Stali bywalcy :)

niedziela, 18 września 2022

58 / 2022

Z pamiętnika pt. na wyjeździe z MM (Malą/Młodą)...

Dzień 1

SzM w drodze do pracy podrzucił mnie do MM do Wojewódzkiego Miasta i razem kulałyśmy się już dalej. Wystartowałyśmy o godz. 8.35 na śniadanie w miłej, polecanej przez MM lokalizacji. Potem dworzec PKP i wiooo do stolycy. Ale co to za jazda... Bez szarpania, bez pisku szyn, turkotu wagonów, bez stukotu szyn. Cuda panie, cuda. Nie takie PKP pamiętam. Lubię oglądać ludzi. Pooglądałam w pociągu. Młoda kobieta, dziewczyna, z rozwianym włosem, w zwiewnej sukience, cała taka była zwiewna. Taka ładna młodość z walizką, plecakiem, słuchawki, telefon, mp3 albo coś w tym klimacie. Druga już nie taka ładna, bardziej konkretna, w żakieciku, z papierową książką nad którą zasnęła. Para w średnim wieku na siedzeniach przed nami, która cały czas grzebała w telefonie w aplikacji banku. Oglądam tak, obserwuję i wyobrażam sobie ich życie. I prawie zawsze ci oni wydają mi się lepsi. Od zawsze. W stolycy w Złotych Tarasach obiad na wagę, szybki rzut okiem na Pałac Kultury i Nauki, a potem tramwajkiem, busem do zabookingowanego hotelu. W hotelu cóż... szału nie było, duży plus to transfer na lotnisko, reszta obleci. Ważne że nie było brudu. Początkowo myślałam, że oblecimy przy okazji trochę stolycy, której w zasadzie nie znam, ale już po godz. 17 zaległyśmy w łóżkach ustalając, że pobudka i start w środku nocy to dobry argument by już iść spać. MM już podsypia, a ja grzebię w komórce. Dałam się skusić reklamie w pociągu i rozpoczęłam miesięczny gratis w aplikacji z audiobookami i epokami. To chyba za chwilę coś sobie puszczę.

Dzień 2
Królowa Elżbieta zmarła. To koniec epoki, bo była dla mnie od zawsze. Już wiadomo więc jak i kiedy skończy się serial The Crown. 
Hotel, w którym nocowałyśmy... W zasadzie głównym jego atutem był transfer na lotnisko w cenie. Ten ze zdjęć na stronie i ten w realu to niebo i ziemia. Dość powiedzieć, że widziałyśmy w podręcznej kuchence dla gości pralkę automatyczną ze skoblem zamykanym na kłódkę. No i ten zapach z kanalizacji. To nie było fajne. 
Start lotu opóźniony o jakieś 2 godziny, ale szczęśliwie dotarłyśmy. Pierwszy raz w życiu oglądałam na własne oczy tłumek oczekujących z opisanymi kartkami w garści. Jak na filmie. Serio. Z lotniska do hotelu w małym miasteczku, prawie 200 km. Po drodze dopadła mnie migrena. Jak już dotarłyśmy to mnie było lepiej, a ból głowy przeniósł się na MM. Zamiast spacerów było spanie. Mój samotny spacer to porażka i stres, bez przyjemności żadnej, bo pomyliłam drogę od samiutkiego początku, z hotelu miałam iść w prawo, a poszłam w lewo. Po kolacji idziemy spać, jutro czeka na nas Rzym. A Planowałam zwiedzanie miasteczka, tej starej części miasta duchów. Ale cóż, nic na siłę.

Dzień 3
Pierwszy nocleg za nami. Hotel z cyklu głęboka komuna. Posiłki nie pozwalają na głodowanie, ale jakoś nie wyzwalają zachwytów i hymnów pochwalnych. Dziś w nogach mamy chyba ze 20 km. 
Wczoraj byłam tak padnięta że sił mi braklo. Uzupełniam teraz w busie. Wrażenie było, jest, ale jednocześnie nie docieralo do mnie że tam, i wszędzie tu, jestem, w miejscach do tej pory znanych tylko z TV. Piękne fontanny, schody, mnóstwo atrakcji, a aperol przy fontannie smakował nam bardzo. Dla mnie to taki moment na dobre wspomnienie. Piękne budowle, albo ruiny, wszędzie zabytki. Bawiłyśmy się świetnie. Mamy całe mnóstwo zrobionych zdjęć. 
Przy kolacji wyszło z ludzi polactwo, niestety. Dwa rodzaje owoców, do wyboru, na deser, a ludzie brali ile wlazło. Masakra. 
Grupa zdecydowanie senioralna. Kilka młodych par. Młodzi ok. Ale seniorzy... Są takie egzemplarze, które narzekają, krytykują, chwalą się ile wlezie, wszystko wiedzą najlepiej. Nie wszyscy oczywiście. 
Dobra lekcja życiowa dla Małej gdy przy kolacji siedziałyśmy z parą pt. duża różnica wieku między nimi. Ona jeszcze młoda, aktywna, on zdecydowanie starszy, już wyciszony. Dało jej do myślenia, pokazało jak to działa, bo to ona mi o tym powiedziała, to ona zwróciła na to uwagę. 
Drugi włoski nocleg za nami, hotel niby ciut lepszy, pokój z balkonem, ale łazienka z cyklu bierzesz prysznic na toalecie. Za to śniadanie na wypasie, oczywiście jak na Italię. 

Dzień 4
Zwiedzanie, fotki, pamiątki i póki co do tej pory ograniczalysmy się do panini, tych kanapek. A dzisiak poszłyśmy do knajpki. Coperto było 2 euro, ale mówi się trudno. Pizza i carbonara. Plus dzbanek wina. Było miło. A zaliczyłyśmy też przygodę pt. stłuczona butelka Limoncelli, cóż było robić, kupiłyśmy drugą. Zakupy poczynione, kasiora wydana. Dziś zakupiłam sobie nowe okulary słoneczne, bo wczoraj usiadłam na starych. Cóż, bywa. Nocleg w nowszym hotelu, bez żadnych  dodatkowych atrakcji, poprawił humory chyba wszystkim. Dobrze dobrane towarzystwo do stolika przy kolacji z butelka wina bardzo fajnie dopełniło ten dzień. 

Dzień 5
Dziś cud, miód i orzeszki. I wisienka na torcie - gondola. Zaszalalysmy i poszłyśmy na obiad. W skali 1 - 10 oceniam na 10. Było fajnie. 
Przy obiedzie poważne wyznania emocjonalne ze strony Malej. Muszę sobie poukładać w głowie  wszystko to, co mówiła. Nie jestem chyba gotowa do takiej postawy. Zawsze mówię, że odrobina egoizmu nikomu nie zaszkodzi, ale kiedy słyszę filozofię, że mamy ze sobą świetną więź, że bardzo mnie kocha, itp. ale wyznaje zasadę że w przyszłości to ona może nam, mnie pomagać, ale na swoich zasadach, nie kosztem siebie, a wszystko w myśl motta "ja na świat się nie prosiłam, więc nic Wam nie jestem winna". Brzmi ostro, Alle nie o taki wydźwięk  chodzilo. Z jednaj strony przykro bo pachnie mi to wielgachnym egoizmem, a z drugiej podziwiam za konsekwencje w działaniu i stawianiu granic. 
Dzis okazało się, że zostawiłam w hotelu kiecke. Nie mam pojęcia jak i kiedy to zrobiłam, ale kiecki brak. 

Dzień 6
Zwiedzanie, foty to już standard. Grupa już się podobierala towarzysko. Ludzie są z całej Polski. Wyodrębnili się maruderzy i narzekacze, którzy mnie osobiście i MM drażnią. Ale cóż robić. Trzeba żyć dalej. 
Restauracja, w której gotował celebryta zaliczona. Bruschetty plus pół litra wina. Zakupy i degustacja w sklepiku z obsługą w języku polskim też zaliczona. 
Najdłuższy odcinek do przejechania przed nami. Hotel jest przy chyba głównej drodze, auta jeżdżą non stop, jest klima, jest czysto, ale brak klimatu, atmosfery. Łazienka na pierwszy rzut oka jest ok, potem się okaże że prysznic na sztywno u góry, a kabina maleńka, źle się wchodzi i wychodzi. 
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że ta ich włoska pasta to jak nasza zupa. Na pierwsze danie zupa musi być. Bo u nas w Polsce jak wiadomo obiad bez zupy jest do d...y, a sama zupa to też d...a. Teraz już nieco straciło na aktualnosci, ale tak było. Całe szczęście ja lubię makarony więc mogę często 😉😁

Dzień 7
Ze wszystkich dotychczasowych przewodniczek, ta ostatnia od chyba stu lat żyjąca we Włoszech drażni mnie swoimi filozofiami, żartem, głosem. Bo dotychczasowe dziewczyny były fajne, energiczne, z ikrą, temperamentem, inteligentne bestie, które mają dar opowiadania. 
Co do Italii to raczej uczucia mieszane. Nabrzeże i widoki piękne, a gdy się wgłębisz to czasem piękno znika... Wąziuteńkie uliczki, mnóstwo ludzi, aut, skuterów, hałas, brrr. Tak nas poniosło w spacerze, że się zagubilysmy nieco. Prawie skończyła się turystyczna cywilizacja. A jak się odnalazłyśmy to zaliczyłyśmy pizzę w bardzo fajnym klimatycznym miejscu. Przyszla za nami wycieczka rosyjskojezyczna. Nie wiem z jakiego kraju, ale nie było to dla mnie miłe. 
Obiadokolacja i znowu pizza. A przy kolacji dyskusje o religii, kościele, itp. Poznałyśmy fajną parę. Poza tym w grupie jest kilka osób, z którymi da się normalnie pogadać więc korzystamy. 

Dzień 8
Wycieczka na wyspę. Relaksacyjna już prawie. Piękne widoki, smaki, zapachy. Zakupy porobione, wstępnie spakowane. Wierzyć się nie chce, że to koniec. Ostatni dzień.

Dzień 9
Podróż powrotna wydłużona w sumie razem o 7 godzin. W sumie, bo najpierw opóźnił się samolot, a potem pociąg. Trochę to trwało.

Podsumowanie
Wycieczka sama w sobie bardzo atrakcyjna, bogata turystycznie. Nadrobiłam te wszystkie lata, kiedy nie jeździliśmy tam 😉 Takie Włochy w pigułce to były. Wyjazd obu nam się bardzo spodobał. 
Sam pobyt dał mi możliwość bycia z MM. Rozmów, emocji, zrozumienia, tulasków, nocnych a może raczej wieczornych rozmow, poznania się bardziej.
To był dla mnie, dla nas obu, bardzo dobry czas. A tymczasem SzM zdążył za nami, za mną zatęsknić 😉😁


PS
Trzy plusy dodatkowe poprawiające nastroj:
1. byłyśmy brane za siostry, a nie kobitki w relacji mama i córka. Sporo takich zdziwionych opinii słyszałam. 
2. jedna woman w damskiej toalecie wyraziła in English zachwyt nad moimi eyes 😉😁
3. kiedy towarzysko zapytano mnie o wiek, dowiedziałam się, że nie wyglądam, że wyglądam młodziej 😉😁

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz