. 5 km pyknięte bez marszobiegu. Tempo żółwia, ale gdzie się komu spieszy... Brawo ja! 

niedziela, 11 kwietnia 2021

48 / 2021

Wiosna Panie Sierżancie w pełni... Dziś zdecydowaliśmy się na wyjazdowy spacer. Udało nam się zabrać ze sobą Małą/Młodą. Ładna pogoda zachęciła do wyjścia na zewnątrz mnóstwo ludzi. Pełno spacerowiczów, rowerzystów. Wszyscy stęsknieni swobody i luzu. 

Korci mnie żeby dzwonić do Małej, ale sama sobie nakazuje umiar, bo mam z tyłu głowy Matencję, która zamęczala mnie praktycznie od zawsze telefonami. Dalej się to dzieje, ale w mniejszej skali. Zdaję sobie sprawę, że teraz telefon to jej okno na świat, bo sama już chyba nie wychodzi nigdzie. Nie mniej jednak musiałam wypracować u niej świadomość, że jak jestem w pracy to nie mam czasu na bzdety i może dzwonić w ważnej sprawie. A wieczorem po 21 się do mnie nie dzwoni, bo idę spać, bo wstaję do pracy o 6.00. Nie jest to prawda, że tak szybko zasypiam, ale Matencja potrafiła zadzwonić o 22 albo nawet później i zapytać co tam u nas słychać. Jakby tak miało się coś zmienić przez te 4 czy 5 godzin od ostatniego telefonu... Stopniowo uświadamiałam ją że to zdecydowanie za późna pora na pogaduchy, no i w końcu się udało. Czasem się zapomni, bo ona chodzi późno spać, wówczas serce mi staje ze strachu że pewnie coś się dzieje lub stało złego, bo na stacjonarny telefon dzwoni albo Matencja albo teście, ale zdecydowanie częściej Matencja. I taki dzwonek o tej porze nie zdarza się często. 

No i mam taki telefoniczny uraz, żeby nie zamęczać dzieci tak, jak Matencja mnie. Boję się też żeby nie popaść ze skrajności w skrajność.

I tak to.

O wilku mowa... Dawno nie było u nich zgrzytów. No to już są. Helpunku... 

Starosc nie udała się Panu B., oj nie... Kiedyś młodzi, aktywni, zajęci dziećmi, pracą, domem, trwali w tym chorym związku czy to z wygody (T.) czy to ze względu na nas, dzieci (M.), czy z przyzwyczajenia (T.), albo braku możliwości, odwagi podjęcia decyzji o rozstaniu (M.). Dziś wzajemnie poranieni, pokaleczeni, z zakodowanymi urazami do tego drugiego (M.), z wbudowanymi nawykami, które dawniej aż tak nie raziły, a teraz przeszkadzają. Poniekąd skazani na swoje towarzystwo, bo izolacja społeczna to raz, a stopniowo kurczące się życie towarzyskie to dwa (cześć się po prostu odmeldowała z tego ziemskiego padołu, a część wymiksowala na przestrzeni lat - wiedziałam, że tak bedzie bo nikt nie lubi kiedy w towarzystwie jeden małżonek dowala drugiemu). No i efekt jest taki, że siedzą w domu i o ile Tatencjusz gdzieś tam sam do kolegi pojedzie, to Matencja nie. Tatencjusz w towarzystwie zawsze jest, był aktywny, żartowny, dowcipny, czarowny. To zawsze wyrzuca mu Matencja, że "do ludzi robi się dobry i miły". Życie towarzyskie Matencji zamyka się w telefonie. 

Tatencjusz ma problemy kardiologiczne, już osłabione serce, skoki ciśnienia. No i uszkodzony słuch, zaopatrzony w dwa aparaty słuchowe, których znowu ostatnio nie zakłada. Z lenistwa? Wygody? Przekory? Pojęcia nie mam. TV ogląda na słuchawkach, a Matencji słyszeć nie chce. To chyba najprostsze wytłumaczenie. 

Matencja po dwóch udarach, na szczęście bez dysfunkcji, ale ma problem z bólem kręgosłupa, nie może pokonywać dłuższych odległości, ma poważnie pochyloną sylwetkę. Wiem, że wstydzi się tego, że ona kiedyś szybka, aktywna teraz nie jest w pełni sprawna. Usiłowałam zaktywizować, zaopatrzyłam w balkonik, laseczkę, kulę, do dziś nieużywane. Diagnoza lekarska jest taka, że póki Matencja da radę bez operacji to niech się tego trzyma, bo generalnie kręgosłup zniszczony, kwalifikuje się do operacji. Ponadto Matencja uparcie kontroluje cukier, bo lekarz podobno(?) kazał, ale cukier zawsze jest w normie i sugestie zaprzestania tego nie działają, bo ona "może dostać cukrzycy". No i musi kontrolować ciśnienie. Bierze też leki antydepresyjne, ma za sobą poważną nerwicę. Tatencjusz mocno się do tego przyczynił (zdrada małżeńska nie jest sytuacją komfortową, kolejna tym bardziej nie), o czym Matencja mu przypomina ile razy się tylko da. 

Tatencjusz w domu prawie się nie odzywa, siedzi i ogląda tv albo śpi, albo jedzie gdzieś po coś tam. Żyje sobie sam, łaskawie daje się obsługiwać. Nigdy nic w domu nie robił więc to dla niego norma. Nie ma odruchu troski o Matencję, nie zapyta jak się czuje, nie sprawdzi czemu tak długo w łazience, nie zapyta czy zrobić herbaty... Matencja niby ma go dosyć, ale ma wdrukowaną obsługę Tatencjusza i troskę o niego, o dom. Nie odpuści sprzątania, prania. Choćby się waliło i paliło to, co trzeba zrobić zrobi. Tu i teraz. Pierwszy z brzegu przykład sprzed chyba dwóch tygodni - mieszkają na ostatnim piętrze kamienicy, nad nimi strych, duże pranie np. pościel i ręczniki Matencja zawsze niosla na strych, wieszała i tam schło. Boli ją kręgosłup, ledwo chodzi, pralka skończyła prać pościel, którą wcześniej sama(!) zmienila. Pyta mnie przez telefon czy się do nich wybieram, bo pranie trzeba powiesić. Sugeruję jej żeby Tatencjusz powiesił to pranie na suszarce w mieszkaniu. I co słyszę? Zawsze pranie schlo na strychu, a w domu na suszarkę miejsca nie ma (3 pokoje, prawie 90 metrow kwadratowych). Ręce mi opadły, obie. Tatencjusz w przypływie dobroci zadeklarował, że sam pójdzie na strych i powiesi to pranie. Potem się dowiedziałam, że nie zrobił tego, ale Matencja "sobie poradziła". I tak jest ze wszystkim. A jak zaczynają się licytować kto bardziej chory i udaje to słów mi brak. Nawet jej powiedziałam, że jak ona tak wszystko ogarnia to on ma prawo myśleć, że może aż tak jej nie boli. Obruszyla się za to na mnie.

Konflikty rodzą się tam z tak błahych rzeczy, że to aż śmieszne by było, gdyby tak nie wkurzało. A ja musze wysłuchać pełnej relacji Matencji, od początku do końca, z przecinkami. Z oczekiwaniem w tle, że zadzwonię i postawię do pionu Tatencjusza.

I tak to. 

sobota, 10 kwietnia 2021

47 / 2021

 Wyprawa rowerowa, 35 km, zaliczone. Pogoda była cudna.

Do wyboru miałam rower albo spacer w dalekiej okolicy, tj. jazda autem gdzieś, spacer 5-8 km i powrót. A, jeszcze była opcja wycieczki w góry. Wybrałam rower i tej wersji twardo się trzymałam. Rower to przyjemne z pożytecznym, nie zajmie całego dnia, bo jeszcze takich długich dystansów nie robimy, musimy się dopiero  rozjezdzic i można bezkarnie milczeć. A tego mi było trzeba. Przetrawiałam w głowie sytuację życiowe moich dzieci. Nie wiem czy przyjdzie taki moment, że nie będę się o nich martwić. Mamy tak mają, że zawsze się martwią.

Po powrocie upiekłam chleb otrębowy i ciasto murzynka. Powoli poznaję zalety Lidlomixa.

A teraz zostaje mi już tylko wczytać się w jedną ustawę, której znajomość jest mi potrzebna w pracy. Zabieram się do tego jak pies do jeża... Tylko ja wiem jak bardzo mi się nie chce. Stąd te wypieki 😁😁😁

46 / 2021

Byliśmy wczoraj zobaczyć jak urządziła się Mloda... 

Wszystko by było super gdyby nie to, że jest w dalszym ciągu rozsypana po rozstaniu z Kawalerem. Jak sama powiedziała, początkowo wydawało się, że ogarnęła temat, przetrawiła i nie jest źle. Z czasem jednak okazało się, że z zewnątrz niby ok, a w środku czarno. Kłopoty ze snem, zaburzenia koncentracji, brak apetytu to nie są fajne rzeczy. To wszystko nie pomaga w pracy, gdzie ma sporo wymagających zadań i projektow. Do kompletu praca zdalna, studia zdalne, ograniczone życie towarzyskie i mieszkanie w pojedynkę. Z uwagi na zaburzenia lękowe jest pod opieką psychologa i psychiatry i bierze zalecone leki. Teraz dodatkowo kolejny lek. 

Przeraża mnie to. 

wtorek, 6 kwietnia 2021

45 / 2021

Muszę sobie trochę ponarzekać. Pracowo. Nienawidzę pracować w chaosie, bałaganie, rozgardiaszu itp. Przy pierwszej przesiadce pracowej musiałam zacisnąć zęby, spiąć poślady, przywdziać uśmiech nr 7 i powolutku, krok za krokiem nie dość, że ogarniać nowy temat to jeszcze porządkować przestrzeń. Wiedząc, że przyjdzie NJ (nowa ja) ogarnęłam biuro pod jej kątem. Biorąc pod uwagę że to wszystko jest u nas na zasadzie domina to ja zostawiam swoje biurko i przenoszę się do tego wyżej i tak dominem jeden za drugim. Powinnam się przenieść, ale na dobrą sprawę nie mam jeszcze gdzie i jak. Zagryzam zęby i siadam w tym chaosie, który przyjdzie mi ogarnąć i nawet nie o te stosy dokumentów mi idzie tylko przydasiow sterty i czasoumilaczy, durnostojek i innych.

Chyba przesadzam trochę. Sama się na tym złapałam. Kwiecień dopiero się zaczął 😁

Rozliczyłam dziś w końcu nasze Pity. Niestety żadnych ulg, żadnych odliczeń. Wychodzi dopłata podatku. Żal serce ściska, ale staram się myśleć pozytywnie. Lepiej mieć co miesiąc i raz w roku dopłacić, niż raz dostać, a cały rok mieć mniej. Grandą jest dla mnie fakt, że przy wpłacie należnego podatku jest opcja "zapłać teraz", robię klik i przerzuca mnie od razu do wybranego przeze mnie banku, skąd robię pouzupełniany odpowiednio przelew. I za to przerzucenie i uzupełnienie kilku okienek pośrednik jakim jest KIR pobiera prowizję.

Dokonałam też dziś samo spisania się. Bo przecież Spis Powszechny trwa. Pamiętam jak 30 lat temu byłam takim wędrującym po domach rachmistrzem spisowym. Zaangażowali nas, uczennice szkoły pomaturalnej i chodziłyśmy parami, we dwie, bo w pojedynkę to strach wejść do nieznanego mieszkania. Potem nawet jakąś kasę dostałyśmy za to. Ale co się na słuchałyśmy starszych samotnych pań, napatrzylysmy się w jakich warunkach ludzie żyją i na takie tam różne sytuacje, to nasze. A dziś proszę, luz, luksus, internet, samo spis i już zrobione. Zadzwilo mnie tylko, że po pytaniu o męża, żonę, potwierdzeniu ze to mąż, żona jest pytanie czy żyję z kimś w nieformalnym związku. Wychodzi na to, że tam w tych okienkach to  powinni się wypowiadać zdradzający.

I żeby nie było tak pięknie dodam tylko, że wciąż nie zaczęłam biegać, wciąż pochłaniam słodkie i nie tylko, wciąż mam wielki tylek i wciąż szukam usprawiedliwienia dla swojego lenistwa. 

Niestety podczas Świąt nie ruszyliśmy się nigdzie ani spacerowo, ani rowerowo, rozpaczliwie łapiąc się byle wymówki. A to wiatr, a to zimno, a to śnieg, zawsze coś nam przeszkadza 😁 Nigdy mi się nie chce ruszyć, ale jak już ruszę to jestem zadowolona, bo oczy można nakarmić cudnymi widokami, takimi na ten przykład jak ten... 


poniedziałek, 5 kwietnia 2021

44 / 2021

Matko i Córko... Na TVN7 właśnie leci jakiś mega ambitny program. Hotel Coś Tam. Dziewczyny, kobiety, same glonojady, mega rzęsy, tipsy, tatuaże, wszystkie babki jednakowe robione od kalki, tej samej matrycy. Faceci to żele, tatuaże, mięśnie. Myślę, że wkrótce już przyjdzie chyba czas gdy ciało bez tatuażu nabierze szlachetnej wartości. Wszystko w tym programie okraszone solarną, i nie tylko, opalenizną, seksem i niestety głęboką czarną pustką intelektualną. Borze szumiący... Ręce mi opadają. To ja jednak stara gwardia jestem. Kto to ogląda...? 

niedziela, 4 kwietnia 2021

43 / 2021

Świętowanie... 

Wczoraj fałszywy alarm ze strony Małej. Nie przyjedzie, bo osłabiona, zmęczona, źle się czuję, gorączki jednak nie ma. My oczywiście odbieramy w trybie pt. uwaga, Covid. Koniec końców okazało się, że to nie Covid tylko przyszedł w końcu kryzys związany z Kawalerem, który jakiś czas temu dojrzał do tego że jednak jej/Małej nie kocha i uznał, że powinni się rozstać. 

To jest zdecydowany minus mieszkania osobno. Nie widzę, nie mogę przytulić... Nie mówię, że od razu wiedziałabym, że coś jest nie tak, ale... Źle się z tym czuję. Teoretycznie niby wiem, że życia za nią nie przeżyję, że ona musi sama doswiadczać i czuć, ale serce matki boleje... Nie chcę się narzucać, ingerować. Nie chcę być Matencją, która dzwoni z byle powodu, ale bardzo się boję, że wpadnę ze skrajności w skrajność. 

Śniadaliśmy w piątkę. Młody z Panną dotarli. Celowo mówiłam, że śniadanie o godz. XYZ, ale mogą śmiało przyjść wcześniej to razem będziemy przygotowywać. Byli 6 minut przed XYZ. Kurtyna. 

Zastanawiam się jak bardzo okropną tesciową będę... bo po prostu nie mogę już zdzierżyć narzekania Panny. Panna narzeka zawsze na wszystko, a zwłaszcza na jej obecną pracę. Panna jest zawsze zmęczona, wypluta z sił i energii. Na pytanie jak się masz, wersja optymistyczna brzmi dziękuję, już lepiej 😁 plus mina cierpiętnika. Jeszcze nie widziałam żeby Panna była zadowolona, wypoczęta, energiczna. Cóż, widać Młodemu pasuje rola opiekuna i zbawcy Panny. Młody, z tego co słyszę gotuje, sprząta, odkurza. Aż mnie korciło przy opowieści zapytać co zrobiła Panna. Nie wnikam, jeśli mu to pasuje niech ma. 

Natomiast boli mnie inna kwestia. Do tego dotarłam wcześniej, w ciągu tygodnia. Otóż Panna ma na karku zobowiązania finansowe swoich rodziców tj. komornika na pensji. Ręce mi opadły jak się dowiedziałam. Przypadkiem, zresztą. Doradziłam rozdzielność majątkową, pismo do komornika z prośbą o ustalenie wysokości długu na dziś, kredyt, spłatę zadłużenia u komornika, no i splata rat kredytu. Doradziłam, ale nic więcej nie mogę. W rozmowie face to face Panna spuszcza mnie na drzewo mówiąc że ona nie wie jakie jest zadluzenie, że jest zmęczona dniem w pracy (!!!). Ręce mi opadają. A Młody, mam wrażenie, chyba boi się urazić Pannę, nie drąży tematu. Albo wie i woli mi nie mówić. Bo może ta kwota powala na kolana. Kiepsko to widzę. 

Obiad już tylko we trójkę, bo Młody i Panna poszli do rodziców Panny. 

Jutrzejsza kawa u Młodej/Małej przeniesiona na weekend, bo psiapsiolka ze stolicy przyjechała na Święta i jest okazja się spotkać. Poza tym, z uwagi na jej wczorajszy kryzys nie było szansy na ogarnianie chałupy i nie przejdzie testu białej rękawiczki, tak rzekła Mała. Ok, rozumiem. 

Jutro zatem mamy wolne  Bez gości, bez dzieci, bez zobowiązań, bez stresu... Na pewno SzM będzie mnie gdzieś ciągał na rowerze. Czasy takie, że inne rozrywki nie wchodzą w grę. Rower, ok, może być, bo zaokrąglam się wszędzie coraz mocniej i trzeba coś z tym zacząć robić. 

PS

Kot zdecydowanie zostaje u nas. Alergia Małej dała o sobie znać. 


sobota, 3 kwietnia 2021

42 / 2021

 O ile jeszcze w nocy byłam gotowa wyciągać starego robota planetarnego i pozbywać się cuda z Lidla o tyle odwołuje wszystko co złe o nim mówiłam. Ukręcił mi przecudne, przepyszne drożdżowe 😁




41 / 2021



Nawet mi się nie zdaje, że to już Święta... Zapyla ten czas coraz szybciej... Siedzę w kuchni, czekam aż barszcz biały zacznie się gotować. I nachodzą mnie myśli kosmate... 
Mam spory problem z tym, że... czas płynie. Już mi się wydawało, że uporałam się z tym, że dzieci wyfrunęly z domu. A dziś wieczór szykuję w kuchni świąteczne ciasta i cały czas mi się przypomina jak to było dawniej... , gdy dzieci spały, ja w kuchni w akcji i nagle tup, tup bose nóżki w pidżamce z zaspaną buzią stają w progu... Aż mi się zakręciła łezka w oku.

Cóż, pracowe następstwo pojawiło się na horyzoncie. Kobietka miła, sympatyczna, nie wiem jeszcze na ile ogarnia temat, ale póki co wprowadzam ją we wszystko od podstaw. Gardło mnie boli od gadania i tłumaczenia. Jestem miła, uprzejma, tłumaczę grzecznie, w sumie to nie potrafię inaczej, ale nie mam czasu zabrać się za swoje nowe obowiązki. A czas leci... 

Na Święta czeka już u nas gotowy keks i ciasto krowka, jutro zrobię jeszcze sernika. SzM wykazał się przy pieczeniu białej kiełbasy i roladach śląskich, jutro upiecze też karczek. Na Śniadaniu będziemy w piątkę. Bez Teściów i Rodziców. Będzie tylko nasza czwórka i Panna Młodego. Z uwagi na to, że nie będzie Seniorów trzeba im zorganizować te Święta tak, by mieli choć kulinarne wrażenie, że są z nami 😁W sobotę wieczorem zawieziemy tzw. catering świąteczny do rodziców i teściów, że już rano nie gonić się ze wszystkim na ostatnią chwilę. Źle się czuję że świadomością, że Matencja zostaje sama z Tatencjuszem. Jeszcze jak trafi mu się w tym czasie dobry humor to ok, bo jak nie to będzie miał nos na kwintę, muchy w nosie, naduje się cały i słowem nie odezwie, a o pomocy jakiejkolwiek z jego strony nie wspomnę. Oboje siebie warci. Już widzę oczami wyobraźni te ich święta we dwoje. Masakra. Druga strona medalu jest taka, że u nas będzie spokojniej, bez spiny, stresu i oczekiwania kto zasunie jakim tekstem i czy sytuację poprawiać już teraz czy dopiero za jakiś czas. 
Na obiedzie będzie tylko Mała, bo Młody z Panną idą na obiad do rodziców Panny. A w Poniedziałek do południa SzM już planuje wypad rowerowy, a na popołudniową kawę zaprosiła nas Mała żebyśmy zobaczyli jak się urządziła. 

W marcu zrobiłam sobie prezent, urządzenie wielofunkcyjne z Lidla. Zawsze chciałam to mieć. A mimo to nie potrafię się do tego przekonać. To jest fajne urządzenie ale chyba raczej dedykowane osobom młodszym, które dopiero uczą się gotować i nie mają wdrukowanych starych nawyków. To ja chyba wolę używać tego naszego robota, którego już schowałam głęboko w szafie. 

Późno już, dobranoc. 

PS
Barszcz już ugotowany 😁