Stali bywalcy :)

poniedziałek, 26 kwietnia 2021

54 / 2021

Od tygodnia biegam. Aż się boję pisać, żeby nie zapeszyć... Jeden tydzień regularnego (3 razy w tygodniu) biegania za mną. Dziś była inauguracja drugiego. Cóż, ciapek ze mnie, ale jakkolwiek by nie patrzeć dumna jestem i mam satysfakcję, że w ogóle wyszłam z domu 😁 A czas ku temu był najwyższy, bo nie było i nie jest wesoło. Po pierwsze w stosunku do rok temu, a nawet dwóch lat, to jest mnie niestety 10 kilogramów więcej. Szybkość, gibkość, sprężystość i zwinność uciekły, cóż, te rzeczy niestety stają mi się coraz bardziej obce i dalekie. I sama nie wiem z czego to wynika, bo mimo że nie biegałam to jednak rower i całkiem dużo dreptania zapewniały mi spora dawkę aktywności fizycznej. Tak mi się wydawało. Ale... uczucie ciężkości, sztywności, mięśni i stawów; z samego rana takie drewniane stopy, nogi, kręgosłup; po dłuższym siedzeniu na kanapie muszę się po prostu rozhulać by przejść z trybu spoczynkowego w aktywny 😁 Trochę mnie to zaczęło martwić, czy to coś czym trzeba się zainteresować i martwić czy też tzw. zmiany stosowne do wieku 😉 no i dlatego też mam już w garści skierowanie do laboru na podstawowe badania mojego przeglądu technicznego 😁

Po pierwszych treningach wcale lepiej się nie poczułam, wręcz gorzej, ale zaciskam zęby. To minie. Denerwuje mnie tylko fakt, że jak się okazuje ta moja wydolność nie jest nawet taka zła, a zdecydowanie ogranicza mnie taka bolesność, sztywność. No i wdzianko, które waży 10 kg 😁😁😁 I tak jest progres. Pierwszy trening, ten slowjogging, gdy biegłam sama, to było 5 km w "zawrotnym" tempie 8:44/km. Potem tydzień przerwy i znowu biegowy poniedziałek, tym razem w towarzystwie, znowu 5 km, ale 8:15/km, a dziś w drugim tygodniu (generalnie to chyba moje czwarte wyjście biegowe od ponad roku), dziś pykło 7 km w tempie 7:44/km. Podobno organizm pamięta. Organiźmie mój kochany, przypomnij sobie, proszę, że półtora roku temu moje tempo miało z przodu szósteczkę 😉

I tak to. Tyci, tyci biegania, a tyyyyle pisania 😁😁😁😉


3 komentarze:

  1. Gratuluję i podziwiam. Mnie dojście do 5km (z tempem niewiele niższym niż 8:00/km) zajęło (po długiej przerwie) dwa miesiące.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam kciuki za ciąg dalszy!
    A co do zesztywnienia i zdrewninienia - od wielu lat chodzę regularnie raz w tygodniu na masaż, bardzo mi to dobrze robi, np. zapomniałam co to bóle pleców. Rok temu, jak wiadomo, wszystko się zamknęło. Po kilku tygodniach zaczęłam wyraźnie odczuwać różnicę, właśnie takie ogóle zesztywnienie. Poszukałam ćwiczeń na YT i zaczęłam codziennie rano się gimnastykować - pół godziny (zawsze nienawidziłam gimnastyki, już w szkole nie cierpiałam tych skłonów i przysiadów). Z początku szło ciężko, ale efekty pozytywne - także te psychiczne, przyszły szybko. Ćwiczę cały czas, mimo że masaże wróciły, na kręgosłup, bo to mój słaby punkt, ale myślę, że każda regularna gimnastyka jest dobra, np. rozciąganie. 💪

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak byłam w okolicach 55 lat poszłam na pilates, który "ciągnęłam" przeszło trzynaście lat. Do teraz nie mam problemów ze sprężystością i zwinnością. Myślę, ze zawdzięczam to tym ćwiczeniom, bo pilates porusza również mięśnie głębokie.
    Na początku ćwiczeń bolą cię takie miejsca, w których nie spodziewałabyś się, ze tam masz jakieś mięśnie. No i te wyjazdy do sanatorium też swoje robiły. Mam już kilka lat po siedemdziesiątce ale nie zauważyłam u siebie żadnych ograniczeń ruchowych. Te ćwiczenia, które robiłam dwadzieścia lat temu bez problemu robię i teraz. Trzymam się prosto, nie "zmalałam" ani centymetra;).
    ps. To święta prawda, co pisze Viva Emerita, najgorzej jest wytrwać na początku, później się w to wciągasz.
    Ja żeby być w ćwiczeniach konsekwentną, wykupiłam karnet do dość drogiego Fitness Clubu. Świadomość, ze wybuliłam dużą kasę motywowała mnie by nie opuszczać ćwiczeń;))).
    Później wyciągnęłam na pilates córkę i przez resztę lat razem jeździłyśmy ćwiczyć. Później córka zaczęła sobie układać swoje życie osobiste i na gimnastykę nie miała już czasu, nasza ulubiona instruktorka poszła na urlop macierzyński a mnie się przestało chcieć samej ćwiczyć....

    OdpowiedzUsuń