Stali bywalcy :)

piątek, 31 grudnia 2021

94 / 2021

Ulało mi się wczoraj.

Od rana telefony od Matencji, a ja w pracy. Lek nie pomaga, Tatencjusz ma na wszystko wyrąbane, czy mogę pojechać wykupić kolejny lek, do tego płacz, ciśnienie podwyższone, no dramat, masakra słowem. Niestety nie mogłam się zwolnić z pracy nawet na pół godziny. Ale zbierało mi się mocno. Mam serdecznie dość tych tarć między nimi. Pojechałam zaraz po pracy żeby mi nie przeszło 😊 Matencja w fotelu, w pokoju, boli, ale znalazła pozycje, w której nie boli i tak siedzi, odpoczywa. Wypożyczyłam sobie w kuchni Tatencjusza, wywaliłam wszystko co mi leży na wątrobie a dotyczy tu i teraz. Matencja oczywiście przyczłapała do kuchni, usiłowała dorzucać swoje trzy grosze w stylu bo on nigdy albo on zawsze. Żeby równowaga była zachowana opierdzieliłam ją też, że mi się wcina do rozmowy, że ma być cicho bo teraz ja mówię, że nie wywlekamy rzeczy sprzed lat, skupiamy się na dzisiaj. Sprawiedliwie jak jedno tak drugie dostało solidny opr. Z ręką na sercu to Matencję oszczędziłam, bo gdybym wywaliła wszystko co mi leży na sercu to mogłaby tego nie przeżyć. A Tatencjusz usłyszał wszystko dotyczące tu i teraz. Na koniec dodałam, że mam po dziurki w nosie ich wzajemnych ansow, bo wszystko odbija się na mnie, na nas, że po prostu jestem psychicznie wykończona, że są dorośli, a zachowują się gorzej niż dzieci, wszyscy wiemy że się nie kochają, ale w momencie choroby animozje odkłada się na bok i trzeba zająć się drugą osobą, gdy się z nią mieszka, zwłaszcza gdy ta osoba o Ciebie dba gdy ty jestes/byłeś chory. Nagadałam się ile wlezie. Że strach przy nich poruszać jakikolwiek temat bo zaraz się szarpią między sobą. To akurat dotyczy jej, bo cokolwiek on by nie zrobił albo powiedział zawsze jest źle albo mogło by być lepiej. A że on się nie odzywa, nie rozmawia, nie interesuje... Osobiście się nie dziwię, bo cokolwiek by nie powiedział to źle. Przejrzałam te leki, to była po kolei Doreta, Scudexa, Ibuprofen, teraz jest na tapecie Profenid. Nic nie pomoże po 1 tabletce. Ale nie przegadasz. Rozpisałam jej leki, napisałam co kiedy brać. Dorzuciłam osłonowe na uklad pokarmowy i Wit. B complex. Nie zaszkodzi. Musiałam też koniecznie pooglądać materac, jakby to cokolwiek miało zdziałać. Dziś rano znowu do pracy telefon. Bo ten lek nie pomaga i czy ona ma go dziś brać... Jak ma już pomóc skoro pierwszą tabletkę wzięła wczoraj... Ręce opadają. Wiem, demencja. Nerwica. Roztrzęsienie. Rozkojarzenie. Stres. Ból. A ja nie czuła, Zimna jak lód. 

... ale jestem tylko człowiekiem.

Musiałam to z siebie wyrzucić.


Czekamy na znajomych. Nowy Rok witamy w domu, w czwórkę z kotem 😊

Dobrego Roku Wam życzę.

 Spokojnego. 

Lepszego niż ten, który właśnie się kończy. 

😁😍


czwartek, 30 grudnia 2021

93 / 2021

CD opowieści z wczoraj... 

Pani z apteki - dziękuję Ci bardzo za dobre słowo rady, ale historia ma dziś ciąg dalszy... Wzięła wczoraj w końcu S., a dziś mi powiedziała, że źle się po nim czuła, taka... wzdęta. No i poza tym nic jej nie pomógł. Ręce mi opadły. Tłumaczę, że przy silnym bólu mięśnie twarde, sztywne, w permanentnym skurczu, że musi minąć trochę czasu by się rozluzniły, że 1 czy 2 tabletki to za mało by stwierdzić, że lek na pewno nie pomaga. Nie przegadasz. Poza tym doktor przepisal dzisiaj kolejny lek P. Znowu apteka na celowniku. Znowu chyba niepotrzebnie wydana kasa. Oj...

I jeszcze wisienka na torcie. Bo to jej łóżko, a w zasadzie ten materac kupiony do lozka to chyba jednak trzeba było kupić inny. A może można go jeszcze oddać? I kupić droższy. Ale mamo chciałaś twardszy, sama wybrałaś, próbowałaś sama który lepszy, który twardszy, wybrałaś ten, bo twardszy. Ale ja byłam ubrana, w płaszczu, to nie czułam tak do końca. Kurtyna.

Cdn na pewno. 

wtorek, 28 grudnia 2021

92 / 2021

$#@&%7!

Oszaleję z tą Matencją... 

Ma potworne bóle kręgosłupa. Źle się czuje od kilku dni, mówi, że ledwo chodzi. Poradzilam w niedzielę, by wzięła doraźnie bardzo mocny lek przeciwbólowy - D. Wzięła, nieco ulżyło. Wczoraj lekarz zapisał lek S. - przeciwbólowy, przeciwzapalny. Dziś Matencja od poludnia się zastanawia czy aby na pewno może go wziąć, bo w ulotce straszne rzeczy piszą. Matencja ulotki czyta zawsze. Niestety. Rano wzięła inny środek przeciwbólowy - I. , ulżyło, pomogło. Poinformowała mnie, że leku S. przepisanego przez lekarza brać nie będzie, bo ulotka itd. Będzie brać I. Wieczorem znowu ból się nasila. Dzwoni czy ona jednak ma wziąć ten I.? Pytam po co jej lekarz skoro i tak leczy się sama. No i po co wykupuje leki, szkoda kasy. Prawie się obraziła. Próbowałam tłumaczyć że informacje na ulotkach zawsze są groźne. Ja swoje, ona wie lepiej. Moje ciśnienie sięga 300. W końcu odesłałam do lekarza - zadzwoń i zapytaj czy masz to brać. Matencja oddzwania do mnie i informuje mnie o dawkowaniu tego leku, jak ma go brać. Pytam o co w ogóle jej chodzi z tym dawkowaniem. Zadzwoniła do lekarza, owszem, i zapytała jak ma ten lek brać. A teraz dzwoni do mnie pytając czy jednak ma go wziąć... & #() %!?! 

Tak, wiem. Demencja i mikrozmiany poudarowe. Bo innego normalnego wytłumaczenia nie potrafię znaleźć.

Tylko spokój mnie może uratować. Tylko spokój.

... 

poniedziałek, 27 grudnia 2021

91 / 2021

Wycieczki nie było. Nie płakałam z tego powodu, bo spałam prawie do południa. A potem totalne lenistwo. Jedliśmy, leżeliśmy i oglądaliśmy filmy. Między innymi zaliczyliśmy trzy odcinki kontynuacji po latach Seksu w wielkim mieście. Uczucia mieszane... Bo nie wszystkie główne postacie dobrze się trzymają, bo żal gdy ktoś odchodzi, brakuje go, a oglądając chcąc nie chcąc myślałam o nas, o SzM i sobie. I tak to...

Potem ogarnęłam jedzenie, które nam zostało, ryby do zalewy octowej, mięso w folię i do zamrażarki, itd, potem zrobiłam szybką inwentaryzację zamrażarki (aktualny spis zawsze wisi na drzwiach), puściłam pranie, rozwiesilam je, poszukałam tanich lotów, hoteli itd., Włochy, Rzym, Cypr, Hiszpania i inne takie, bo zachciało mi się kolejnego wypadu na szybko, tylko nie umiem się zdecydować z kim; SzM czy Mała. No a potem doczytalam o wymogach, restrykcjach covidowych i czar prysł. Odechciało mi się. 

Jutro znowu do pracy. A w przyszłym roku podobno będzie to dzień wolny. Nie wiem tylko czy na pewno.

Sylwestra spędzamy w domu. SzM nie zostawi kota samego. Fajnie się mieszka z kotem, ale są momenty gdy mnie wkurza nie tyle sam kot, co SzM w aspekcie kota. Wyjazdy weekendowe kilkudniowe odpadają zdaniem SzM. Na dłuższe wojaże pt. wczasy to przenosi się do nas Mała/Młoda, ale na takie weekendowe wojaże to ja uważam, że nie musimy ściągać Malej, bo kot da radę przeżyć na suchej karmie i miseczkach z wodą, a SzM uparcie twierdzi, że nie da, a o zwierzaki trzeba dbać. A Mała po wyprowadzce od nas, po okresie pełnej dlugiej izolacji od kota, każdorazowo gdy przyjeżdża do nas to reaguje silną alergią juz tylko po kilku godzinach bycia u nas, więc nie chcę jej wołać do nas. I tak dyskutujemy sobie z SzM. A póki co Sylwestra spędzamy w domu, mimo zaproszenia w gości. Tych, którzy nas zapraszali będziemy gościć u nas 😉 Wczoraj okazało się że Młody i już-nie-Panna będą siedzieć sami w domu. SzM zaproponował by ich zaprosić, ale zaoponowałam. Wyrodna matka ze mnie. Trudno. Wyrodna, bo wolę towarzystwo znajomych niż własnego dziecka. Nic na to nie poradzę. Na dłuższą metę dorosłe dziecko mnie wkurza. Pisałam tu już kiedyś, że kocham go bardzo, ale nie jestem pewna czy go lubię, czy zostałby moim kolegą.

Kolorowych snów, bo późno jest. Dobranoc już. 😉

sobota, 25 grudnia 2021

90 / 2021

Zestarzałam się chyba, a raczej na pewno. Zawsze byłam zorganizowana, a w tym roku to masakra jakaś była... . Niby dawno już doszłam do wniosku, że okna są ok i nie ma co po nich skakać tylko dla idei; że porządek w domu ma się dobrze i nie ma co mu przeszkadzać; życzenia wysłałam chyba dwa tygodnie temu, no i wydawało mi się, że jestem przygotowana. Do czasu 😊. Jeszcze w niedzielę polepilismy razem z SzM uszka i pierogi z kapustą. Ustaliliśmy, że w tygodniu dolepimy jeszcze ruskich i będzie komplet. Jak się okazało pracowe obowiązki nie pozwoliły mi na wczesny powrót do domu ani w poniedzialek, ani we wtorek. Siedziałam do 19, wracałam ledwo żywa. W środę owszem, wróciłam z pracy wcześniej, tzn. normalnie, ale dałam się wyciągnąć SzM na zakupy, a potem po powrocie to nic mi się już nie chciało robić. A w czwartek wieczorem po powrocie do domu to wewnętrzny stresor mi się obudził, zdałam sobie sprawę, że Wigilia jutro a ja w czarnej doopie z robotą jestem. Wyszło na to, że po prostu zabrakło mi jednego dnia. Nienawidzę takich sytuacji. Niestety często mi się tak zdarza, że niby przygotowana, zorganizowana, a jak przyjdzie co do czego to doopa zbita. Doszłam do tego, że jakby co to będziemy jeść piątkową Wigilię w sobotę 😁 Drobnym szczegółem w tym wszystkim był fakt, że w Wigilię nie miałam wolnego więc o 7 musiałam być w pracy 😉 No i nie zostało mi nic innego jak tylko spiąć poślady i wziąć się do roboty. Od godz. 19 wieczór do godz 3.30 rano ogarnęłam:
120 ruskich pierogów (we współpracy z SzM), potem barszcz, fasola do barszczu, kapusta z fasolą, kapusta z grzybami, kompot z suszonych owoców, ciasto przekładaniec czyli kombinacja snickersa i krówki (nawiasem mówiąc wyszła pyszota!), potem ogarnięta roboczo kuchnia i chałupa przygotowana na pracę Pani Marysi (tak nazywam krążący odkurzacz), popakowałam jeszcze w nocy upominki pod choinkę, dodaję do tej listy życzenia składane przez telefon  w trybie głośnomówiącym. Kładłam się spać tuż przed godziną 4 rano i wstałam w wigilijny poranek o 6... Zombi, tak się czułam. Ale tak się zorganizowaliśmy z SzM, że stać nas było na moją godzinną południową drzemkę, jeszcze przed Wigilią. Do Wigilii siadaliśmy po godz. 18. Mała jednak trzymała się swojej decyzji, nie przyjechała. Teście i moi rodzice zostali w domach. Młody dowiozl im tzw. catering wigilijny prosto z naszej kuchni. A razem z Młodymi przyszedł (zaproszony wcześniej przez nas) ojciec żony Młodego (już nie mogę chyba o niej pisać Panna...? 😉), który miał spędzać ten wieczór sam, bo żona daleko w pracy. Tak więc była nas piąteczka. Było miło.
A dziś tradycyjny obiad świąteczny w składzie: my i dzieci. Było miło, na luzie, bez napinki, nerwów i stresu. Pewnie dlatego, że nie było Matencji i Tatencjusza. Proste. Świątecznie pozostajemy z nimi w kontakcie telefonicznym. Trzymamy się wszyscy wersji, że to z uwagi na obronę przed covidem, co akurat jest nam wygodne. 
Jutro drugi dzień Świąt, już bez gości. SzM planował jakąś wycieczkę, ale co z tego wyjdzie to się dopiero okaże. 
Życzę Wam miłego świętowania tego co jeszcze zostało 🎄😁

piątek, 17 grudnia 2021

89 / 2021

Tak to już jest, że zdecydowanie częściej zaglądam tu gdy dzieje się coś, coś w sensie niekoniecznie pozytywnym.

Mala. Wydawało mi się, że jest ok, że mamy dobre relacje, zdrowo rozsądkowe podejście do zycia itp. Zapytała nas Mała czy byłby to problem gdyby nie przyszła na Wigilię. Ze dołączy do nas w Boże Narodzenie. Przyznam, że mnie przytkało, ale wrodzona poprawność kazała mi strzelić tekstem w stylu "Twoja decyzja, Twój wybór, przymusu nie ma, ale będzie nam smutno". Bo nie ma przymusu, a liczyłam na chęć. Ale zabolało. Potem dodałam by jeszcze przemyślała, bo ludzie jadą setki kilometrów by być w ten wieczór razem, a ona ma focha na kościół, a to chodzi o tradycję, o wspólny wieczór, bliskość. I jest mi przykro, bardzo. 

poniedziałek, 22 listopada 2021

88 / 2021

Nadrabiam właśnie kilka ostatnich odcinków Przyjaciółek. No i powiem tak. Generalnie to lubię to oglądać, lekkie, łatwe, kolorowe, przyjemne, nieco naiwne. Ale teraz to przesadzili... 

Po pierwsze mam wrażenie że oglądam Telezakupy Mango, a nawet nie wiem czy takie coś jeszcze istnieje :) Lokowanie produktu na ekranie co chwilę, a to nabiał, a to słodycze, a to jeszcze co inne, w międzyczasie kadr po kadrze jak robić zakupy na portalu na literkę A., do tego reklamy sklepu meblowego na literkę A. , no dramat. Wychodzi na to, że sponsorem jest literka A 😁😁😁

Po drugie zdrowotna misja edukacyjna rysowana nawet nie grubą kreską, co czarnym markerem. Zespół chorobowy na literkę A.), o którym wiedza powinna być gładko wpleciona w fabułę tutaj po prostu wali po oczach jak halogen.

Po trzecie psychoterapia, czyli łopatologiczne uświadamianie nas maluczkich na temat podstaw psychologii, psychoterapii.

No wali wszystko na maxa. Brak mi tu takiego dyskretnego subtelnego  przemycania, bo przecież jako widz nie powinnam czuć tego uświadamiania tylko chłonąć wiedzę w zwoje mózgowe niczym gąbka wodę, a tu wszystko siermiężnie i prostacko.

A może to ze mną jest coś nie teges?



sobota, 13 listopada 2021

86 / 2021

... A dziś wycieczka z SzM. Samochodowa. Nie powiem żeby mi się bardzo chciało, ale cóż było robić pojechałam.



czwartek, 11 listopada 2021

85 / 2021

Zaliczyłyśmy z Małą kolejny babski wypad. Tym razem - tadammm! - do Włoch 😁 

Geneza jest taka, że Mała miała zaplanowany urlop, szukała sobie czegoś na singlowy wyjazd w Polsce, ale trafiła na tzw. tanie loty. Ponieważ nigdy jeszcze nie leciała uznała, że potrzebuje wsparcia i w jeden taki piątek do poludnia zadzwoniła do mnie z pytaniem czy nie poleciałabym z nią w niedzielę do Włoch. No to poleciałyśmy i wróciłyśmy. Było fajnie. Pogoda dopisała, zwiedzałyśmy samodzielnie, dokładnie to co akurat nam się chciało, rozsądnie, bez programu, listy must have, której nikt nie zrobił z braku czasu, po prostu tak jak chciałyśmy. 

Powiedziałam Małej, że jadę, ale ona jest pilotem od wszystkiego.  Mała jest młoda, sprytna, biegła w internetach, aplikacjach, anglojęzyczna biegle i włoskojęzyczna trochę (6 lat nauki w szkole). Zatem ogarnęła temat biletów na samolot i hotelu. Nasze tanie bilety nie miały opcji wyboru miejsca, bo trzeba za to dodatkowo zapłacić, nie miałyśmy też żadnego bagażu tylko 1 podręczny plecaczek. Ja z kolei obczaiłam włoskie covidowe wytyczne, wypełniłam formularz lokalizacji, zgłosiłam nas do Odyseusza, co by rządowy MSZ wiedział, że takie dwie są za granicą, i drukowałamj wszystko co trzeba. Jak się okazało Mała hotel wzięła tani, ale na peryferiach. Na szczęście dało się go jeszcze odkręcić i wzięłyśmy ciut droższy, ale w centrum, blisko dworca i do tego taki bardzo mocno włoski, klimatyczny. To były bardzo szybkie akcje, bo prawie z dnia na dzień. W piątek padła propozycja i zapadła decyzja, że wylatujemy w niedzielę, a jeszcze na sobotę po południu mieliśmy już zaproszonych gości. Najważniejsze to formalności, a listę atrakcji się przejrzy w trakcie, szkic był taki, że ma być: Bergamo, Mediolan i jedno jezioro 😁

Dzień 1. 

Na lotnisko podwozi nas SzM. Wszystko przebiega sprawnie. Mała odprawiła nas on line więc jedna kolejka odpada. Upewniamy się, że tak jest i stajemy w drugiej, do kontroli bezpieczeństwa. I potem mamy 2 godziny czekania, bo balysmy się spóźnić 😁 W samolocie udaje nam się zmienić miejsce i siedzimy obok siebie. Ludzi dużo. Wszyscy w maseczkach cały czas. Załoga (włoskojęzyczna) bardzo tego pilnuje. Za oknem ciemno więc widoki żadne. Przylot na miejsce wieczorem. Jedziemy autobusem spod lotniska do Bergamo. Od razu kupujemy bilety komunikacyjne na 3 dni, bo taniej i zdecydowanie wygodniej. 

Nieswojo się czuję, bo obcy kraj, późna pora i sporo młodych ciemnoskórych wyrostków, którzy zachowują się głośno. Przykro to mówić, ale boję się ich. Generalnie to mam też taką fobię, że co chwilę sprawdzam czy kieszenie pozapinane, czy telefon jest tam gdzie powinien, a plecak na plecach mam tylko wtedy gdy jestem w ruchu, gdy przystajemy ściągam go z pleców i trzymam z przodu. 

Dojeżdżamy autobusem na miejsce. Przy okazji obserwuję podróż starszej Pani na wózku elektrycznym; kierowca najpierw wygania tych chłopaków, bo wyciąga z podłogi trap/podjazd dla wózka, potem gdy Pani dojeżdża do celu, znowu trap i jeszcze udziela jej (tak się domyślam) wskazówki co do drogi, gdzie będzie jej łatwiej się poruszać, i tak sobie pojechała sama w środek nocy. Byłam pod wrażeniem. A my też dojechałyśmy do celu, wysiadłyśmy i pomaszerowałysmy do hotelu. Mijałyśmy po drodze grupki ciemno i czarnoskórych mężczyzn, chłopaków. Nie uważam się za rasistkę, ale się ich obawiałam, wyzwali we mnie lęk, bardzo nieswojo się czułam za każdym razem gdy mijałam taką grupkę, zwłaszcza wieczorem. Dotarłyśmy spacerkiem do hotelu i już nigdzie nie ruszyłyśmy się na zewnątrz. Hotel super, klimatyczny, z werandami, arkadami, czyściutki, przestronny, spokojny, mimo, że w środku miasta. Spałam nerwowo, czujnie, słowem źle.

Dzień 2.

Plan: Bergamo i jezioro. 

Mała, maniaczka muzeów, wypisała całą ich listę i w Bergamo i w Milano; nie oponowałam, bo to jej wycieczka, ale miałam cichą nadzieję, że sama dojdzie do tego że to przesada. Doszła 😁 Zaczęłyśmy od włoskiego śniadania w hotelu. Słodkiego. Dodatkowo płatne 5 euro za włoskie, albo 7 za kontynentalne śniadanie dla 1 osoby. Potem autobusem na wzgórze do górnego miasta (Citta Alta), do ogrodu botanicznego (Orto Botanico di Bergamo Lorenzo Rota), który był na liście Małej) i potem powrót spacerkiem po uliczkach Citta Alta, wąskimi uliczkami, z masą pięknych zabytkowych budowli, których nazw szczerze powiem nie pamiętam, potem spacer po dolnym mieście (Citta Bassa), które też jest piękne, klimatyczne i decydujemy się na to, by jeszcze dziś póki jest jasno pojechać nad jezioro.

Wsiadamy do autobusu. Po drodze, już daleko, okazuje się że to nie ten kierunek. Wysiadamy. Idziemy. Czekamy na inny. Wsiadamy. Ten jedzie jednak nie tam gdzie my chcemy. Wysiadamy. Czekamy na kolejny szukając przystanku, łapiąc a raczej usiłując złapać stopa... Jeden miły chyba prawie włoski zaczepiony przez nas facet, który zatrzymał się niedaleko (ale nie z naszego powodu), usiłował nam pomóc, sprawdził trasy, rozkłady, wskazał przystanek (totalnie nieoznaczony), czekał z nami (a w aucie pasażerka, chyba jego kobieta, pod sam koniec zobaczyłyśmy ze była tam z maleńkim bobasem), a kiedy minęła godzina przyjazdu był gotowy podrzucić nas kawałek w lepsze miejsce. Spóźniony autobus jednak przyjechał, gość upewnił siebie i nas, że jedzie on w dobrym kierunku i tym sposobem dotarłyśmy nad Jezioro Iseo w miejscowości Sarnico. Tam najpierw kawa i posiłek, potem spacer po okolicy. Powrót autobusem już bez przesiadek prosto do Bergamo. W autobusie wyszukujemy w necie knajpkę gdzie zjemy kolację. Okazuje się, że byłyśmy tam już, do południa 😁 Prosto z jednego przystanku gdzie wysiadłyśmy, zaraz na drugi żeby znowu, ale tym razem ciemną porą, pojechać do górnego miasta Citta Alta. Kolacja była w prawdziwej włoskiej restauracji Vineria Cozzi, z lokalnymi daniami i wcale nie chodzi o pizzę 😁 Kolacja, deser i znowu autobusem powrót i spacer w okolice hotelu. A przy tym wszystkim piękne nocne panoramy.

Dzień 3. 


Plan: Mediolan czyli Milano.

Nie jemy śniadania w hotelu, zjemy w Milano. Idziemy na przystanek autobusowy, niestety autobus odjeżdża bez nas. No to idziemy na dworzec kolejowy. Jedziemy pociągiem. Mała on line na stronie przewoznika kupuje bilety kolejowe. Przyjeżdżamy, a jeszcze w drodze Mała kupuje całodzienne bilety na komunikację miejską w Milano. Wychodzimy z podziemnego labiryntu kolejowometrowego. I od razu widzimy atrakcje turystyczne, charakterystyczne wieżowce Mediolanu, potem śliczny granatowy tramwaj na torach. Idziemy do wyszukanej w necie knajpy na śniadanie. A potem do muzeum da Vinci. Szczęśliwym trafem to jest tuż obok, a właściwie w Galerii. W muzeum spędziłyśmy prawie 3 godziny. I ruszyłyśmy na dalsze zwiedzanie czyli Galeria Wiktora Emanuela II, Katedra i inne, potem okazało się, że jedyny budynek, na który nie zwróciłam uwagi to La Scala. Pokręciłyśmy się tu i ówdzie podziwiając okolicę i pojechałyśmy tramwajem do Naviglio, takiej małej Wenecji w Mediolanie. Tam podczas spaceru zjadłyśmy obiad w klimatycznej knajpce nad kanałem. 

Potem tramwajowy powrót, a kolejny cel to kościół z kaplicą czaszek. Potem bardziej współczesna Ściana Lalek. 

  

I tak powoli opadały z nas siły i stwierdziłyśmy, że czas na powrót, a w Bergamo pójdziemy wieczorem na lody straciatella (bo to tam je wymyślono). Metrem do przystanku autobusowego. Miało być do Dworca, ale wylądowałyśmy na jakimś peryferyjnym dworcu, gdzie było mrocznie, obco, z grupkami śniadych facetów w tle. To nie było fajne. W końcu wsiadłyśmy do autobusu i to był błąd, bo korki, ale było też atrakcją, bo autostrada i przystanki po drodze, na autostradzie. Podczas podróży powrotnej odechciało się nam tych zaplanowanych lodów, skończyło się na zakupach w sklepie spożywczym żeby coś mieć na śniadanie, bo rano już wylot.

Dzień 4. 


Wstajemy raniutko, śniadanko, pakowanko i do autobusu na lotnisko. Tak bardzo nie chciałyśmy się spóźnić, że znowu byłyśmy 2 godziny przed czasem. Tym razem załoga mówiła po polsku, znowu udało się nam siedzieć razem, ale tym razem było co oglądać, bo lot za dnia i pogoda była ok. I tak to przyleciałyśmy do Polski. Mam świadomość, że Mała mogła i była zmęczona, bo właściwie to ona cały czas trzymała rękę na pulsie, za co jestem jej wdzięczna. I mam cichą, ale ogromną nadzieję, że jeszcze gdzieś się razem wybierzemy, w dowolnym kierunku. 

Podsumowując... 

Warto kupować bilety na kilka dni, okresowe, można wówczas bez problemu i do woli korzystać z komunikacji miejskiej. 

Przed wejściem do restauracji zapoznać się z menu i sprawdzić czy jest tam pozycja pt. coperto. To nie jest napiwek, ale i tak tę pozycję doliczą do rachunku każdej osoby. 

Przystanki autobusowe, nie wiem od czego to zależy. Czasem widoczne, czasem tajniackie. Żeby wysiąść z autobusu trzeba przed przystankiem odpowiednio wcześniej nacisnąć guzik/dzwonek. Żeby wsiąść do autobusu, żeby autobus się zatrzymał trzeba doń pomachać. Nie machniesz, nie stanie. No chyba że akurat ktoś będzie wysiadać 😁

Włosi nauczeni tym co działo się u nich w 2020 roku bardzo pilnują wytycznych covidowych. Wszyscy pilnują maseczek, widzialam ludzi w autobusie w rękawiczkach foliowych, a przed wejściem do muzeów najpierw sprawdzają paszport covidowy, potem pomiar temperatury, w kościołach wyznaczone miejsca, odległości itp. 

Nie wiem czy to efekt pocovidowy czy posezonowy, ale sporo punktów/rzeczy było zamkniętych. 

Tak, to prawda, Włosi są strasznie głośni, hałaśliwi. W knajpach jest bardzo gwarno. 

Ufff, ale się rozpisałam. Kto doczytał do końca? 


niedziela, 24 października 2021

84 / 2021

Przeczytałam to i... jakbym czytała o sobie. Końcówka już nie, ale 3/4 tekstu jest o mnie. Wrzucę sobie tutaj tak, ku pamięci. A może zainteresuje to kogoś z Was?

https://zwierciadlo.pl/psychologia/165536,1,nie-badz-obojetna-na-wlasne-uczucia-i-potrzeby.read


czwartek, 14 października 2021

83 / 2021

Czas na odrobienie zaległości. Zaczynam więc... 

Filmowo

Głęboka woda - Polski serial o pracownikach pomocy społecznej. Zaciekawił mnie. Sezon nr 1 zdecydowanie lepszy.

Sprzątaczka - serial o kobiecie, która chce zmienić swoje życie, pokazuje działalność pomocy społecznej w USA. Podobał mi się.

Nieobecni - polski serial... Zobaczyłam wczoraj reklamę i złapałam się na tym, że owszem, kiedyś oglądałam, ale kompletnie nie mam pojęcia o czym to było i jak się skończyło. No i chyba takie super to to raczej nie było 😁

Domowo

Nudy, panie, nudy... Praca, obiad, wolne popołudnie, bo niestety zero biegania, a na rower za zimno, no to preferuję teraz zajęcia z lotnictwa, indywidualne z pilotem, czyli serial, film, necik, w międzyczasie raz w tygodniu jakieś pranie, runda odkurzacza po mieszkaniu, jakieś drobne zakupy spożywcze, tak bez sensacji, póki co zero stresu, zero musu, niech tak bedzie dlużej, chwilo trwaj... 

Pracowo

Już lepiej, bo tzw. NowaJa już jest wdrożona, jeszcze chodzi i pyta, upewnia się, ale póki co to, co umie robi sama, a to już dużo. Przełom roku będzie trudny, bo znowu na dwa fronty będę musiała działać. A  swoje poletko ogarniam powoli. Przeganiam z głowy myśli, że nie spełniam oczekiwań szefostwa, że powinnam więcej, bardziej... Póki co nadrabiam zaległości, wyrównuję poziom zaawansowania, robię dobra minę do tej gry i jednak sama widzę, że jest progres, że trochę 😉 już ogarniam. 

Relaksowo

Czy ja tu już pisałam, że obie z Małą zaliczyłyśmy babski wypad do SPA? Dwa lata temu byłyśmy po raz pierwszy, rok temu z uwagi na ograniczenia nie doszedł do skutku, ale na bank pojechałybyśmy gdzieś, no i w tym roku zaliczone. Było fajnie. Teraz mi coś świta, że już chyba o tym pisałam 😁

A potem zaliczyłam kolejny babski weekend w górach tym razem z silną grupą pod wezwaniem 😁 To też już pewnego rodzaju tradycja. Nawet już mamy ustalony termin przyszłorocznego wyjazdu 😉

Jutro wieczór imprezowy z pracowym środowiskiem. Chyba pierwszy raz nie mam stresa towarzyskiego. Czuję się zintegrowana. Wiadomo, że nie aż tak, ale nie ma we mnie obawy gdzie i z kim będę siedzieć, czy będzie o czym rozmawiać, czy mnie zaakceptują itp. I nie wiem czy przyłożyło się do tego to, co zafundował nam covidek (bo w obliczu kryzysu jednak prawie wszyscy zbliżyliśmy się mocno), czy mój awans (?! ), czy po prostu dojrzałam, wzmocniłam się wewnętrznie i przestałam przejmować pierdołami. 😁

Zdarzyło mi się też po raz pierwszy od czasu ogłoszenia pandemii i wyprowadzki Małej, że byłam sama samiuteńka (no prawie, bo przecież kot 😁) w domu. SzM pojechał na trzydniową delegację. Było miło, bo lubię być sama. Byle nie za długo 😁

Rodzinnie

Relacje między nami, SzM i mną, wydają się być w porządku. Nie ma motyli w brzuchu i fajerwerków, ale nikt się chyba temu nie dziwi. I tak gdzieś tam głęboko w środku jestem dumna i zdziwiona, że mamy za sobą już 30 lat stażu małżeńskiego. Bo tyle nam pykło w tym roku. No i powiem to; nie jest źle, a raczej jest całkiem dobrze 😁

Boleję bardzo nad tym, że moje dzieci nie łączy więź, nie mają potrzeby kontaktu, wspólnych spraw. Boleję, ale nie rozdzieram już szat. Między mną i moim rodzeństwem teraz też jest prawie kompletny brak więzi. Gdyby nie rodzice, potrzeba wymiany informacji, to chyba składalibyśmy sobie tylko życzenia na święta. Z zazdrością obserwuję relacje rodzinne znajomych, ale cóż począć. Z rodzeństwem SzM też tylko z daleka. To chyba z nami jest coś nie tak. 😁

Matencja i Tatencjusz

Rocznik 43 i 40. Póki co dają radę. W dalszym ciągu nie dają sobie pomagać, zwłaszcza Tatencjusz, do tego oporny w używaniu aparatu słuchowego, oporny do ruchu pt. spacer, no i nie przegadasz. Ale intelektualnie wciąż jeszcze jest OK. Matencja, której opis badania rezonansu kręgosłupa ledwo mieści się na 1 stronie A4, która ledwo chodzi, jest mega trudnym pacjentem, czytającym ulotki leków, gazetki apteczne i encyklopedie zdrowia, którego oczekiwaniom na dłuższą metę jeszcze żaden lekarz nie sprostał. Najpierw jest ok, a potem się okazuje, że co on tam może wiedzieć... Niestety widzę jak Matencja się sypie intelektualnie, z dnia na dzień coraz bardziej... 

Młodzi

Żyją sobie chyba dobrze, bo nikt nie dzwonił z reklamacją od czasu ślubu😁 Ja tam nie wydzwaniam, nie chcę ich osaczać tak jak Matencja mnie. Dziś zajrzeli do nas, bo mnie coś naszło i zrobiłam z ziemniaków, które zostały po obiedzie, knedle ze śliwkami i zadzwoniłam żeby przyszli pomóc je zjeść. Myślę, że dobrze im się żyje. Sama ze sobą walczę, układam sobie w głowie, że co do ślubu, wesela to jeszcze mnie nurtowało, że nie dopatrzą, nie dopilnują czegoś i będzie problem, kłopot i wstyd, ale teraz staram się o tym nie myśleć. Ich życie, ich decyzje. Jak będą chcieli rady to poproszą. Uczę sama siebie takiej postawy. 

Mała

Jak powiedziała mieszka jej się bardzo dobrze, to była świetna decyzja o wyprowadzce od nas, potrzebowała własnej przestrzeni. W pracy awansowała. Dostała podwyżkę. Jest singielką, ale mam nadzieję, że znajdzie swoją drugą połowę. Ma kolegów, umawia się na jakieś kawy, herbaty, ma swoje życie. Bardzo cieszę się z tego, że dzwoni i trzyma z nami, zwłaszcza że mną, kontakt. 

Podsumowując 

cały ten długachny wpis mogę póki co szeptem napisać, że jest OK i... niestety zamiast cieszyć się chwilą pełną piersią, to ja z niepokojem czekam kiedy i z której strony coś pierdyknie. Taka jestem, tak mam. Może to się powinno leczyć? 

A co tam u Was? 


środa, 13 października 2021

82 / 2021

Zwykle najpierw zaglądam na zaprzyjaźnione blogi, a dopiero potem sama coś produkuję. Tym razem postanowiłam pisać od razu, bo jak się za czytam, zatopię to ucieknie mi mój wpis. A dziś chciałam o tym, co mnie nurtuje.

Kiedy czytam wpis jakiejś znanej osoby (żeby nie użyć słowa celebryty) która pisze hymny pochwalne na temat swojej rodziny, rodziców, ile dostała pozytywnej energii, jakie ma wsparcie, ile im zawdzięcza, itd. to przyznam szczerze najpierw włącza mi się opcja pt. kurde, ale ma farta, jak ma fajnie. Potem zaraz załącza się sygnalizator pn. poczucie winy (moje dzieci chyba tak nie czują, zresztą jakie "chyba", na pewno nie czują, ja to przecież wiem) i element realnej zazdrości (moja rodzina nie była patologiczna, ale nie miałam poczucia wsparcia i wiary we mnie). No zaraz za nim załącza się automatem taki dinks pt. ile w tym jest prawdziwego życia a ile kreacji?

Tez tak macie? 

niedziela, 19 września 2021

81 / 2021

Utrwaliłyśmy z Małą naszą nową świecką tradycję czyli weekendowy pobyt w spa. Pierwszy był zaliczony w 2019, drugi przez pandemię w 2020 nie doszedł do skutku, ten teraz w 2021 był trzeci i obiecałyśmy sobie kontynuować ten piękny zwyczaj 😁 To był naprawdę bardzo fajnie spędzony wspólnie czas. 

poniedziałek, 13 września 2021

80 / 2021

Zaległości blogowe mam ogromne. Czas by się trochę odgruzowac...

Sygnał alarmowy mi się włączył. Kilka dni przed ślubem Młodego przyjechała do nas Mała. Bardzo się oboje ucieszyliśmy. Złapałam się/nas jednak na tym, że zaczęliśmy z SzM sobie przygadywac nieco. Mała skwitowała to mówiąc: widzę nic się nie zmieniło. A ja ze zgrozą zobaczyłam w tym obrazku swoich rodziców, zwłaszcza Matencję. Bo też chyba ja byłam tą bardziej aktywną, która dawała kontry. Straszna była dla mnie ta chwila gdy uświadomiłam sobie ze widzę tu własnych rodziców. Faktem jest ze normalnie na co dzień nie robię tak, konkretnie to od momentu gdy zostaliśmy we dwójkę. Na początku naszego małżeństwa walczyłam jak lwica, nie odpuściłam, potem po latach zaczęłam odpuszczać bo nie chciało mi się kontrować, konfliktować, bo SzM się zaraz o byle co obraża itp. A jak zostaliśmy sami to po pierwsze mi się nie chce, a po drugie nie chce nas skłócać, a wymiana zdań różnie może się kończyć.

Zastanawiałam się też ostatnio czy SzM ma takie myśli i tak się pilnuje jak ja. Bo ja mam tak, że coś jakąś rzecz, czynność robię, żeby nie słychać potem jego komentarzy, gderania, utyskiwania. No np. idę do sklepu i skupiam się bardzo na tym co mam mu kupić jeśli to on o coś prosił, żeby nie było że znowu(!) źle kupiłam.

Rozmowa z Małą Uderzyło mnie w tej rozmowie, że powiedziała, że dopiero podczas pandemii po raz pierwszy zobaczyła jak ja płaczę. Był taki krytyczny moment, gdy pękłam. Nie zdawałam sobie sprawy, że to był pierwszy raz. Bo zwykle płaczę w nocy. I powiedziała, że jej zdaniem mam/gram w naszej rodzinie rolę bohatera, wszystko na mnie wisi. I wiele innych rzeczy sobie poopowiadalysmy, wyjaśniłyśmy. To była bardzo dobra rozmowa. Często do niej wracam.

Mała zaliczyła samotny wakacyjny wyjazd. Wróciła zadowolona, zbliżona do natury. Denerwowalam się bardzo tą jej  samotną eskapadą, nie ukrywam. I zaliczyła też grupowy wyjazd, terapeutyczny. I jak sama powiedziała, do natury jeszcze bardziej się zbliżyła. 

Wesele, którego nie było już za nami. Z uwagi na to, że Młodzi zdecydowali się na zmianę formuły (zamiast tradycyjnego wesela - uroczysty obiad weselny, z tortem i zimną płytą w ścisłym gronie rodzinnym) tkwiło we mnie takie przeświadczenie, że ta decyzja spotka się z krytyką rodziny. Wspieraliśmy ich w tej decyzji w myśl zasady, że wydasz kasę a i tak Cię obgadają  to lepiej nie robić. Jednak miałam taki dyskomfort psychiczny. Zwłaszcza że zaraz po tym obiedzie, który skończył się ok. 20 (a w zasadzie mógłby trwać dłużej, ale Państwo Młodzi zaczęli się ewakuować) organizowali coś na kształt prywatki dla swoich młodych przyjaciół i znajomych. Nie mniej jednak podsumowując wszystko - było ok. Wyglądali pięknie. Zaraz potem pojechali na 2 tygodniowy urlop nad morze, już wrócili szczęśliwie i mam nadzieję, że zaczną rozglądać się za mieszkaniem.

Pracowo jest ok. W dalszym ciągu ogarniam tematy, bo też jest co ogarniać, ale powoli czuję ten fotel 😉 zarówno w sensie pozytywnym jak i negatywnym. Każdym. A Nasza-Nowa-Ja szybko łapie o co kaman, ale gaduła z niej taka, że czasem to mi ręce opadają, obie.

Relaks - czeka mnie wyjazdowy relaks z Małą. Oby nam pogoda dopisała. A z SzM relaksujemy się na rowerowych wycieczkach. Trochę mnie już jednak one męczą. Stały się prawie obowiązkiem, więc dziś zastrajkowała i miałam dzień lenia. No i rozpoczęliśmy też sezon grzybowy. Wróciliśmy z pełnymi koszami. 

Matencja - wpis bez Matencji byłby niepełny 😁😉 Nie wiem jak to zrobić i co zrobić by wykrzesać z siebie więcej wyrozumiałości, empatii, serdeczności. Staram się bardzo, ale nie daje rady. Jest w niej coś takiego co powoduje że nie daję rady być troskliwą kochaną serdeczną córeczką. Te nasze relacje chore jakieś są. Dzwoni do mnie z pytaniem, po poradę, i jak tylko okazuje się że odpowiedziałam nie po jej myśli to zaczyna mnie przekonywać do swojej opcji. I to wieczne nadawanie, narzekanie na ojca... Szuka u mnie wsparcia, zrozumienia, a gdy tylko znajdzie go choć cząstkę, to zaraz wygarnia Tatencjuszowi, że "Anonimka też powiedziala/uważa, że...". 

Koniec narzekania na Nią. Ja też jestem do bani. Obiecywałam sobie zabrać ich, ją gdzieś na spacer/wycieczke do parku, albo  gdzieś bliżej natury. Wakacje się skończyły, a mojej realizacji nie było do dziś. I tak to. 


Dobrego tygodnia Wam życzę. 


środa, 1 września 2021

79 / 2021

Poweselnie, a raczej poślubnie 😁

Było, minęło, świat pędzi dalej i póki co za wiele to się nie zmieniło.... jestem teściówką 😁
Sensacji-rewelacji nie było. Żadnych wpadek, niespodzianek i szoków. Ot, po prostu impreza rodzinna. 

Coś nie mam dziś weny. Ale jeszcze nadrobię. Przepraszam. 

piątek, 27 sierpnia 2021

78 / 2021

Już prawie weselnie... Ten tydzień to był dramat. Przyodzialam moich rodziców, zabezpieczyłam weselnie już na początku sierpnia, zapowiadając, że tak się organizuje, by nie biegać w ostatnim tygodniu. No i... Jeśli myślisz, że wszystko jest ok to znaczy, że nie wiesz wszystkiego. Dokładnie tak. Przeżyłam: *próbę zmiany kreacji Matencji (bo przecież czarny to taki elegancki kolor), *ostateczną decyzję o zwrocie tej zakupionej sukienki (której niestety zwrócić się nie da, ale żeby mieć problem z głowy wyłożyłam kasę, a kieckę schowałam głęboko w szafie), *ogromny problem krawatowy Tatencjusza (trzeba mu go zawiązać, bo zdaniem Matencji jest zawiązany źle), *dyskusje na temat kwiaty/bez kwiatów/a może wino?, * Mamo zamówiłam dla Was ręcznie robioną kartkę z życzeniami/Wiesz Anonimko, kupiłam kartkę, takie ma piękne życzenia wydrukowane, *Trensport dla gości zalatwiony/Tatencjusz pojedzie samochodem, bo przecież nam bus nie jest potrzebny itd., itp. No ręce i cycki opadają.

Na szczęście osłodą tego wszystkiego była spontaniczna, ale jak bardzo przeze mnie wyczekana, cudowna, otwarta, szczera rozmowa z moją Małą/Młodą. Ogromny kamień który miałam wciąż na piersi, takie trochę (?) irracjonalne poczucie winy w głębi serca, ogromny stres i dyskomfort związany z osobą Małej... odeszło to wszystko. 

A jutro... Jutro zaklinamy pogodę i dobrą energię, żeby pędziła w naszą stronę. Uprasza się o trzymanie kciuków 😁

77 / 2021

Zawsze wiedziałam, że mam świetną córkę. Tak sobie to tylko  zanotuję dla potomnosci, bo dzis/wczoraj to było bardzo udane popołudnie. I zaraz chce się żyć jakoś bardziej... 

😁

środa, 11 sierpnia 2021

76 / 2021

Wrrr... 

Jak sobie tu trochę poklikam to zejdzie ze mnie powietrze. Sprawdzone. Przepracowane.

Podsumowując sprawy weselne... Dziś zapodałam Młodym tekst, że jak uznają, że za bardzo się wtrącam to mają dać znać, a sytuacja wygląda tak, że obiecuję sobie nie wnikać, nie podejmować tematu i na przykład... dzwonią do nas, do mnie, w jakiejś tam sprawie nr 1, podczas rozmowy pytam o sprawę nr 2, nr 3 a nawet nr 4. No i... okazuje się, że o nr 2 to nie pomyśleli wcale, nr 3 to kolega mówi, że nie trzeba (Ja: ale sprawdźcie lepiej, dopytajcie - i okazuje się, że jednak trzeba), a co do nr 4 to dobrze, że pytam, bo przecież właśnie mieli dzwonić, a zapomnieli. Ręce mi opadają. Mogłabym odpuścić, udać że mnie to nie obchodzi, niech sobie radzą, ale nie potrafię być tak bardzo obojętna. Być może powinni na własnych błędach się uczyć, ale niech to nie będzie ich ślub.

Do tego teksty Matencji, dobre rady, pytania i uwagi (M: a wiesz, że ona nie będzie miała białej sukienki? Ja: Mamo, bo to różnie dziewczyny idą, poza tym to tylko taki odcień, nie wyrazisty kolor tylko delikatnie złamana biel. M: A to jak brudna będzie, taka modna chce być. Kurtyna).

Rodzinna część imprezy to uroczysty obiad, kawa, ciasto, tort, zimna płyta i do domu max ok. godz. 19-20. Potem Młodzi sprosili sobie swoje młode towarzystwo na balangę. Miało być kilka osób, wyszło ciut więcej. Ustalenia co do miejsca balangowania były od wiosny inne, teraz dopiero zorientowali się ze trochę(!) jednak guuupie. Matka Anonimka ratowała pomysłami i uratowała. Jest teraz zdecydowanie lepiej, korzystniej, wygodniej. Tylko Matka Anonimka ma takie głęboko w sobie skrywane uczucie, że omija nas najfajniejsza część imprezy. I żal, tak jest mi żal  że nie będę widzieć tzw. pierwszego tańca Młodych, nie będzie tańca z synem, nie będzie oczepin. To znaczy one może i będą, ale my tego nie zobaczymy (bo na młodzieżową imprezę nie jesteśmy brani pod uwagę). I to mi się nie podoba. Sama sobie tłumaczę, że to ich dzień, ich impreza, im ma być dobrze. Nikomu się nie przyznam i będę mieć dobrą minę, ale mi żal. Nie wesela, ale tych konkretnych rzeczy😉

A żeby nam nie było żal to chyba młodsze towarzystwo z tej obiadowej imprezy to ściągniemy sobie do domu, na tzw. domówkę. Nie wiem tylko czy na pewno więc na wszelki wypadek nie zapraszam przed, niech to będzie spontan 😉

Mała planuje swój urlop. No i ma dziewczyna problem, bo singielka. Umawiała się z kimś-tam na wspólny wypad, ale się rozlazło. Planuje samotny, singielski wyjazd. Niby nic, przecież kobiety jeżdżą same, ale mnie oczywiście już się włączył lęk. Proponowałam nawet luźno, że możemy pojechać we dwójkę, ale nie naciskałam, bo rozumiem. Przecież we dwójkę to jedziemy we wrześniu, usłyszałam 😉 Nie przeżyję za nią życia, nie jestem w stanie kierować jej wyborami, ale kiedy słyszę, że planuje iść wieczorem sama do klubu, pubu albo gdziekolwiek to drżę. Nie mogę zabronić, ale za każdym razem mam nadzieję, że tylko tak mówi i jednak nie pójdzie, że zmieni plany, ale raz była i źle nie było, tak mi powiedziala. Musi jakoś odnaleźć się w środowisku, znaleźć swoją ekipę, wiem, że ona to wie, że jest mądra, ale boję się czy nie robi się z niej mądralińska. Czasem mam wrażenie, że jej nie znam, że pielęgnuję w sobie moje wyobrażenie o niej, że ona jest zupełnie inna niż ja myślę, niż chciałabym. Czasem jest taka... Trudno mi znaleźć słowo, taka twarda, harda, ostra (np. zawsze mówi, że nie chce mieć dzieci, ostatnio nazwała je "gówniakami", zwróciłam uwagę, ale tak się po prostu mówi, mamo) i ja sobie myślę, że to taka jej poza, tylko tak mówi, bo przecież jest w środku delikatna, wrażliwa. A jeśli to nie poza? 

W ogóle mam w sobie taki wewnętrzny lęk, strach, obawę, a może nawet chyba poczucie winy, że to że Mała/Młodą ma problemy ze swoją psyche, że chodzi, wymaga jakiejkolwiek terapii, wzmocnienia farmakologicznego, że to moja, nasza wina. Że nie dopatrzyłam czegoś, albo że źle coś robiłam, nie tak jak powinnam. I dręczy mnie to okropnie. Poza tym łapię się na tym, że pilnuję się co i jak do niej mówię. Żeby nie urazić, żeby nie naciskać... I bardzo mnie męczy fakt, że ona tam, sama, bo gdybym wiedziała, miała świadomość, że ona ma tę swoją drugą połówkę, że ma wsparcie, jest szczęśliwa, ma do kogo wracać... Poza tym roją mi się w głowie jak zwykle rzeczy dramatyczne, bo przecież gdyby cokolwiek jej się stało to nic nie wiem, bo nie zdaje mi relacji gdzie i z kim bywa, a ja nie chce naciskać, wypytywać, bo przecież to dorosła kobita jest. 

I tak to... Małe dzieci mały kłopot... Szczera to prawda. 


poniedziałek, 9 sierpnia 2021

75 / 2021

Weselnie... 

Odpuszczam, oddycham głęboko i liczę do 10. Potem do 20. Wrzucam na luz. Moja kiecka wisi już w szafie, buty i torebka też. Garniak SzM również. W piątek zaopatrzyłam w kieckę Matencję. A w sobotę przyodziany został Młody i Tatencjusz. No to luz...

Prezentowo jesteśmy z SzM na dobrej drodze do porozumienia. Zaskoczył mnie, pozytywnie. 

Jedna siostrunia SzM świadomie wybrała wyjazd na wczasy zamiast obecności na ślubie Młodego. Bez komentarza... 

Pracowo... 

Przede mną drugi tydzień bez szefostwa, bo jest na urlopie. 

Domowo... 

Raczej ok. A na pewno lepiej. 

Mała... 

Żyje, ma się dobrze. Bierze leki. Uczestniczy w terapii. Czeka ja jakąś terapia pogłębiona. Pytałam wujka Google, ale on mi opowiadał o tej terapii pod kątem DDA albo uzaleznień a nie lęków i deprechy. No i wiem że nic nie wiem. 

A we wrześniu mamy obie  zarezerwowany babski weekend. Niechby tylko pogoda była. 






sobota, 7 sierpnia 2021

74 / 2021

Im bliżej terminu tym bardziej chyba żałuję, że Młodzi jednak zrezygnowali z wesela. Podzielili imprezę. Rodzinna impreza pt. obiad weselny po slubie, a  wieczorem młoda ekipa bawi się przy muzyce. Jak to zwykle przy organizacji tego typu imprez jest mnóstwo rzeczy do ogarnięcia, są sytuacje kryzysowe, były już łzy Panny Młodej, nerwy Młodego, a nasz senioralny wkurw właściwie chyba jest cały czas. Wkurw jest skierowany do Młodego, Młodych. Na wszystko mają czas, z niczym się nie spieszą, nic nie ogarniają od początku do końca. Słowem MASAKRA. Nie będę tu opisywać, bo to nie moje życie, ale nóż mi się...


niedziela, 1 sierpnia 2021

73 / 2021

Ten mój pierwszy od dawna samotny wieczór pierwotnie chciałam wykorzystać na kontakt z Młodym, ale nie dało rady, pracował do późna. I tak, zrobiłam wieczór babski, tzn. ja i kotka 😁 Chałupkę ogarnął robocik, a ja prysznic, płatki pod oczy, sól do stóp i Netflix. Było miło 😁

A co mi teraz po głowie się telepie...? Do dnia ślubu Młodego coraz bliżej. Stresowo się robi. Poszukiwania mojej kiecki zakończone. Trwały raptem chyba 2 dni, plus wieczór grzebania w internecie. Kupiona, nawet razem z żakietem. Teraz szukam butów i torebki. SzM niestety nie dał rady wbić się w garnitur, kupiliśmy nowy, większy, do tego koszula i, uwaga, mucha! Buty do garnituru na szczescie ma. Mała/Młoda wyszperała kieckę na Vinted. Chciałabym ją zobaczyć w tej kiecce, by ocenić, zweryfikować, ale nie da rady. Zafiksowane jest to moje dziewczę na eko na maxa. Nie przyłoży się do produkcji odzieży, zawsze kupuje z tzw. drugiej ręki. Nie pogadasz. Do zestrojenia zostaje jeszcze Matencja, która coś tam wyszperała sobie w swojej szafie i Tatencjusz, który najchętniej wyskoczyłby w sandałach i sweterku, a ja mam plan ubrać go w garnitur. Na elegancko. Tylko czy mi się to uda, tego nie wiem. 

Uczucia mam bardzo mieszane co do tej imprezy weselnej. Młodzi wszystko sami ogarniają. My staramy się nie narzucać z pomocą. Ale bardzo się boję, że z czymś popłyną, zapomną, że będzie wstyd i siara. No bo np. zaproszeń jeszcze nie rozwieźli. Owszem, obdzwonili wszystkich z informacjami gdzie, kiedy i o której, ale wciąż czekają na zaproszenia, bo Drukarnia jakaś nierzetelna. Podobno. Problem w tym, że może to ściema jakaś, bo tak na sto procent to ja im, a zwłaszcza Młodemu, nie wierzę. Inna sprawa, że gdyby załatwiali to wcześniej to nie byłoby problemu. Osobiście chciałabym wesprzeć ich finansowo, ale SzM zdecydowanie oporny. Tzn. jest na tak, ale skromniej niż ja bym chciała. Bo SzM mówi, że jak Kuba Bogu... No i znów mam zagwozdka, bo może jednak SzM ma rację. 

A jutro do pracy rodacy... Spokoju Wam życzę 😁

Stanęło w końcu na tym, że wesela nie będzie, a w zamian będzie obiad weselny. Czyli mamy ślub kościelny, potem obiad, toast, kawa, ciasto, tort, jakaś muzyczka w tle, zimna płyta i dziękujemy już Państwu. Wieczorem Młodzi mają jeszcze imprezę młodzieżową dla swoich przyjaciół i znajomych. A i  my chyba też coś pokombinujemy żeby nie siedzieć przed TV...


wtorek, 27 lipca 2021

72 / 2021

 SzM, który od startu pandemią cały czas jest na homeoffice jutro/dziś właściwie wyjeżdża służbowo do stolycy, a ja sama nie wiem jak mam spożytkować ten czas. Pierwszy raz od tak dawna solo, tzn. z kotem 😁

Rowerowanie idzie mi zdecydowanie lepiej niż bieganie. Przyznaje się szczerze i bez bicia. Zrobiłam tydzień pauzy w bieganiu, bo w pracy był taki nie powiem co, że nie miałam siły, bo gorąco było, bo zdrowotnie musiałam się ciut ograniczyć. Za to ostatnia wyctrieczka rowerowa to była seteczka, albo prawie. Dokładnych pomiarów brak, bo zegarki padły.



środa, 14 lipca 2021

71 / 2021

Jakby ktoś pytał to...

żyję, mam się raczej dobrze, tylko blogowej weny mi brak. A tak w kilku słowach, w skrócie, to byłoby tak:

Pracowo. To działam na dwa biurka: jedno poznaję, gdzie czuję się jakbym pracowała po omacku, w wielkiej mgle, a drugie biurko wprowadzam, koordynuję, mam rękę na pulsie i kontroluję. Nie jest łatwo. Pocieszam się, że potem będzie lepiej. 

Domowo: jest ok. Cały czas nie mogę się przyzwyczaić do tego, że niewiele muszę. 😁 I niewiele też robię😁😁😁. Generalnie to gotuje pracujący homowoofisowo SzM. Zmywa zmywarka, pierze pralka, prasowania jest niewiele, a odkurza moja ukochana Pani Marysia (czyt. rumba). Oglądam filmy, przeglądam neta, no i cały czas, to już chyba zboczenie, doszkalam się pracowo czytając branżowe newsy zarówno z jednego biurka, jak i z drugiego. I niestety nie mogę się zmobilizować do tradycyjnego papierowego czytania ksiazek. 

Matencja i Tatencjusz. Nic lepiej, ale też chyba nie gorzej. Albo - lepiej już było 😉. Nic nie poradzisz. Szkoda słów. 

Młody. No i Panna. Mają się dobrze, chyba, bo nic złego do nas nie Dociera. A w temat ślubu nie ingerujemy. Sami ogarniają temat. No i dobrze, jak będą chcieli tak sobie zorganizują. Stanęło w końcu na kościelnym i zamiast wesela ma być rodzinny obiad, kawa, ciacho. A wieczorem poimprezują sobie ze swoim młodym towarzystwem. Zastanawiam się teraz czy nie zrobić nam jakiejś własnej dla seniorów 😉😁 W temacie finansowania imprezy cisza. Oni nie proszą, nie podejmują tematu, my nic nie proponujemy. Chciałabym tak to ogarnąć by sfinansować im choć trochę, bo ja mam całe życie w pamięci brak zaangażowania mojej Teściowej. Nie wiem jednak co na to SzM. Jeszcze będą dyskusje między mną i SzM w tym temacie. Wiem. 

Mała. Mam wrażenie, że tracę z nią kontakt, ale nie jestem pewna czy nie przesadzam. Nauczona doświadczeniem, nękana telefonami i nadmiarem kontaktu ze strony Matencji staram się nie być taka jak ona. Nie naciskam, nie oblepiam. A przynajmniej tak mi się wydaje. W każdym razie nie wydzwaniam z byle pierdołą. A Mloda ma się dobrze i jak powiedziała docenia to, że szanujemy jej odrębność, samodzielność. Przynajmniej tak mówi. Bo za każdym razem martwię się o nią, z tyłu głowy gdzieś szukam drugiego dna, wyszukuję mozliwe problemy itp. Na pewno wiem, że byłoby mi lżej gdyby ona mieszkała z chłopakiem, wiedziałabym, że jest ich dwoje, że ma wsparcie, nie jest sama. A tak cały czas się boję, że ona tam sama... Cały czas obiecuję sobie, że w końcu umówię się z nią na babski czas, ale nic z tego nie wychodzi. Moje talony z Dnia Matki na wspólny czas wciąż jeszcze nie są zrealizowane...

SzM. Czasem mam wrażenie, że żyjemy obok siebie, potrafimy milczeć razem przez całe popołudnie przeglądając newsy w komórce (to ja) albo grając w jakieś kuleczki (to SzM) przy włączonym TV, a w większości przecież oglądamy każde coś innego. Albo każde ogląda swoje. SzM w tzw. dużym pokoju, ja w sypialni. Potem SzM zasypia przy tv, a ja śpię na ogromnym łożu sama. I generalnie to burczę mu do ucha że tak być nie powinno, ale przyznam się szczerze, że wolę spać sama, mam luz, przestrzeń i nikt mi nie chrapie, no chyba że ja sama 😉😁. 

Ja. Caly czas nabijam razem z SzM kilometry na rowerach, serwujemy sobie różnej długości wypadowe. W weekend dłużej, w środku tygodnia krócej. No i, tadammm! Drugi tydzień biegam, tzn. usiłuję wrócić do regularnych treningow. Bieganie daje mi całe mnóstwo pozytywnych emocji, znajomości, no i kształtuje mi sylwetkę, a mam co nieco do zgubienia, bo szeptem i na ucho przyznam się, że przy wzroście 170cm ważę aż 84kg. To mój życiowy rekord, nie licząc ciąży. Ale napracowałam się mocno na taki wynik. Ileż ja tabliczek czekolady z orzechami i innych słodkości wchłonęłam... Marzę póki co by mieć z przodu siódemkę. A dziś zrobiłam sobie paznokcie. Pierwszy raz od ogłoszenia pandemii. W tak zwanym pandemicznym międzyczasie zapuściłam włosy diametralnie zmieniając fryzurę, z króciutkiego prawie chłopaka na długość do spięcia w koczek na czubku, bez grzywki. Nie mam pomysłu co dalej, a ściąć mi szkoda więc póki co niech rosną. W zeszłym tygodniu zaliczyłam pierwsze pandemiczne babskie spotkanie z kumpelkami ze studiów (a spotykałyśmy się zwykle regularnie, średnio co 1-2 miesiące), a w tym tygodniu czeka mnie kolejne babskie, ale z inną ekipą, też przedtem widywaną regularnie. 

Filmowo. Od powrotu z wczasów to chyba nic istotnego nie widzialam, bo nie pamiętam, a ostatnio... Jeden odcinek Archiwisty, ale coś nie pyklo, taki zagrany mi się wydał. Przez tą główna bohaterkę, której danych nie pamiętam. Rojst sezon 1. Bardzo mi się podoba. Zwłaszcza fakt, że ma dobry dźwięk, polska muzykę i nie opatrzoną obsadę. Ponadto uwielbiam głos i sposób wypowiadania Marka Seweryna. W drugim sezonie trochę mi bruździ obecność Różdżki, ale może da radę 😉😁


I tak to się u mnie toczy... 

A jak tam u Was? 


środa, 23 czerwca 2021

70 / 2021

Jesteśmy już wywczasowani i niejako wprzęgnięci w zwyczajne życie. Podsumowując, mogę powiedzieć, że było ok, ale bez fajerwerków. Miejsce fajne, ale... No wiem, maruda ze mnie, ale chyba jestem już na tym etapie, że chce mi się poziomu porównywalnego do tego co mam na co dzień. Już od jakiegoś czasu tli mi się w głowie myśl, że skoro jadę na wakacje i za pobyt płacę jakieś większe pieniądze to powinnam mieć lepiej, a nie gorzej 😁. Biorę oczywiście pod uwagę warunki bytowe, a nie okoliczności przyrody. Zazwyczaj rozbija się wszystko o łazienkę. Tym razem też. Było czyściutko, bez zarzutu w tym temacie, serio, ale technicznie... kabina zdecydowanie mała, nie wiem czy nie 70 cm, prysznic niby ok, ale to nie to, no i jak to w) wa - bojler na wodę czyli jakiś tam limit ciepłej wody narzucony. 10 lat temu pewnie by mi to nie przeszkadzało, ale teraz przeszkadza. Serio. Brakowało mi towarzystwa innych ludzi, takich śmichów, chichow i niespodziewajek. No ileż można tylko we dwoje 😉 Ok, ponarzekałam. Teraz plusy. Odległości między domkami były sensowne, nie pukaliśmy sobie w okna. Już pisałam, że było czysto. Tym razem pobyt był bez jedzenia i to był strzał w 10. Śniadanie zjedliśmy w domku i potem wyruszaliśmy na wycieczki rowerowe, pokonując ok. 60-70 km. W drodze zjadaliśmy obiad, potem gdzieś kawa, lody, gofry itp. Powrót do domu. Oporządzić się, potem spacer na zachód słońca i wio z powrotem do domu 😁

O ile początkowo nie umiałam przyzwyczaić się do tego, że wokół tylko seniorzy, albo rodzice z dziećmi w wieku do lat 5, o tyle pod koniec naszego pobytu już doszłam do tego że tak lepiej, gdy na Wybrzeże zjechała się tlumnie reszta świata.

Dziś Dzień Ojca

Ilekroć słucham, czytam tzw. listy pochwalne i opowieści dziwnej treści na temat rodziców, ojca, matki, tylekroć zazdroszczę w głębi duszy i myślę sobie, że albo opowiadacz ubarwia i koloryzuje, albo ja mam rodziców jakich mam, po prostu. Bo myślę i myślę, a tu nic, nie żeby jakaś patola, o nie. Ale jakoś nigdy nie podpisałabym się pod stwierdzeniem, że np. Ojciec uczył mnie wiary w siebie, a matka zawsze była wsparciem i opoką. Ona może i pewnie była, ale przez to jaka zrobiła się potem to ja chyba o tym zapomniałam... Nikt mi nigdy nie mówił otwartym tekstem, że jest ze mnie dumny, że jestem mądra, że dam radę, że wierzy we mnie. Ojciec jakoś tak zawsze podchodził do nas bez wiary, bez doceniania. To, że my dzieci, o czymś mu mówiliśmy, zalecaliśmy, to nie było istotne. Ale wystarczyło by to samo padło od obcej osoby, o to na pewno tak ma być, bo mądrzy ludzie mu tak powiedzieli. I taki też model wyniosłam z domu, niestety. Dużo by mozna jeszcze pisać... 

Oczy mi się zamykają. 




niedziela, 13 czerwca 2021

69 / 2021

 


Półmetek wczasowy... 

Żeby nie było zbyt pięknie to pogoda się dziś popsuła. Zimno i  pada deszcz. Wieje bardzo mocno, morze wzburzone, plaża zmniejszona, i tak to. Mamy na jutro plany rowerowe, ale wiele zależy od pogody. Teraz też chyba deszcz pada, a wiatr wieje tak mocno, że z drzew lecą szyszki i co chwilę któraś wali w dach. Dodatkowe atrakcje dla miastowych wczasowiczów 😉



czwartek, 10 czerwca 2021

68 / 2021

To nasz pierwszy urlop czerwcowy, przedsezonowy. Cisza, spokój, sporo rzeczy/atrakcji jeszcze nie jest czynnych, a część jest już właśnie w tzw. blokach startowych. Na ulicach widoczni przede wszystkim ludzie starsi. Potem trochę młodych z dziećmi w wieku przedszkolnym. Są też dziadkowie z wnukami. No i taki target jak my. Około 50, raczej +, bez dzieci, często z rowerami :) Kompletnie za to nie ma młodzieży. Początkowo brakowało mi tego, wydawało mi się, że ten brak jest deficytem, że nie ma spójności bo co to za wakacje bez mlodosci. Ale złapałam się na tym, że mimo to jest ok, bo jest spokojnie, cicho, nie ma wrzasku, przekleństw, głośnej muzyki, tłoku, kolejek, problemu z wolnym stolikiem, ławką, itp. Naprawdę jest ok. 

Mamy opłacony swój mały domek, ale nie mamy wykupionego jedzenia. Zdecydowalismy, że tak będzie nam wygodniej, bo nic nas nie trzyma, nie musimy wracać "na godzinę", jemy co chcemy. 

A pogodę mamy lux. Oby tak dalej.

Przyjazd był w sobotę w południe i potem zrobiliśmy sobie luz do wieczora. W niedzielę już była wycieczka rowerowa na zachód tj. 60 km; w poniedziałek pojechaliśmy rowerami na wschód tj. 80 km; środa była spacerowa, tj. 10 km w nogach; a dziś lajcik rowerowy, posnuliśmy się trochę po okolicy, a potem zaliczyliśmy plażowanie, nakręcone w sumie chyba 30km. 😊 

W końcu doczekałam tego, że rowerkiem w las, do zejścia na plażę, i potem plaża, rowerki, ręczniki, morze i my 😁😉


😁😉🚴‍♀️🚴


sobota, 5 czerwca 2021

67 / 2021

Cytując klasyka: nadejszła wiekopomna chwila. 

Urlopuję. 

Pozdrawiam serdecznie 😁






poniedziałek, 31 maja 2021

66 / 2021

W tym tygodniu, który właśnie minął, zdałam sobie sprawę, że z powodow różnych i niezależnych ode mnie, termin mojego urlopu teraz po przesiadce pracowej, jest z lekka nietrafiony. Okazuje się, że dość ważne, żeby nie powiedzieć bardzo ważne, czynności będzie musiała zrobić za mnie Dyrekcja. Nie czuję się z tym komfortowo, ale jakby nie mam możliwości by to obejść. Do tego nieroztropnie puściłam teraz na urlop jedna taką, którą było nie było muszę trochę zastąpić, co zajmuje trochę czasu, bo papier jak wiadomo sam się nie zrobi. Ponieważ źle mi z tym że Dyr zostanie z moimi sprawami to usiłuję ją trochę odciążyć i przygotować papiery na zapas w tych tematach, no a czasu mi niestety nie przybywa. Czułam, że nie dam rady czasowo. I tak w piątek przesiedziałam za biurkiem do 22, w sobotę po południu też kilka godzin do 22. W niedzielę też miałam taki zamiar, ale odpuściłam, dla higieny psychicznej. A pogoda była taka, że od 16 mnie zmulilo i zasnelam. Obudziłam się o 22 i oczywiście teraz mam problem z zaśnięciem. Przepracowałam już w głowie kilka pracowych rzeczy, spisałam, by nie uciekło. Pobuszowałam na FB, przejrzałam zaprzyjaźnione blogi, wzięłam się za swoją własną notkę i w końcu zaczęłam ziewać. Może uda mi się w końcu zasnąć... 



A na Boże Ciało zaprosiłam dzieciaki na obiad i kawę z ciachem. Mam u nich do wybrania talon na wspólny czas, ale kurcze, chyba nie dam rady przed wyjazdem. Ale cieszę się, że się z nimi zobaczymy. 

Przyszło mi spontanicznie do głowy, że moglibyśmy zaprosić też Dziadków, ale sama siebie zaraz  upomniałam, że chyba nie byłby to trafiony pomysł. Im Dziadkom pewnie by było miło, ale nam niekoniecznie. Tesciowa zapewne odpuściłaby samą wizytę licząc na to, że podrzucimy im jedzenie do domu (a to przecież o towarzystwo chodzi, a nie o catering), a Matencja obawiam się, że wykorzystałaby obecność nas by móc dowalać i jeździć po Tatencjuszu ile wlezie... 

Tak więc pełnej integracji nie będzie, bo to nasz czas i bardzo chcę by było miło i przyjemnie. Tylko muszę ustawić SzM w tym kierunku. 😉


piątek, 28 maja 2021

65 / 2021

Kawał czasu minął, a ja wciąż mogę ich oglądać. Po kolei, na wyrywki, cięgiem jeden po drugim, albo incydentalnie raz na jakiś czas. A teraz zafundowali nam sentymentalny powrót do przeszłości 😁

Przyjaciele ❤️

Gdyby ktoś chciał obejrzeć to wrzucam link, trzeba tylko przejść weryfikację przeciw automatom. 


niedziela, 23 maja 2021

64 / 2021

Homeoffice mojego SzM mnie kiedyś wykończy... 😁 

Ciekawe czy któryś z badaczy pracy zdalnej wpadł na to, że takiemu zdalnemu pracownikowi włącza się, chyba jako skutek uboczny deficytu ruchu, popracowe ADHD. A to przekłada się na relacje rodzinne. Ja wracam z pracy i z miłą chęcią grzałabym doopką kanapę, a on/SzM pyta co robimy, gdzie jedziemy...? Masakra, mówię Wam. No a w weekend to już nie ma zmiłuj się. Zwykle mi się podoba, nie narzekam, bo ile w domu można siedzieć, ale przychodzi taki dzień gdy ma się dość. 

I tak wczoraj była wycieczka plenerowa, samochodowa, bo daleko. I było słońce, deszcz i cudna tęcza, a po powrocie do domu opad gradu, ale tak, że wyglądało jakby śnieg spadł, bo zabielila się okolica. A dziś lokalna wycieczka rowerowa z deszczem, który nas zmoczył i to bardzo. Zawsze wożę sakiewkę z tzw. przydasiami, a dziś jej zapomniałam i nie chciało mi się już wracać po nią do domu. Zawsze wożę, ale nie dziś gdy przyszedł czas, że jeden przydaś by się przydał 😁

A jutro cóż, do pracy rodacy... 

A na Dzień Mamy zażyczyłam sobie od dzieci "czasu" zamiast tradycyjnego kwiatka czy upominka. O ile z Małą spodziewam się, że będzie ok. O tyle przy spotkaniu z Młodym obiecuję sobie pilnować się by nie rozliczać tudzież nie podejmować trudnych tematów, bo celem jest przecież by było miło. 😁



czwartek, 20 maja 2021

63/2021

Mała skorygowała mnie nieco... , ma nie tyle myśli samobójcze i zamiary pt. coś sobie zrobię, tylko nawiedzają ją takie impulsy pt. a może skoczyć z balkonu, a może ciachnąć się nożem, co by to było, jakby to było. Szczerze powiem, rozumiem. Też mi się zdarzyło tak mieć. Czasem miałam takie różne złe myśli, że się ich po prostu bałam i byłam w szoku skąd mi się takie impulsy biorą. Dawno to było, ale było. Teraz Mała zabrała się za nowe tematy; intuicja, przeczucia, karty tarot, metafizyka, ziołolecznictwo itp. Myślę, że to dobry objaw, że coś robi, chce, ma zainteresowania, poszerza je, że robi cokolwiek, a nie stoi biernie w miejscu. 

Seniorzy moi doprowadzają mnie do... Nawet nie wiem jak to nazwać... Cóż... Najpierw zaliczyłam wielkie sprzątanie u Matencji i Tatencjusza. Okna, podłogi, dywany, lampy i cała reszta. Postawiłam ich przed faktem dokonanym, bo pewnie w tym życiu nie doczekałabym się z ich strony prostego komunikatu pt. przyjedź i pomóż. Namachałam się i to sporo, a jest gdzie się rozwijać, bo oni mają do sprzątania ponad 80 metrów, a wszystko to machnęłam w jedno popołudnie. No... , a potem za kilka dni Seniorzy zdecydowali się przemeblowywać jeden ze swoich pokoi. Umówili się z Młodym i Rodzeństwem, bo niestety sami już nie dadzą rady. No nie byłam z tego powodu szczęśliwa. Wrrr... Pojechałam jednak pomóc ogarnąć ten krajobraz po bitwie no i przyszło mi uczestniczyć w tym przemeblowywaniu. Matencja na wszystko musi mieć baczenie, rwie się do pomagania, przesuwania, dźwigania, nikogo nie słucha (przypomnę tylko, że ma problem z kręgosłupem i ledwo co chodzi) bo przecież my przesadzamy a ona wie lepiej. Tatencjusz wymusza robotę wg swoich wskazówek, niekoniecznie sensownych. Ponadto Matencja wykorzystując naszą obecność dowala Tatencjuszowi na każdym kroku ile tylko może. Słowem masakra, wszyscy mają dosyć ich obojga razem i każdego z osobna, przy czym Matencji zdecydowanie bardziej. Ja usiłuję zgarnąć ich do kuchni, a ekipa niech sobie robi w pokoju wedle swego uznania. Nie jest to proste zadanie. Matko i Córko, to jedno popołudnie skróciło moje życie przynajmniej o tydzień. Podminowani byli wszyscy. Powiem szczerze, że z 10 albo i więcej lat temu, nie przypuszczałabym, że dojdzie do tego, że z pełną świadomością powiem, że zachowanie Matencji jest gorsze i bardziej wkurzające niż Tatencjusza. Jest tak strasznie męcząca, wkurzająca tą swoją nadgorliwoscią, złością kierowaną do Tatencjusza, ogólnym manipulowaniem, wiecznymi tajemnicami... A moja frustracja sięga zenitu, bo co ze mnie za wyrodna córka, skoro tak myślę. I jak bardzo muszę się pilnować by nie być taką samą. I jeszcze, jak to zrobić by nie wpaść z jednej skrajności w drugą...

Filmowo skończyłam serial New Amsterdam, czekam już na trzeci sezon. Zaliczam teraz kolejny, ale miniserial pt. Co kryją jej oczy. Trochę mnie wkurza, bo ciągnie się, ale intryguje nieco. 

Domowo jest ok. Nie potrafię jakoś  pogodzić się, uwierzyć w to, że mamy teraz taki fajny czas, luz. Sami we dwójkę (plus kot 😁), bez pośpiechu, napinki, w końcu bez wyczekiwania na wypłatę. Chyba już to pisałam, ale trudno, znaczy, że prawda 😁 Dzisiaj miałam pracowy dzień wolny, zaliczyłam webinarium, potem serial, potem upichcilam obiad, a potem wzięłam się za odkurzanie, bo wokoło pełno było sierści i moich włosów. Od momentu gdy zrobiły się dłuższe są też zdecydowanie bardziej widoczne 😁

Pracowo jest też ok. Nie chcę zapeszać, ale póki co wychodzi na to, że przyjęcie awansu było dobrą decyzją. Oby tak było dalej. 

A do naszego urlopu wakacjowego coraz bliżej 😉😁🚴‍♀️🌞

czwartek, 13 maja 2021

62 / 2021

Jeśli myślisz, że wszystko jest OK, to znaczy, że nie wiesz wszystkiego. 

Kiedy pytasz córki co tam, jak tam i co słychać, nie oczekujesz odpowiedzi pesymistycznie brzmiącej. A kiedy słyszysz to, co słyszysz to kolana robią Ci się miękkie a poczucie bezsilności dusi w gardle... Problemy ze zdrowiem psychicznym Młodej Małej zaczynają mnie chyba przerastać.

Kiedy się wyprowadzała (mieszka teraz wysoko w wieżowcu) przyszło mi do głowy, by z tego wysokiego piętra nie było kiedyś problemu, pt. samobójstwo. Może to i głupie, ale tak mnie naszło i poprosiłam, by obiecała mi że tak nie będzie. I właśnie mi dzisiaj powiedziała, że ta obietnicą ją trzyma. Terapeutka jej powiedziała, że dobrze, że potrafi kontrolować te emocje i myśli, ale jeśli poczuje, że przestaje to ma się kontaktować z psychiatrą. 

...

poniedziałek, 10 maja 2021

61 / 2021

Uff... Dooglądałam Winnych prawie do końca. Został mi tylko finał trzeciego sezonu, ale jeszcze go nie pokazali w TV. Polubiłam ten serial. Skojarzył mi się z serialem Dom, a ten też bardzo lubię. Niestety tylko pierwszy sezon ma odzwierciedlenie w książce. Fabuła książki bardzo mi się podobała, aczkolwiek trzeci tom chyba jeszcze raz przeczytam, bo pogubiłam się w tych postaciach, wątkach. Film od drugiego sezonu idzie kompletnie inną fabułą. Drugi trochę, a trzeci to już na maxa. Rozumiem, że scenarzysta chciał przeprowadzić widza przez te wszystkie lata, wydarzenia, istotne rzeczy, fakty... Rozumiem to, nawet fajnie to wyszło, ale nie podoba mi się to w kontekście ksiazki. Zastanawiam się czy autorce się to spodobało, czy miała coś do powiedzenia w tym temacie. Przyznaje, że mimo wszystko ogląda się z przyjemnością. Polecam szczerze.




Za to na Player obejrzałam pierwszy sezon (póki co drugiego nie ma) serialu Nieobecni. Przyznam szczerze, że jakoś wydawało mi się, że to będzie tak, że każdy odcinek będzie zamkniętą opowieścią. Nie było tak. Cały sezon dotyczy jednej sprawy. Nawet fajnie poskładane, widz sam nie wie w którą stronę iść, kto będzie tym "złym"... Niestety nie mogłam się tak dokładnie skupić, bo przeszkadzała mi... twarz głównej bohaterki. Konkretnie to wydęte usta i opadające kąciki tych ust. Kobita robi wrażenie, jakby non stop strzelała focha.



Poza tym weekend minął szybko, mile, sympatycznie. Nie zepsuła mi go nawet jalowa wczorajsza dyskusja z Matencją.

Planowany wyjazd towarzyski nie doszedł do skutku, ale nie plakalismy z tego powodu. 

Rowerowo pyklo nam dziś 70 km. Brawo my! Ale końcówkę do domu, te ostatnie kilometry to już odliczałam. Mega zmęczenie. I satysfakcja była i jeszcze jest, oczywiście. No i spieklo mnie słonko. Nogi i ramiona, bo wskoczyłam dziś w krótkie rowerowe gatki ikoszulkę z krótkim rękawem. 

Cóż, jutro a właściwie dziś do pracy, rodacy. 

Dobranoc tym, którzy jeszcze nie śpią.. 


czwartek, 6 maja 2021

60 / 2021

Zaczynam odliczanie do urlopu 😁Do tego wyjazdu, na który rok temu nie mogliśmy pojechać, bo nie dostałam zgody na urlop. Rezerwacja została przeniesiona na za rok i właśnie zbliża się ten czas.



środa, 5 maja 2021

59 / 2021

Gdyby dane mi było raz jeszcze spędzić ten czas gdy moje dzieci były małe byłabym chyba zupełnie inną mamą. Zdecydowanie bardziej angażowałabym dzieci w kuchni, bo łączy się to że spędzaniem wspólnego czasu. A u nas kuchnia mała, że tak powiem jednoosobowa, więc warunki do pracy zespołowej średnie. A poza tym jakoś tak miałam wowczas, że szybko, szybko i rach, ciach czyli zdecydowanie szybciej samej zrobić. A to błąd był. Zresztą nie tylko o kuchnię mi chodzi. Remonty, malowanie, porządki... "Sprzedawaliśmy" dzieci do moich rodziców, żeby nie przeszkadzały. A trzeba było dać robotę do ręki. Zaangażować. 

Polak Mądry po czasie 😉😁

Uderzyło mnie kiedyś w rozmowie z Małą, i dało do myślenia to, że każdą sytuację każdy jej uczestnik inaczej odbiera i zapamiętuje. Coś-tam mnie się jawiło bardzo pozytywnie, ciepło i rodzinnie, a od Młodej się dowiedziałam, że "no ale no co Tyyy, przecież to nie tak było..." I wyszło na to, że się starałam, spinałam myśląc "ale fajnie, będą miłe wspomnienia", a tu zonk, zupełnie inny odbiór.

A jutro i pojutrze urlopuje zdrowo i do syta. Czas chyba najwyższy, bo dziś rano śniło mi się, że jest sobota i nie muszę wstawać. 😁

A w weekend szykuje nam się spotkanie towarzyskie, wyjazdowe, w te i we wte. Tęsknię za normalnością i brak mi bardzo kontaktu z ludźmi.


poniedziałek, 3 maja 2021

58 / 2021

Naprawdę dobrze mi się czytało i jeszcze czyta, bo kończę trzeci tom. Stulecie Winnych. Bardzo odpowiada mi narracja, przejścia w czasie i powroty. Intrygują mnie nawiązania do spraw, osób i wydarzeń realnych. I z prawdziwą przyjemnością oglądam wersję filmową. Porównuję film z książką, podziwiam chwyty i sposoby scenopisarzy by powiązać zdarzenia. Dodatkowym atutem dla mnie prywatnie jest obsada. Filmy nawet oglądaliśmy wspólnie z SzM. Kończymy pierwszy sezon. 😁



niedziela, 2 maja 2021

57 / 2021

Wpis córki :) 

Sprawę Tatencjusza aparatu słuchowego udało mi się doprowadzić do końca. Byłam bardzo dumna, niestety, jak się okazało, uparty Tatencjusz nie używa regularnie i stale, bo nie. Tylko on zna powód. Ręce mi opadły. 

Matencja ma problemy zdrowotne. Kręgosłup, ból, problem z chodzeniem. Sto lat temu była badana i podobno kręgosłup kwalifikuje się tylko do operacji, bo tak bardzo jest rozsypany. To było dawno, wtedy jeszcze gdy była wyprostowana. Teraz ma problem z zachowaniem prostej sylwetki i nasilający się wędrujący silny ból, który uniemożliwia chodzenie. Mam cichą nadzieję, że stan służby zdrowia idzie ku lepszemu, bo przez ten rok nie było sensu wyściubiać nosa z domu i pchać się na własną prośbę do ośrodków służby zdrowia, ale myślę, że czas najwyższy zabrać się za ponowne diagnozowanie Matencji. Czyli poszukiwany ortopeda traumatolog. I okulista też, bo oczy też trzeba przebadać i sprawdzić. Potem oczywiście dowiem się za jakiś czas, że oni, ci lekarze to tak w zasadzie nic jej nie pomogli, nie znali się itp. Chyba jeszcze się nie zdarzyło by była zadowolona... Skrzydła opadają w takim momencie. Ale cóż, mówi się trudno. 

Właśnie sobie uzmysłowiłam, że jutro jeszcze jest wolne, swieto... Och, jak miło 😁

Wpis matki :) 

Mała już po odwiedzinach u nas. Było miło, sympatycznie, smacznie i filmowo. Brakło mi pogaduchow, takich babskich, od serca. Nawet proponowałam wspólne spanie 😁 Ale cóż, nie można mieć wszystkiego. A Młoda/Mała wciąż jeszcze przeżywa rozstanie z Kawalerem, nie chciałam naciskać, ale tak wywnioskowałam. Aczkolwiek pojawiło się nowe imię w opowieściach... Relacje społeczne się rozwijają. 

Nie byłabym sobą gdybym w głębi siebie nie analizowała, nie rozkładała na czynniki pierwsze praktycznie wszystkiego... Wyrzucam sobie, że moje podejście do dzieci odniosło odwrotny skutek od zamierzonego. Zawsze powtarzałam, że nie chcę obciążać starszego brata (Młodego) opieką nad młodszą siostrą (Małą), bo Mała to jest nasze dziecko, a nie jego. Nie wiem czy sama przypadkiem nie doprowadziłam do tego, że między nimi nie ma żadnej więzi. Kompletnie się nie dogadują, nie kontaktują. Bardzo mnie to uwiera. Kiedy tak patrzę z boku to widzę jak bardzo są inni, różni. 

Czasem myślę, że nasze relacje z Młodym to jedna wielka porażka. Młody jest specyficzny, nie ukrywam. Będę okrutna. Nie mówi prawdy (boi się słów krytyki?), koloryzuje i ubarwia (żeby było lepiej?), nie dotrzymuje słowa, terminu, obietnicy, na wszystko ma czas i wygląda na to, że niczym się nie przejmuje. 


Wpis teściowej :) :) :) 

Nie chcę być złośliwa, ale ewidentnie wszystko się nasiliło (koloryzowania, oszukiwanie, niedotrzymywanie słów, terminów) od momentu gdy związał się z Panną. Przy Pannie wszystko się nasiliło, bo pewnie nie chciał nas wtajemniczać w skomplikowane sytuacje życiowe i finansowe Panny, albo przejął dewizy życiowe Panny i jej rodziców. Bo sam odpuszcza drobne sprawy, w stu procentach zależne od niego. I ewidentnie unika z nami spotkań bez Panny. Jakby się bał, że będziemy dopytywać, wyjaśniać, że dowiemy się jak bardzo głęboko jest w tej czarnej doopie z Panną. 

Z boku, z zewnątrz gdy na niego, na nich patrzę to wszystko wygląda ładnie, pięknie, dopiero w środku wychodzą te zakalce. Wygadani oczytani, kulturalni, mili... Ale gdybym ja miała wybierać to Młody nie zostałby moim kolegą, a Panna na pewno nie przeszłaby mojego castingu na Pannę Młodego. Boję się, że zginą oboje. On kompletnie nie pozbierany, a ona leżąca i pachnąca, wiecznie zmęczona, z niechcianym bagażem (w postaci rodziców do utrzymania w przyszlosci) na karku. Nie pomagamy im finansowo, nie wspieramy, wychodzimy z założenia, że muszą sami dać sobie radę, ale nie stanowimy też dla nich obciążenia. Młodzi mieli zbierać na wesele. Zarzekali się, że uzbierają. Rodzice Panny są w wiecznych tarapatach finansowych, które pandemia tylko wzmocniła (z pracą krucho, a rachunki trzeba płacić). Panna jedynaczka, jak się ostatnio okazało, z komornikiem na pensji, bo spłaca długi rodziców. Czyli na życie z Mlodym z jej pensji wpływa tylko minimalna. Szaleć nie ma za co. Do tego pożyczyli Rodzicom Panny (przypuszczam że na wieczne nieoddanie) kilka tysięcy, pewnie te które u składali na wesele. Jest mi bardzo ciężko się pogodzić z taką sytuacją. Wiem, że w przyszłości będą mieć tych rodziców na karku (bo nie mają własnego kąta, tylko wynajmowany) i na garnuszku (bo niby skąd emerytura, a nawet jeśli to jaka...), a póki co sami nie mają własnego tylko wynajmowany dach nad głową. Przychyliłabym im nieba, pomogła w każdy sposób, ale im, Młodym. Tylko Młodym. 

Ostatnio znowu Młodzi zastanawiali się czy nie przekładać znowu terminu ślubu o rok i co my na to, co możemy im doradzić. Ich dzień, wydarzenie, decyzja, to co my możemy doradzać. Jak zrobią, ustalą, tak będzie. Ostatecznie stanęło na tym, że chcą cywilny, pójdą załatwiać formalności cywilne, a odwołają zaklepany termin w kościele, bo... nie pasują im nauki przedślubne 😁Ręce mi opadły. Nawet skomentowałam do SzM, serio, że przecież i tak mieszkają razem to po co im w ogóle ten ślub. Chyba gdzieś skrycie w głębi duszy myślę sobie, że może Młodemu jednak odczepi się ten wagonik... 


To szczera prawda, że małe dzieci, mały kłopot...



😉




sobota, 1 maja 2021

56 / 2021

Pogoda skutecznie odwiodła nas od sobotnio-niedzielnych planów wycieczkowych. Stęskniona mama na odwiedziny najlepszej z córek przygotowała własnoręcznie upieczony chleb, sernik na zimno z owocami, masło ubijane osobiście, które wyszło zamiast bitej śmietany do sernika na zimno 😁. Stęskniony tatuś zaserwował spec-danie azjatyckie, które niestety nie wpisało się w nasze damskie podniebienia, ale liczy się chęć 😁 Ponadto przy zakupach mamusia zakupiła owocowe frykasy: avocado, melon, ananas, borówki i maliny.  Pęd zakupowy z okazji weekendu kazał nam w piątek po pracy przekroczyć próg sklepu i tak to się skończyło. A teraz całkiem niedawno ukulalam na szybko ciasto drożdżowe, z którego miała być chałka, ale w ostatniej chwili uznałam, że lepsze będą bułeczki. Tak, oswajam się z Lidlomixem 😉😁



wtorek, 27 kwietnia 2021

55 / 2021

Uczucia mieszane...

Mała ma wolny weekend, będą odwiedzinki 😁 Wolny weekend to u niej rzadkość, bo wciąż studiuje. Zdalnie, bo zdalnie, ale czas zajęty jest. Zatem ściąga dziecko do nas do domu w sobotę i wraca do siebie w ndz. Cieszę się bardzo, bo stęskniłam się za nią. I cieszę się, że to jest jej inicjatywa.

Ale... Miało być tak: Sobota - wycieczka plenerowa w jakieś gorki. Niedziela - odpoczynek, spacer. Leniwy relaks znaczy. Poniedziałek - wypad rowerowy. Tak miało być, ale... w góry jej nie wyciągniemy, bo nie lubi, na rowerze nie pojedzie, bo nie ma. Zostaje relaks. 

No i to właśnie są uczucia mieszane.

😁😉

poniedziałek, 26 kwietnia 2021

54 / 2021

Od tygodnia biegam. Aż się boję pisać, żeby nie zapeszyć... Jeden tydzień regularnego (3 razy w tygodniu) biegania za mną. Dziś była inauguracja drugiego. Cóż, ciapek ze mnie, ale jakkolwiek by nie patrzeć dumna jestem i mam satysfakcję, że w ogóle wyszłam z domu 😁 A czas ku temu był najwyższy, bo nie było i nie jest wesoło. Po pierwsze w stosunku do rok temu, a nawet dwóch lat, to jest mnie niestety 10 kilogramów więcej. Szybkość, gibkość, sprężystość i zwinność uciekły, cóż, te rzeczy niestety stają mi się coraz bardziej obce i dalekie. I sama nie wiem z czego to wynika, bo mimo że nie biegałam to jednak rower i całkiem dużo dreptania zapewniały mi spora dawkę aktywności fizycznej. Tak mi się wydawało. Ale... uczucie ciężkości, sztywności, mięśni i stawów; z samego rana takie drewniane stopy, nogi, kręgosłup; po dłuższym siedzeniu na kanapie muszę się po prostu rozhulać by przejść z trybu spoczynkowego w aktywny 😁 Trochę mnie to zaczęło martwić, czy to coś czym trzeba się zainteresować i martwić czy też tzw. zmiany stosowne do wieku 😉 no i dlatego też mam już w garści skierowanie do laboru na podstawowe badania mojego przeglądu technicznego 😁

Po pierwszych treningach wcale lepiej się nie poczułam, wręcz gorzej, ale zaciskam zęby. To minie. Denerwuje mnie tylko fakt, że jak się okazuje ta moja wydolność nie jest nawet taka zła, a zdecydowanie ogranicza mnie taka bolesność, sztywność. No i wdzianko, które waży 10 kg 😁😁😁 I tak jest progres. Pierwszy trening, ten slowjogging, gdy biegłam sama, to było 5 km w "zawrotnym" tempie 8:44/km. Potem tydzień przerwy i znowu biegowy poniedziałek, tym razem w towarzystwie, znowu 5 km, ale 8:15/km, a dziś w drugim tygodniu (generalnie to chyba moje czwarte wyjście biegowe od ponad roku), dziś pykło 7 km w tempie 7:44/km. Podobno organizm pamięta. Organiźmie mój kochany, przypomnij sobie, proszę, że półtora roku temu moje tempo miało z przodu szósteczkę 😉

I tak to. Tyci, tyci biegania, a tyyyyle pisania 😁😁😁😉


piątek, 23 kwietnia 2021

53 / 2021

 Piątek, piąteczek, piątunio... 😁😁😁




niedziela, 18 kwietnia 2021

52 / 2021

Wczoraj... 

... barowa pogoda zmogła mnie na maxa. Do południa ogarnęłam mieszkanie. Niby nie było dużo do ogarniania, ale z ręką na sercu powiem, że chyba przez dwa tygodnie nie kiwnęłam palcem. Faktem jest, że odkurzacze poszły w ruch, obydwa, bo samobieżny krążownik niestety nie poradził sobie z jednym jedynym dywanem. Dywan jest już stary, sfilcowany, kupiony był dla uspokojenia marudnych babć, dla których brak dywanu był dotkliwy, dziś w zasadzie chętnie bym się go pozbyła, ale świetnie się sprawdza w roli drapaka dla Kotki 😁 No więc starłam kurze, krążownik ogarnął co umiał, ja odkurzyłam dywan, przetarłam podłogi na mokro, puściłam pranie, zrobiłam obiad, powiesiłam pranie, zjadłam deser, wypiłam kawę, poszłam się dokształcać i... zasnęłam. A było po 15.00 i spałam tak do 19.00 z przerwą drobną do 21.30 i potem do rana. Wyspałam się już chyba na zapas, bo teraz spać mi się nie chce wcale. Jak wezmę do ręki książkę z interpretacją ustawy to na pewno szybko zasnę. Tak to działa moje samodoszkalanie się 😁

A dzisiaj...

Z rana szybki lidlomixowy delikatnie zmodyfikowany deser pt. sernik na zimno i potem SzM wyciągnął mnie na wycieczkę do Krakowa. Było miło. Planowaliśmy kiedyś pojechać tam na dłużej z rowerami na bagażniku i zwiedzać na rowerach. Dziś doszliśmy do wniosku, że byłby to błąd. Dzisiejsza pogoda była raczej średnia, a już rowerzystów mnóstwo... Kraków nie był tłoczny jak zwykle, nie był też pusty. Niestety nie można wejść na kawę, zjeść w środku lokalu, ale spacer ulicami też jest fajny, kupiliśmy coś na wynos i zjedliśmy na ławce. Wiele osób tak robiło. Nie ma innego sposobu. Dobrze, że pogoda na to pozwoliła. 




czwartek, 15 kwietnia 2021

51 / 2021

Perłowa Rocznica była, minęła, żyje się dalej. Było miło, smacznie, kwiaty w wazonie stoją na baczność, prezent dotarł, zatem odliczamy dni do kolejnej...

Wedle moich postanowień po bieganiu w poniedziałek, powinnam była iść znowu pobiegać we środę. Niestety jeszcze w pracy ogarnęła mnie taka słabość i niemoc, że nie byłam w stanie zebrać się i pójść. Przypuszczam, że to jakieś zmiany ciśnienia, a jednocześnie zastanawiam się czy może tak właśnie czuły się dawniej panny i panie gdy dostawały "globusa"? 😉 Nie miałam siły na nic. Miałam wrażenie, że tylko ambicja nie pozwala mi na tzw. zejście do parteru. 

W pracy stopniowo ogarniam nowe, ale bardzo powoli, a jednocześnie mam oko na NowąMnie. Zadatki ma dobre, ale myślę, że około pół roku minie nim zacznie pracować tak całkiem samodzielnie. Na razie daje radę. Ja póki co ogarnęłam swoje nowe biuro, prowadzę pierwszą sprawę firmową (brzmi prawie jakbym była prawnikiem, a tu zonk!), ale to jeszcze mały kaliberek.

Chyba brak mi tematu do blogowego rozkminiania. Zatem kolorowych snów. 

U Was teraz też taka beznadziejna pogoda? A tak było ślicznie... 




wtorek, 13 kwietnia 2021

50 / 2021

A kiedy za 30 lat przyjdzie czas na rocznicę ślubu hucznej imprezy nie zorganizujemy nawet gdybyśmy chcieli, bo nie będą dozwolone; do restauracji nie pójdziemy, bo będą zamknięte; randki w kinie ani eleganckiego wyjścia do teatru nie zorganizujemy, bo będą zamknięte; wyjazdowo, sami czy też rodzinnie, też nie uczcimy, bo hotele i pensjonaty będą zamknięte, a organizacja całkiem prywatnej domowej imprezy w ogóle nie będzie wchodzić w grę, bo życie towarzyskie będzie szczątkowe i też sami tego nie będziemy chcieli. 

Gdyby ktoś 30 lat temu zapodał nam taki tekst to uznałabym, że chyba  przesadził z procentami. A dziś to przecież szczera prawda i najprawdziwsze realia.

Perłowa rocznica - 30.

Miało nie być nic, ale SzM zamówił pyszności z miejsca, o którym kilka razy wspomniałam, że chciałabym. A potem jeszcze przyszedl pan kurier z  poczty kwiatowej z ogromnym wiosennym bukietem. I jeszcze podobno jakiś prezent dla mnie jest w drodze...

Nie rzadko narzekam tu i marudzę, ale co Wam powiem to Wam powiem, ale Wam powiem; to było naprawdę fajne 30 lat 😁