Stali bywalcy :)

niedziela, 28 lutego 2021

28 / 2021

 I stało się, nadejszła wiekopomna chwila. Mieliśmy gości 😁😁😁 Po tak długiej pauzie. Umówiliśmy się na wieczór gier, karty albo planszówki, ale przegadaliśmy wieczór i jeszcze pół nocy. Trzeba było nadrobić zaległości. Było bardzo miło, aczkolwiek na koniec wkurzył mnie SzM, który przed wizytą sam zastrzegł, że nie rozmawiamy na tematy polityczne, a potem późnym wieczorem sam zaczął dywagacje. Myślałam, że go przełożę przez kolano... W końcu delikatnie zwróciłam uwagę i chyba się połapał, bo przestał. 

Nie lubię ględzenia i ciosania kołków na głowie więc nie wspominam, żeby niedziela była miła, ale następnym razem nie omieszkam przypomnieć.

Mała dziś ma umówione dwa mieszkania do oglądania. Czyli sprawa się krystalizuje 😉😁

czwartek, 25 lutego 2021

27 / 2021

Chyba coś wisiało w powietrzu cały dzień, jakieś zmiany ciśnienia albo coś innego, bo głowa mnie ćmiła. Bałam się, że skończy się na wielkiej migrenie, jak zwykle, ale póki co jest ok.

Mała szuka mieszkania. Chce mieszkać osobno. Jej wybór, jej decyzja. Nie, nie ma żadnych dramatów, afer itp. Już dawno mówiła, że szykuje się do mieszkania na swoim, ale wynajmowanym, bo nie chce kupować mieszkania, ponieważ ma w planach kilka lat pobytu za granicą. I tak się szykowała, umawiała się z kompelką z pracy, a w międzyczasie przyszedł Covid i wprowadził pracę zdalną koleżanka wciąż zwleka, a Mała powiedziała, że dłużej czekać nie będzie. Szczerze powiem że bardziej spodziewałabym się, że Mała będzie chciała wynajmować mieszkanie razem z Kawalerem. Ale i przedtem i teraz Kawaler nie jest brany pod uwagę, a w zasadzie tak dokładnie to bardziej sam Kawaler nie chce być brany. Trochę mi to dziwnie wygląda. Nie chce zobowiązań? Zostawia sobie otwarta furtkę? No nie wiem...

Co do Małej... Powiedzieliśmy jej, że z ekonomicznego punktu widzenia to jest kompletnie niezrozumiale. Mała mieszka z nami, nie wymagamy by dokładała się do życia, wydaje sama ile chce, odkłada co miesiąc spore kwoty, ma poprane, posprzątane, pełną lodówkę itp. Pracuje zdalnie, studiuje zdalnie więc nie ma też argumentu z tej sfery. 

Mała jest pod opieką lekarza psychiatry, bierze leki, korzysta z terapii. Zaburzenia lękowe. Boję się, że jej mieszkanie solo może odbić się negatywnie na jej zdrowiu. A może to właśnie poprawi jej kondycję...? 

środa, 24 lutego 2021

26 / 2021

Właśnie oglądam newsy dnia dzisiejszego. Koronawirus wciąż atakuje. Qrcze, cały czas miałam nadzieję, że idzie jednak ku lepszemu. Szczerze powiem rozwala mnie bezmyślność, lekkomyślność i głupota połączona z totalną beztroską. Impreza na Krupówkach, tłumek ludzi w kościele, imprezowanie po kryjomu. Ręce mi opadają. Nigdy w życiu z tego nie wyjdziemy. Ludzie nie zdają sobie sprawy z zagrożenia i konsekwencji. Może Ci, którzy twierdzą że to wymyślona epidemia zgłosiliby się do pomocy w szpitalach covidowych. Brak mi słów.

Musiałam to z siebie wyrzucić. Wiem co niesie ze sobą Covid, wiem co się z tym łączy. Bardziej boję się covida niż szczepienia. I bardzo chcę jechać na wakacje. Bardzo. Nie chcę być potencjalnym zagrożeniem dla moich bliskich. I nie tylko bliskich. Dlatego żyje jak żyje, ograniczam kontakty towarzyskie i noszę maseczkę, nie przyłbicę. Przyłbica jest ok, ale tylko wtedy gdy jest noszona razem z maseczką. Pamiętajcie proszę, że zasłaniać powinniśmy usta, nos i oczy. 

Jakoś trzeba sobie w głowie to wszystko poukładać. Powartosciowac.

Gdyby rok temu w lutym ktoś mi powiedział jak będzie wyglądał mój najbliższy rok to na pewno nie uwierzyłabym w to co mówi. Sama nie wymyśliłabym dla siebie, swoich bliskich i świata takiego scenariusza. Zarówno prywatnego jak i zawodowego. Ten rok zawodowy zabrał mi z 5 lat życia. Tak obstawiam. Przeżyty wiosną permanentny długotrwały stres do dziś wywołuje u mnie palpitację serca i senne koszmary. I cały czas boję się, że sytuacja może się powtórzyć.

Nie śledzę ilości zachorowań, szczepień itp. Niespecjalnie oglądam wiadomości, fakty i inne. I naprawdę opadły mi dzis skrzydła. 

wtorek, 23 lutego 2021

25 / 2020

Byłam dzisiaj z Tatencjuszem u specjalisty od słuchu. Uderzyło mnie jak bardzo się postarzał. Nie ma już szybkiego i sprawnego faceta bruneta z błyszczącymi niebieskimi oczami. Jest starszy pan, coraz mniej sprawny, powolny, który ma problem z utrzymaniem oddechu przy powolnym marszu. Ciężko mu iść i mówić. Dzielnie daje rade, walczy, ale widzę co widzę. Serce coraz to słabsze. Mentalnie daje jeszcze radę, ale fizycznie już się robi problem. Do tego ten ubytek słuchu, który niejednokrotnie jest przyczyną konfliktów między nimi. Nie słyszy, nie chce nosić aparatów słuchowych, do dziś twierdził, że zepsute, niestety okazuje się, że są sprawne, a on ich nie nosi i tylko on wie dlaczego. On nie słyszy, ona się denerwuje, musi podnieść głos, a on burczy w pretensjach, że ona do niego krzyczy. I tak to. Rocznik 1940. Zawsze mi się wydawało, że jest niezniszczalny. 

U Matencji zdecydowanie widzę objawy dementywne. Albo po udarowe, bo ma w historii udary niedokrwienne, które nie zostawiły śladów w fizyczności, ale w badaniach zostawiły ślad, że były, a teraz coraz częściej widzę tzw. brak styku na łączach. Zawsze była rzutka, operatywna, szybka. Nie ma już takiej Matencji, teraz jest nieporadna, zaniepokojona swoim stanem zdrowia, fizycznością, bo ma problem z poruszaniem się, no i trzeba jej dokładnie, powoli mówić, gdy coś się tłumaczy. Rocznik 1943.

Tak, z bólem serca muszę przyznać, że to staruszkowie. Ale i tak muszę z nimi walczyć, by pozwolili sobie pomóc. Idzie wiosna, a Matencja już zagadywała kilka razy o malowaniu kuchni. Stare budownictwo, jest co robić... 

Póki co zasiałam ziarno uporządkowania, a nawet bardziej chyba segregacji stanu posiadania, ciuchów i innych. A wzięło się to od śmierci mamy Kawalera Małej. Nie znałam kobiety, ale trochę mnie trzepnelo. Moja chora empatia wpuściła mnie do ogródka z pytaniem a gdyby to mnie spotkało to...? I jak to ja, Anonimka, zaczęłam od porządków. Żeby mi nie zalegały sterty staroci, niepotrzebnych rzeczy, przydasiek i durnostojek. Z racji tego, że często taki remanent przeprowadzam to poszło mi szybko, podielilam się tym z Matencja. I teraz Matencja ma znowu zajęcie.

Miałam dziś zacząć biegać. Odpuściłam, bo musiałam popołudniu troszkę popracować i na dobrą sprawę po tych specjalistach i dodatkowej pracy to wróciłam tuż po 19.00 i już mi się nic nie chciało.

A jednak. Mam ubytki słuchu. Nie żeby aparat tak od razu na tu i teraz, ale do ponownej kontroli za rok, i Pani spec zapytała czy pracuje w takim środowisku, które szkodzi na słuch. Pozytywne było to, że nie mam uszu zawoskowanych, zapchanych (może tak było by lrpiej...) No i moje dokuczliwe swędzenie uszu w środku i łuszczenie się tam naskórka zakwalifikowała raczej do alergii. 

No i chyba tyle. 

Przeżyłam pierwszą kontrolę na nowym stanowisku 😉😁😉 No i szukamy nowej mnie, tj. kandydata na moje dotychczasowe stanowisko. Trzymajcie kciuki 👑

Dobranoc, kolorowych snów... 

A fota z niedzielnej podróży 😉





niedziela, 21 lutego 2021

24 / 2021

Pooglądałam kilka odcinków serialu o Agnieszce O. I wiecie co... Pomijam ten cały krzyk medialny na temat samego serialu. Jeszcze się taki nie urodził, który wszystkim by dogodził, ale... 
... bardzo lubię jej piosenki, bardzo ją cenię za umiejętność ubrania w słowa nieoczywistych emocji, za to, że tak trafnie i ładnie pisała, puentowała. 
... Ale kiedy patrzę na jej życie prywatne szeroko opisywane, pokazane w filmie to mam tak z lekka mieszane uczucia. Nie widziałam wszystkich odcinków, ale faktem jest, że kochliwa była, że zmieniała facetów, że rozstała się z ojcem swojej córki ja samą zostawiając mu na wychowanie (o tym akurat wiedziałam), a do tego wszystkiego dopadła ją choroba alkoholowa. I czytam, jak Agnieszka była delikatna, emocjonalna, skomplikowana, zafascynowana czy też fascynująca i jakoś tak mi się wydaje, że gdyby to była szara zwykła Kowalska czy Nowakowska a nie Pani na literkę O. to opis tej pani, czy może raczej życia tej pani, byłby nieco inny. Bo jakoś widzę, że ja gloryfikują, upiększają rzeczywistość. 
Moim skromnym zdaniem była taką trochę latawicą, szukała, sama nie wiedziała czego i kogo, jakby nie potrafiła stworzyć stałej relacji, no i sporo popijała. Ale to jej życie, jej wybory. 
Za to jakie pisała piękne teksty...

https://youtu.be/2pdqLJj0FCo

sobota, 20 lutego 2021

23 / 2020

Pusto tak w domu bez dzieci... Bez Małej, bo Młody już dawno wyprowadzony, a Mała póki co wyjechana 😊 Dobrze, że tego kota mamy 😉 Pusto, spokojnie, bez spiny i pośpiechu. Kiedyś, pamiętam, to wszystko robiłam w pospiechu. Z pracy do domu, po drodze szkoła, przedszkole, zakupy, szybki obiad, coś na jutro, jakieś coś z dziećmi, ogarnąć tu i tam i ani się człowiek obejrzał kończył się dzień. A teraz luuuz. 😊😁😉 Wracam po pracy do domu, SzM coś tam upichci, ja ogarnę, generalnie to w chałupie tak na co dzień sprzątać nie ma po kim, ogarniane na bieżąco, poza tym jakoś nikt nie bałagani specjalnie. Nikt czyli SzM, bo póki co Małej nie ma bo siedzi u Kawalera. I jak tak przyjdę do domu, zjem, albo i nie, zrobię co konieczne, albo i nie, a wiele tego nie ma, to właściwie tzw. zajęcia w klubach: SzM ogląda swoje, ja swoje, rzadko coś razem, takie mam różne gusta. Z uwagi na covida życie towarzyskie, rodzinne ograniczone. Wyjść specjalnych brak. Zostają pogaduchy telefoniczne... Nuda, panie... 😁

Weekend

Chałupa ogarnięta, odkurzona, wymopowana nawet; pranie wyprane, cześć pokrochmalone nawet, wszystko wyprasowane; generalnie zaległości nie ma. A wszystko to ze stresu. Muszę mieć świadomość, że nad czymś panuję. A stresuje się pracą. Awans mam już w kieszeni i na papierze, a stres mnie z zżera bo wiem jak mało jeszcze wiem. Z uwagi na to, że ciągnę jeszcze swoje dawne obowiązki, to nie za bardzo mam czas na wdrażanie się w nowe. Będzie ciężko, ale jestem dobrej myśli.

Jutro wraca Mała. Ciekawe czypuszcz@

Od kilku dni jesteśmy użytkownikami ekspresu do wody gazowanej. Przestaliśmy produkować puste plastikowe butelki. Samo urządzenie bardzo fajne.

Niestety wciąż nie zwalczyłam osobistego Lenia i nie biegam. Weekendowe wypady z SzM to za mało by spalic to wszystko co zwykle wchłaniam, zwłaszcza wieczorem. Na wszelki wypadek nie wchodzę na wagę, wolę żyć w nieświadomości. Ale lustro w domu mam, ponadto czuję że jest mnie więcej.

Zakupiłam rzeczy z okazji promocji w moim ulubionym sklepie na literkę Q, no i miałam dylemat czy brać rozmiar aktualny czy wziąć pod uwagę, że chciałabym być mniejsza niż teraz jestem. Póki co wzięłam aktualne rozmiary. Tak na wszelki wypadek wzięłam rozmiar bieżący 😊😉




poniedziałek, 15 lutego 2021

22 / 2021

Sobota. Jaś Wedrowniczek czyli SzM w sobotę znowu wyciągnął mnie na wojaże i spacery. 10 km w pięknych okolicznościach przyrody. Warto było.


Niedziela walentynkowa. Zawoziliśmy Małą do Kawalera. Pojechała wesprzeć go trochę w obliczu straty mamy. Bardzo mi to w głowie siedzi. Wracaliśmy napawając się bajkowymi obrazkami zimy za szybą auta. A radio non stop trąbiło o serduszkach, miłości, walentynkach... Aż do przesady. Normalnie miałam dość. Serio. Poświętowalismy po powrocie do domu, żeby nie było. Upominki, słodycze, wino... 

A potem telefon od Matencji. 

Matencja. Martwi mnie. Od dłuższego czasu ma problemy zdrowotne. Gdy tak poanalizuję to właściwie ostatnio cały czas coś jej jest. Tłumaczę to jej lękiem, strachem, nerwicą. Zawsze coś jej jest i jeszcze się nie zdarzyło, by pierwszy lekarz, do którego się udała, dał sobie radę z jej dolegliwością przy pierwszej wizycie. Może ja jestem wyrodną córką, która nie rozumie chorej matki. Nie wiem, ale ręce mi opadają gdy słyszę, że znowu coś. Leczą się oboje u DoktoraSeniora w POZ. Doktor Senior oczywiście jest najlepszy, ale też nie zawsze od razu 😊 Sama sobie tłumaczę, że Matencja jest seniorką, która ma prawo zgłaszać różne dolegliwosci, a fakt, że jest pacjentką poudarową rzutuje na jej możliwości przyswajania informacji. Ja to wszystko wiem. Przygotowuję się zwykle mentalnie do rozmowy z nią, robię sobie postanowienia bycia miłą, dobrą córką, i takie tam inne. A potem kiedy z nią rozmawiam to po prostu brak mi cierpliwości, empatii, zrozumienia... No budzi się we mnie czort i naprawdę muszę walczyć w środku samej siebie by było ok. Psychicznie kosztuje mnie to bardzo wiele. Pomijając fakt czy jestem dobrą czy wredną córuchną, myślę, że jest mi bardzo trudno pogodzić się z tym, że moja mama powoli traci sprawność. Każdą. Że po prostu widzę jak dopada ją wiek i demencja. I nie ma na to mojej wewnętrznej zgody. I traktuję ją tak jakby była wciąż młoda, zdrowa, energiczna, światła, a ona jest zagubioną, bardzo samotną, przez nikogo nie rozumianą w swoim mniemaniu, starszą panią. W tym tygodniu mamy na tapecie laryngologa. Już usłyszałam, że właśnie wyczytała, że to co jej jest to skutek uboczny antydepresanta, który zażywa. No i oczywiście jak pójdzie do tego laryngologa to od razu mu to powie, pokaże w ulotce. A, no i oczywiście już odstawiła ten lek. Sprawdziłam ulotkę, nic takiego nie wyczytałam. I tłumacz teraz, że do specjalisty się idzie z dolegliwościami po diagnozę i  leczenie, a ona od progu będzie wołać, że wie co jej jest. Poza tym odstawiła lek, bo w zasadzie go nie potrzebuje, bo przecież czuje się dobrze. I nie rozumie, nie jarzy, że czuje się dobrze, bo bierze lek... Jutro na pewno ciąg dalszy dyskusji.

Do końca tygodnia będziemy jak stare dobre małżeństwo; we dwójkę ale plus kot 😉😊

piątek, 12 lutego 2021

21 / 2021

Piątek, piąteczek, piątunio... 

Niestety. Mama Kawalera Młodej zmarła. Standard chyba, operacja udana, pacjent zmarł. Nie znałam kobiety, ale nie potrafię sobie miejsca znaleźć... 

Prawie cały tydzień byliśmy tylko we dwoje. Plus kot. Niesamowite jest to, że dotarłam do takiego etapu w swoim życiu, że nie muszę się spieszyć. Zawsze cierpiałam na chroniczny brak czasu. A teraz luz, blues. Z tyłu głowy zaraz jawi mi się ciemna myśl, że pewnie zaraz przyjdzie mi zapłacić za takie chwile, bo to niemożliwe by tak trwało długo. 

Serio, doszłam ostatnio do wniosku, że teraz jest fajny czas. Bez pośpiechu, spiny i nerwówki. Bez lęku o finanse, bo jest całkiem ok. I w temacie tej kasiory jednocześnie dochodzę do wniosku, że to powinno być na odwrót, że ta stabilizacja finansowa potrzebna mi była gdy dzieci były małe, gdy było nas więcej w domu, potrzeby większe, wydatki. Gdy trzeba było kombinować by wystarczyło na wszystko. Pokopane to życie jest. 

I myślę cały czas o tym, że młoda kobieta odeszła. Młoda, bo rok ode mnie młodsza. 😉 I dumam o tym co trzeba zrobić, jakie sprawy podomykac, gdy okazuje się, że czeka cię operacja, której możesz nie przeżyć. Albo przeżyjesz i pójdziesz w stronę światła w ciągu paru dni. Zostawiasz dwoje dzieci, niby dużych, pelnoletnich, ale dzieci. I męża, z którym może ukladac się różnie. Od czego ja bym zaczęła...? Urzędowe sprawy, banki, to wiadomo. I co dalej...? 


niedziela, 7 lutego 2021

20 / 2021

Czytam teraz książkę Uli Pedantuli czyli Urszuli Chincz, córki p. Andrzeja Turskiego. Podaj dalej. Taki ma tytuł. Kupiłam z ciekawości, ale z myślą o Małej/Młodej. I postanowiłam najpierw sama do niej zajrzeć. A wzięło się to z tego, że Mała jakiś czas temu podrzuciła mi książkę o zaburzeniach lękowych. Poczytałam, a końcówkę to szczerze powiem przebrnęłam. Bo końcówka stricte medyczna i trochę jak reklama pozostałych książek autora. No, nie zachwyciła mnie. Trochę wyjaśniła, podała wiedzę, ale szału nie było. 

Książkę Uli Pedantuli czyta się łatwo, lekko, przyjemnie. Nie, nie jest o lękach. Jest o życiu, o doświadczaniu życia, o postawie, podejściu, relacjach, oczekiwaniach. Podoba mi się. Głos Pana Turskiego znam od zawsze, z radia, telewizji. Pamiętam jak w ogólniaku byłam z ówczesną psiapsiółą w Milówce, niedzielny obiad jadłyśmy w jakiejś knajpie, czy barze. To był placek po góralsku, cokolwiek by to nie znaczyło😉. A w tle w tym lokalu słychać było "7 dni świat" i Andrzeja Turskiego. Pamiętam to jakby to było wczoraj. Pamiętam, że gdzieś czytałam chyba, zmarła mu żona, że bardzo to przeżył, że potem jakoś odchodził już pracy, żegnał się z widzami Panoramy. Pamiętam ten moment, gdy się zdziwiłam, że ta młoda babka reporterka z DDTVN to jego córka, że nie przyznawała się, że jest córką Turskiego, bo chciała zapracować na swoją markę. I w moich wyobrażeniach pewnie miała wspaniałe beztroskie dzieciństwo, świetny kontakt z rodzicami i takie tam achy i ochy.

To samo miałam gdy myślałam sobie o tym, że Kawalera Małej kiedy jest u nas, a przyjeżdża na kilka dni i chcąc nie chcąc uczestniczy w naszym życiu i podgląda nasze życie rodzinne i widzi, wnioskuje, że my każdy sobie, i nawet trochę mi było tak wstyd, przykro, bo oni pewnie wszyscy razem, rodzinnie, że może planszówki, wspólnie spędzony czas i takie tam inne to u nich norma... 

I teraz kiedy składam do kupy moje wyobrażenia o Uli, która pisze, że rodzice zafundowali jej rozwodową traumę i to podwójną, to ma się nijak do tego co sobie myślałam. I składam do kupy to, co powiedziała Mała o rodzinie Kawalera, że każde z nich osobno i możliwe, że ojciec niespecjalnie się przejął poważną chorobą matki, że o wszystko zabiega i dba Kawaler, a nie mąż czyli ojciec, a gdy zapytałam czy oni, tamci rodzice, cokolwiek robią wspólnie to się dowiedziałam, że nie. Dochodzę więc do wniosku, że dumałam sobie zazdrośnie o ich relacjach, które na dobrą sprawę wymyśliłam na podstawie chyba własnych kompleksów. I zastanawiam się skąd mi się bierze tak niska samoocena, to wewnętrzne przekonanie, że u innych to na pewno jest lepiej...

A Uli książkę polecam, chciałabym by Mloda też przeczytała ją z zainteresowaniem. Mam wręcz ochotę kolorowym pisakiem zaznaczać tekst. 





sobota, 6 lutego 2021

19 / 2021

Życie toczy się, bo niby dlaczego miałoby być inaczej. W pracy ogarniam póki co swoją działkę, ogarniam na bieżąco, kompletuję wszystkie dokumenty, przygotowuję kolejne... rany, ile papieru mi na to idzie to tylko ja wiem. Niejako przy okazji porządkuję wszystko swoje, kompa, biuro, szafki. Mam wrażenie, że się wyprowadzam 😁 Jeszcze nie znam swojego następcy, nie wiem nawet kiedy przyjdzie, ale chcę by dokumentacja, sprzęt i biuro było przygotowane.

Jak to już opanuję to muszę się wziąć za studiowanie nowego zakresu obowiązków, przepisów z nowego stanowiska. A dopiero co prawie przed chwilą, oswoilam obocne i poczułam się u siebie. Naprawdę, gdyby to nie było zajęcie lepiej opłacane to nie zdecydowałabym się na tę zmianę. Mam cichą nadzieję, że z czasem powiem, że to była bardzo dobra decyzja. Żeby utwierdzić się w przekonaniu że robię dobrze wyłapuję sobie różne rzeczy których robić nie lubię, a zrobić muszę, i koduję, że to jeszcze tylko chwilka i będę mieć z tym spokój 😁

Obejrzeliśmy wspólnie serial Firefly Lane. Obyczajowy. Udało mi się zainteresować nim SzM. Sama się zdziwiłam, ale powiedział, że nawet dobrze się ogląda. 

Po roku przerwy udało się nam spotkać na babski spotkaniu, które zwykle odbywało się co jeden, góra dwa, miesiące. A teraz rok przerwy... Było miło i sympatycznie. Aczkolwiek jak zwykle czułam niedosyt. No i włączyło mi się moje własne "Ceneo" czyli porównywarka. Nie, nie o ceny idzie, tylko tak ogólnie... To musi być jakieś zaburzenie psychiczne, na pewno związane z niską samooceną. Niestety. Poza tym siedziałam tam i obserwowałam to z boku. Przekrzykiwanie się. Tak było zawsze. Nie dadzą skończyć zdania, bo co druga musi wtrącić swoje 3 grosze. Czasem lepiej nie poruszać tematu żeby mieć spokój. Gdy byłam młodsza bardzo czekałam na te spotkania. Były dla mnie ważne. Teraz... Przestały krótko mówiąc. Zrobiłam się jakaś taka aspołeczna. 

Dziś popracowe ADHD mojego SzM wyciągnęło nas na krótki spacer wokół jednego z pobliskich jezior. Krótki, bo niecałe 5 km. Tydzień temu w ndz wydreptaliśmy 17 km.

Czas poważnie pomyśleć o bieganiu. Czas przestać napychać się słodyczami. Najwyższy to czas. Amen. 

Popatrzcie jakie mam miłe towarzystwo... Dobranoc


😁



środa, 3 lutego 2021

18 / 2021

W niedzielę zamiast wyjazdu w góry zafundowaliśmy sobie spacer po atrakcjach w okolicy. Wyszło nam prawie 17 km. No nie powiem, nogi to mnie bolały. Biodra. Martwię się, że coś z tymi biodrami nie jest tak całkiem jak być powinno. Bo często po długich dystansach bolą. Ale mówi się


trudno i czerpie z życia ile się da.

Styczeń pracowo zakończyłam na zero, czyli ok, bez zaległości. Poniedziałek miał być spokojny w nowej rzeczywistości. Niestety dostałam do zrobienia ważne coś, które jest prawie na wczoraj. No i dziubię 😁

Pojechałam dziś w końcu do rodziców. Weszłam na pogaduchy. Serce mi się kraje gdy patrzę na staruszków, których pamiętam pełnych werwy i energii. Nie dają się, radzą sobie, nie chcą pomocy, ale widzę co i jak jest. Tatencjusz ze słabym sercem, skokami ciśnienia i skłonnościami do krwotoków. Głuchy jak pień, ale udaje że jest ok. Nie nosi aparatów słuchowych "bo nie". A jak Matencja powie coś głośno to oczywiście obraza majestatu i "no i po co krzyczysz" 😥zaszczepiony dawką pierwszą. 

8Po raz kolejny palnęłam mówkę, że nie mam siły z nimi walczyć by zechcieli sobie pomóc. Że rodzina jest po to, by sobie pomagać. Że mam dosyć nadskakiwania i starania się by ich wyprzedzić, że może zakupy, a może co innego. Że wolę raz w tygodniu pomoc im przy zakupach, pojechać z nimi tylko po to, by pomóc je wnieść, niż potem musieć jeździć do nich codziennie gdy jedno zalegnie, a drugie to już wiadomo, że rady sobie z tym leżącym nie da. Nie wiem jednak czy to cokolwiek zmieni w ich zachowaniu...