Stali bywalcy :)

środa, 28 grudnia 2022

79 / 2022

Bezsilność...

Jak już pisałam wizyta Matencji i Tatencjusza u nas w Boże Narodzenie nawet nie była taka zła. Zaliczyli jedną scinę Matencji na samem starcie, a potem to było raczej spoko. Matencja byla w raczej dobrej kondycji. Pojechałam dziś do nich prosto po pracy. Byli oboje. Zaliczyli kilka zwarć, które dzielnie neutralizowalam. Jak mi się ulało zabrałam tyłek w drogę. Ale zwróciłam uwagę na to, że Matencja była dziś zdecydowanie otępiała, nie kojarzyła, zapominała, zawieszała się. Doszłam do wniosku, że dobrze by było skonsultować ją neurologicznie, bo chyba powinna brać coś na poprawę krążenia mózgowego. Bo tam już potężne zmiany się podziały. Wieczorem zadzwoniło do mnie Rodzeństwa zszokowane stanem Matencji w stosunku do dnia Wigilii. Przy nim pożarli się na maxa, o pierdółke. Przy czym Matencja zmienia fakty, konfabuluje, wyolbrzymia, nagina rzeczywistość i świecie w to wierzy. Nikt nie jest w stanie przekonać jej, że jest inaczej niż ona sama myśli. Idzie w zaparte. Tatencjusz nie ma szansy na obronę, na cokolwiek, bo ona jeździ po nim jak może, poniewiera jak psa, bo przecież on jej w życiu tyle złego zrobił, to wszystko przez niego. No i się nie dziwię, że chłop ma wysokie ciśnienie, bo ja też bym miała. Nie ma co mu tłumaczyć, że to demencja, otępienie, choroba, bo też nie mamy pewności czy on tej wiedzy nie wykorzysta w jakiejś sprzeczce, nie odgryzie się obelgą itp. I tak miotają się w tym związku, kalecząc się nawzajem  niemiłosiernie i raniąc nas, swoje dzieci. Z perspektywy czasu chyba wolałabym żeby się 40-50 lat temu rozeszli i każde poszło w swoją stronę. 

wtorek, 27 grudnia 2022

78/2022

Święta już minęły. Tyle przygotowań i już po.

W końcu jednak okno w naszej kuchni pozostało nieumyte, jeszcze z przyczepioną moskitierą. I Świat się nie zawalił.

Święta były miłe. Wigilia fajna, na luzie, bez spiny, stresu. Czasowo ogarnięte wszystko w punkt. Pomyśl z prezentowym losowaniem bardzo mi, nam wszystkim przypadł do gustu. Odpada wymyślanie na siłę. No i maraton po sklepach. Boże Narodzenie co prawda bez dzieci, ale w towarzystwie naszych seniorów. Poza okropnym początkiem (coś w stylu: uważaj jak jesz, bo się poplamisz i będę to musiała prać) chyba nie było tak źle. SzM spędził z nimi więcej czasu przy stole, bo ja działałam w kuchni. 

Drugi dzień Świąt SzM chciał wybyć gdzieś na wycieczkę, ale po pierwsze pogoda była mało wycieczkową, a po drugie mam coraz większy problem z chodzeniem. Każdym. W tej chwili boli mnie praktycznie zawsze. Mam wrażenie, że nogi bolą mnie przy każdym kroku. Zaczynam poważnie się bać co to się mi dzieje. Biodra i uda. 

Postanowienia noworoczne gotowe: znaleźć przyczynę bólu bioder i nóg, zrobić przegląd techniczny u gina i u kardiologa, zrobić przynajmniej 1 tydzień postu dr E.Dąbrowskiej. 

A filmowo świątecznie bylo: najpierw "Na noże cz. 1" dla przypomnienia, mimo że cz. 2 kompletnie się nie łączy z cz. 1, ale tak dla frajdy, bo bardzo nam się podobało, ale kompletnie nie pamiętaliśmy zakończenia. Potem "Na noże cz. 2". Jak dla mnie jedynka lepsza. I jeszcze potem już sama obejrzałam polski miniserial "Brokat". Średni, mocno średni. 



czwartek, 22 grudnia 2022

77 / 2022

Z kronikarskiego obowiązku zanotuje tu sobie, że tegoroczne Święta póki co na luzie. W zamrażarce uszka, pierogi z kapustą i ryby. W słoikach już śledzie. Ryba po grecku to kupiony gotowiec, sprawdzony, pyszny. Zostało nam zrobić pierogi ruskie (ok. 1 godziny), upiec sernik (też 1 godzina), zrobić ciasto krówkę (1 godzina), ugotować kapusty tj. z grzybami (grzyby ugotowane, zamrożone już czekają), z fasolą, ugotować barszcz i kompot z suszu. SzM będzie piekł orzechowca i robił bitki wołowe w sosie na Boże Narodzenie. Jutro też jeszcze ostatnie zakupy, sprzątanie, farbowanie moich włosów no i gites. Dziś jeszcze leniwie bez spiny, zaliczyliśmy film pt. Elvis, a do roboty od jutra.

Na Wigilii będą Młodzi i Mała. Po Wigilii pewnie wjadą do nas Tatencjusz i Matencja wracający od mojego Rodzeństwa z Wigilii. Może Rodzeństwa też się skusi, kto wie. Na Boże Narodzenie zaprosiliśmy na obiad moich rodziców, będzie też mąż Tesciowej i chyba Młodzi. Mała powiedziała, że spędza te dwa dni ze swoim Facetem. Zapraszałam oboje, ale bez spiny, na luzie. Nie chcą, ok rozumiem. Młodzi jeszcze nic nie wiedzą o obiedzie, więc nie wiem czy przyjdą.

Nas nie zapraszał nikt. 

Moje rodzeństwo owszem, zapraszało na Wigilię, ale jak powiedziałam że musielibyśmy przyjść w piątkę, bo dzieci do nas przychodzą to padło "szkoda" 😁, a potem do nas na Wigilię przyjść nie chcieli. O pozostałych dniach nikt z nas jakoś nie mówił.

SzM ma dwie siostry, które nie specjalnie z nami się trzymają. Starsza to jeszcze jako tako. Od czasu jak wzięła pod opiekę Tesciową, swoją mamę znaczy się, to widujemy się ciut częściej z okazji naszego kontaktu z Tesciową. Druga nie przejawia inicjatywy żadnej. Wyrosłam już z zapraszania do nas. Zwykle z mojej strony padało przyjedźcie kiedyś, do zobaczenia itp. ale wypleniłam to z siebie, bo w naszą stronę nikt tak nie mówił.

W pracy wariatkowo. Przyznaję się bez bicia, że w związku z tym bardzo duży wkład w nasze zaopatrzenie świąteczne ma SzM. Jakoś nie mam głowy, ani serca do tego by to rozkminiać tak jak on.

Pewnie do Świąt już tu nie zajrzę więc...

Gałązka choinki z ozdobami

Wszystkim moim blogoznajomym, czytaczom, wieloletnim i nowym, a także tym którzy trafili tu przypadkiem itd. życzę"

spokojnych i zdrowych Świąt, spędźcie je po swojemu, wedle własnych zasad, a w Nowym Roku niech na Was czekają tylko dobre rzeczy. 

To pisałam ja Anonimka 😉


niedziela, 18 grudnia 2022

76 / 2022

Coraz bliżej Święta... Wczoraj w końcu wzięłam się za chałupę. Nie żeby jakoś przewracać ją do góry nogami, no nie, ale ogarnąć po prostu. Bo - wstyd się przyznać - ale ostatnie sprzątanie odbyło się u nas dwa tygodnie temu, a potem włączyła mi się opcja lenia i tyle. No to się zabrałam, przy okazji machajac okna, w których jeszcze przyrzepowane były moskitiery. Szczerze mówiąc padałam na nos, ale skończyłam. Wczoraj czułam się jak Matencja. Jestem nieodrodną córką swojej matki. Ledwo zylam, wszystko mnie bolało, nosem ciągnęłam po podłodze, ale musiałam skończyć. I zła na siebie za to byłam. Ale nie umiałam odpuścić. Fochnełam się nawet z SzM, który tylko powtarzał "przecież możesz skończyć jutro". No i mnie trafiło, rzuciłam mu ze raczej oczekuję większego zaangażowania i słów pomocy, pt. zostaw ja to zrobię, bo jak słyszę, że coś "się zrobi" to z góry wiem że jestem "się". Koniec końców skończyliśmy. Zostało okno w kuchni, ale udaje że nie widzę :) 

Choinka stoi, lampki mrugają, została mała sterta do prasowania i pierogi ruskie do zrobienia. Bo uszka, pierogi z kapustą, ryby już mamy po zamrażane. 

Koniec końców na Wigilii będziemy w piątkę. Może rodzice wracając od Rodzeństwa przyjadą do nas. Myślę że będzie fajnie. I tej wersji się trzymam. 


niedziela, 11 grudnia 2022

75 / 2022

Przesiadka. Nie, nie pracowa. Tym razem do ciut młodszego auta. Już odebrane. Jeśli wcześniej mówiłam, że auto (stare) spełnia moje oczekiwania i niepotrzebne mi nowsze to byłam nieświadoma komfortu jaki niesie ze sobą młodsze (zaledwie o 4 lata, ale jednak młodsze) auto. Trochę mam stracha, bo dłuższe, szersze i z tyłu mniej widać, ale dam radę. Polubiliśmy się od pierwszego razu 😁

W temacie Wigilii. Rodzice idą do rodzeństwa. Przyjęli zaproszenie bez entuzjazmu. Wiem, woleliby u nas, ale oni byli szybsi. Chcieli zaprosić również nas, ale spasowali gdy dowiedzieli się, że przyszlibyśmy w 5 osób, a nie 2 jak planowali. Nie spodobało mi się to, ale cóż robić. My podjęliśmy w międzyczasie decyzję, by oni (rodzice plus rodzeństwo z dziećmi, tj. 6 osob) przyszli na Wigilię do nas. Zapraszałam z oporami trochę, bo cały rok mają nas w nosie, a ja teraz mam im ułatwiać sprawę Świąt. W końcu zaprosiłam, ze względu na rodziców. Nie przyjęli jednak zaproszenia. Ich strata. Po Wigilii to mi się tam jeździć nie chce. A rodzice do nas przyjadą na bank, albo prosto od nich, albo na obiad w B. N. 

Dzisiejsza pogoda rozwaliła nam plany popołudniowej wycieczki z dziećmi. Jechało się masakryczne źle i SzM podjął decyzję, że jednak nie jedziemy, wracamy. Było mi żal, ale nie naciskałam. 

Przed wycieczką, z rana, machnęłam dwa farsze; do uszek i do pierogów z kapustą. Przed wycieczką, w południe, strzeliłam pierogi z kapustą (80) a po południu zamiast wycieczki zabrałam się za uszka. Wyszło mi 300. Zostały jeszcze ruskie i temat lepienia będzie zamkniety 😁 W tym roku kupiłam nam/sobie pomocnika do pracy - pierożnicę. Kształt pieroga jest zdecydowanie inny, ale jaka wydajność. Uszka mam o średnicy 2,5 cm, a pierogi 3,5 cm. Fajne to ustrojstwo. 



Filmowo

Obejrzane 3 odcinki dokumentu o H i M z królewskiej rodziny. Mam uczucia mieszane co do ich szczerych intencji. Ale pooglądać fajnie.

Narzeczony na niby - polski, lekki, łatwy, przyjemny, z dobrą obsadą, taki na odmóżdżenie się. 

Małżeństwo na punkty - takie  głupkowate, naiwne, infantylne, ale mądre.

Jeszcze przed Świętami - polski, nie potrafiłam się skupić na fabule, tak jest rozciągnięta, brak mi jakiejś akcji, energii, życia. 

poniedziałek, 5 grudnia 2022

74 / 2022

Matencja

A jednak. Pojechałam w sobotę do Matencji. Umyłam okna, posprzątałam, odkurzyłam. Poszło zdecydowanie szybciej niż ostatnio, bo wtedy robiłam generalny remanent w szafkach, żeby trochę klamotów wypuścić na wolność. Teraz szafki odpuściłam. Od 12 do 16. Ekspresowo. Nerwowo, stresowo bardzo się starałam trzymać w ryzach, ale mam niski próg wrażliwości na komentarze Matencji. Oczywiście dowiedziałam się i tak, że trzymam stronę Tatencjusza, a on sam kilka razy zebrał ochrzan i marudzenie, w zasadzie sama nie wiem za co.

Doszłam jednak do wniosku, że:

- ich wanna jest tragiczna. Najwyższy czas pomyśleć o renowacji albo nowej. Znalazłam w necie opcje pt. wanna w wannie. Bo na demontaż i zmianę na prysznic to mimo wszystko się nie piszę. Wyższe koszty, większy remont i ryzyko zawrotu głowy, zachwiania, poślizgnięcia się itp. Ostateczna decyzja i tak należy do nich.

- warto by zaprowadzić Matencję do neurologa żeby sprawdzil i zapisał leki, na rozszerzenie, lepsze jakieś ukrwienie naczyń, bo mam wrażenie, że bardzo jej się rozwinęła demencja. I depresja też. Bo bardzo jest płaczliwa. Bierze 3 x dziennie Pramolan na wyciszenie, bierze to od lat, ostatnio zwiększone z 2x na 3x. Ale czasem mam wrażenie, że jakby przytyka się jej naczynko i ma problem ze zrozumieniem prostych rzeczy. Więc to myślę trzeba w miarę szybko ogarnąć. Tylko żeby chciała iść.... Bo ortopedę przecież odpuściła. Kręgosłup boli na maxa, chodzi coraz bardziej pochylona, nie potrafi się wyprostować bo boli. Doktor ortopeda (znajomy!) zlecił ważne badania na cito. Nie wróciła do niego bo ją źle przyjął(!) nie zbadał(?), nie pomógł w bólu, a ona przecież na operacje nie pójdzie to po co do niego wracać jak on na pewno będzie ją chciał operować. 

Święta 

Rodzeństwa zaprosiło rodziców do siebie na Wigilię. My również, ale oni byli pierwsi. Potem jeszcze nie wiedząc o tym zaprosili nas do siebie. Nas tzn. SzM i ja. Bo jak rzekłam w odpowiedzi na pytanie co robicie w Wigilię , że dzieci u nas będą to się z lekka wycofali. Potem zaprosili nas wszystkich na tak zwane "po Wigilii", ale z góry odpada, bo nikomu się nie będzie chciało ruszać do auta. Dziś SzM zaproponował żeby ich wszystkich tzn. Rodzeństwo (4 szt) i Rodzice zaprosić normalnie do nas na Wigilię. Powiedziałam, że przemyśle. Jego argumenty są ok, że rodzice mieliby święta rodzinne, my też, bez jeżdżenia, no i z głowy kolejne dwa dni, bo już nikogo nie trzeba będzie zapraszać. Ja się waham, bo skoro oni cały rok mają nas w nosie, nie odwiedzają, nie zapraszają, to dlaczego ja mam wyskakiwać przed orkiestrę. Pewnie się zgodzę i skończymy na grupowej (my 2, Młodzi 2, Mała 1, Rodzice 2, Rodzeństwo 4 = 11 osób) rodzinnej Wigilii, ale muszę to jeszcze przetrawić. Dojrzeć. 

Domowo

Czy już się chwaliłam, że planuje iść na koncert A. Ch. ? Z koleżanką, bo SzM nie był chętny. A SzM się śmieje, że mogę tej Pani A. Ch. przynieść pecha, bo przez ostatnie lata z moich zachciewajek na polskich wykonawców to gdzie nie kupiłam biletu to albo się rozchorował albo umarł. I tak to. :) 

Chyba czas wyrobić paszport, bo nie mamy a już znowu zaczęli przyjmować wnioski. No i moje koleżanki, które ostatnio leciały na biały piasek i cudne słonko, zapytały czy w przyszłym roku nie pojechałabym z nimi. Owszem, tak. Bo SzM ewidentnie nie jest zainteresowany, a ja tak. Mimo wyrzutów sumienia. 

W tym tygodniu zacznę jeździć nowym, a raczej nowszym od obecnego, autem. SzM mówi, że czas jest na wymianę bo to obecnie jezdzone młodsze nie będzie. A młodsze na pewno będą coraz droższe. No i stanęło na tym że już mam dziewięciolatka. Czekam tylko na odbiór. W pakiecie nowe: dywaniki, zimowe opony, kołpaki firmowe, akumulator, filtry, oleje, klima, plus gwarancja. Stare auto odebrane w rozliczeniu. Mam nadzieję, że to dobry interes. Się okaże. 

I znowu przepuściłam ten moment gdy chciało mi się spać i teraz mam oczy jak gwiazdy i będę się męczyć żeby zasnąć. 

A zapomniałabym... 

Filmowo czyli obejrzane

Crown - sezon 5 calutki. Jest ok. 

Władcy umysłów - fajny, intrygujący. 

Pepsi, gdzie mój samot - naiwny, rozwleczony, powtarzający sceny, bardzo średni. 

Snowman - śnieżny pył czy jakoś tak, nie lubię się bać, ale dałam radę. Takie sobie. Szału nie ma. 

Pamietnik Noel - świąteczny, ckliwy, przewidywalny. 

No i chyba koniec. 




czwartek, 1 grudnia 2022

73 / 2022

A propos ostatniej rozmowy z Małą postanowiłam zrobić delikatny psychologiczny rachunek sumienia. I tak pokrótce:

- od zawsze mam problem by podczas rozmowy patrzeć rozmówcy prosto w oczy. Zwykle patrzę na usta, albo po prostu prosto w twarz. Oczy mnie jakoś blokują;

- od zawsze w głowie liczę, cokolwiek. Przykład pierwszy z brzegu. Siadam w toalecie na muszlę, patrzę w ścianę, liczę kafelki; patrzę na kaloryfer, liczę żeberka grzejnika;

- kiedy patrzę na auta na ulicy, nigdy nie patrzę na to kto siedzi w aucie, zawsze patrzę na tablice rejestracyjne;

- kompletnie nie mam pamięci do twarzy, wszystko zlewa mi się w jedną szarą masę;

- nie ma we mnie ciekawości społecznej, nie wiem jak to nazwać. Nie mam potrzeby budowania relacji z innymi mniej mi znanymi ludźmi. Muszę samą siebie napominać by pytać, być ciekawą co tam u nich. Generalnie wystarczyłoby mi powiedzieć dzień dobry i tyle, a te zdawkowe uprzejmości to zwykła strata czasu. No chyba, że faktycznie jestem ciekawa 😉

- zanim zacznę nowy projekt, nowe zadanie, to muszę sobie najpierw ogarnąć przestrzeń wokół. Biurko, dokumenty, komputer. Nawet pokój. 

- jestem skrupulatna, kompetentna, dokładna, nierzadko aż do bólu. Przykład: edytując tekst w Wordzie, sprawdzam nawet odstępy, spacje i znaki, których nie widac. Wiem, że to zboczenie, że to chore, nic nie wnosi, czas pożera, ale mam tak zafiksowany mózg, że dopóki tego nie zrobię to się duszę;

- od dziecka mam alergię na konkretną teksturę. Tzn. gdy dotykam materiału typu np. sztuczny aksamit, velur to czuję momentalnie że przytykają mi się płuca. Uruchamia mi się taka reakcja alergiczna chyba;

- drażnią mnie krzywo zawieszone firanki, obrazki, jakieś byle jak ustawione rzeczy na półce itp. Zawsze mówię, że mam zespół dr Monka (tak, tego z serialu);

- mam coraz gorszą pamięć krótkotrwałą. Obserwuję i przeżywam, że coraz gorzej się dzieje. Za to sporo pamiętam z "tamtych lat". Ale to chyba raczej demencja mi się powoli włącza. 

- często też włącza mi się tryb notatnika. Zapisuję mnóstwo rzeczy, regularnie tworzę listy do zrobienia na wczoraj itp. Na lodówce mam np. dpis zawartości zamrażarki w podziale na szuflady. Czy ktoś mnie przebije? 😁

- niejednokrotnie zdarza się, że podczas biurowych pogaduszek robię dobrą minę do złej gry, ale kompletnie mnie te pogaduchy nie interesują i w głowie czekam kiedy się skończą i będę mogła wrócić do swojej pracy. Tak, tak. 

- zawsze miałam problem z zapamiętywaniem koleżanek i kolegów moich dzieci. Z ich zlokalizowaniem, personifikacją, co który mowił, zrobił itp. Może przez ten brak pamięci do twarzy... 

- zawsze w głowie mam mnóstwo myśli. Natłok. Ale mam bardzo duży problem z ich zwerbalizowaniem. Mam wrażenie, że SzM mnie chyba nie zna, nie potrafię rozmawiać o swoich emocjach, uczuciach, myślach. Łatwiej mi rozmawiać o nich z obcymi niż z SzM, z bliskimi. Czego się boję? Chyba wyśmiania, wykorzystania potem czegoś przeciwko mnie. 

- do momentu gdy Mała powiedziała, że po raz pierwszy widziała jak ja płaczę wydawało mi się, że twardym trzeba być, bo płaczą ludzie słabi. A po co przez płacz absorbować zainteresowanie innych. To nie tak, że wcale nie plakalam. Plakalam, owszem, ale gdy nikt nie widział. 

- od dziecka nie potrafiłam zrozumieć sytuacji gdy ktoś komuś mówi wielkie COŚ i potem drży o to by ten drugi tego nie wygadał. Logiczne jest dla mnie po prostu nie mówić. I o wiele prostsze.

- zawsze się do kogoś porównuję. Zawsze. I oczywiście zawsze jestem ta gorsza. Jestem świadoma tego, że mam bardzo niską samoocenę. Zawsze najpierw szukam błędu po swojej stronie. Nigdy w sytuacji sprawdzianu, kryzysu, nie myślę, że na pewno to jest dobrze zrobione bo robiłam to sama. Zawsze mam zagwozdkę czy aby na pewno jest ok bo to ja zrobiłam. 

- męczy mnie natłok przedmiotów, gratów, przydasiow i innych rzeczy, nieład i bałagan w otoczeniu. Mam problem w takich warunkach ze skupieniem uwagi.

- jak się na coś zafiksuję, nakręcę to nie potrafię odpuścić, najchętniej od razu tu i teraz bym to realizowała, cały czas mam myśli zajęte tym czymś.

A poza tym jest chyba że mną całkiem ok. 

Czy ten spis jest zbieżny z jakąś jednostką chorobową?

A jak Wy się odnajdujecie? 

poniedziałek, 28 listopada 2022

72 / 2022

I ani się obejrzałam a tu minął tydzień. Koniec roku, ten pracowy, dyszy mi już na karku, czuję to. Poza tym sensacji rewelacji i zawirowań pracowych brak.

SzM zestarzal mi się z lekka i w tym tygodniu świętował swoje dwie piątki na liczniku. Świętował to za duże słowo. Nie robiliśmy żadnej fety. SzM zaprosił tylko dzieci i w takim ścisłym gronie rodzinnym spędziliśmy miłe piątkowe popołudnie. Mała pojechała do domu po 21, a Młodzi jak zwykle siedzieli do późna. Bardzo się cieszę, że chcą, ale kurcze czasem to już jest trochę za długo. Wypraszać ich do domu chyba zacznę. 

Z kolei w sobotnie popołudnie mieliśmy gości, takich znajomych którzy u nas byli po raz pierwszy, a my u nich już raz byliśmy z początkiem lata. Było miło i liczę może kiedyś na ciąg dalszy. 

A niedzielnie hmm... Matencja mnie ostatnio dopytywała czy Mała już się urządziła, w tle oczywiscie wisiało niezadane pytanie kiedy ich Mała do siebie zaprosi. Idąc za ciosem zapytałam w piątek Małej, a potem pożałowałam tego pytania, ale qrcze było mi głupio przed Matencją, że wnuczka ma ich w nosie. A wnuczka nie paliła się do zapraszania ich, oj nie, no niestety. Zjeżyła się i rzuciła mi że jak będzie chciała to ich sama zaprosi. Nie wytrzymałam i odrzuciłam w rewanżu, że to nie są obcy ludzie tylko jej dziadkowie i chcieliby po ludzku zobaczyć jak się urządziła ich wnuczka. Zdenerwowała mnie takim tekstem. A potem właśnie pożałowałam tego że pytałam, bo poczułam się jak młodsza wersja Matencji, która usiłuje manipulować dziećmi. I zła na siebie byłam, na tą całą sytuację, że niby dlaczego mnie ma być wstyd za to że Mała ich jeszcze nie zaprosiła. No chora ta moja głowa jest po prostu. A Mała coś widać sobie przepracowała w głowie, bo w sobotę zapytała czy moglibyśmy ich w niedzielę do niej przywieźć, bo ich zaprosiła do siebie i jest jakiś problem z transportem. Oczywiście z tym przywożeniem to już sprawa manipulacja Matencji, bo przecież Tatencjusz autem jeździ, ale ona już tak na zapas kombinuje, bo to inne miasto to może jednak ten Tatencjusz nie trafi itp. itd. I nie ma w tym niczego złego, bo przecież możemy ich zawieźć, tylko że to wszystko ma być tak zrobione, że niby my sami proponujemy, że zawieziemy, żeby on nie wiedział że to ona kombinuje, widzi jakiś problem. No szlag jasny mnie trafia. Nic nie może być ot tak po prostu. Ale nic to. Zadzwoniłam do Matencji, powiedziałam, że będziemy po nich PO piętnastej, że zadzwonię jak będziemy wyjeżdżać z domu. 

No i wyjechaliśmy 15:15. Dzwonię i  nikt u nich nie odbiera. No to do Tatencjusza na komórkę i mówię mu, że mogą powoli schodzić na dół bo wyjeżdżamy. A on mi z lekkim wyrzutem mówi, że oni już są pod blokiem. Czułam przez skórę, że coś się będzie działo. Ja mam chyba w sobie taki super radar. Na wszelki wypadek od razu powiedziałam Tatencjuszowi, że umawiałam się po piętnastej na telefon żeby schodzili. Jak już dojechaliśmy do nich to od Matencji na dzień dobry usłyszałam, że oni zeszli na ulicę o 14.50, a ona mało nie zemdlała (bo tak ja bolą plecy, bo fakt, ma stały ból) no i zimno przecież. Na moje próby protestu się od razu dowiedziałam żebym nie przesadzała, nie robiła z niej goopka, bo ona dobrze wie co slyszala i jak się umawiała. Koniec dyskusji. %@$#!!!?&$! Nożesz...!!! Dobrze, że SzM tego nie słyszał. Więcej już by się nie umówili z nim.

I jak tak jechaliśmy w tym aucie to w głowie miałam taką galopadę myśli i najprawdziwszą ochotę wypłakania się. Żal mi było samej siebie. Ja nawet nie potrafię tego opisać. Ze jestem cała w stresie, że znowu oni między sobą się będą kłócić. Ze ona jemu będzie dogryzać. Ze on głuchy jak pień aparatu nie nosi i nie pogadasz po ludzku, bo nie słyszy. I że jak mam ich oboje blisko to jestem jak napięta struna. Czekam tylko kiedy coś się zacznie żeby gasić pożar. A z samą Matencją to nie wchodzę już w żadne dyskusje, tylko słucham. Tak jest bezpieczniej i zdrowiej dla mnie. Wykończę się przy tym psychicznie, bo jednocześnie zżera mnie wyrzut sumienia że jestem taka okropna i zżera mnie lęk i obawa, że my oboje z SzM dla naszych dzieci jesteśmy tak samo niestrawni.



niedziela, 20 listopada 2022

71 / 2022

No i weekendowania czas już na finiszu. Ten weekend spędzony z Młodymi. Wczoraj wieczorny wypad do oświetlonego cudnie parku. Hmmm... zaczęło się nerwowo, bo tak to bywa jak sto srok za ogon człowiek chce złapać, a Młody chciał tylko nie wziął pod uwagę, że każda taka sroka potrzebuje czasu...  W końcu jednak się zebraliśmy i pojechaliśmy. Było miło, fajnie i rodzinnie. Późny powrót i rozgrzewająca herbata z rumem plus szybka kolacja i ani się człowiek obejrzał i już szedł spać po północy. Ledwo żywy. 

... A o drugiej nad ranem odbieram telefon, że Matencja źle się czuje. Oczywiście nie na tyle żeby wzywać pogotowie, ale ja powinnam koniecznie przyjechać, ja czyli przysłowiową ręka która leczy. Nie było opcji by dogadać się z Matencją, dopytać co jest. Szczerze mówiąc z niepokojem obserwuję u niej symptomy demencji, albo  takich zmian po drobnych udarach, gdy jakieś tam naczynko się przytyka lekko. Matencja jest już zagubioną, niepewną Starsza Panią. Żeby nie było tak cukierkowo dodam tylko, że ta Starsza Pani zwykle wie swoje, nawet wtedy gdy pyta o coś. Jeśli odpowiedź nie spełnia jej oczekiwań to albo zaczyna przekonywać, że "to przecież nie tak", albo słyszę od niej"ale Ty nie wiesz jak to jest". Za każdym razem obiecuję sobie nie wchodzić w dyskusje, bo szkoda czasu, energii i zdrowia. Tatencjusz też nie lepszy, jego tekst "w końcu na coś trzeba umrzeć" ma być usprawiedliwieniem jego kompletnego braku troski o siebie.

A moja Mała Młoda dorosła kobieta jest już zdecydowana na kolejny wypad. Tym razem na wiosnę. Całkiem sama. Ogarnęła już konkrety pt. przelot. Tym razem bez międzylądowania, lotem bezpośrednim. Ale sam wyjazd, wyprawa, wycieczka w pojedynkę. Solo. Chcę zobaczyć to, czego nie widziała jesienią. Wiem, że jest rozsądną, mądrą istotą, ale i tak chyba umrę z niepokoju. Przeraża mnie sama świadomość odległości. Pojechałabym może z nią, ale jednak koszty mnie pokonują. Nie mówię, że tej kasy nie mam, ale nie chce wydawać jej w taki sposób. Po prostu. Choć teraz mi zakiełkowało, że może warto by zaszaleć trochę nim się zestarzeję tak na maxa. 😁😉

A dziś SzM poszedł na zimową przejażdżkę rowerową, ja zakatorzona, kaszląca odpuściłam temat i pomaszerowalam do kuchni. A potem ściągnęliśmy Młodych na obiad, potem z rozpędu kawa i ciacho, jeszcze z wczoraj. A potem w końcu Młodzi sobie poszli, zgarniając przy okazji od nas wyjatkowy prezent w postaci Lidlowego megarobota (żeby niepotrzebnie nie stał i nie kurzył się do Świąt), a my spokój, loooz, kanapa, pilot, kot... Cóż żyć nie umierać.

I tak to wieczór się kończy...


Spokojnego tygodnia Wam życzę. Sobie również 😉




poniedziałek, 14 listopada 2022

70 / 2022

Moje małe 😉 dziecko wróciło z dalekiej podróży, przyjechało zaraz na obiad, na kawę i ciacho przy jednej okazji i przede wszystkim na fotorelację i opowieści wszelkiej treści. A ja zamiast cieszyć się pełnym sercem to w głowie uprawiałam samobiczowanie, że przecież mogłabym zadzwonić po Dziadków, znaczy Matencję i Tatencjusza, by przyjechali do nas. Fakt mogłabym, oczywiście, ale spieprzyłabym to popołudnie na maxa. I musiałam sama sobie w głowie drukowanymi literami wyświetlać, że to moje dziecko wróciło i że to jest mój dzień.  Kropka.

Kiedy myślałam, że dziecko pojedzie w świat, nasyci oczy, zmysły, spełni marzenie i potem będzie sięgać po kolejne, bo ten punkt programu już ma odhaczony to byłam w błędzie. Wróciła oczarowana i już chce znowu. Tyle że teraz na własną rękę. Solo. Taki totalny privat. Życzę jej jak najlepiej, ale mam cichutką nadzieję, że może to będzie privat, ale nie solo. Albo niech ja o tym nie wiem. Będę zdrowsza. To na pewno.

Nadejszła wiekopomna chwila - sięgnęłam dziś do magicznego pudła rzeczy niepotrzebnych i opracowałam już większą część sprzedażowych ogłoszeń. A czekało to pudło chyba od roku. Tak że ten 😁 Może uda mi się wystawić to wszystko przed Świętami.

W sobotę byliśmy na sympatycznym spotkaniu u siostry SzM. Ostatni raz byliśmy tam w celach towarzyskich jeszcze przed pandemią. Sporo nas teraz było i wszyscy dawno nie widziani. Uzupełnialiśmy więc zaległości 😁

I tak długi weekend się wziął i skończył. 

piątek, 11 listopada 2022

69 / 2022

Oswoiłam w sobie myśl że MM jest na drugim krańcu świata. Najważniejsze, że ona jest zadowolona, spełniona i szczęśliwa. Spełnia swoje marzenie.

Tak myślę, że zazdroszczę Młodym że urodzili się później. Tak po prostu. Dla nich Świat stoi otworem. Zabrzmię teraz jak stara babcia/kwoka, ale pamiętam dobrze czasy gdy nie miało się paszportu w domu. Pamiętam swój pierwszy wyjazd za granicę, znaczy do Czechosłowacji, która była ciut bardziej kolorowa niż nasza szara Polska. I pamiętam swój pierwszy wyjazd do Niemiec, tych zachodnich. Pierwszy sklep na stacji benzynowej, gdzie pytaliśmy o drogę. Pełen różnych, kolorowych towarów. Pamiętam, że gdy chodziłam potem po sklepach, dużych centrach handlowych to musiałam co jakiś czas zamykać oczy, bo od nadmiaru bodźców bolała mnie głowa. Pamiętam że w sklepach nie miałam śmiałości by wejść głębiej do środka między towary, dotykać, oglądać z bliska. A jak włożyłam coś do koszyka to się bałam ze ktoś mi to ukradnie więc non stop pilnowałam, aż mnie uświadomił wujek, że póki co niezapłacone, a jak zniknie to wtedy z półki wezmę sobie kolejne. W głowie oczywiście miałam zakodowane, że jestem taką ubogą oczywiście gorszą, głupszą zakompleksioną Polką... A dzisiejsi młodzi kompletnie nie mają takich problemów. Oni są obywatelami świata. Mała pracując w swojej Fabryce w międzynarodowym zespole, gdzie rozmawia się głównie w języku angielskim w zasadzie nie miała potrzeby otrzaskiwac się z zagranicą. Bardzo jej tego zazdroszczę i bardzo jestem zadowolona i dumna, z tej właśnie sytuacji, tego stanu.

Pracowo zaliczyłam branżowe wydarzenie cykliczne, w którym tradycyjnie już musiałam grać rolę przywódcy stada i gospodarza programu. Poszło wszystko jak trzeba. Mogę sobie samej wyszeptać do ucha, że wiem, że potrafię się ładnie wypowiadać, że panuję nad uczestnikami, że lubię to. Owszem mam tremę, serce bije szybciej, ale wszystko to działa mobilizująco. Nie odcina mi prądu, nie paraliżuje. Wręcz mam wrażenie, że zagadam ich wszystkich na śmierć. No i było ok. 

Wczorajszy wieczór minął mi w miłym towarzystwie z biegową koleżanką, poznaną kilka lat temu, przeżyłyśmy trochę emocji sportowych razem. Nawet byłyśmy chyba razem na jakimś piwie czy kawie. A wczorajsze nieoczekiwane spotkanie w sklepie zapoczątkowało spontaniczny wieczorny wypad do osiedlowej knajpki. Były fajne babskie pogaduchy. Od miesiączki, przez menopauzę, ciuchy, sprawy rozwodowe, relacje z dziećmi po dyskusje o tym że jesteśmy świadome swojej wartości, że już nie idziemy na kompromis jeśli do końca nam nie pasuje, że wiemy czego chcemy i jesteśmy silne. Ona jest po rozwodzie, ma tak zwane nowe otwarcie 😁

W środę z kolei umówiłam się na pogaduchy z jedną kumpelką z mojego babskiego grona. Zagaiłam ją ostatnio sama, bo kiedyś dawno już byłyśmy na takiej kawie we dwie. A są potrzebne mi takie wyjścia, rozmowy, kontakty. Doszłam do wniosku, że nie ma co czekać, że skoro Świat nie upomina się o mnie, nie pamięta, nie pisze, nie dzwoni i nie zaprasza to trzeba samej zadbać o to, by tak zaczęło się dziać i stało się to normą. 

Dzisiejsze Święto Niepodległości postanowiliśmy spędzić z Młodymi. Pojechaliśmy razem do ładnego jesiennego parku, fajnej restauracji na dobre jedzenie, naprawdę było miło. 

Jutro idziemy z wizytą do siostry SzM. To nasze pierwsze towarzyskie proszone wyjście do nich od czasu pandemii. 

Matencja i Tatencjusz bez zmian. Samotna, zamknięta w domu bo słabo mobilna, bez życia towarzyskiego niejako na własne życzenie, z telefonem w garści, zgorzkniała, sfrustrowana, zafiksowana na nim. On uparty, zawzięty, wyizolowany, szukający byle pretekstu by wyjść z domu, no i przyznać muszę, że mimo wszystko cierpliwy, bo ja to się zawsze gdzieś tam z tyłu głowy boję że tam dojdzie do rękoczynów gdy któregoś dnia ona mu dowali tekstem, a on nie wytrzyma. W ostatni weekend co godzinę telefon bo Tatencjusz ma wysokie ciśnienie, krwotok z nosa itp. ale pogotowia nie wezwą, poczekają do poniedziałku, pójdą do lekarza POZ itd. Matencja wydzwaniała do mnie, konsultowała leki średnio co półtorej godziny przez całą sobotę. Nieco rzadziej w niedzielę. Oczywiście ani w poniedziałek, ani wtorek, środę czy też czwartek lekarza u nich nie było, bo jak powiedział Tatencjusz "nic mi już nie jest, a na coś umrzeć trzeba". 

I jak tak miło, rodzinnie nawet, płynie nam czas, gdy przychodzi wolny dzien albo weekend to taką zadrą w moim sercu jest świadomość, że ona w domu tam sama. Wiem też że nie mam po co zapodawać SzM tematu by jechać do nich choć na godzinkę, bo tak naprawdę żadne z nas nie ma na to ochoty. I wiem, że po 20 minutach wizyty będę żałowała, że nas tam ściągnęłam. Już to przerabiałam. Więc żeby nie psuć nam weekendów, jeżdżę tam w tygodniu. Sama. 

I nie chcę jeszcze myśleć o Świętach. 



czwartek, 3 listopada 2022

68 / 2022

Odcienie matczynej dumy

- gdy córka podejmuje decyzję by zrealizować swoje marzenie, przemieszcza się samodzielnie samolotem nieco ponad 12 tysięcy km, zmienia strefę czasową plus osiem godzin a Ty wiesz, że sobie poradzi, 

- gdy po spotkaniu rodzinnym dzwoni wujek i mówi Ci, że masz fantastyczne dzieci i synową, a nad Młodym to się rozpływa w zachwycie i widzisz, że słów mu po prostu brak. 

niedziela, 30 października 2022

67 / 2022

Czas pędzi jak głupi, nie rozgląda się na boki, leci szybko, bardzo. I proszę, kolejny tydzień za nami. Wizyta zagranicznej rodziny minęła szybko, ale mile. Było ok. 

Kiedyś dawno temu gdy przyjeżdżał ktoś z daleka to instalował się u Matencji i Tatencjusza. Potem Matencja spraszała wszystkich do siebie na posiadówke. Potem np. my zapraszaliśmy tych gości do siebie i Matencja z Tatencjuszem oczywiście razem z nimi do nas, bo jakoś zawsze tak wychodziło, że padało to zaproszenie. I nie ukrywam, że było to męczące, bo goście przyjeżdżali częściej. Dzieci były małe, my oboje pracujący i był taki czas gdy co tydzień mieliśmy gości. Bo jak tylko ktokolwiek zawitał w okolicy to Matencja chciała, by nas odwiedził. Z jednej strony ją rozumiem, bo chciała się córką, zięciem, wnukiem (bo mała dopiero po 7 latach od urodzin Mlodego) i jednocześnie nas pochwalić. No i oczywiście oni oboje razem z tymi gośćmi w pakiecie do nas. Nawet jeśli przyjechała tylko 1 osoba to z automatu robiła się kolacja na 6 osób plus ew. dzieci. Bezsensowne to było. Pamiętam to dokładnie. Potem trochę się ukróciło bo wyprowadziliśmy się z centrum do SypialniMiejskiej, bo zaczęło mi się już przelewać tymi spędami rodzinnymi. 

Tym razem uznałam, że stop. Zaprosiłam gości, tylko gości. Bo też nie widziałam się z Matencją bezpośrednio i tak wyszło. Od nich, od gości dowiedziałam się, że Matencja chciała przyjść też, rozważała taka opcje, radziła się czy jakoś tak, ale goście powiedzieli, że oni jej zaprosić do mnie nie mogą, bo to nie ich dom. I tyle w temacie. No i w efekcie było miło i sympatycznie, bez stresu i napinki. No i bez Matencji. 

Piątek, piąteczek, piątunio był dla mnie baaardzo ciężki, ale przeżyłam, dałam radę. A dziś całkiem mile spędzona sobota. Prozaicznie rzekłabym. Śniadanko, kawa, atomatyczna myjnia ręczna mego auta, potem porządki i odkurzacz przy tej myjni od razu, potem cmentarz i umyte groby, potem znowu myjnia ale tym razem auta SzM, potem naklejenie taśmy u mnie w aucie na zderzak, który tego wymagał i w końcu powrót do domu. To był wyczekany czas na porządki w autach. A potem w domu pizza własnoręcznie zrobiona w Lidku i upieczona w elektrycznym piecu z kamienną płytą. Pychota! Przyznaje po raz kolejny, że to były bardzo dobre zakupy, i Lidek, i piecyk. A potem, po południu domową rekreacja przed TV.

To był fajny dzień. Jutro planujemy rowery.

Czeka nas wkrótce spotkanie rodzinne. Ok. 25 osób, w tym Matencja, Tatencjusz i moje rodzeństwo z rodziną. Korci mnie by zapytać rodzeństwa wprost dlaczego nie są zainteresowani utrzymywaniem kontaktu z nami. Ale oleję to sikiem prostym lub panoramicznym, ot tak przechodząc nad tym do porządku dziennego, mając w głowie maksymę, że nic na siłę. 

Jest w moim życiu JednaTakaOna, która kiedyś twierdziła, że jest moją przyjaciółą, a potem czas pokazał że jednak nie, a potem gdy ja przestałam inicjować te kontakty to po prostu zgasły. Nawet ostatnio myślałam o niej sporo, bo trochę mi jej brakowało, ale okazało się, że od jakiegoś już czasu ma nową sąsiadkę i pewnie do niej ma po prostu bliżej 😁 Teraz miała kiepski czas (pogrzeby, problemy rodzinne itp.) i kilka razy się kontaktowała. Bo potrzebowała. Za każdym razem gdy dzwoniła witałam ją słowami, cześć co się stało. Bo że się stało to nie wątpilam, tak normalnie to do mnie nie dzwoni po prostu, ale nie skumała czaczy i nie zapytała czemu tak ją witam. No i odezwała się, znów. Oczywiście coś potrzebowała. Przykre to. Pewnie zadzwoni jeszcze kilka razy, bo trochę potrwa sfinalizowanie jej sprawy. Miałam drobną rozkminę czy pomóc czy olać tak jak ona mnie. Ale odezwał się we mnie sentyment i empatia, bo ona ma naprawdę trudną sytuację. Nie umiem być suką 😉😁

wtorek, 25 października 2022

66 / 2022

Z kronikarskiego obowiązku zanotuje, że:

Weekendowy wyjazd w górki w licznej, ale chyba ze 100 lat niewidzianej, grupie towarzyskiej już za nami. Przypuszczalam, że SzM nie będzie zachwycony i drugi raz już go nie namówię, a tu zonk, było fajnie powiedział. Pogoda zmienną jest i niestety sobotnie popołudnie było deszczowe, ognisko z kiełbaskami więc było w deszczu.

Filmowo Gang Zielonej Rękawiczki zaliczony. Obsada, gra, scenografia i zdjęcia są ok, ale trochę się ciągnie sama akcja.

Jutro babskie studenckie spotkanie. 

Pojutrze nawiedzi nas zagraniczna rodzina z wizytą.

Przed weekendowym wyjazdem się sprężyłam więc ogarnęłam tu i tam, znowu mogę działać na pół gwizdka w trybie serialowym. Dziś mnie wzięło na YouTube i przejrzałam kanały Magdy Mołek i Moniki Jaruzelskiej.

W jednym z wywiadów MJ padły pytania w stronę kobiet 50 plus; pytania, na które tak naprawdę to trudno mi odpowiedzieć. Muszę to chyba przemyśleć na spokojnie... 

1. Kim jestem? 

2. Dokąd dążę, czego chcę? 

3. O czym marzę? 

4. Jakie mam zalety? 

5. Jakie są moje słabe strony? 

6. Jak chcę być kochana? 

7. Jak ja chcę kochać? 

8. Jakie mam wartości w życiu, co jest dla mnie ważne? 

9. Czy spełniam swoje oczekiwania, czy bardziej spełniam oczekiwania innych? 

10. Czy lubię siebie samą? 

Czy ktoś z Was jest w stanie tak od ręki, od razu napisać swoje odpowiedzi na te 10 pytań? 


poniedziałek, 17 października 2022

65 / 2022

Plany sobie życie sobie. Piątkowa impreza firmowa całkiem ok. Natomiast sobota wycięta z życiorysu. Przespana. Migrenowo-kacowa chyba. Dopiero w niedzielę wróciłam do świata żywych. W tak zwanym międzyczasie, jeszcze przed piątkiem plany wyjazdowe się posypały. Zatem w ndz wybrałam najmniejsze zło z tych trzech branych pod uwagę przez SzM. Rower, góry albo grzyby. Pojechaliśmy na grzyby. Kolejny już raz zakończyliśmy sezon. Tym razem byliśmy wybredni, tj. nie zbieraliśmy wszystkiego jak leci. Na przykład maslaki zostawialiśmy dla innych :) My zbieraliśmy podgrzybki, rydze i prawdziwki. No i dwa koszyki się zebrały w 2,5 godziny, a przedreptane niecałe 5 km.

Z racji tego, że przespałam ostatnio prawie 24 godziny to teraz spać mi się zdecydowanie nie chce. A jutro do pracy trzeba wstać.

Milego tygodnia!


środa, 12 października 2022

64 / 2022

Babski wyjazd 

... zaliczony. Było... miło? Bez fajerwerków jednakże. Rzadko się z nimi widuje, brakowało mi bliskości, więzi, poczucia wspólnoty. Takie wszystko było letnie. I tak bardzo się cieszę, że mogłam z nimi być, ale miałam poczucie, że jestem z boku. Jednak nie żałuję wyjazdu, o nie. Warto było. Duża grupa babek zawsze robi sporo zamieszania, śmiechu i radości. Przemierzone szlaki, przecudne widoki, bo Tatry piękne, a pogoda była jak na zamówienie po prostu. Nauka dla mnie ze muszę się po prostu bardziej zintegrować. I tyle.

Pracowo

W tym tygodniu impreza firmowa. Szału nie ma, ale być wypada. Poza tym bez sensacji. 

Domowo

Na sobotę jeśli pogoda pozwoli SzM planuje wypad w górki. Z Młodymi. Miał jechać z nimi jak mnie nie było, ale przełożyli to tak byśmy jechali razem. Może MM też się zabierze, nie wiem tylko czy ona ma jakieś plany. Wczoraj mieli wspólny czas taty z córką. Rok temu zaprosiła go na degustacyjne popołudnie do knajpy, żeby nie było że ona tylko ze mną gdzieś chadza. Oboje lubią jeść, delektować się, poznawać nowe smaki. W tym roku ciekawych ofert degustacji nie ma, wiem bo sama mu to sprawdziłam, ale SzM zaprosił ją w fajne miejsce. Podobało jej się i była pod wrażeniem, że chciał i pamiętał. Tiaa, on 😁

Filmowo

Obejrzałam Wielką wodę 6 odcinków. Bardzo, bardzo polecam. Potem obejrzałam Rozmowy o Wielkiej wodzie 4 odcinki i dokument na YT Powódź 97. Właściwie to wszystko obejrzeliśmy razem, co rzadko się zdarza, bo mamy odmienne upodobania filmowe. Ale to było dobre, przejmujące, prawdziwe. Z nieopatrzonymi w plastikowych produkcjach aktorami. Bardzo byłam ciekawa jak zrobili scenografię. Doczepiłabym się tylko do jednego momentu, gdzie gość powinien w kolejnych scenach ociekać wodą, a miał jedynie mokre włosy, ale to drobiazg. Polecam w każdym razie.

Najszczęśliwsza dziewczyna, czy jakoś tak. Wydawało się, że będzie lekko i przyjemnie. Nie było. Ale było ok. 

czwartek, 6 października 2022

63 / 2022

SzM zostaje w domu, a ja wybywam na babski weekend w licznym gronie. Mam nadzieję, że będzie jak zwykle fajnie. Ja to niby jestem towarzyskie zwierzę, ale jak przychodzi co do czego to myślę sobie, po co mi to było, nie chce mi się itp. Kiedyś tak nie miałam, chyba z biegiem lat tak mi się dzieje... . 

SzM zorganizował się i w sobotę planuje wycieczkę z Młodymi. No i dobrze 😁 cóż będzie siedział sam. 

Za tydzień impreza firmowa, za kolejny planowany weekend wyjazdowy z liczną ekipą, dawno niewidzianą, i ani się człowiek obejrzy a październik minie. 

Dobrze, że chociaż wyjazdowo się układa, bo generalnie nasze życie towarzyskie umarło śmiercią naturalną, chyba pandemiczną. I nie jest to prosta sprawa by to odbudować. A tak w ogóle to z tyłu głowy mi siedzi, że skoro im nie brakuje, to po co się starać. A z drugiej strony myślę, że jak się sami nie postaramy to nic z tego nie będzie. I będziemy jak te dwa stare grzyby 😁

W pracy zaczyna się gorący okres, jak to zwykle pod koniec roku. Ostatnio SzM zadał mi pytanie czy ostatecznie z perspektywy czasu jestem zadowolona z tej ostatniej pracowej przesiadki. Otóż jestem. Zdecydowanie. 

Matencja ostatnio wyprowadziła moje rodzeństwo z równowagi. Musiało być ostro, bo jego trudno sprowokować. Ale ona jest chyba na etapie pt. jestem senior i wiele, o ile nie wszystko, mi wolno. Ja już usłyszałam, oczywiście z dobroci serca, że Mała źle się ubiera, że jej, Matencji się to nie podoba i że to oczywiście moja wina, bo jej nie nauczyłam. Cóż rodzeństwo do mnie nie dzwoniło, Matencja się wyżaliła, ja wysłuchałam, trochę usiłowałam go bronić, ale nie dzwonię, nie dopytuję. Będzie chciał to sam powie.

Filmowo

Cesarzowa Sissi - netflixowy 6-odcinkowy serial, sezon 1 zaliczony. Podobał mi się. Trochę rażą netflixowe wstawki współczesności (patrz taniec współczesny na weselu), ale da się przeżyć. Czekam na kolejny sezon. I mam ochotę na ten tradycyjny film o Sissi z Romy S., bo wstyd się przyznać, ale albo nie widziałam, albo nie pamiętam.

Blodynka - o MM niestety nie przebrnęłam tej psychodramy. To nie dla mnie.

Miłość tylko dla dorosłych - bardzo mi się podobało. Zachęcam.

Teraz zaczynam ogladac polski serial o powodzi - Wielka woda, ale coś skupić się nie potrafię. 

czwartek, 29 września 2022

62 / 2022

 Filmowo

Obejrzeliśmy polski netfliksowy film o alpinistach, a w zasadzie himalaistach. Broad Peak. Powiem szczerze, nie potrafię zrozumieć tej pasji. Ta pasja wciąga delikwentów w taki złowieszczy wir. Cóż to za frajda wspinać się w mega trudnych warunkach, po lodzie, śniegu, w porywistym wietrze, na mrozie - 40 stopni, prawie cały czas igrając ze śmiercią. Serio, nie kumam tego kompletnie. Sami kuszą los. Mało tego, robią krzywdę swoim bliskim, tym którzy na nich czekają. Nie chcę myśleć nawet co bym przeżywała gdyby to mój mężczyzna, ojciec moich dzieci miał taki pomysł na życie. Odbieram ich wybory jak totalny egoizm, bez troski o swoich bliskich. Liczę się tu i teraz tylko ja, a reszta niech czeka i cierpi z godnością.


niedziela, 25 września 2022

61 / 2022

Zamiast wycieczki w góry był wypad do lasu, oczywiście na/po grzyby. 

Zawsze mówię że jadę na grzyby. Po grzyby to mogę iść do sklepu. A ostatnio spotkałam się ze sformułowaniem "jadę do lasu po grzyby" i lekko mi się zamieszało. Bo niby racja że "po" a nie "na", ale jakoś mi to nie brzmi.

Wróciliśmy usatysfakcjonowani. To był wyjazd nadprogramowy, bo zapasy już mamy. Przywieźliśmy sporo kań. Młodzi przyszli więc na kanie. I zamiast zebrać się potem do domu to siedzieli i siedzieli. Oni zwykle tak robią 😉😁Myśleli, że pogramy sobie w planszówki 😉😁a my tu robotę z grzybami mamy. Nie, nie zagoniliśmy ich do czyszczenia 😉, ale dostali trochę do domu 😉i tam niech sobie czyszczą. 

Jak zaczęli znowu mówić, opowiadać o rodzicach JnP-JużniePanny (których nazwę dosadnie, ale adekwatnie: Pasożyty) o ich postawie życiowej (bo kiedyś to byłem vipem, miałam firmę, itp.), sytuacji (zadłużenie, komornik, brak stałego dochodu, mieszkanie wynajmowane itd.), braku chęci jakiejkolwiek współpracy w celu poprawy swojej sytuacji (bo nam się należy, bo to nie Wasza sprawa, ale po co w ogóle itd.), szantażach emocjonalnych (zostaje nam tylko się powiesić, rzucić pod pociąg, bo nie możemy na Was liczyć itp.), to ręce mi opadły. No Pasożyty po prostu. Nie powiem ile oni kasy w sumie są winni Młodym. Okazało się, że tuż przed ślubem Młodzi spłacali zadłużenie, które wisiało na JnP, bo Pasożyty brali pożyczki na córkę. Młodzi chcieli mieć tzw. czyste konto, a komornik wszedł na pensje JnP. Pasożyty pożyczają od Mlodych, a potem podają w wątpliwość kwoty pożyczki (to aż tyle było? Niemożliwe...), wymagają pomocy (opieka nad zwierzyńcem domowym), ale sami nie są skorzy do tego samego. Krew mnie zalewa, a ciśnienie skacze. Młodzi jak to młodzi, są niby świadomi, stopniowo uczą się asertywności, zdrowego egoizmu, ale wiadomo jest jak jest i są twardzi, ale do czasu. Bo wiadomo jednak to  rodzice JnP. Czekam kiedy przeleje się Młodym na maksa. Brutalnie myślę, że jedynym słusznym rozwiązaniem, które być może los przyniesie Młodym w darze to eufemicznie mówiąc brak okresu późnej starości w życiu Pasożytów. Bo jak się rozwiną chorobowo i długowiecznie to aż mi Młodych żal. Bo skończą wtedy z dwoma Pasożytami garbami na swoim portfelu. Może jestem zimna i nieczuła, ale szlag mnie trafia na taki brak nawet nie wiem czego, rozumu, logiki, odpowiedzialności, zdrowego rozsądku. 

Jak tylko poznałam sytuację JnP i jej Pasożytów to od początku wiedziałam, że z nimi będą same problemy. A to chyba dopiero początek, bo Pasożyty już są wiekowi, schorowani, czyli lepiej już było, teraz może być już tylko gorzej. Kiedyś przerabiałam już z Młodymi ten temat. Zaleciłam wtedy wzięcie inicjatywy w swoje młode ręce, bo Pasożyty niczym się nie przejmują, żyją sobie beztrosko z myślą że jakoś to będzie, przecież mają córkę😁 Wrr! Powiedziałam, że trzeba zgarnąć do kupy wszelkie zaległości, żeby wiedzieć o jakich pieniądzach rozmawiamy, wszcząć sprawę dotyczącą upadłości konsumenckiej, złożyć wniosek o emeryturę (!!!), rentę (bo są do tego podstawy), wystarać się o (niechby nawet ciasne, ale własne) mieszkanie do remontu (a to my sami mamy remontować? To po co nam takie mieszkanie?), bo przyjdzie czas, gdy braknie Pasożytom sił, przybędzie lat i nie będzie ich w końcu wcale stać na ten wynajem. A płacić trzeba będzie. No masakra mówię Wam. Przynajmniej tu sobie wyrzucę co mi leży na sercu, bo nikomu nie mówiliśmy w jakie bagno się wżenił nasz Młody. Pozytywne jest to, że JnP jest świadoma tragicznej sytuacji swoich Pasożytów, ale niestety brak jej póki co siły przebicia, więc na razie nic jeszcze z tego nie wynika. Bo cóż by miało wyniknąć...? 

I w tym wszystkim ja czuję się naprawdę bezradna, bezsilna. Chciałby człowiek pomóc w tym temacie Młodym, ale jak? Pomijam już to, że nie podoba mi się sytuacja, w której my byśmy mieli wspierać Młodych, po to by oni z kolei wspierali Pasożytów. 

Przełożyłaby tych Pasożytów przez kolano, i to jeszcze jak! 

I tak to się wije i kręci... 

piątek, 23 września 2022

60 / 2020

Łomateńko... Tylko ja wiem jak bardzo nic mi się nie chce. Od powrotu palcem nie kiwnęłam w temacie np. podłóg i mam wrażenie, że tworzy się tam nowe życie 😉 Walizkę opróżniłam dopiero po dwóch dniach, jak nie ja 😉

SzM w najbliższą niedzielę po powrocie z moich wojaży wyciągnął mnie na grzyby. Nie chciało mi się, ale stwierdziłam, że nie będę taką zołzą i skoro gość siedział przez półtora tygodnia sam w domu, no z kotem, ale sam, to poświęcę się i pojadę z nim na te grzyby. Warto było, bo przywieźliśmy czubate kosze. Przez resztę tygodnia nie dałam się wyciągnąć nigdzie. Zaliczyłam wizytę u moich rodziców, potem pojechaliśmy do Teściowej, która już od jakiegoś czasu (od powrotu że szpitala) jest u siostry SzM pod jej opieką i koniec. Nie wysciubialam nosa z domu. Od wczoraj SzM marudzi o wycieczce w górki. Więc pewnie jutro, albo w niedzielę tam gdzieś powędrujemy. Nie chcę mi się okropnie, ale ma być ładny weekend więc koniec końców powinno być fajnie. Zwykle tak jest. Najpierw mi się nie chce, wręcz jestem w środku zła że on tak ciągnie. A potem okazuje się, że to była świetna opcja, więc już się tak nie buntuje, biernie się poddaję po prostu.

W końcu dokończyłam sprawę reklamacji opóźnionego trensportu. Nie miałam siły, ochoty, weny żeby cokolwiek w tym kierunku podziałać. Na samolot powrotny czekaliśmy ponad 3 godziny. Powiedzieli, że to pogoda, ale wszystkim innym ta sama pogoda nie przeszkadzała. Potem pociąg opóźniony w związku z awarią. Dla zasady składam reklamację, jak uznają to ok, a jak nie to trudno, ale próbowałam. 

Muszę ruszyć swoje 4 litery i coś w końcu podziałać w tym domu. 

środa, 21 września 2022

59 / 2022

Nie potrafię się zebrać do kupy po tym wyjeździe. Na szczęście w pracy jeszcze długo nie muszę się spinać na tu i teraz. Ale jak się zacznie to będzie dramat. 

W domu od dziś kaloryfery ciepłe, bo prawie zamarzalismy.

MM planuje i realizuje swoją podróż życia. A ja już się martwię 😉😁

Młody się nie odzywa, to chyba u nich ok.

Wszędzie wkoło straszą podwyżkami za wszystko. Na razie odsuwalam to od siebie, ale zaczynam czuć lęk. Co mają zrobić Młodzi, którzy pracują i chcieliby móc zacząć żyć na swoim, na własny rachunek. Kupić mieszkanie, urządzić się. Dramat. Zaczynam żałować ze moi Młodzi nie biorą pod uwagę emigracji. 

Nie mam coś weny do pisania. 

niedziela, 18 września 2022

58 / 2022

Z pamiętnika pt. na wyjeździe z MM (Malą/Młodą)...

Dzień 1

SzM w drodze do pracy podrzucił mnie do MM do Wojewódzkiego Miasta i razem kulałyśmy się już dalej. Wystartowałyśmy o godz. 8.35 na śniadanie w miłej, polecanej przez MM lokalizacji. Potem dworzec PKP i wiooo do stolycy. Ale co to za jazda... Bez szarpania, bez pisku szyn, turkotu wagonów, bez stukotu szyn. Cuda panie, cuda. Nie takie PKP pamiętam. Lubię oglądać ludzi. Pooglądałam w pociągu. Młoda kobieta, dziewczyna, z rozwianym włosem, w zwiewnej sukience, cała taka była zwiewna. Taka ładna młodość z walizką, plecakiem, słuchawki, telefon, mp3 albo coś w tym klimacie. Druga już nie taka ładna, bardziej konkretna, w żakieciku, z papierową książką nad którą zasnęła. Para w średnim wieku na siedzeniach przed nami, która cały czas grzebała w telefonie w aplikacji banku. Oglądam tak, obserwuję i wyobrażam sobie ich życie. I prawie zawsze ci oni wydają mi się lepsi. Od zawsze. W stolycy w Złotych Tarasach obiad na wagę, szybki rzut okiem na Pałac Kultury i Nauki, a potem tramwajkiem, busem do zabookingowanego hotelu. W hotelu cóż... szału nie było, duży plus to transfer na lotnisko, reszta obleci. Ważne że nie było brudu. Początkowo myślałam, że oblecimy przy okazji trochę stolycy, której w zasadzie nie znam, ale już po godz. 17 zaległyśmy w łóżkach ustalając, że pobudka i start w środku nocy to dobry argument by już iść spać. MM już podsypia, a ja grzebię w komórce. Dałam się skusić reklamie w pociągu i rozpoczęłam miesięczny gratis w aplikacji z audiobookami i epokami. To chyba za chwilę coś sobie puszczę.

Dzień 2
Królowa Elżbieta zmarła. To koniec epoki, bo była dla mnie od zawsze. Już wiadomo więc jak i kiedy skończy się serial The Crown. 
Hotel, w którym nocowałyśmy... W zasadzie głównym jego atutem był transfer na lotnisko w cenie. Ten ze zdjęć na stronie i ten w realu to niebo i ziemia. Dość powiedzieć, że widziałyśmy w podręcznej kuchence dla gości pralkę automatyczną ze skoblem zamykanym na kłódkę. No i ten zapach z kanalizacji. To nie było fajne. 
Start lotu opóźniony o jakieś 2 godziny, ale szczęśliwie dotarłyśmy. Pierwszy raz w życiu oglądałam na własne oczy tłumek oczekujących z opisanymi kartkami w garści. Jak na filmie. Serio. Z lotniska do hotelu w małym miasteczku, prawie 200 km. Po drodze dopadła mnie migrena. Jak już dotarłyśmy to mnie było lepiej, a ból głowy przeniósł się na MM. Zamiast spacerów było spanie. Mój samotny spacer to porażka i stres, bez przyjemności żadnej, bo pomyliłam drogę od samiutkiego początku, z hotelu miałam iść w prawo, a poszłam w lewo. Po kolacji idziemy spać, jutro czeka na nas Rzym. A Planowałam zwiedzanie miasteczka, tej starej części miasta duchów. Ale cóż, nic na siłę.

Dzień 3
Pierwszy nocleg za nami. Hotel z cyklu głęboka komuna. Posiłki nie pozwalają na głodowanie, ale jakoś nie wyzwalają zachwytów i hymnów pochwalnych. Dziś w nogach mamy chyba ze 20 km. 
Wczoraj byłam tak padnięta że sił mi braklo. Uzupełniam teraz w busie. Wrażenie było, jest, ale jednocześnie nie docieralo do mnie że tam, i wszędzie tu, jestem, w miejscach do tej pory znanych tylko z TV. Piękne fontanny, schody, mnóstwo atrakcji, a aperol przy fontannie smakował nam bardzo. Dla mnie to taki moment na dobre wspomnienie. Piękne budowle, albo ruiny, wszędzie zabytki. Bawiłyśmy się świetnie. Mamy całe mnóstwo zrobionych zdjęć. 
Przy kolacji wyszło z ludzi polactwo, niestety. Dwa rodzaje owoców, do wyboru, na deser, a ludzie brali ile wlazło. Masakra. 
Grupa zdecydowanie senioralna. Kilka młodych par. Młodzi ok. Ale seniorzy... Są takie egzemplarze, które narzekają, krytykują, chwalą się ile wlezie, wszystko wiedzą najlepiej. Nie wszyscy oczywiście. 
Dobra lekcja życiowa dla Małej gdy przy kolacji siedziałyśmy z parą pt. duża różnica wieku między nimi. Ona jeszcze młoda, aktywna, on zdecydowanie starszy, już wyciszony. Dało jej do myślenia, pokazało jak to działa, bo to ona mi o tym powiedziała, to ona zwróciła na to uwagę. 
Drugi włoski nocleg za nami, hotel niby ciut lepszy, pokój z balkonem, ale łazienka z cyklu bierzesz prysznic na toalecie. Za to śniadanie na wypasie, oczywiście jak na Italię. 

Dzień 4
Zwiedzanie, fotki, pamiątki i póki co do tej pory ograniczalysmy się do panini, tych kanapek. A dzisiak poszłyśmy do knajpki. Coperto było 2 euro, ale mówi się trudno. Pizza i carbonara. Plus dzbanek wina. Było miło. A zaliczyłyśmy też przygodę pt. stłuczona butelka Limoncelli, cóż było robić, kupiłyśmy drugą. Zakupy poczynione, kasiora wydana. Dziś zakupiłam sobie nowe okulary słoneczne, bo wczoraj usiadłam na starych. Cóż, bywa. Nocleg w nowszym hotelu, bez żadnych  dodatkowych atrakcji, poprawił humory chyba wszystkim. Dobrze dobrane towarzystwo do stolika przy kolacji z butelka wina bardzo fajnie dopełniło ten dzień. 

Dzień 5
Dziś cud, miód i orzeszki. I wisienka na torcie - gondola. Zaszalalysmy i poszłyśmy na obiad. W skali 1 - 10 oceniam na 10. Było fajnie. 
Przy obiedzie poważne wyznania emocjonalne ze strony Malej. Muszę sobie poukładać w głowie  wszystko to, co mówiła. Nie jestem chyba gotowa do takiej postawy. Zawsze mówię, że odrobina egoizmu nikomu nie zaszkodzi, ale kiedy słyszę filozofię, że mamy ze sobą świetną więź, że bardzo mnie kocha, itp. ale wyznaje zasadę że w przyszłości to ona może nam, mnie pomagać, ale na swoich zasadach, nie kosztem siebie, a wszystko w myśl motta "ja na świat się nie prosiłam, więc nic Wam nie jestem winna". Brzmi ostro, Alle nie o taki wydźwięk  chodzilo. Z jednaj strony przykro bo pachnie mi to wielgachnym egoizmem, a z drugiej podziwiam za konsekwencje w działaniu i stawianiu granic. 
Dzis okazało się, że zostawiłam w hotelu kiecke. Nie mam pojęcia jak i kiedy to zrobiłam, ale kiecki brak. 

Dzień 6
Zwiedzanie, foty to już standard. Grupa już się podobierala towarzysko. Ludzie są z całej Polski. Wyodrębnili się maruderzy i narzekacze, którzy mnie osobiście i MM drażnią. Ale cóż robić. Trzeba żyć dalej. 
Restauracja, w której gotował celebryta zaliczona. Bruschetty plus pół litra wina. Zakupy i degustacja w sklepiku z obsługą w języku polskim też zaliczona. 
Najdłuższy odcinek do przejechania przed nami. Hotel jest przy chyba głównej drodze, auta jeżdżą non stop, jest klima, jest czysto, ale brak klimatu, atmosfery. Łazienka na pierwszy rzut oka jest ok, potem się okaże że prysznic na sztywno u góry, a kabina maleńka, źle się wchodzi i wychodzi. 
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że ta ich włoska pasta to jak nasza zupa. Na pierwsze danie zupa musi być. Bo u nas w Polsce jak wiadomo obiad bez zupy jest do d...y, a sama zupa to też d...a. Teraz już nieco straciło na aktualnosci, ale tak było. Całe szczęście ja lubię makarony więc mogę często 😉😁

Dzień 7
Ze wszystkich dotychczasowych przewodniczek, ta ostatnia od chyba stu lat żyjąca we Włoszech drażni mnie swoimi filozofiami, żartem, głosem. Bo dotychczasowe dziewczyny były fajne, energiczne, z ikrą, temperamentem, inteligentne bestie, które mają dar opowiadania. 
Co do Italii to raczej uczucia mieszane. Nabrzeże i widoki piękne, a gdy się wgłębisz to czasem piękno znika... Wąziuteńkie uliczki, mnóstwo ludzi, aut, skuterów, hałas, brrr. Tak nas poniosło w spacerze, że się zagubilysmy nieco. Prawie skończyła się turystyczna cywilizacja. A jak się odnalazłyśmy to zaliczyłyśmy pizzę w bardzo fajnym klimatycznym miejscu. Przyszla za nami wycieczka rosyjskojezyczna. Nie wiem z jakiego kraju, ale nie było to dla mnie miłe. 
Obiadokolacja i znowu pizza. A przy kolacji dyskusje o religii, kościele, itp. Poznałyśmy fajną parę. Poza tym w grupie jest kilka osób, z którymi da się normalnie pogadać więc korzystamy. 

Dzień 8
Wycieczka na wyspę. Relaksacyjna już prawie. Piękne widoki, smaki, zapachy. Zakupy porobione, wstępnie spakowane. Wierzyć się nie chce, że to koniec. Ostatni dzień.

Dzień 9
Podróż powrotna wydłużona w sumie razem o 7 godzin. W sumie, bo najpierw opóźnił się samolot, a potem pociąg. Trochę to trwało.

Podsumowanie
Wycieczka sama w sobie bardzo atrakcyjna, bogata turystycznie. Nadrobiłam te wszystkie lata, kiedy nie jeździliśmy tam 😉 Takie Włochy w pigułce to były. Wyjazd obu nam się bardzo spodobał. 
Sam pobyt dał mi możliwość bycia z MM. Rozmów, emocji, zrozumienia, tulasków, nocnych a może raczej wieczornych rozmow, poznania się bardziej.
To był dla mnie, dla nas obu, bardzo dobry czas. A tymczasem SzM zdążył za nami, za mną zatęsknić 😉😁


PS
Trzy plusy dodatkowe poprawiające nastroj:
1. byłyśmy brane za siostry, a nie kobitki w relacji mama i córka. Sporo takich zdziwionych opinii słyszałam. 
2. jedna woman w damskiej toalecie wyraziła in English zachwyt nad moimi eyes 😉😁
3. kiedy towarzysko zapytano mnie o wiek, dowiedziałam się, że nie wyglądam, że wyglądam młodziej 😉😁

środa, 7 września 2022

57 / 2022

...nie, nie wróciłyśmy z Włoch, bo jeszcze nie dojechałyśmy. 😁

Ale w tak zwanym międzyczasie zaliczyliśmy z SzM różne... był m. in. urodziny Młodego (których de facto imprezowo nie było), pogrzeb znajomego, było weselisko na 140 osób plus poprawinowy obiad, pogrzeb Mamy znajomych. Tak się życie toczy, raz smutek, raz radość. Była pomoc Młodej w adaptowaniu kuchni w nowo wynajmowanym lokum. Wymyśliła zmianę, uzgodniła z właścicielem i ogarnia. Całkiem fajnie.

Od dwóch dni usiłuję się zmobilizować do pakowania, żeby mieć gotowe wszystko przed czasem a nie na ostatnią chwilę, jak zwykle. To jakaś jednostka chorobową podobno jest, ale u mnie to też chyba inne tło. No zwlekam, odkładam, a już pakując porządkuje szafki, bo z tyłu głowy mam jak zwykle, tylko nie padnijcie z wrażenia, bo mam myśl, że jakbym tak umarła, zginęła, to akurat będzie wszystko gites. Od szafek, po płatności domowe. To chore jest. Wiem, ale tak mam. To pewnie stres przedwyjazdowy tak mnie bierze. No bo w końcu samolot wchodzi w grę. Masakra. Choć szczerze przyznam mam tak przed każdym wyjazdem, zwłaszcza wtedy gdy jadę gdzieś bez SzM. Czasem myślę, że to wyrzut sumienia, że jadę sama. Że ogarniam chałupę by nie narazić się na zarzut śmigania w świat i nie ogarniania chałupy. Nigdy w życiu nic takiego nie usłyszałam, ale teraz tak myślę, że to może być to. Aż mi wstyd. Serio. Wy też macie jakieś fobie, lęki, stresy przedwyjazdowe? Jak sobie z tym radzić? 

A poza tym żyje mi się całkiem ok. Serio 😁 

Filmowo - Turbulencje czekają, zmęczyły mnie te ich wezwania, musiałam odpocząć trochę, więc  zaliczyłam netfliksowe polskie "Gry rodzinne". Pomieszanie z poplątaniem, fajna obsada, jak zwykle kiepski dźwięk, ale ogólnie nie było złe. Pewnie będzie drugi sezon. 

Buziaki dla Was 😍


środa, 17 sierpnia 2022

56 / 2022

Szaleństwo od rana. Miał być jak każe nasza świecka tradycja kolejny (trzeci już w naszej historii) wspólny mamowocórkowy wypad do SPA z Małą/Młodą,  a będzie wypad do... Italii. Mocno aktywny. Rano była radość i euforia,  bo razem,  bo atrakcje, bo nowe miejsca. Cieszę się na to razem,  a co do reszty... To teraz jestem na etapie no kurcze, na co mi to było.  Bo oczywiście włącza mi się stresor-pesymista z dymkami wokół głowy i podstawia różna dramatyczne obrazy i sytuacje. Sama siebie muszę stawiać do pionu i kłaść sobie do głowy że będzie dobrze. 

55 / 2022

Długi weekend za nami. Wpis ku pamięci. 

Najpierw wycieczka turystyczna samochodem. To w sobotę. 

Na niedzielę byliśmy umówieni na obiad u Małej/Młodej. Przy okazji zobaczyliśmy jej nową przestrzeń. Bardzo mi się podoba samo mieszkanie. Mała ma tam tak zwaną wolną rękę czyli urządza po swojemu. A ja pojechałabym tam już od razu pomóc ogarnąć,  wysprzątać,  dokręcić, domalować, dokleić itp. Niestety. Mała da sobie radę,  ogarnie sama, ma czas 😉😁Młody póki co się nie odzywa,  to znaczy chyba że dramatów brak i   jest ok.

W wolny poniedziałek kręciliśmy kilometry na rowerach. Wyszło nam ok. 70. W miłym towarzystwie.

Tesciowa zaniemogła. Osłabiona,  odwodniona była w szpitalu. Ze szpitala nie wróciła do siebie tylko do córki,  najstarszej Siostruni. Może jak się trochę podkuruje i wzmocni to wroci,  ale marne szanse. W domu został mąż,  który też wymaga doglądania,  ale raz na jakiś czas. SzM stresował się jak była w szpitalu. Teraz podobno już jest lepiej. 

U Matencji bez zmian czyli standard gra w kołko: Tatencjusz to samo zuo,  a jej nic w tym temacie powiedzieć nie można. No chyba,  że popierasz jej wywody,  to wtedy tak. Poza tym kręgosłup znowu boli ją bardziej,  lekarz przepisuje leki, dawkowanie, a ona czyta ulotki i już nie ma szansy na to,  żeby jej te leki pomogły. A pod bokiem po cichutku maleńka demencja już się chyba u niej rozgościła. Widzę zmiany.

Filmowo: wkręciłam się w serial. Turbulencje. 


czwartek, 11 sierpnia 2022

54 / 2022

Weekend był wyjazdowy i rowerowy. Jak dwa lata temu podczas naszego stacjonarnego urlopu wakacyjnego proponowałam SzM wycieczki w okolice dolnośląskiego to usłyszałam, że to za daleko. W tym roku chyba jakieś ruchy tektoniczne zbliżyły nas do tych okolic, bo w piątek SzM zapodał dolnośląski cel wyjazdowej wycieczki, oczywiście jednodniowej, bo przecież mamy kota w domu. I tym sposobem byliśmy na Szczelińcu. 

Podobało nam/mi się bardzo, zwłaszcza, że wstrzeliliśmy się w okno pogodowe i ludzi było mało. Przecudne widoki, zupełnie inne góry. Chętnie wrócimy tam jeszcze, bo jest co oglądać.

Niedziela była rowerowa. Wpadło nieco ponad 90 km w miłym towarzystwie.

Od niedzielnego wieczoru atrakcja w domu czyli nocujący u nas gość. Było ok. Momentu żałowania podjętej decyzji o jego gościnie u nas nie zanotowałam. Zaliczyliśmy (u nas żeby odciążyć Matencję) spęd gościnny. Było miło aczkolwiek nerwowo.  

Młoda wróciła z zagranicznych wojaży. Napisala sms, że już w domu i tyle. Nie ukrywam, że przykro mi że ona nie ma potrzeby podzielenia się z nami, ze mną wrażeniami, emocjami, ale nie chcę osaczać jej i nękać telefonami. Staram się szanować jej odrębność i wyznaczaną strefę, granicę. Zdaję sobie też sprawę z tego, że takie długie pauzy spowodują, że te nasze kontakty będą inne, dalsze, luźniejsze. 

I to takie błędne pokoleniowe emocjonalne kółko się zrobiło. Bo analizując relacje na linii: Matencja - Anonimka, to tak w skrócie można określić, że Matencja wyczekuje, łaknie, kontaktu ze mną. Ona nawet nie wyczekuje, po prostu dzwoni i wydzwania. Ja, z poczucia jakiejś powinnosci, musu, który nazywam syndromem grzecznej córeczki, staram się ten kontakt utrzymywać, aczkolwiek jest on zdecydowanie bardziej  ograniczany przeze mnie niż kilka lat temu. Ograniczany w trosce o moją psyche, ale ten wewnętrzny głos każe mi dzwonić, pytać co słychać, wykazywać zainteresowanie, a potem wysłuchiwać minimum półgodzinnych narzekań na Tatencjusza, oczywiście ze szczegółami i przecinkami. Bronię się przed tą relacją, unikam i ograniczam ile mogę. Każdorazowo zadaję sobie w głowie pytanie czy moja córka robi tak samo w stosunku do mnie, jak ja do Matencji. Czy jest tak samo psychicznie, emocjonalnie wyczerpana kontaktem z nami, ze mną... I oczywiście zza ucha słyszę podszepty, że to taka wdzięczność losu. Jak ja postępuję z Matencją tak Młoda ze mną, z nami.

Oczy same mi się zamykają, to po tych do późna przesiedzianych, przegadanych wieczorach gościnnych. 

Kolorowych snów! 

piątek, 5 sierpnia 2022

53 / 2022

Pracowo. Pierwszy tydzień bez Szefa mojej Fabryki za mną. Zostały jeszcze dwa 😁 Póki co daję radę. Nie powiem, że jest łatwo, bo nie jest, ale daję radę. Generalnie po mojej ostatniej pracowej przesiadce już okrzepłam, wgryzłam się w temat, poznałam swoje poletko, nabrałam pewności, ogłady, przestałam się bać zarządzania, ba, nauczyłam się wymagać, a dzwoniący telefon już nie wywołuje szybszego bicia mojego serca. Słowem jest ok 😁

Domowo, nuuuda panie... Dwa dni wolnego przed nami. Jakoś to trzeba zagospodarować. SzM wymyśla kierunki, a ja uczę się zwrotu "nie mam ochoty" jeśli jej nie mam😁 Jakoś to będzie. Musi. 

Szykuje się nam tydzień z jednym gościem, tzn. użyczamy noclegu znajomemu, który z zagranicy przyjeżdża na kilka dni. SzM nie jest zadowolony, ja też, ale niestety mam do spłacenia pewien dług wdzięczności i wydaje mi się, że korona nam z głowy nie spadnie z powodu tego noclegu. Zobaczymy czy albo raczej jak szybko, zacznę żałować podjętej decyzji.

Mała na kilkudniowym wyjeździe zagranicznym. Niech zwiedza ile wlezie 😉

Młody z JużNiePanną chyba ok. Chyba, bo kontakt mamy raczej sporadyczny, co jakiś czas. Byliśmy na urodzinowym obiedzie, ciastku i kawie z Solenizantką JNP. Było miło. Czy ja już o tym nie pisałam? Rozwala mnie ich poziom porządku. Podobno sprzątają, a w mieszkaniu chaos ogólny. Źle się tam czuję, mam wrażenie, że wszystko się lepi. JNP chyba nie ma zadatków na Panią Domu, tudzież Gospodynię, bo tam prym wiedzie raczej Młody. Nie wykluczam, że może się okazać, że JNP steruje z tylnego fotela, ale ciągot do prawdziwego porządku u niej nie widzę, a Młody nigdy ich nie miał. I tak mają tam bez ładu, składu, z kurzem i innymi atrakcjami. A na stanie sprzęt jest odkurzacz automatyczny, mop parowy, i to jest w użyciu, ale tu trza panie rąsi ze smatecką i głowy co to ogarnie jak zrobić żeby się nie narobić, ale żeby dobrze wyglądało. 

Matencja dała się naciągnąć na jakąś świętą reklamę tabletek, które mają jej pomóc w bólach kręgosłupa. Google mówi, że to suplement. Osobiście w to super dzialanie nie wierzę, wywaliła niepotrzebnie kupę kasy, ale już zaczęła strzelać focha gdy tylko nie piałam z nią w chórku hymnów pochwalnych i zachwytów nad tym specyfikiem. Teraz nic to nie da, że powiem, że to środek do bani, dla naiwnych, ale jeśli jej wiara w te tabletki ma jej pomóc to niech pomaga.. Przecież nie będę jej dołować. Może zadziała...?

Teściowa w szpitalu. Przyszla kryska na matyska. Cukrzyca (T. jest na insulinie od lat), brak przestrzegania diety "bo mam ochotę" i "a co mi jeszcze zostało" , totalne zero ruchu i aktywności "bo mi się nie chce/słaba jestem/może jutro", do tego dorzuciłabym początki otępienia starczego i generalnie wkurzająca mnie jej postawa życiowa z cyklu "ważne żeby mnie było dobrze, reszta potem". A tak w ogóle to bardzo trudny, leniwy, kapryśny pacjent. SzM martwi się i stresuje, najpierw swoją mamą, a zaraz potem generalnie układami rodzinnymi, na które nie ma ani przysłowiowej rady ani wpływu. Konfliktowa Siostrunia nic się nie zmieniła, dalej jest specjalistką w delegowaniu zadań i zagospodarowaniu czasu innych ludzi. Tu nic się nie zmieniło. Może to że SzM już nie spuszcza głowy tylko się potrafi odgryźć. Zobaczymy jak się sytuacja rozwinie. 

Filmowo czyli kino polskie netflixowe: Za duży na bajki i W jak morderstwo. Szału nie ma, ale oglądało się przyzwoicie. Oczywiście stos książek jak stał tak stoi, nieruszony. 

Biegowo póki co NIC i nie jest to skrót od NajszybszyIndywidualny Cwał 😉😁

Buziaki dla każdego, kto dotrwał do tego akapitu 😍❤️🥰



niedziela, 31 lipca 2022

52 / 2022

Z kronikarsko-pamiętnikarskiego obowiązku napiszę, że ostatnio zaliczyliśmy z Małą/Młodą rodzinny wyjazd, jechaliśmy na pogrzeb 82-letniej Cioci SzM. Mała chciała jechać, bo ma do Cioci sentyment; była tam chyba 2 albo 3 razy na wakacjach to ich zna, zdecydowanie lepiej niż ja. I tak wyjechaliśmy rano, dojechaliśmy w południe, zaliczyliśmy po drodze śniadanie na stacji benzynowej, a już na miejscu przed ceremonią zdecydowaliśmy się jeszcze na kawę ze slodkosciami, tylko w naszym towarzystwie, w oczekiwaniu na rozpoczęcie ceremonii. Szczerze mówiąc by uniknąć nadprogramowych modłów w kościele. Mała jest zdecydowanie antykościelna, a my oględnie mówiąc do fanatyków nie należymy (od startu pandemii trzymamy się z boku). Potem sama ceremonia, spotkanie rodzinne i podróż powrotna. Mimo smutnego powodu, celu, zaliczam ten dzień do udanych. Aczkolwiek jakoś tak podprogowo się wycofałam z dyskusji, które prowadzili między sobą SzM i Mała. Uznałam, że po prostu nie mam siły ani ochoty się angażować, opowiadać, po prostu wolę słuchać. Pogaduszki rodzinne z ludźmi, których nie znam też mnie jakoś nie podjarały do udzielania się. Wyciszyłam się. Generalnie to od jakiegoś czasu tak mam. Wycofana jestem, nie chce mi się.

Przed pogrzebem zaliczyłam też babskie spotkanie. Wstyd powiedzieć, ale moje pierwsze w tym roku, a grupy babskiej drugie. Wstyd, bo dawniej to regularnie co miesiąc. Na tym ich pierwszym w tym roku, chyba w lutym, mnie nie było, bo istniała możliwość, że przyniosę im covida więc zrezygnowałam z obecności. A tak po prawdzie było mi to na rękę, bo nie miałam specjalnej ochoty. A potem nie było tego, który by spiął poślady i ustalił termin. A, nie, przepraszam, próbowałam przed wczasami, ale nic z tego nie wyszło. Ostatnie było fajne, miłe, w świetnych okolicznościach przyrody (dom z ogrodem i tarasem, w ogrodzie basen, impreza na tarasie, upał na dworze), w zasadzie nie było się do czego przyczepić 😁😉 Ale że tak powiem się nie udzielałam. Nie chciało mi się, po prostu. Ale uważam, że było fajnie, mimo wszystko. 

Młody i JużNiePanna nie mają łatwej sytuacji z jej rodzicami. Szczerze im tego współczuję. Sama się martwię i to bardzo. Doceniam, że JużNiePanna dzwoni do mnie, radzi się, pyta, słucha. Znaczy chyba, że ma zaufanie.

Pracowo póki co było ok. Od poniedziałku Szef Fabryki będzie na urlopie. Oby tylko było spokojnie. Zrobiłam sobie w głowie plan co chciałabym zrealizowac przez ten czas. Ciekawe na ile uda mi się to zrealizować. 

Mała zmienia miejsce zamieszkania. Chce być bardzo samodzielna więc ogarnia wszystko sama, nas nie angażuje. Chce to ma, nic na siłę. A mieszkanie fajne, tylko ciut dalej będzie miała do Firmy, ale dłuższe spacery dobrze jej zrobią. Czy ja pisałam już, że od wiosny jest w związku z wieloletnim swoim dotychczasowym dobrym kolegą, żeby nie powiedzieć przyjacielem? Trochę mi lżej, że "kogoś ma", że ma oparcie, towarzystwo, że nie ma wokół siebie pustki emocjonalnej. Towarzysko też jej się fajnie poukładało. Oby tak dalej. 

A my z SzM tak sobie luzacko powoli żyjemy, praca - dom, albo praca w domu (to SzM). A po południu to nuda panie, nic się nie dzieje, nikt nie dzwoni (Matencja i Tesciowa się nie liczą 😉😁), pilot w garść i lapek z myszką (to SzM), komóreczka (to ja) i tak siedzimy jak te dwa grzyby, no chyba że robimy krótki popołudniowy rowerowy wypad na lody 😉😁. A w weekendy SzM wymyśla wycieczki rowerowe albo inne. Rowerowe to czasem z towarzystwem jak się ktoś skusi, wszelkie inne to raczej we dwójkę. Znajomi z tak zwanego naszego dawnego towarzystwa się że tak powiem wykruszyli, trzymaliśmy zbyt mocny reżim covidowy i o nas zapomnieli. A rodzina... szkoda gadać. Jak to rodzina. Jeszcze jesienią, zimą były planszówki, fajne spotkania, teraz latem jakoś zgasły, może dlatego że ludzie siedzą na ogródkach, działkach albo urlopują. 

I tak to się życie toczy... Zawsze znajdzie się powód do narzekania 😉😁


wtorek, 19 lipca 2022

51 / 2022

Od pamiętnej rozmowy (7.07) Mała  zadzwoniła na pogaduchy wczoraj (18.07). Pogaduchy ok, na spokojnie, pouzupelniałyśmy wiadomości i newsy, bo też było co uzupełniać.

... tylko zastanawiam się teraz czy dobrze zrobiłam opowiadając jej jakie przygody fundowała mi teraz ostatnio Matencja. Chodzi mi o to, że może niepotrzebnie obarczam ją tą mało fajną wiedzą. Już sama nie wiem co będzie dobre, a co nie. Z drugiej strony jak to pięknie kiedyś Mała powiedziała "nie mogę stawiać granic za kogoś, każdy stawia swoje sam". 

Młody i JużNiePanna mają się dobrze. Ja oczywiście szukam dziury w całym, bo martwię się wszystkim wkoło. Tym ich brakiem własnego kąta, ich raczej mizerną domową gospodarką finansową. Tak na wszelki wypadek martwię się wszystkim 😉

Jesli rzecz idzie o SzM to dopada mnie uczucie znużenia, zmęczenie materiału itp. Bo np. staram się pilnować swojego tonu wypowiedzi, intonacji, akcentu. Zawsze powtarzam, że forma przekazu liczy się bardzo. Zastanawiam się czy jemu w ogóle przychodzą do głowy myśli typu: "zrobię to, bo jak nie to się będzie czepiac", "muszę szybko, bo się doczepi", "łomatko, żebym tylko to ogarnęła, bo się nagada". Jak go tak słucham to jest wiecznie marudzącym, krytykującym zrzędą. Już dyplomatycznie zwracam mu uwagę, że nie ma się co podpalać, bo na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Albo po prostu żeby się nie nakręcał negatywnie. Czasem pomorze (!)6?, ale rzadko. 

Edit: Matko i córko! Napisałam pomoże (to od słowa pomagać, a nie kraina geograficzna) przez "rz". Jakim to cudem? Pomroczność ortograficzna? Przepraszam... 😉😁!!! 

Ostatnio z Młodym i JużNiePanną spędziliśmy razem wtorkowe popołudnie przy okazji rodzinnej. Byłam tym tak zmęczona psychicznie, że z utęsknieniem wyglądałam końca. Rozmowy na linii SzM i Młody to jak iskra albo raczej drżący kabel wysokiego napięcia. Powietrze aż trzeszczy. SzM kontruje Młodego ile wlezie, ten się biedny broni, nawet JużNiePanna staje w jego obronie. A to niby jest zwykła rozmowa towarzyska. No i jeszcze narzekanie SzM do kompletu. No masakra. Zmęczona jestem buforowaniem. Wycofuję się na swoje z góry upatrzone pozycje. Mam dość, ale nie zrobię rewolucji, bo nie mam siły, bo mi się nie chce walczyć. 

Autoterapia czyli moje  samobiczowanie

Zawsze myślałam, że będę mieć z dziećmi relacje partnerskie, szczere, spontaniczne i częste. A tu zonk. Za relacje z dziećmi zawsze odpowiada rodzic, bo to on jest dorosły. Tak przeczytałam. A jeżeli dzieci są dorosłe, to też?...pewnie tak, bo to przeciez rodzic tworzył te relacje. W tym punkcie czuję się jedną wielką porażką. 

Nie powinnam stawiać granic za nich, bo to oni muszą je wyznaczyć, ale nie chcę być moją własną Matką, która wydzwaniała non stop z byle duperelą. 

Jak pomyślę o relacjach brata i siostry, na linii Młody i Mała, to chyba jest jeszcze większa moja porażka. Mała kiedyś dosadnie to skomentowała mówiąc, że łączy ich ze sobą tylko moja wagina. 

Ponarzekałam, mogę iść spać. Kolorowych snów. 


piątek, 8 lipca 2022

50 / 2022

Po długiej pauzie w końcu zobaczyliśmy się z Małą. Przyjechała dziś sama z siebie. Było najpierw miło i sympatycznie (sukcesy w pracy i w życiu prywatnym, no i okazało się, że od kilku m-cy ma chłopaka, ale nic nam nie mówiła), ale do czasu. Potem było boleśnie. Było o stawianiu przez nią granic i naszym ich nierespektowaniu. Sięgnęła aż do śniadania wielkanocnego. Było o naszej, a właściwie SzM hipokryzji, religii. Były konkrety. Było o tym, że kontakt z nami, odwiedziny, wiele ja kosztują i dlatego pauzuje. Stawia swoje granice. A pisałam tu kilka razy, że ja tracę, czułam coś. Przyznam się, że boję się o nią, i niejako boję się jej, bo boję się, że powiem coś, co ona źle zrozumie, albo na opak i trzeba będzie to odkręcać, będzie źle odebrane. Źle mi z tym. W głowie szum, myśli tłok. Popłakałam się jak pojechała. Łzy same po prostu popłynęły, bo to nie był klasyczny płacz. Napisałam długaśną wiadomość, sto razy pisałam i zmazywałam, edytowałam, ubierałam w słowa to, co czuję. Że doceniamy, jesteśmy dumni, ale martwić będziemy się zawsze. Że to wszystko z troski, bo my rodzice tak mamy. Że bardzo kochamy i wspieramy. Nawet teraz gdy to sobie czytam to łzy mi same płyną. Rozumiem stawianie granic, ale przy takiej granicy jest bardzo blisko do egoizmu. Mówi się, że odrobina zdrowego egoizmu każdemu się przyda. Ale to musi być faktycznie odrobina. A to już mi się nie podoba. 

niedziela, 3 lipca 2022

49 / 2022

Tydzień po skończonym urlopie minął jak z bicza strzelił. Ja się pytam jaki urlop? Ciężki tydzień teraz przede mną, bez szefostwa, dodatkowo z zastępstwem jednego pracownika na moim karku. Byle do piątku.

Dziś, tak w niedzielę (bo w sobotę były oczywiście rowery), w końcu pozakładałam moskitiery w uchylanych oknach i drzwiach balkonowych. Potem ogarnęłam chałupkę, zmieniłam pościel, puściłam pranie i odkurzacz, bo kociej sierści było wszędzie pełno. A po południu byliśmy u Młodego i JuzNiePanny na kawie. Załapaliśmy się nawet na ciasto. Posiedzieliśmy chyba prawie 2 godziny i wróciliśmy do domu. Było miło 😉 Ustaliliśmy sobie z SzM że będziemy do nich wpadać częściej, na spontanie. Trochę przeraża mnie ich podejście do życia, ale cóż, życia za nich nie przeżyjemy. No i podejście do porządku. Śmiać mi się chciało, bo SzM powiedzial: mówili, że dziś posprzątali, mhmmm... to ja się zastanawiam jak u nich wygląda bez sprzątania.

Serialowo wkręciłam się w "Usta usta". Pamiętam, że jak sto lat, tzn 12, temu oglądałam to jak Julka-bohaterka umarła to naprawdę płakałam. Teraz miałam oglądać kolejne części, ale w sumie to oglądam od początku. 

Mała się nie odzywa od naszego powrotu z wakacji. Dzwoniłam, ale nie mogła rozmawiać, nie oddzwaniała, a ja nie chcę naciskać.

Milego dobrego tygodnia! 

wtorek, 28 czerwca 2022

48 / 2022

Pierwszy dzień powrotu do codzienności za mną. 

Wróciliśmy w sobotę. Do niedzieli ogarnęłam (po swojemu, bo Mała odkurzyła, ale... 😉) chałupę, pranie ciuchów, a nawet przesadzenie kwiatków. Upalna pogoda w tym wypadku zdecydowanie pomagała. Niedziela, upalna, jakoś nie zachęciła nas do wyjścia gdziekolwiek. Poniedziałek to mój  pierwszy pracowy dzień. Nie mam pojęcia dlaczego, ale przed powrotem do pracy włączył mi się stresor wewnętrzny, jakieś takie podskórne drgania miałam, poczucie z tyłu głowy, że na pewno coś walnie tylko nie wiem jeszcze z której strony oberwę. A tu looz, suprajsik taki. W nocy, a właściwie nad ranem, śnił mi się mój sztandarowy koszmar pt. zalało nam mieszkanie na maxa. To też mnie nie nastroiło dobrze z samiuśkiego rana. No, ale dałam radę, mimo tego koszmarnego dziś upału.

Zaliczyliśmy dziś wizytę u Matencji i Tatencjusza, bo Tatencjusz dziś hurtowo świętował to, co minęło podczas naszego wyjazdu (imieniny, urodziny, dzień ojca). Miałam wrażenie, że Matencja jest zazdrosna o to, że to on, Tatencjusz, a nie ona, jest dziś w świetle naszej uwagi. Naprawdę. Te miny, znaki, niedopowiedzenia, drobne złośliwości w stronę Tatencjusza, plus wyraźnie zaznaczone jej cierpienie, bo boli, jak zwykle. Być może ją krzywdzę taką opinią, jestem nieczuła na jej bóle, ale trochę to było wręcz irytujące. Qrcze, najpierw myślałam że mi się to wydaje i szybko odgonilam te myśli, ale jak się okazało SzM czuł tak samo więc coś pewnie jest, było na rzeczy. Powiem szczerze, to były tylko dwie godziny, ale wyszłam psychicznie wypompowana. Nie dość, że tam iskrzy tak normalnie, zwykle i nie wiesz jaki nawet najbardziej prosty temat poruszyć, który nie stanie się przyczynkiem do ataku Matencji na Tatencjusza, to jeszcze musisz wybrnąć towarzysko, emocjonalnie, i dzielić uwagę między przygluchego (bo kto by nosił aparaty, niech leżą w szafce) Tatencjusza i zazdrosną o tę uwagę Matencję. Masakra. 

Zaraz włącza mi się moja schiza. Czy nasze dzieci też się męczą w naszym towarzystwie? Wychodzą emocjonalnie przemaglowane. 

Z innej beczki. Nienawidzę prowadzić samochodu z SzM na fotelu pasażera. Jemu włącza się tryb niespełnionego instruktora nauki jazdy, mnie rośnie ciśnienie, wzrasta stres i momentalnie spada poczucie własnej wartości, pewności, tracą się (bo przecież jakieś są 😉) wszelkie umiejętności kierowcy. Czuję się jakbym zdawała prawo jazdy. Jeżdżę z nim bardzo rzadko, zwykle tak manewruję by to on był kierowcą. Powroty z imprez, o ile się zdarzą, jestem w stanie przetrwać, ale tak normalnie ot tak, to nie. A on zwykle (mimo, że bardzo lubi jeździć) dla zasady się opiera w myśl zasady "czyją fura ten wozak". Dziś musiałam, już nie było jak się wywinąć, dla zasady uznałam że poprowadzę, bo to chodziło o moje auto. "I jedź sobie za tym autobusem, nie śpiesz się, nie warto bo zaraz będziesz skręcać, tego wyprzedź, no dodaj trochę gazu, tu nie wjeżdżaj, tam skręć, a tu zaparkuj, no i widzisz, spokojnie". Nosz %)& $#@!?/%!!! Po pierwsze spociłam się jak mysz, nie tylko z powodu upału. Po drugie włączyła mi się wewnętrzna telepawica i pusto w głowie. Po trzecie na końcu już skomentowałam, że ja zwykle staję TAM, a nie TU, bo teraz jak ktoś w międzyczasie podjedzie to wjedzie przed nami. No, co usłyszałam? "To mogłaś przecież tam stanąć, ja Ci nie kazałem..." Kazałeś!... a mój wzrok chyba był bardzo wyrazisty, bo urwał te dyskusję. A to wszystko było jeszcze grubo przed wizytą u moich rodziców. Ale do nich to SzM awansował na kierowcę. 😁

I tak to było przy poniedziałku pourlopowym 😁😉


piątek, 24 czerwca 2022

47 / 2022

Uciekł mi gdzieś jeden dzień pobytu. Byłam przekonana, że dziś jest czwartek, więc jeszcze jutro ostatni dzień i pojutrze wyjazd. A tu dziś przy śniadaniu zong! Dziś mamy piątek i jutro z samitenkiego rana zawijamy się do domu. Buuu...

Wczoraj plażowałam 2 godzinki, dzisiaj drugie dwie. Ale dziś skwar przeokropny. Myślałam, że będzie jak wczoraj czyli słonko, woda, chłodny wiaterek od wody itd. Niestety dziś Bałtyk zamienił się z jezioro, powietrze stało. Miałam być na plaży 3 godziny. Po 1 godzinie zwinęłam manatki i postanowiłam wracać do domu plażą. W "moje" miejsce jechałam rowerem, ok. 2 km lasem przez wydmy. Powrót plażą też 2 km. Wyszło na zero, ale przy okazji zrobiłam rekonesans plaży. "Moja" wyszła najfajniejsza; szeroka, łagodna, piaszczysta i z dala od zgiełku, cywilizacji, wrzeszczących dzieciaków itd. Pewnie od jutra się to zmieni, bo przecież wakacje się właśnie rozpoczęły. No... A my już po. Taki urok czerwcowego urlopowania.

A dziś było tak... 😁😉



czwartek, 23 czerwca 2022

46 / 2022

Chwilo trwaj... Sama tu jestem i jest bosko! 

Jesteśmy z SzM w stanie wytrzymać chyba max 10 dni. Potem atmosfera się zagęszcza. Bo skazani jesteśmy na siebie. Tu nawet nie mamy kota 😉 który często rozładowuje negatywną energię 😁

Przedwczoraj wieczór (nota bene moje urodziny, choć cały dzień był bardzo fajny, dopiero wieczór coś się zepsuło) i wczorajszy dzień to masakra. Cisza. Bo żadnemu z nas nie chce się gadać, nie mamy potrzeby, kumulujemy w sobie te negatywne emocje. Nawet próbowałam wczoraj z nim coś niby serio niby żartem żeby wyrzucił co mu leży na wątrobie, na sercu, ale usłyszałam że lepiej nie. Dziś atmosfera się poprawia. 

SzM został w domku, bo dzwonili z jego fabryki i musiał odpalić lapka, a ja w końcu wylądowałam na plaży. Mamy przepedałowane na chwilę obecną po ścieżkach nadmorskich i pomorskich ponad 500 km i uważam że słodkie lenistwo się nam, no mnie, bo on pracuje, po prostu należy 😁😁😁

wtorek, 21 czerwca 2022

45 / 2022

Zasłuchałam się w onetowskie podcasty, dwa wywiady serii panów W. i K. Jeden z naszą światową gwiazdą piłki kopanej Robertem L., a drugi ze znaną jurorką z programu poszukającego śpiewających talentów Elzbietą Z. Wysłuchałam z przyjemnością. Było co słychać, bo każdy ma półtorej godziny i maleńko reklam 😁

Pogoda się nam niestety mocno zrąbała. W sobotę przestudiowaliśmy weekendową prognozę na Radarze, no i miało być w sobotę ładnie, w niedzielę upał, w poniedziałek deszcz. Więc zdecydowaliśmy w sobotę jechać na rowerową wycieczkę (bo ładnie), w niedzielę iść plażować (bo upał). Sobotnia ładna pogoda zrobiła się upalna, więc skróciliśmy dystans pedałowania żeby się nie męczyć dla idei. W niedzielę (bo zapowiadany upał) wybraliśmy się w końcu konkretnie na plażę, zaopatrzeni w plażowe akcesoria (namiot, ręczniki, woda, owoce i książka). Miało być tak jak rok temu; jedziemy na rowerach w miarę blisko, będzie pusto, pięknie, ciepło i słonecznie. Zdziwiło nas jeszcze w centrum, że przed południem sporo ludzi wraca z plaży. Uznaliśmy, że chyba na obiad 😉😁 Wjechaliśmy w las, znaleźliśmy miejscówkę, ale... nie odważyliśmy się na wyjście na plażę. Owszem, słonko świeciło, ale na plaży wiało tak, że łeb chciało urwać. Zimnym mocnym wiatrem. No i wróciliśmy, tak jak Ci spotkani wcześniej ludzie. Było niby słonecznie, ale wiało potem też na lądzie, zrobiło się chłodno, potem troszkę popadało i się nieco uspokoiło. Zachód słońca nawet ok. Dzisiaj od rana pochmurnie. Zaliczyliśmy 12 km spaceru. Późnym popołudniem zaczęło lać konkretnie. I leje cały czas. Mocno. Rzęsiście, wali w dach aż niemiło. 

W tak pięknych wakacyjnych urlopowych, ale mokrych, niestety zimnych, okolicznościach przyrody mój osobisty licznik dziś przeskakuje i zmienia cyferkę na 53. A miał być szampan na plaży... 😉😪 




piątek, 17 czerwca 2022

44 / 2022

To już mój urlopowy prawie półmetek. Ani się człowiek obejrzy i minie. 

Pogoda w miarę fajna, bez fajerwerków, ale ważne że nie pada. Rano niby pochmurnie, potem się rozpogadza, w słońcu jest ciepło, w cieniu zimno, a że niebo pełne chmur to szału nie ma. Na rowerowanie jest ok. Przyjechaliśmy w sobotę, dziś mamy czwartek (zanim to skończę minie północ i wpis pójdzie już jako piątkowy) i przepedałowane prawie 340 km. A jeszcze mamy w planach kilka kierunków. Prognozy mówią, że od poniedziałku ma być deszczowo więc może jutro w końcu wyłożymy się gdzieś na plaży, bo póki co się nie dało.

Pozdrawiam pięknie z Wybrzeża



sobota, 11 czerwca 2022

43 / 2022

Nie wiem jak ja to robię... Zawsze wszystko na ostatnią chwilę. Przed 5 wyjeżdżamy, a ja siedzę właśnie z farbą na głowie, henną na brwiach a kręgosłup lędźwiowy chce mi pęknąć po prostu ze zmęczenia. Wczoraj spakowałam większość dziś zostało  "tylko dokończyć". Dokańczam więc od 18.00, cały czas na nogach. Od początku wiedziałam, że farbę na włosy wrzucić muszę i tradycyjnie jak zawsze zostawiłam to na samiuśki koniec. No masakra. Sama na siebie jestem zła. No bo znowu będę jechać półprzytomna. Trochę się boję tej jazdy, z tymi naszymi znajomymi. Czy damy radę razem tyle godzin.... Jej się buzia nie zamyka, SzM już przeżywał, że jak można tyle gadać. Zgrzyt był dziś na samym początku przy pakowaniu. Co ja poradzę na to, że SzM jak zwykle jest jaki jest. Zasadniczy. Nawet bardzo. I czasem dla zasady staje okoniem, i często zupełnie od czapy, tak jak dzisiaj.

Incydent, scysja z Małą trochę mnie wyprowadził z równowagi, ale nie chce jątrzyc, bo nie warto. Dziś w głębi duszy przyznałam rację SzM, który mówi, że dla Małej ważne jest by jej było dobrze, reszta albo się nie liczy, albo jest tak przy okazji. Kładę to na karb jej prowadzonych terapii, z ideą zdrowego egoizmu i zasadami strefy komfortu czy jakoś tak. Na tych wszystkich terapiach na bank ma wkładane do głowy "zadbaj o siebie". No to dba 😁A dzisiejszy taki trochę wybuch to chyba z kolei efekt zmiany leków. Sama powiedziała, że ma obniżony nastrój. W ogóle to od jej powrotu z zagranicznego szkolenia jakoś mi uciekla. Nie nadążam za nią. I z bólem serca muszę przyznać, że trudno mi się z nią dziś gadało. A to było jeszcze przed scysją i już było trudno. Nie ciągnął się temat, po prostu. 

Lecę chyba zmywać te barwniki. Pół bloku zaraz obudzę. W takich momentach chciałabym mieszkać w domu.

Dziś padło chyba pierwsze towarzyskie pytanie pt. Czy zostałam już babcią. Brr. Nie, nie zostałam. Pochwaliłabym się. Intencje nie były złe, ale sam fakt...

Biorąc pod uwagę, że jest środek nocy, po północy, to mogę uznać, że rozpoczęłam właśnie pierwszy dzień urlopu. Tadammm!!!

:) 

wtorek, 7 czerwca 2022

42 / 2022

Urlop

Odliczam... Walizki wyciągnięte, pranie wstępne zrobione, ciuchy poblokowane, różne przyda się już przygotowane, a reszta jeszcze czeka 😁 Nie żebym bardzo już chciała, nie mam takiego wewnętrznego parcia, ale biorę na klatę, bo to już ten czas i trzeba, bo tak stoi w kalendarzu. Do kota przyjedzie Młoda, która chyba będzie przez ten czas na zdalnej pracy. SzM już planuje dystanse i trasy do pedałowania, a ja przyjmuje to wszystko z dobrodziejstwem inwentarza. Dokańczam ważne pracowe sprawy, porządkuje domowe. Zdecydowanym minusem wczesnego urlopu jest to, że jak wrócę wszyscy będą się szykować i planować, a ja już nic. Właśnie żeby nie mieć tego nic chciałabym wyskoczyć gdzieś pod koniec wakacji, może z Małą, może jeszcze z SzM, albo nawet sama... Ale póki co to wszystko jeszcze w sferze planów. A nawet tylko myśli.

I tak to.

A fotka dla ozdoby i zachęty dla mnie samej 😁



wtorek, 31 maja 2022

41 / 2021

Wracam powoli na ścieżki biegowe. Cały czas kręcę 5 km i tygodnia na tydzień lepiej mi to wychodzi. Do luźnego biegu w tempie konwersacyjnym jeszcze mi daleko, ale jestem cierpliwa 😉😁

poniedziałek, 30 maja 2022

40 / 2022

Niedzielne rowerowanie za nami. Wycieczka dużą grupą ma swoje zalety. Było fajnie. 

A po wycieczce zjawiła się u nas Mała z zaległymi osobistymi życzeniami dla Mamy, czyli mnie 😁 Posiedziała, pogadała i pojechała. Ot, tyle. A ja to chyba nie jestem tak całkiem normalna. Zawsze doszukuję się dziury w całym. Bo zamiast po prostu cieszyć się chwilą, obecnością Małej, to ja łamię sobie głowę i rozkminiam w głębi siebie czy aby na pewno jest jej ok; zbieram okruchy jej reakcji, strzępki zdań i zastanawiam się czy ona tę wizytę traktuje jak zło konieczne, przykry obowiązek czy może ma z tego popołudnia choć trochę frajdy. Słowem zastanawiam się ile w naszych relacjach jest żółci i goryczy z moich relacji z Matencją.

Mała jest w trakcie zmiany leków, bo jak to okreslila wpadała w stan zafiksowania się i utrudniało jej to życie. Natręctwo myślowe itp. Podała przykłady. Otóż... ja mam tak całe życie. Samą siebie kiedyś dawno zdiagnozowałam serialowo i mówię czasem, że załącza mi się Detektyw Monk. Albo, że to mój osobisty ZOK daje o sobie znać. I nie jestem w stanie z nimi wygrać. Moja potrzeba ogarniania przestrzeni wokół i całe mnóstwo innych rzeczy bierze nade mną górę. Zastanawiam się, i mówię to bardzo poważnie, czy to nie jest przypadkiem tak, że tego typu problemy kiedyś bagatelizowano, nie zauważano ich, po prostu trzeba było z tym żyć, nikt się nad tym nie pochylał i ludzie dawali radę. Było ciężko, ale nie było wyjścia. A teraz, współcześnie, mam wrażenie, że dogoniliśmy Stany, cywilizację. Kiedyś śmialiśmy się z tych terapeutycznych wizyt na kozetkach które znaliśmy z filmow; pamiętam nawet komentarze, że oni chodzą na terapię i płacą za to grubą kasę, a u nas od tego ma się po prostu przyjaciół. Tak, tacy byliśmy, niby lepsi. I teraz należy się zastanowić na ile ta nauka, cywilizacja poszła do przodu, a na ile zatraciła się moc, siła wartościowych przyjaźni, takich które dają nam wsparcie, na które można liczyć. Z moich obserwacji, zwłaszcza młodego pokolenia, wychodzi na to, że jest ono bardzo kruche, to pokolenie chętnie się wzajemnie wysyła na i korzysta z terapii uznając to za standard. Nie mówię tu o konieczności leczenia farmakologicznego, bardziej chodzi mi o konieczność psychologicznego przepracowania problemów.

A Mała powiedziała wczoraj, że dobrze, że odważyła się pójść do psychiatry, do psychologa, na terapię, bo teraz przy zmianie leków gdy musiała obniżyć dawkę obecnych przed zmianą, to sama zobaczyła ile te leki jej dają, jak bardzo poprawiła się jej jakość życia. Przypomniało jej się jak jej było źle przez całe studia, liceum... Uderzyło mnie, że powiedziała "dobrze, że poszłam i Was nie słuchałam", ponieważ kompletnie nie kojarzę sytuacji, w której odradzałam jej pójście do specjalisty. Mało tego, nie pamiętam by mówiła mi o jakichś problemach ze sobą. Teraz myślę, że byłam wtedy głupia jak but, ślepa. Za to dokładnie pamiętam dzień, poranek, gdy powiedziała że już chodzi. I drugie jej wczorajsze stwierdzenie mnie uderzyło nawet bardziej... "Dobrze, że poszłam, bo dziś by mnie nie było, na pewno"...

Ważne! 

Z każdym dniem dochodzę do wniosku, że muszę zrobić sobie porządek w głowie. 

1. To, że moje dzieci są jakie są, mają problemy jakie mają, nie oznacza, że byłam/jestem złą matką. Zrobiłam co wtedy mogłam i najlepiej jak mi się wówczas wydawalo. Obwinianie siebie tu i teraz niczego nie zmieni, oprócz stanu mojej psyche. 

2. To, że moje relacje z Matencją są (i były) jakie są, a w związku z tym cały czas staram się i myślę by nie obciążać swoich dzieci (tak jak ona mnie) jest błędem. To dzieci muszą stawiać swoje granice, a nie ja w ich imieniu, bo widzę że ja przesadzam w drugą stronę. 

3. To, że nasze dawne przyjaźnie, dobre towarzyskie znajomości umarły i się wypaliły oznacza, że po pierwsze chyba nie były tak bardzo dobre, po drugie, że trzeba albo zadbać o ich reaktywowanie, albo rozejrzec się za nowymi, albo jedno i drugie razem. Bo znajomych trzeba mieć. Ja jestem towarzyskie zwierzę i moja dusza teraz naprawdę cierpi gdy przychodzi weekend i nie z kim się umówić. Oduczyliśmy ludzi od siebie, tak starannie trzymaliśmy izolację w okresie pandemii. 

4. Muszę zadbać o grono koleżanek, ot tak po prostu zadbać o swój babski swiat. Całkiem podobnie jak w punkcie wyżej. Z zaznaczeniem, że skoro nikt nie inicjuje kontaktu konkretnie ze mną, to brutalnie oznacza, że aby mieć kontakt z babskim światem relacje powinnam inicjować ja. A potem to już jakoś pójdzie. 

I tych punktów powinniśmy się trzymać 😁😉

Howgh!