Stali bywalcy :)

niedziela, 2 maja 2021

57 / 2021

Wpis córki :) 

Sprawę Tatencjusza aparatu słuchowego udało mi się doprowadzić do końca. Byłam bardzo dumna, niestety, jak się okazało, uparty Tatencjusz nie używa regularnie i stale, bo nie. Tylko on zna powód. Ręce mi opadły. 

Matencja ma problemy zdrowotne. Kręgosłup, ból, problem z chodzeniem. Sto lat temu była badana i podobno kręgosłup kwalifikuje się tylko do operacji, bo tak bardzo jest rozsypany. To było dawno, wtedy jeszcze gdy była wyprostowana. Teraz ma problem z zachowaniem prostej sylwetki i nasilający się wędrujący silny ból, który uniemożliwia chodzenie. Mam cichą nadzieję, że stan służby zdrowia idzie ku lepszemu, bo przez ten rok nie było sensu wyściubiać nosa z domu i pchać się na własną prośbę do ośrodków służby zdrowia, ale myślę, że czas najwyższy zabrać się za ponowne diagnozowanie Matencji. Czyli poszukiwany ortopeda traumatolog. I okulista też, bo oczy też trzeba przebadać i sprawdzić. Potem oczywiście dowiem się za jakiś czas, że oni, ci lekarze to tak w zasadzie nic jej nie pomogli, nie znali się itp. Chyba jeszcze się nie zdarzyło by była zadowolona... Skrzydła opadają w takim momencie. Ale cóż, mówi się trudno. 

Właśnie sobie uzmysłowiłam, że jutro jeszcze jest wolne, swieto... Och, jak miło 😁

Wpis matki :) 

Mała już po odwiedzinach u nas. Było miło, sympatycznie, smacznie i filmowo. Brakło mi pogaduchow, takich babskich, od serca. Nawet proponowałam wspólne spanie 😁 Ale cóż, nie można mieć wszystkiego. A Młoda/Mała wciąż jeszcze przeżywa rozstanie z Kawalerem, nie chciałam naciskać, ale tak wywnioskowałam. Aczkolwiek pojawiło się nowe imię w opowieściach... Relacje społeczne się rozwijają. 

Nie byłabym sobą gdybym w głębi siebie nie analizowała, nie rozkładała na czynniki pierwsze praktycznie wszystkiego... Wyrzucam sobie, że moje podejście do dzieci odniosło odwrotny skutek od zamierzonego. Zawsze powtarzałam, że nie chcę obciążać starszego brata (Młodego) opieką nad młodszą siostrą (Małą), bo Mała to jest nasze dziecko, a nie jego. Nie wiem czy sama przypadkiem nie doprowadziłam do tego, że między nimi nie ma żadnej więzi. Kompletnie się nie dogadują, nie kontaktują. Bardzo mnie to uwiera. Kiedy tak patrzę z boku to widzę jak bardzo są inni, różni. 

Czasem myślę, że nasze relacje z Młodym to jedna wielka porażka. Młody jest specyficzny, nie ukrywam. Będę okrutna. Nie mówi prawdy (boi się słów krytyki?), koloryzuje i ubarwia (żeby było lepiej?), nie dotrzymuje słowa, terminu, obietnicy, na wszystko ma czas i wygląda na to, że niczym się nie przejmuje. 


Wpis teściowej :) :) :) 

Nie chcę być złośliwa, ale ewidentnie wszystko się nasiliło (koloryzowania, oszukiwanie, niedotrzymywanie słów, terminów) od momentu gdy związał się z Panną. Przy Pannie wszystko się nasiliło, bo pewnie nie chciał nas wtajemniczać w skomplikowane sytuacje życiowe i finansowe Panny, albo przejął dewizy życiowe Panny i jej rodziców. Bo sam odpuszcza drobne sprawy, w stu procentach zależne od niego. I ewidentnie unika z nami spotkań bez Panny. Jakby się bał, że będziemy dopytywać, wyjaśniać, że dowiemy się jak bardzo głęboko jest w tej czarnej doopie z Panną. 

Z boku, z zewnątrz gdy na niego, na nich patrzę to wszystko wygląda ładnie, pięknie, dopiero w środku wychodzą te zakalce. Wygadani oczytani, kulturalni, mili... Ale gdybym ja miała wybierać to Młody nie zostałby moim kolegą, a Panna na pewno nie przeszłaby mojego castingu na Pannę Młodego. Boję się, że zginą oboje. On kompletnie nie pozbierany, a ona leżąca i pachnąca, wiecznie zmęczona, z niechcianym bagażem (w postaci rodziców do utrzymania w przyszlosci) na karku. Nie pomagamy im finansowo, nie wspieramy, wychodzimy z założenia, że muszą sami dać sobie radę, ale nie stanowimy też dla nich obciążenia. Młodzi mieli zbierać na wesele. Zarzekali się, że uzbierają. Rodzice Panny są w wiecznych tarapatach finansowych, które pandemia tylko wzmocniła (z pracą krucho, a rachunki trzeba płacić). Panna jedynaczka, jak się ostatnio okazało, z komornikiem na pensji, bo spłaca długi rodziców. Czyli na życie z Mlodym z jej pensji wpływa tylko minimalna. Szaleć nie ma za co. Do tego pożyczyli Rodzicom Panny (przypuszczam że na wieczne nieoddanie) kilka tysięcy, pewnie te które u składali na wesele. Jest mi bardzo ciężko się pogodzić z taką sytuacją. Wiem, że w przyszłości będą mieć tych rodziców na karku (bo nie mają własnego kąta, tylko wynajmowany) i na garnuszku (bo niby skąd emerytura, a nawet jeśli to jaka...), a póki co sami nie mają własnego tylko wynajmowany dach nad głową. Przychyliłabym im nieba, pomogła w każdy sposób, ale im, Młodym. Tylko Młodym. 

Ostatnio znowu Młodzi zastanawiali się czy nie przekładać znowu terminu ślubu o rok i co my na to, co możemy im doradzić. Ich dzień, wydarzenie, decyzja, to co my możemy doradzać. Jak zrobią, ustalą, tak będzie. Ostatecznie stanęło na tym, że chcą cywilny, pójdą załatwiać formalności cywilne, a odwołają zaklepany termin w kościele, bo... nie pasują im nauki przedślubne 😁Ręce mi opadły. Nawet skomentowałam do SzM, serio, że przecież i tak mieszkają razem to po co im w ogóle ten ślub. Chyba gdzieś skrycie w głębi duszy myślę sobie, że może Młodemu jednak odczepi się ten wagonik... 


To szczera prawda, że małe dzieci, mały kłopot...



😉




2 komentarze:


  1. Przyznaję, ze nie rozumiem tego, co dzieje się w służbie zdrowia - podziwiam ich pracę na oddziałach covidowych, wiem, ze tam pracują ciężko, bywa, ze ponad siły, i nie tylko lekarze, także tzw. personel pomocniczy i techniczny. Ale dlaczego lekarze rodzinni i specjaliści nie powrócili jeszcze do zwyczajnego funkcjonowania? Przecież są zaszczepieni. Wiem, ze szczepionka nie chroni w 100%, ale przy zachowaniu środków ostrożności można by było jednak robić coś więcej niż teleporady. Tak jakby wszystkie inne choroby przestały istnieć. Gabinety prywatne, stomatolodzy, prywatne lecznice funkcjonują prawie normalnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, te Twoje rozkminy😃

    OdpowiedzUsuń