Stali bywalcy :)

wtorek, 24 grudnia 2019

39 / 2019

Tradycyjnie, wszyscy śpią, mają wszystko w głębokim poważaniu, a ja zapinkalam jak mały samochodzik. I co z tego, że wczoraj pogotowalam wszystko, co z tego że SzM w blasku chwały robi tort orzechowy, reszta cała sama się nie zrobi. Wczoraj wieczorem gdy zamykałam kuchnie sama byłam pod wrażeniem swojej organizacji. Dziś czar pryska, wszystko wraca do normy.
W sobotę z Małą uszka i pierogi z kapustą. Wczoraj zrobiłam kapustę z grochem, z grzybami, barszcz, kompot z suszu, ryba opiekana w occie, ugotowalam fasolę, jarzyny na sałatkę i ulepilam pierogi ruskie i dolepilam uszek, bo mi zostało farszu z kapusty i ciasta z pierogów. Dziś gdy Miszczu SzM zwolnił kuchnie, bo tort przecaś robił, to ja zrobiłam ciasto krowke, upieklam sernik, do kończyłam sałatkę jarzynową, zaparzylam swojską szynkę i udekorowalam tort. Uff...
Powinnam jeszcze rzucić farbę na włosy, ale nie mam siły...
Mam za to satysfakcję   z wykonanych zadań 😁... i tej wersji będę się trzymać!

Sobie i Wam życzę spokoju w te Święta, niech będą radosne, ciepłe, serdeczne, rodzinne, poczujcie tę świąteczną radość i miejcie z tego frajdę. Wy, no i ja też 😁
Wesołych!

Anonimka ❤️💕💞

poniedziałek, 23 grudnia 2019

38 / 2019

Jak nie wyklikam czegoś z telefonu to nic tu nie będzie. Gdzie te czasy gdy przy lapku klikałam kolejne wpisy...
Najpierw wypadałoby nadrobić zaległości czyli...
Mała/Młoda
 - generalnie nie ma depresji, niby jest ok, ale jej stany lękowe psychiatra leczy farmakologicznie. Do tego dochodzi mega niska samoocena i problemy emocjonalne. Sama farmakologia nie wystarczy. Przerobila już terapię indywidualne u terapeutów, teraz zgodnie z sugestią, stara się załapać na terapię grupową.
W domu wydaje się być ok, mam wrażenie, że złapała z nami bliższy kontakt, taki jak kiedyś... Wciąż więcej jej w domu nie ma niż jest. Chłopaka nie ma, twierdzi że nie jest zdolna do miłości. SzM staje na wysokości zadania, widzę jak się stara. Daje sobie wytłumaczyć to i owo, a to jest duże coś 😁
Młody...
- kiedyś napisałam tu, że gdyby się dało to chciałabym móc go stłuc i ulepić na nowo, ta wersja nie budzi mojej sympatii, owszem kocham go bardzo, ale nie zostałby chyba moim kolegą z wyboru. Pomijając sprawę koloryzowania wszystkiego (wypisz wymaluj tak jak Tatencjusz), przez brak rzetelności, solidności, aż po bycie sknerusem Mc Kwaczem.
Mam wrażenie że w ich związku to on jest od wszystkiego, od czarnej roboty, a ona wiecznie zmęczona, stworzona do wyższych celów, tylko leży i pachnie. Tak wiem, z uwagi na to, że jestem przyszłą teściową, na pewno nie jestem obiektywna, ale piszę co czuję.

Święta...
W tym roku zdecydowanie mniejszy skład. Na Wigilii u nas nasza 3 i Teściostwo. Potem wieczorem zajrzą do nas moi rodzice razem z moim rodzeństwem i Młody z Panną. Bo Młodzi najpierw przyjęli nasze zaproszenie, a 3 dni temu zmienili zdanie i na Wigilię idą do rodziców Panny (bo u nas byli rok temu). Baba z wozu...
U nas już zdecydowanie Święta. Jakoś tak wszystko bez stresu, nerwów i pośpiechu udaje mu się spinać. Wczoraj najpierw razem z Małą lepiłysmy uszka, a potem zaliczylismy kino wspólnie z Młodymi. Dziś dolepialam pierogi i ogarnialam dania wigilijne. Jutro pieczemy ciasta.

Niestety nie biegam.
Nic nie robię, ani fitness, ani rower, ani żadne inne cudo. Mam problem z kolanem. Zrobione badania nie wykazują konieczności artroskopii. Dostałam jedną blokadę przeciwzapalną i przeciwbolową, ale poprawy to ja tam nie czuję ani nie widzę żadnej. W perspektywie może mnie czekać jeszcze jedna blokada, tym razem za większe pieniądze. Może ona pomoże...

Ogarniam wszystko wokoło tak by funkcjonowało bez zastrzeżeń i komplikacji, a w głębi duszy analizuję. Rozkładam na czynniki pierwsze swoje życie, rodzinę, siebie, wszystko... No i wynik tej analizy zwykle nie jest dla mnie korzystny. Zazwyczaj wychodzi mi, że mogło być lepiej.

Naklikalam calkiem sporo, późno już i oczy mi się zamykają.. Dobranoc

środa, 27 listopada 2019

37 / 2019

Mirena wyjęta. Badania poziomu hormonów zrobione.
Interpretacja wyników stan po menopauzie.
Cokolwiek by to by to nie znaczylo 😁

wtorek, 19 listopada 2019

36 / 2019

Poznajcie moją Matencję.
https://youtu.be/n-ajUG_FNds

poniedziałek, 18 listopada 2019

35 / 2019

To tylko dziś...
Krótka rozmowa telefoniczna ze znajomym specem psyche; w temacie Młodej - dać jej dorosnąć, odciąć pępowine, niech dojrzewa i walczy; w temacie ja - ja czyli nad opiekuńczy rodzic, który kocha za bardzo plus lęk przed utratą kontroli.

Kolejna bezowocna dyskusja z Matencją.
Wiek ma swoje prawa i ograniczenia czyli walka z wiatrakami.

niedziela, 17 listopada 2019

34 / 2019

W telegraficznym skrócie...
Namiastka rozmowy z SzM zaliczona. Efekt raczej dobry, ale i tak oczywiście nie powiedziałam wszystkiego, bo nie umiałam, bo łzy, bo blokada jakaś mi się włącza ...

Doczekaliśmy się w końcu sypialnianego łóżka, takiego prawdziwego. Nie przypuszczałam jednak, że tak to będzie. Uczucia mieszane. Bo w końcu jest, ale kosztem tego że to już etap wypadania z gniazda 😉

Dziś wprosiła się do nas Matencja z Tatencjuszem. To była rzeźnia i masakra w jednym. Nie potrafię być spokojna i miła. Tatencjusz słabo słyszy, aparatów nie nosi, wszystkim wmawia że słyszy. Matencja słyszy dobrze, ale wybiórczo. Tylko to co chce i interpretuje wg swego skomplikowanego tego czegoś. Nie ma za grosz poczucia humoru. Jest wiecznie nieszczęśliwa, skrzywdzona, pełna pretensji do Tatencjusza i swiata. Jeśli nie wybierasz opcji zgodnej z jej rozumieniem to znaczy że jesteś przeciw niej. I w tym wszystkim my.
Nawet płakać nie mam siły...

wtorek, 12 listopada 2019

33 / 2019

...
Jestem w tak zwanej czarnej doopie i nie mam siły, chęci i energii na to by cokolwiek zrobić, zmienić...
Nie mam siły na bycie wesołą i radosną, a za taką osobę ma mnie otoczenie, drętwieją mi policzki na myśl o uśmiechu, ale zmuszam się by być pogodną, bo nie zdzierżę pytań w stylu czy coś się stalo...
Nic mi się nie chce, nawet jeść, a to akurat chyba dobrze.

Jesteśmy po weekendowym wyjeździe z liczną grupą znajomych. Zazwyczaj było fajnie. Tym razem się umordowalam, bo męczył mnie bycie w towarzystwie.

Nie zebrałam się na rozmowe. Jeszcze.

...
Widzę młodą mamę z dzieckiem myślę sobie jak spieprzylam tamten czas.
Nie potrafię przypomnieć sobie dobrych chwil, wspomnień. Bardzo się staram, ale wszystko widzę z perspektywy "dlaczego to zmarnowalam" i "nie powinnam była". Czyli podsumowując do doopy że mnie matka.

Widzę parę ludzi, którzy patrzą na siebie z uczuciem. Zazdroszczę im tego szczerze...
Nie potrafię otworzyć się przed SzM i powiedzieć co mi w duszy gra, bo jestem głęboko przekonana że mnie nie zrozumie, wysmieje, poklocimy się itd.
Patrzę na SzM i jest mi go autentycznie żal, że ma taką beznadziejną mnie.
I ten chłód między nami... Widzę, że brakuje mu sił, pomysłu i chęci i przeciegam ta linię jak masochistka, ciągnę i sprawdzam kiedy dostanę obuchem w łeb.

Męczę się okrutnie w relacji z Matencją, która mnie po prostu drażni. Usiłuję samej sobie tłumaczyć, że to matka, że wiek, że choroba, że powinnam, ale kiepsko mi to idzie. Muszę się bardzo pilnować by na nią nie burczec, nie potrafię być córkąprzylepką, taką serdeczną, jakaś uszkodzona w tym wzgledzie jestem. Nie chcę słuchać narzekania i zalow na Tatencjusza, brata, bratową. Nie mogę powiedzieć tego co naprawdę myślę, bo to byłby czysty Armagedon. I tak słyszę wciąż, że trzymam stronę ojca.

I mam wieczne wyrzuty sumienia, a teraz jeszcze myślę, boję się i nie chcę tego by moje dzieci traktowały mnie tak jak ja moją Matencję.

O nieistniejącego relacji z moim osobistym Tatencjuszem nie wspomnę. Ale ten brak otwartości rozmowy z SzM to chyba mam po nim. On niczego nie mówił i nie mówi Matencji w temacie swoich planów, uczuć, wspomnień, refleksji. Łapie sie na tym że robię tak samo. I za to też się nie lubię...

Stały lęk o Małą, co zrobić, co powiedzieć, by zostać dobrze odebraną, zrozumianą. I te myśli, czy to na pewno dobrze, że ona bierze leki, i jak bardzo jest źle że trafiła do psychiatry i czy to na pewno tylko (!?) te jakieś lęki...

I stres o relacje z Młodym, i nasze czyli moje, i Młodego z SzM...

Do tego wszystkiego wkurzające objawy menopauzy... Uderzenia gorąca, tak że aż grzbiet piecze. A w nocy budzę się zlana potem na maksa...

I to uczucie frustracji że czas płynie nieublaganie, że więcej życia za mną niż przede mną...

I wewnętrzny lęk że wkrótce rodziców może zabraknąć i na pewno będę w jeszcze większej czarnej doopie, z mega wyrzutami sumienia...

I mogłabym tak jeszcze długo...

sobota, 2 listopada 2019

32 / 2019

Dlaczego ja Cie tak nienawidzę, tak mnie dziś zapytałes...
To nieprawda. Kocham Cię. Mimo wszystko i na przekór. Czasem Cię nie lubię, czasem mnie draznisz, ale do nienawiści jest mi bardzo daleko, nie przyszłoby mi to nawet do glowy.
Jesteś dla mnie bardzo ważny, chyba nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo; bez Ciebie, Twojej obecności, nie czuję się stabilnie, bezpiecznie; potrzebuję świadomości, że jesteś obok mnie, źle się czuję gdy wyjeżdżasz, wbrew temu co sobie myślisz.
... ale... jestem zmęczona...
... zamartwianiem się o relacje Twoje i dzieci. I nawet może dałabym się przekonywać że jestem w błędzie i przesadzam, ale ostatnie wydarzenia utwierdzają mnie w przekonaniu, że słusznie mnie stres w tym temacie zżerał. Mała stoi na stanowisku, że nie zbudowaliscie żadnych relacji, bo ważniejszy jest film w tv i gry, a jak masz potrzebę nadrobienia czegoś w tym temacie to zabierasz ją na zakupy. Tak to wygląda z jej perspektywy, bo kiepsko się gada z kimś kto jest wpatrzony w tv, albo ekran telefonu...
Wciąż uważam, że nie traktujesz Młodego jak partnera, że masz zapędy by go krytykować i nie zgadzać się z nim tak po prostu i dla zasady, że masz, satysfakcję gdy możesz mu pokazać kto tu rządzi. Tak było i nadal jest. Niejednokrotnie zwracałam Ci uwagę, że lepiej traktujesz swojego siostrzeńca niż syna. Wszystko jest ważne, spojrzenie, gest, tembr głosu, uwaga, zainteresowanie. A Ty go po prostu nie lubisz i nawet nie starasz się by to ukryć. Wiem, że Młody to nie kryształ, też mam mu sporo do zarzucenia, ale to nasze dziecko. O relacje powinny dbać obie strony. Biorąc pod uwagę wcześniejsze naszym zadaniem jest zadbać o obecne. I już nie będę Cię słuchać w tym temacie. Nie chcę go stracić.
... Zmęczona jestem krytyką mnie. Przyzwyczaiłes siebie i poniekąd mnie też, do tego, że nie są mi potrzebne słowa pochwały, akceptacji, dobre słowa po prostu. Słyszę wciąż, że ja zawsze, albo nigdy... i tu oczywiście coś negatywnego, na różnych plaszczyznach. Kiedy mi powiedziałeś ot tak coś miłego, serdecznego, tak od serca...? Zmęczona tym jestem. Czasem atmosfera jest tak gęsta, ciężka, że oddychać nie mogę. W zwykłych rozmowach dotyczących różnych spraw, opinii, stanowisk przestałam dyskutować, oponowac, bo doszłam do tego, że nie warto, szkoda energii, cokolwiek by to nie było Ty wiesz swoje i na pewno lepiej niż ja. Odbiło mi się to czkawką, bo ostatnio Mała słusznie zauważyła, że skąd ma wiedzieć, że ja myślę inaczej skoro ja nie reaguję na to co Ty mówisz.
W głowie mam tyle myśli, refleksji, tyle rzeczy bym chciała Ci powiedzieć, ale rezygnuje, bo wiem, przypuszczam, że skończy się ostrą wymianą zdań. Zostanę skrytykowana, wysmiana. Jak zwykle. Nie chcę tak dłużej.
... I tak... potrzebuję czułości, potrzebuje bliskości, ale nie tylko w łóżku.
Nie chcę powielać błędów moich rodziców, nie chce takiego małżeństwa. A coraz częściej mam wrażenie, że tak się dzieje...

środa, 30 października 2019

31 / 2019

Ja to chyba tak za bardzo normalna nie jestem... Chciałoby się zapytać dlaczego napisałam chyba... 😁

Tęsknię za czasem gdy dzieci były małe, gdy gonilam w piętkę, gdy czasu mi brakowało, gdy wiecznie było coś do zrobienia... Tęsknię, to chyba złe słowo, bardziej wracam myślą i rozkminiam w głowie jak ja ten czas zmarnowalam, nie celebrowalam, nie cieszyłam się nim...
Wdrukowane poczucie obowiązku, porządku, ogarniania rzeczywistości za wszelką cenę plus puste gniazdo i problemy Małej, to wszystko w kupie chyba spowodowało, że mam teraz takie a nie inne myśli... Inna sprawa, że one teraz się skrystalizowaly, ale pod czachą siedzą już długo.
Dopada mnie jesienna zaduma, syndrom pustego gniazda i psychomenopauza. Trochę dużo.
I nawet nie mogę tego wybiegać z siebie 😉

wtorek, 29 października 2019

30 / 2019

Zbliża się Święto Zmarłych, Wszystkich Świętych... Na naszych miejskich cmentarzach mojej rodziny to tu nie ma, sami znajomi, blizsi lub dalsi, ale znajomi; a ze strony SzM to leżą jego tata, i babcia, i ojciec chrzestny ... A Mała dzisiaj mnie  pyta czy musi z nami na te cmentarze, bo tak po prawdzie to ona tych zmarłych, do których chodzimy, to nie zna, nie czuje więzi, potrzeby, więc po co...? Ręce mi z lekka opadły. Wszystkie argumenty mi zbijała po kolei. Rany Julek... Skończyło się na tym, że jak nie chce, nie czuje potrzeby bycia z nami, z rodziną, spotkania z bliskimi, kultywowania tradycji, to nie ma sensu żeby ją ciągnąć tam na siłę.

...

poniedziałek, 28 października 2019

29 / 2019

Gdyby nie to, że mnie wcześniej SzM wkurzył na maksa i doprowadził na kres kresów, a potem przepraszająco potulił, no więc gdyby nie ten wstęp, to byłby bardzo fajny weekend. Serio.
Piątek, no fakt, piątek nie był fajny, jakoś nie było nam do rozmowy, on, SzM znaczy się, ciągnął na wycieczkę, ja chciałam pobyć w domu, że niby z Małą, która jak się okazało i tak miała wychodne plany. Spędziliśmy ten piątek przed tv, ja trochę z książką, tak jakoś niejakoś.
Sobota jednak wyjazdowa, dość daleko, bo w sumie zrobiliśmy prawie 400 km. Okoliczności były ładne, jesienne, kolorowe. Końcówka wyjazdu dramatyczna, bo wówczas odbyła się wymiana zdań wspomniana przeze mnie we wcześniejszym wpisie. Doprowadził mnie do tego, że musiałam z domu wyjść. Chyba drugi raz w życiu mi się tak zdarzyło. Wyszłam, strzeliłam szlochem w samotności, przewietrzylam głowę, zebrała siły i wróciłam do domu, gdzie SzM usiłował udać, że nic się nie stało, bo zdał sobie sprawę że przesadził. Na szczęście Małej nie było, nic nie wiedziała.
Niedziela - to najpierw skruszony SzM, a potem rodzinny obiad na który zaprosiłam Młodego z Panną. Mała niestety już miała wcześniej zorganizowane popołudnie, o czym wiedziałam, ale my posiedzielismy sobie całkiem miło i przyjemnie.

A teraz dochodzę do wniosku że ostatnimi czasy ilość moich wpisów na blogu świadczy o mojej kondycji psyche. Im gorzej tym więcej wpisów. Niestety.

I tak to.

Piszę z telefonu i różnie bywa z jakością. Zżeram końcówki, walczę ze słownikiem, publikuję i okazuje się, że potrzebna korekta. Ale się nie poddaję 😉

niedziela, 27 października 2019

28 /2019

Czy ja pisałam, że relacje między mną i SzM są ok? Na pewno ja to pisałam? No jednak nie są. Wczorajsza ostra wymiana zdań... Znacie to zdanie że "nie da się czegoś odzobaczyc" ? To samo dotyczy slyszenia tylko nie wiem jak to odmienić... :)
Najchętniej rzuciłabym wszystko w diabły i poszła w szeroki świat... Rzadko płaczę, zazwyczaj w samotności, i musi to być kres kresów, i wczoraj był. I pewnie dlatego, że nawarstwilo się wszystko. Za dużo. Bosze, głowa pęka mi zwykle od myśli, rozważań, a na zewnątrz nie potrafię, nie chcę.
Niejednokrotnie nie zgadzam się z tym co mówi SzM, jakie ma poglądy itp. ale zdarzało się, ostatnio coraz częściej, że nie oponowalam, nie dyskutowalam, bo mi się nie chcialo kruszyc kopii, denerwować, bo uznałam, że nie warto, niech mu się wydaje, niech żyje w nieświadomości. Szkoda moich nerwów. Ale od Małej usłyszałam zdanie, które będzie teraz moim mottem: "a skąd ja mam wiedzieć, że Ty myślisz inaczej, że masz inne zdanie skoro Ty nie reagujesz na to co on mówi?" Święta racja, niestety.
A wczoraj poszło o głupotę, ale to był przyczynek, by wystrzeliło to wszystko co w nas buzuje, co skrzętnie skrywamy pod powierzchnią. On, że się zmieniłam, że związek nam się rozpada, że jestem obojętna, że mam sobie przemyśleć co mówię i robię, że go zbywam, że mówił mi że powinnam zainteresować się Małą, że robi się taka obojętna, niezainteresowana rodziną, a ja go zbywalam, że dojrzewa, że to taki czas, że jej przejdzie, no i że duchem jestem wciąż nieobecna, że tylko siedzę w telefonie. Sporo zarzutów... I jak na to popatrzeć mają pokrycie, ale należałoby się zastanowić nad genezą, przyczyną. Że cokolwiek bym nie zrobiła to nie doczekam się dobrego słowa, że tylko wyrzuty i zawsze krytyka. Że ma zakodowane by mówić "bo Ty zawsze, albo Ty nigdy", a nie potrafi się odnieść do konkretów. Ten temat już przerabiamy nie pierwszy raz. Najprościej było odnieść się do siedzenia w telefonie. To też znany temat, wcześniej było siedzenie przy komputerze. Skoro on spędza czas na oglądaniu filmów, które mnie kompletnie nie interesują to co ja mam robić, czytam książki, siedzę w necie. A to co ja chciałabym oglądać to zazwyczaj oglądam w sypialni, mimo, że gdy kupował tv do sypialni to mówił, że kupuję go po to, by nie zajmować mi dużego tv w salonie gdy będzie chciał oglądać coś innego ("ale ten w sypialni ma mniej programów" , teraz tak argumentuje to że zajmuje duży tv). No i co ja słyszę w odpowiedzi???
- doszedłem do wniosku, że obydwa tv kupowałem ze swoich(!!!) pieniędzy (jakieś nagrody, premie czy inne takie) i mogę oglądać gdzie chcę. (jestem w głębokim szoku i nie wierzę w to co słyszę)
- mam Ci płacić za możliwość oglądania tv???
-... (nie pamiętam, ale coś tam chyba powiedział, że przesadzam)
- dobrze, że zabieg na żylaki (jestem właśnie po ostrzykiwaniu) oplacilam z kasy, którą dostałam na urodziny, bo byś mi wypomnial, że to za Twoje.
- ja nigdy nic Ci nie wypominam (i to akurat jest szczerą prawda).
- nie? To posłuchaj sam siebie sprzed 3 minut!
Kurtyna.

Rozumiem, że jest zdenerwowany Małą, że nie ogarnia sytuacji, że może zjada go poczucie winy, bo dowalilam mu tekstem, że niestety o złych relacjach że mną Mała nie mówiła (ale nie dodałam, że to wcale nie oznacza że nie ma do mnie żalu i że te relacje są dobre), do tego moja tzw. obojętność i zamknięcie się w sobie zapewne mu nie pomaga, wiem, że nie
jest gościu zły i że poniosły go emocje, jestem w stanie go usprawiedliwić i zrozumieć (czy to oznacza, że mam cechy ofiary? :), syndrom sztokholmski czy jakoś tak :) ... ) ale sięganie do argumentów finansowych jest dla mnie ciosem poniżej pasa, na który nie zgadzam się i na który sobie nie mogę pozwolić ambicjonalnie i w ogóle, bo takim argumentem Tatencjusz zawsze zabijał Matencję, a ja obiecałam sobie, że choćby się paliło i walilo będę czynna zawodowo i będę mieć swoje pieniądze. Dla porządku wyjaśnię, że kasę domową mamy wspólną. Na wielki dramat w domu też nie mogę sobie pozwolic, bo nie chce by Mała w tym uczestniczyła, bo jeszcze SzM palnie coś czego nie powinien.
SzM wie, że przesadził i usiłuje dzielnie przejść nad tym do porządku dziennego, że niby nic się nie stalo. A ja jestem urażona, obrazona. Nie mylić z dobrażona 😁
Na obiad dziś przychodzi Młody z Panną więc trzeba trzymać fason, ale niech sobie SzM nie myśli, że mu tak łatwo odpuszczę...

Jak tak wywaliłem z siebie, poukladalam, to już mi lepiej... Blogoterapia 😁

piątek, 25 października 2019

27 /2019

Odkryłam blogowanie przez telefon, bo pisanie z klawiatury telefonu jest o wiele szybsze. Do komputera w domu zasiadam sporadycznie, albo raczej wcale. A przez telefon pyk, pyk i jest. Piszę się może ciut dłużej, ale da się żyć 😁

A obiecałam sobie, że napiszę kilka słów na temat spa...

Nie bywam w wielkim świecie, nie wojażuję po hotelach i w świecie podwyższonego standardu, w tym przypadku czterogwiazdkowego, czuję się jak uboga krewna. Mam wrażenie, że wszyscy wiedzą, że jestem taka nieotrzaskana, że za chwilę strzelę jakiegoś babola i tyle. W temacie zabiegów i usług kosmetycznych nie jestem partnerem do rozmowy. Ja z tego "klubu", któremu się wydaje, że jak kupi krem i postawi na łazienkowej półce to już wystarczy, tak bez używania, bo kto by o tym pamiętał.
I tak leżąc na wypaśnym łóżku w gabinecie spa słuchałam bajerów pani specjalistki na temat mojej skóry i doszłam do wniosku, że... na dobrą sprawę kompletnie nie mam kontroli nad tym co ona mi tam aplikuje. Muszę jej wierzyć, bo jak inaczej 😁 A ponadto jestem przypadkiem klinicznym który idąc na zabieg relaksacyjny np. peeling i masaż całego ciała nie potrafi czerpać przyjemności z tej chwili. Leżę w pięknych okolicznościach, przytłumione nastrojowe światło (dlaczego oni pracują cały czas w półmroku?), świece (a te meble to nie odbarwiają się od tych świec?), fajna muzyczka w tle (o matko, ta babeczka pewnie ma tej muzyki serdecznie dosyć), masaż czy tam peeling się już dzieje (ciekawe ilu pacjentów ma dziennie, i co na to jej kręgosłup i nogi), a ja za cholerę nie potrafię się zrelaksować...
Bogu dzięki, że nie wyświetlają mi się nad głową takie dymki z opisem moich myśli 😁

26 / 2019

SzM w delegacji, a u nas był miły babski wieczór. Taki na totalnym luzaku, pod kocykiem, z herbatą, tulankami, po prostu przegadany...
Zaczytuję się w tematy psyche, depresji, lęków... Wiem, że problem psyche siedzi głęboko w środku, ale analizuję Młodą na wszystkie strony i troszkę podnoszę się na duchu. Studiuje (3 rok), pracuje, od wielu lat jest poważnie zaangażowana w harcerstwo, ma grono przyjaciół, znajomych, wyznacza sobie nowe cele, ćwiczy, biega regularnie na basen... Tak mocno się aktywizuje, że prawie wcale nie ma jej w domu. Faktycznie ostatnio była tylko współlokatorką, bo wychodziła jeszcze przed nami, by zacząć na przykład dzień od basenu, a wracała późnym wieczorem. Zmęczona więc od razu "paciorek, siusiu i spać". Stąd też wziął się ten mój pomysł na babski wspólny weekend...
Wcześniej jeszcze czas zabierał jej chłopak, jeden, drugi, trzeci. Teraz jest bez chłopaka, tzn ten trzeci jest na orbicie, ale w charakterze przyjaciela, bo podobno doszli do tego, że lepiej im w relacjach przyjacielskich. A jeszcze mi powiedziała, że nie potrafi się tak w pełni zaangażować w związek. Zapewne wynika to z obawy, strachu, lęku przed zranieniem, bólem, odrzuceniem. To akurat znam, bo mam dokładnie to samo. Jak to się ona wyraziła, że związki ma na sznurku, czy jakoś tak :) Od zawsze powtarza że nie będzie mieć dzieci, bo nie lubi dzieci (ale przecież jej drużyna harcerska... !) i na pewno byłaby złą matką. Że nie podoła oczekiwaniom pod tytułem mąż, dzieci. To jeszcze podczas wyjazdowego weekendu mi mówiła. Starałam się ją wyprostować w myśleniu, że daleko nam do takich oczekiwań, że ona po prostu ma tak żyć, by być szczęśliwą, a nie spełniać oczekiwania innych.
Hmmm...
Nie wiem czy nie wolałam zastanawiać się czy i ile moje dziecko zrobiło kupek... :)



czwartek, 24 października 2019

25 / 2019

Oswajam się z sytuacją. Nie jest mi łatwo... Nie chciałam dokładnie przepytywac, przesłuchać, bazowalam na tym ile sama mi powiedziała, ewentualnie trochę dopytalam. W pierwszej opcji zrozumiałam ją, że ma za sobą dwa lata terapii. No nie, dwa lata zbierała się w sobie by poszukać pomocy, pójść do psychologa. Poszła w maju/czerwcu tego roku. Najpierw na uczelni, potem gdzieś w ramach porad bezpłatnych, czy NFZ, jakoś tak. Obie terapeutki podsumowały ją , że kwalifikuje się bardziej do terapii grupowej, że manipuluje ludźmi. Nie brzmi to dobrze. Za każdym razem zastanawiam się czy jestem manipulowana :)
Na grupową terapię nie poszła, nie chce iść. Drugi psycholog odesłał ją do lekarza psychiatry by włączyć farmakologię. Cała sprawa farmakologiczna dotyczy lęków, napadów paniki, z którymi Mała zmaga się od kilku już lat. Tak mi powiedziała. Do kompletu dołączyła jej niska samoocena, brak więzi z naszej strony (tak ja to oceniam)...
Mała od zawsze była świetnie zorganizowana, dobrze się uczyła, była dla mnie prywatnie nagrodą za to wszystko, czego nie robił Młody :)
Sto lat temu poprosiła o profilowane w Poradni Psych-Pedag w temacie predyspozycji zawodowych. Wówczas, to pamiętam, byłam zaskoczona jej niską samooceną. To było chyba przy wyborze szkoły średniej. Podobno, tego nie pamiętam, Pani psycholog miała powiedzieć, że ta niska samoocena kwalifikuje się do terapii. No i że ona, Mala, domagała się bym poszła z nią do psychologa i dopiero jak stała się pełnoletnia poszła sama. Tu notuję brak zgodności chronologicznej, bo Mala pełnoletniość osiągnęła 3 lata temu. Ale mniejsza o to...
Obwiniam się, owszem, ale to problem złożony. A że nie zrobiłam nic gdy czułam jak mi się Mała wymyka, że nie naciskalam na to by nasze relacje były lepsze, bliższe... Że ślepa po prostu byłam. Ale z drugiej strony nie chciałam na siłę, rozumiałam, że ona potrzebuje swojej strefy, intymności, sama mi mówiła, że są rzeczy o których się z rodzicami nie rozmawia. Ale jakoś za łatwo odpuściłam.
Temat SzM to osobny rozdział. Ja już na zapas się martwię, że on coś palnie, chlapnie, strzeli... Kładłam mu do głowy, że mało istotne jest teraz przerzucanie się winą, argumentami, udowadnianie jej, czy nam, kto się izoluje i dlaczego. Ważne jest by nadrobić relacje, odbudować ten zerwany mostek. Bo najważniejsza jest Mała.

niedziela, 20 października 2019

24 / 2019

Babski wyjazd za nami... Nie ukrywam, że był dla mnie ciężki, psychicznie. Bo generalnie to miał być relaks czyli lekko, łatwo i przyjemnie... Powiem szczerze, nie był.
Jeszcze w czasie wakacji uznałam, przeczuwając chyba to i owo, że mam wrażenie, że Mała/Młoda wymyka mi się z rąk, że tracę z nią kontakt, no i że fajnie by było zaserwowac nam babski wypad. Myślałam o jakiejś zagranicznej krótkiej wycieczce, ale co sobie wymyśliłam to się okazywało, że ona tam już była. W końcu padło na jakieś spa. Młoda dostała zadanie znaleźć coś fajnego żeby jej się spodobało i żeby nie było za daleko, bo kierowcą mam być ja 😉 No i właśnie zaliczyłyśmy ten wyjazd. Generalnie to chyba dobry termin był, bo i obcy teren, i czas, i relaks, i dobre warunki do rozmów...
Ale nie chciałam żeby cały wyjazd był zdominowany jednym tematem, nie chciałam przepytywania... A teraz myślę czy moje intencje zostały dobrze odebrane, bo może się przecież okazać że Mała odbierze to jako np. zbyt małe zaangażowanie, zainteresowanie z mojej strony...
Nie jest to dla mnie łatwa sytuacja, myślę i układam zdania, tyle rzeczy chciałabym jej powiedzieć, a potem nie potrafię przebić się do niej, albo też nie umiem wyrzucić ich z siebie na zewnątrz. Ja pewnie też kwalifikuje się do terapii, zwłaszcza teraz. Ostatnią noc przeryczałam dyskretnie w poduszkę.
Leki przepisane przez psychiatrę Mała bierze na jakieś ataki paniki, lęki z którymi zmaga się od kilku (!) lat. Pod opieką psychiatry jest od pół roku. Podobno pytał czy nie choruje na tarczycę. Leki już były zmieniane, bo nie działały tak jak trzeba. Ten obecny lek miał być inny, ale okazał się być drogi i poprosiła o tańszy. Ręce opadają. Wszystko w ramach NFZ. Nie neguję,  wręcz akceptuję, powiedziałam, że to dobrze że znalazła w sobie siłę by szukać pomocy, nie podważam decyzji, ale w głębi duszy myślę sobie czy w ramach NFZ można liczyć na dobrą jakość opieki, zwłaszcza w sferze psyche...? Jaka jest ta opieka? Na ile przemyślana jest decyzja wpisania recepty...?
W temacie skłonności rodzinnych - matencja od lat zmaga się z nerwicą.
Młoda powiedziała mi że jest świadoma tego, że większość  problemów jest ze strony SzM, bo ona w ogóle nie czuje z jego strony wsparcia.
Pani psycholog podrzuciła Młodej książkę o relacjach ojciec-córka, po przeczytaniu której moja córka doszła do wniosku, że ona nie ma co naprawiać bo jej relacja z SzM nie istnieje. Ja wówczas tą książkę przejrzałam, usiłowałam nawet zachęcić do lektury SzM, ale na próżno. Dopiero dziś przejrzał skany tych stron, które wydawały mi się istotne.
Mała powiedziała mi otwartym tekstem, że on nigdy nie był i nie jest zainteresowany tym co ona ma do powiedzenia, bo albo leci film, albo gra w coś, albo udaje że słucha i zadaje potem pytanie od czapy którym się dekonspiruje i wychodzi że jej nie słucha. A jeśli już zdarzy się że słucha to zazwyczaj jest w opozycji, albo ją krytykuje. A potem pewnie jak ma wyrzut sumienia to ją zabiera na dobre jedzenie albo na zakupy.
I to jest chyba święta prawda. Ale... to zawsze on dopytuje gdzie jest, kiedy wróci, czy nie trzeba po nią jechać, jest na każde jej zawołanie i skinienie.

Jestem psychicznie wykończona powiem szczerze. Z różnych względów...
... zmęczona jestem byciem buforem na linii SzM i dzieci. Pamiętam, że sto lat temu powiedziałam mu ze gdybym wiedziała jak podejdzie do tematu ojcostwa to bym za niego nie wyszła.
Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że to SzM kilkakrotnie zwracał mi uwagę, że Młoda zrobiła się inna i "weź z nią pogadaj" mówił mi zatroskany tatuś. A ja przyzwyczajona do tego, że SzM się czepia uznałam, że na pewno przesadza, bo Młoda dorasta, bo kobita ma te 21 to ma prawo się zmienić, zachować tak a nie inaczej. Nie zauważyłam tylko że ona ma problemy... A ona może liczyła na to, że ma bystrą mamę.
Pomijając sprawę wsparcia czy też jego braku, spełniania naszych oczekiwań (np. dobre oceny - o Matko i Córko w życiu nie domagalismy się świadectw z paskiem, uczyła się dobrze, ale pokażcie mi rodzica który powie do dziecka nie musisz się uczyć, a oceny nie są ważne, jej ostatnie świadectwo które miało być z paskiem to nie bylo (gimnazjum chyba) bo sama nam powiedziała, że jej na pasku nie zależy i może o pasek walczyć ale tylko dla nas i wyraźnie jej mówiłam, żeby opuściła) to mam wrażenie, że za bardzo skupilismy się na sobie, najpierw ja na bieganiu, a ostatnio my oboje na rowerowaniu. Rozlazlo się nam życie rodzinne. Tak chyba od momentu jak się wyprowadził Młody. Bo zrobiło się tak że my sobie, Młoda sobie. Rano wychodzi, wieczorem wraca, bo uczelnia, praca, znajomi, spotkania, zdawkowe cześć co słychać jak leci, dzięki jest ok, nie dopuszcza do bliższych więzi, informacji. A ja dumna durna matka myślałam sobie jaką mam świetnie radzącą sobie i zorganizowaną córkę. Nawet mówiłam głośno, że nauczyła mnie takiej beztroski...

sobota, 19 października 2019

23 / 2019

Nie ogarniam tego Bloggera... Za każdym razem rozkminiam jak tu wstawić nowy post. Pewnie dlatego, że to przez telefon, a nie komp. Już doszłam do tego, że szybciej wstawię cokolwiek z telefonu, bo do łapka siadam sporadycznie, a pracy nie idzie mi pisanie.
Zagubiona jestem... Nie znam klimatów depresji, kompletnie nie wiem czy to na pewno jest to. Póki co skierowanie na badania tarczycowy mamy, ale jeszcze ich nie zrobiła. Analizę włosa póki co sobie darujemy.
Powiem szczerze w czarnej doopie jestem. Dziecko, z którego jestem dumna, które było dla mnie ostoja, swiatelkiem w tunelu i wartoscia nadrzędna, to właśnie dziecko mówi mi, że zmarnowalismy jej dzieciństwo, że nie jest zdolna do miłości, że nie ma perspektyw... Ręce mi opadają...
 Faktem jest że większą winą obarcza SzM, ale żadne to pocieszenie...
Rany, mam wrażenie że to tylko sen, film, naiwność każe mi myśleć, że tak naprawdę to okaże się że mnie nie dotyczy...

sobota, 12 października 2019

22 / 2019

Jeśli myślisz, ze wszystko jest OK to znaczy, że nie wiesz wszystkiego...

Stany lękowe u Małej /Młodej. W tle depresja. Dwa lata terapii u psychologa, który dał skierowanie do psychiatry... Leczenie farmakologiczne od pół roku...
Co ze mnie za matka?!

wtorek, 17 września 2019

21 / 2019

O rany, ileż to razy już się zbierałam do pisania to tylko ja wiem. Niestety, jak widać nic mi z tego zbierania się nie wyszło.
Co to ja chciałam, o czym by tu...?
Żyjemy, mamy się dobrze. Tak mi się przynajmniej wydaje... 😉
Młody w dalszym ciągu i oby nadal, mieszka osobno, ale razem z Panną, teraz już narzeczoną. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Nie pchamy się tam do nich, niech sobie żyją, docierają się i dzielą życiowe role. Czy ja już pisałam o tym, że w tamtym związku krótko mówiąc on gotuje, ona sprząta. Początkowo mi to przeszkadzało, bo odezwał się we mnie chyba instynkt matki-kwoki, ale potem dojrzałam do tego, że skoro tak chcą to co mnie to..., nie mój cyrk, nie moje małpy. Gdzieś tam w głębi duszy myślę sobie co to będzie jak przyjdzie na świat dziecko, bo chyba kiedyś taki dzień nadejdzie, ale staram się nie dumać zbyt wiele. U nas w domu SzM też gotuje, ale z doskoku, dlatego że lubi, no i to się zadziało na przestrzeni lat, bo większość to jednak kucharzylam ja. Jakoś od 10 lat chyba SzM tak mi się wepchnął do kuchni a mnie to pasuje 😉 A z tym gotowaniem Młodego to największy problem mają obie babcie. A jeszcze gdzieś tam kiedyś do którejś powiedział, że Panna odpoczywa po pracy, a on robi obiad. Dramat i masakra w jednym, rany, ile one miały do powiedzenia...
Na nasze nieszczęście od początku naszego małżeństwa obie nasze mamy się zakolegowały i niestety przez cały ten czas normą jest to, że po pierwsze Matencja streszcza co powiedziała Teściowa, a po drugie obie wiecznie się porównują, rywalizują i mają ze sobą stały kontakt, więc ja np. żeby mieć święty spokój odcięłam Matencję od wielu informacji o nas, celowo.
Miało być o nas, jak zwykle zeszło na Matencję rzec by się chciało... 😉
Młodzi przychodzą do nas rzadko, a my nie naciskamy. W tygodniu to wiadomo, że człowiek jak w kieracie, dom - praca. A weekendy mamy aktywne, nawet bardzo. Rowerowo zwiedzamy okolicę, kręcimy jakieś 60-90 km. Wyjeżdżamy rano, wracamy wieczór. Albo piesza wycieczka w górach. Albo impreza biegowa przeżywana ze strony wsparcia technicznego, bo tak się nam złożyło. I było super. Po drugiej stronie też jest fajnie. Zwłaszcza, że widzę, że SzM się po troszkę wciąga w to moje biegowe towarzystwo, a to mnie bardzo cieszy. 😁
A skoro o bieganiu mowa, to uwaga, chwalę się!
Niespodziewanie zaliczyłam kilkudniowy wyjazd biegowy, podczas którego pokonałam swoje ograniczenia, pokonałam mimo braku regularnych treningów biegowych, bo całe lato tylko rower i rower. Poprawiłam swój czas w biegu na 10 km. I przebiegłam dystans półmaratonski, a nawet ciut więcej i to w biegu górskim. Brawo ja!
😁😁😁
Życie uczuciowe Małej stanowi dla mnie ostatnio zagadkę. Co się przyzwyczaję do jakiegoś Kawalera to zaraz potem przestaje być Kawalerem. A Mała oddala mi się, ucieka jakoś mentalnie. W październiku jedziemy na babski weekend, może wzmocnimy relacje. Bardzo na to liczę. Wymyśliłam sobie babski wyjazd, nie umiałam tylko zdecydować się gdzie i po co. Koniec końców stanęło na Spa w ładnej okolicy 😉 Wrócimy piękne po prostu.
Tyle razy myślałam o tym co chciałabym, zanotowac tu na blogu, że cały czas mam wrażenie, że ja to już tu pisałam.
W ostatni bardzo aktywny weekend między wycieczkę rowerową i biegowe wydarzenie udało się nam wcisnąć wypad na grzyby. I były, tyle że to maluchy jeszcze były. Ale sezon został otwarty.
Chciałam jeszcze o tym, że:
- dojrzałam do kupna tabletek menopauzalnych, bo dreszcze, fale gorąca i potu doprowadzają mnie do nie powiem czego,
- czas odwiedzić gina, bo mojej Mirenie czas się kończy, no i postrachana jestem, co dalej? Kolejna Mirena to chyba już nie, bo za stara chyba jestem, niestety. Pewnie jakieś tabletki, ale czy będą trafione, skuteczne i łatwe w obsłudze?
- Mała jest już po zabiegu usunięcia guzka z piersi, czekamy na wyniki, a dwa lata temu już raz to miała usuwane, ale wypieram z głowy negatywne myśli, wtedy było ok, teraz też będzie.
- listopadowy weekend już mamy zarezerwowany i bardzo się cieszę, bo z fajną ekipą.
- a przed listopadem jeszcze czeka mnie zabieg ostrzykniecia żylaków obu nóg, a potem noszenie tych kompresyjnych ponczoch przez minimum 4 tygodnie i szlaban na bieganie. Będę chodzić z kijkami, bo to mi będzie wolno. Teraz to wymyśliłam właśnie. I wyciągnę ze sobą SzM. Dokladnie rok temu bo pod koniec pazdziernika miałam najpierw skleroterapie laserowa na jedną nogę, a ostrzykiwanie na drugiej nodze. Teraz to już tylko taka ostateczna kosmetyka. Taką mam nadzieję.
- czas tak strasznie zaiwania, że już czas zacząć myśleć o Świętach...
Masakra.

Dobranoc.

PS
Kto tu zajrzał?... i odczytał do tego miejsca?
Buziaki dla Was ❤️

piątek, 23 sierpnia 2019

20 / 2019

News. 😉
Za rok będziemy już po weselu. 😁

19 / 2019

Wakacje...
Wydawać by się mogło że dopiero co się zaczęły, a już za chwilunię się skończą. Tegoroczne nasze pod znakiem rowerowym. Rozjeździliśmy się dosyć mocno. I to fajne jest.
Mała/Młoda wakacjowała w Portugalii, bez rowerka. My nad Bałtykiem, z rowerami. Przez dwa tygodnie wczasowania nakręciliśmy prawie 500 km. Pojechaliśmy dokładnie w to samo miejsce co rok temu, nawet do tego samego pokoju. I tak jak rok temu narzekaliśmy że ograniczają nas godziny posiłków. Tak więc przypomnijcie mi proszę w stosownym momencie, że my chcemy sam pobyt bez posiłków, no najlepiej to ze śniadaniem, bo resztę sami sobie zorganizujemy. Ale było fajnie, powiem szczerze. Zabrałam ze sobą, jak zwykle stosik książek, ale nie skończyłam nawet pierwszej. Dużo jeździliśmy i chodziliśmy. Szczerze powiem były momenty, że miałam dosyć, że czułam się jak na obozie sportowym, żeby nie powiedzieć przetrwania, bo ten mój SzM to zrzucił zbędne kilogramy, ale chyba dorobił się jakiegoś ADHD😉 W chwili kryzysu przypominałam sobie ze pewnie rok, dwa lata temu, tak się czuł SzM gdy ja go co chwilę angażowalam w ruch. 😁
Wczasy, wczasy i po wczasach... Przed wyjazdem wczasowy zaliczylismy jeszcze kilka wypraw rowerowych, takich terenowych, po 70-80km, i jedną pieszą wycieczkę po górach, taką spacerową.
Przez to rowerowanie trochę mi nie jest po drodze z bieganiem, ale cóż nie można mieć wszystkiego.
😁

czwartek, 22 sierpnia 2019

18 / 2019

Codziennie obiecuję sobie zajrzeć tu i uzupełnić zaległości i niestety nic z tego nie wychodzi...
Z góry przepraszam ewentualnych Czytaczy, jeśli tacy się trafią, za brak polskich liter i literówki, ale jeśli nie wrzucę czegoś tu i teraz, z komórki, to znowu nic nie wrzucę. Tak to.
Gdybym tak miała chronologicznie, to trzeba sięgnąć do czasu poszukiwania kota. A to masakrycznie dawno było...
Z perspektywy czasu jestem pewna że to moja wina, że nasz kot zwial. Początkowo wydawało mi się to niemożliwe, wydawało mi się że gdzieś się schowała i nie ma ochoty wyjść, bo to dziewczynka przecież jest, kotka znaczy się. Faktem jest, że zniknęła rano dnia pierwszego, a znaleźliśmy ją wieczorem dnia drugiego. SzM ją znalazł. Został Bohaterem Rodziny. Ja od niego usłyszałam tekst rzucony wprost, że jej nie dopilnowalam, co poniekąd okazało się po czasie prawdą. A Mała/Młoda była dzielna, bardzo się starała nie rozpaczać i robiła dobrą minę do tej gry. Mam niejasne wrażenie, że robiła to też, a może głównie, z powodu tej uwagi SzM rzuconej w moim kierunku. Tak jakby nie chciała mnie dobijać bardziej. A ja czułam się okropnie. Nigdy więcej takich sytuacji... Niepewność jest gorsza niż cokolwiek innego. To było straszne. Miałam wrażenie, że w domu cisza dzwoni, noc nieprzespana... Masakra emocjonalna. Mała wybuchnęła płaczem dopiero gdy zobaczyła że kotka już jest odnaleziona, gdy miała ją już na swoich rękach. Siła tego jej szlochu pokazała mi jak bardzo stresowala się tą sytuacją i jak bardzo była dzielna.
To tyle w sprawie tej małej
uciekinierki :)

wtorek, 2 lipca 2019

😁

Melduję, że cała i zdrowa już jest odnaleziona, relacja wkrótce 😊
Dziękuję za tulaski😉

😪

Nie miała baba kłopotu to zgodziła się na adopcję kota. Potem się z kotem zżyła i doszła do momentu, gdy zdała sobie sprawę z tego, że "takie małe, a tyle miłości, radości i pozytywnych emocji".
... a potem kot zaginął.
Najgorsze, że byłam ostatnia z rodziny, która ją widziała. I wychodzi na to, że to mnie zaginęła.
To uczucie jest okropne. Raz, że zaginęła, a dwa że przeze mnie...
Ciężko na duszy, bardzo.
Niech mnie ktoś przytuli, pliz!
:(

piątek, 28 czerwca 2019

15 / 2019

Żeby nie było, że tylko narzekam. Czy już pisałam że Młody zmienił pracę? Umowa na rok, kasa wyższa, pełny social i takie tam różne jak to w korpo. Jest zadowolony. A wczoraj pochwalili się, że Panna też zmienia na lepsze :)
Wyższe wypłaty to większe możliwości oszczędzania na wesele, czyż nie? 😁

14 / 2019

Tak, temat ślubu i wesela zapewne będzie przeze mnie wałkowany jeszcze nie raz...
Młodzi stoją na stanowisku, że ogarniają ten temat sami. Trochę chyba nie mają wyjścia, bo zaraz po tym gdy nas niejako poinformowali o ustalonej dacie ślubu w kościele, SzM zapytał wprost czy aby na pewno zdążą układać do tego czasu kasę. Tak więc nawet jeśli Młody liczył na nasze wsparcie to twardo trzymamy się opcji "Wasza impreza, Wasze koszty". I powiem szczerze, że to ja mam z tym problem. Bo mam.
Bo pamiętam, że gdy pobieraliśmy się z SzM to teściowa miała to w głębokim poważaniu. Ja totalnie bez kasy, z mini pensyjką pracownika budżetowego. SzM z dobrą pensją, ale bez żadnych oszczędności, za to z obowiązkiem dokładania się do kosztów utrzymania ponoszonych przez Tesciową. Całkowite wsparcie z każdej strony zapewnili nam moi rodzice.
Po co ten wstęp? Bo ja nie chcę być jak moja własna teściowa. To z jednej strony.
Nie podoba mi się obwieszczenie nam terminu bez żadnego że tak powiem, badania rynku, zapytania, bo możemy przecież nie mieć odłożonej kasiory. Poinformowałam Młodego oficjalnym tekstem, że takie ich obwieszczenie samo z siebie zwolniło nas z odpowiedzialności finansowej. I że mi przykro że tak to ustawili. To z drugiej strony.
To oni, a raczej Młody, chce mieć wesele. Ma to być impreza na 40 osób, z DJ.
Poprosili nas byśmy pojechali z nimi poogladać lokale weselne. Owszem, pojechaliśmy, doradzalismy, cały czas zwracając uwagę na to, że to ich decyzja, impreza i koszty.
Jeśli o mnie chodzi to już mi zmiękła nieco rura i skłonna jestem wspomóc ich finansowo, ale z trzeciej strony, niech oszczędzają...

czwartek, 27 czerwca 2019

13 / 2019

Weekendowe świętowanie urodzin, z pisaniem projektu w tle i poszukiwaniem knajpy na wesele, taki miałam weekend, długi weekend.
Zamieszanie pracowe z terminową nadprogramową robotą. Bo czas zaplanowany na świętowanie i przygotowania do imprez, a tu nagle ni z gruszki ni z pietruszki terminowa robota. Brrr... Koniec końców dałam radę, zmiescilam się w czasie, samą siebie podziwiałam, ale potem musiałam nadganiac zwykłą robotę, a dziś właśnie wpadło mi pisanie kolejnej nadprogramową rzeczy...
Cóż, impreza rodzinna, jak zwykle, czyli jedni mnie wkurzają, inni tylko drażnią. Standard. Sobotnia impreza towarzyska zdecydowanie bardziej udana, przynajmniej dla mnie.
A sobotnie przedpołudnie spędzone na objeżdżaniu wybranych lokali, restauracji itp. celem wybrania miejsca na wesele. I albo termin nie taki, albo cena kosmiczna, albo lokal nie był taki fajny jak się wydawał być. Zaliczone 5 miejsc. I nadal nic nie wybrane tak na pewniaka :(
W niedzielę gdy goście już się rozjechali i gdy już odpoczelismy nieco, uznałam, że jednak trochę czasu muszę poświęcić na pracę. Odbiję to sobie wybraniem czasu wolnego w innym terminie.
Wczoraj Młodzi zaliczyli jeszcze 3 miejsca i w końcu coś ich zachwycilo, przypasowało im.
Stresuję się tym ślubem... Generalnie to bardzo dziwna ta sytuacja, Młodzi się pozaręczali i ustalili datę ślubu, a tymczasem nie znamy jeszcze rodziców Panny i póki co nic na to nie poradzimy... Nawet nie jestem pewna czy na pewno chce ich znać.

sobota, 22 czerwca 2019

12 / 2019

Jeśli o mnie chodzi to świętowania odechciało mi się zdecydowanie. Zwłaszcza w szeroko rozumianym gronie rodzinnym. Jeśli kiedyś w latach kolejnych zachce mi się imprezowac z okazji moich urodzin to niech mi ktoś przypomni te chwile. Masakra.

czwartek, 20 czerwca 2019

11 / 2019

Ten moment, gdy dowiadujesz się, że córka z samego Paryża wiozla butelkę szampana by w gronie ściśle rodzinnym uczcić Twoje urodziny... 😍
Dziś nieoficjalnie tak jakoś przy okazji Bożego Ciala, bo same urodzinki jutro i jutro cały spęd rodzinny. Pojutrze znajomi i przyjaciele. W poniedziałek jedna dawna pracowa koleżanka, która zawsze pamięta. I w piątek babska impreza. Uuuu... ależ mi wyszło świętowanie...

wtorek, 18 czerwca 2019

10 / 2019

Miał być luz...
Są chwile w pracy gdy jest luz, blues i fajerwerki w zwolnionym tempie, ale bywa też inaczej. Zazwyczaj gdy szefostwo ma wolne to w pracy jest luzacko. Chyba że szefostwo zadzwoni i przepraszając zleci Ci dodatkową robotę na tak zwane wczoraj. I wtedy robota musi palić Ci się w rękach... A luz diabli wzięli 😪

PS

9 / 2019

Ileż to razy układałam sobie w głowie co mam zapisać na blogu, żeby przewietrzyc głowę, uporządkować myśli, rozpracować samą siebie, wyrzucić złe emocje i myśli, bo mam wrażenie, że tych dobrych to ostatnio jakoś mniej... I zawsze mi było/jest jakoś nie bardzo po drodze.
Powinnam wpisać przynajmniej hasłowo, z nadzieją że kiedyś uzupełnię...

Czarna doopa w głowie, bo okrągłe urodziny już za moment, i niestety nie są to czterdzieste... Dumam i myślę, że sporo już za mną, mniej do przeżycia niż już przeżyte i takie tam trele morele.

Poza tym syndrom pustego gniazda. W głowie mam otwarty tryb pod nazwą "mogłam być lepszą matką" i jakoś nie muszę specjalnie się starać by zaciągnąć poczucie winy, wyrzut sumienia i żal, że to już nie wróci, że było minęło, że mogłam lepiej, inaczej... W akcie psychodesperacji rozważam zadanie dzieciom, a może i SZM  pytania tekstem otwartym "czy byłam dobrą matką?", ale chyba wewnętrzny strach przed pogrążeniem samej siebie skutecznie póki co mnie przed tym powstrzymuje.

Młody zmienił pracę. Póki co jest ok, wrócił do tego sektora gdzie zaczynał tuż po studiach. Narazie zadowolony. W samych pieniądzach prawie tysiaka miesiecznie ma do przodu. Na razie szkoli się wyjazdów. Zobaczymy, pożyjemy. Oby mu się...

Z uwagi na konieczność, już po wyszkoleniu, dojazdu do pracy i fatalny stan wiekowego auta, którym Młody dysponował, zdecydowaliśmy by pomóc mu kupić auto. Wyłożona przez nas kasiora, której Młody ma do spłacenia mniej niż połowę. Myślę, ze to dobry biznes. Nawet jeśli właśnie zaczynasz oszczędzać na wesele. Ale jakiś wewnętrzny głos każe mi się zastanawiać czy to na pewno było dobre posunięcie. Jakoś tam było coś o wędce. I mam wrażenie że nie daliśmy wędki tylko usmażoną rybę. Ale jednak ta mniejsza połowa sama się nie spłacić... Ale to w końcu nasze dziecko przecież...

Co do weselnych spraw to jestem pod wrażeniem ich organizacji (Tak, to jest ironia! Niestety...)
W temacie ich ślubnych planów jeszcze nic nie drgnelo, a byłabym zdziwiona mocno gdyby się okazało, że już ogarnęli temat. Poinformowali nas w Dniu Matki. Tj. 26 maja, a dopiero wczoraj 16.06 obdzwaniali zasugerowane przeze mnie restauracje.
Tak, wiem, obiecywałam sobie, że nie przyłożę ręki, że to ich zadanie. Ale to było silniejsze ode mnie... Zrobiłam im listę lokali godnych zainteresowania. Sama siebie usprawiedliwiam tłumacząc się, że my przecież mamy lepsze rozeznanie w knajpach niż oni. My bywamy, oni nie... No więc obdzwaniali, weryfikowali ceny i warunki. Jeszcze nic nie zaklepane... Ustalony termin w kościele trzeba chyba będzie przesunąć...

Nie wiem jak to rozegramy... Póki co w otwartym tekście powiedziałam, że poinformowanie nas o terminie, tak kompletnie bez wcześniejszej rozmowy, i nie o pozwolenie mi idzie, ale o zwykłą rozmowę na zadany temat, więc takie tylko  podanie info zwalnia nas z jakiegokolwiek "obowiązku" partycypowania w kosztach. Na pewno będziemy chcieli, bo nie wyobrażam sobie nie pomóc, ale póki co niech walczą i składają kasę. Niech to dla nich będzie niespodzianka.

O rodziców swoich też się martwię. Tak na zapas, że przecież przyjdzie czas, że trzeba będzie się nimi zaopiekować bardziej. A mają swoje lata i choroby. I oczywiście wciąż się kłócą, a jeden nie odpuści drugiemu. Ostatnio mało brakowało byśmy obdzwaniali szpitale w poszukiwaniu tatencjusza. A jemu się tylko telefon zepsuł...

... z Małą tracę kontakt. Ona jest do bólu dyskretna. Dochodzę do wniosku, że nie znam jej koleżanek. Wstydzę się podpytać ją o intymne sprawy. Przeraża mnie świadomość, że od momentu gdy stała się kobietą, partnerką, ma już trzeciego chłopaka. I zastanawiam się jak głęboki był ten ostatni związek, a jaki jest obecny. Naiwnie tłumaczę sobie, że wspólne nocowanie nie musi być równoznaczne z seksem w czystej postaci.

Już sobie postanowiłam, że musimy gdzieś sobie obie wyskoczyć razem, może i nawet wyjechać, bo ucieknie mi ten czas i nie wróci... Pierwsze co pomyślałam o jakimś wypadzie babski wakacyjnym, a potem że może lepiej zacząć od weekendu a nawet kina, bo tak chyba będzie bezpieczniej 😁

O matko, już tak późno, a ja tu dziubie i dziubie, na telefonie, klik po kliku...

Przepraszam, że nie zaglądam do Was, przyznaję bez bicia. Ale po 1. to jeszcze nie ogarnęłam tej przestrzeni, a po 2. jakoś czasu brak. Ale będę nadrabiać zaległości, muszę Was odnaleźć, przetrzeć ścieżki, poznać nowe nicki...
Jeszcze tylko ciekawa jestem kto się tu u mnie rozgląda, a pojęcia nie mam gdzie to sprawdzić.
Kto był tu u mnie z wizytą?

czwartek, 30 maja 2019

który numer?

Doopa zbita, nie potrafię się tu poruszać... Jak stworzyć listę blogów, do których zaglądam? Masakra jakaś... No dobra, nie po to tu przyszłam, żeby narzekać. Odrabiam więc zadanie domowe pod tytułem aktualizacja bloga i zaległe wpisy:-)

Najpierw poświątecznie...
...qrczę już niewiele pamiętam, a wiem że sporo rzeczy chciałam sobie zapisać... Zacznę od tego, że jednak zaprosiliśmy brata z rodziną do nas. W niedzielę wielkanocną po południu na kawę i ciacho. Tak więc od samiuśkiego ranka moi rodzice plus teściostwo, przez śniadanie, obiad, zjestę poobiednią, aż do popołudniowej kawy z ciastem, na które zaprosiliśmy mojego brata z rodziną. Cokolwiek by nie mówić było miło i wcale tego nie żałuję. Na Poniedziałek umówiliśmy się spontanicznie na wycieczkę rowerową, a że pogoda była ładna to i wycieczka się udała, mimo tego, że nawet nas nieco pokropiło. Zaliczone 65 km.

Potem był długi weekend, 
który spędzaliśmy w domu, zdecydowani również na aktywne spędzanie czasu. I tak też było. Fajny to był czas, bo oboje mieliśmy urlopy i dla nas to był cały week, a nie tylko weekend :-) Wypad z Młodymi na pyszne jedzonko i mandat od władzy za prędkość to w sobotę, potem była impreza biegowa (niedziela), leniwe oglądanie seriali (poniedziałek), Zoo w Ostrawie (wtorek), wspólne rowerowanie 58 km (środa), wycieczka do ładnego miejsca - pałac w Mosznej (czwartek),  leniwe oglądanie seriali (piątek), Czeski Cieszyn (sobota), i na sam koniec ładowanie akumulatorów w niedzielę z oglądaniem międzynarodowego biegu w TV.

A w tym czasie Młoda Mała wycieczkowała zagranicznie czyli zwiedzała Paryż, a my opiekowaliśmy się naszą kotką :-)

W tak zwanym międzyczasie dowiedzieliśmy się, że Młody i Panna zaręczyli się i póki co żadnych innych terminów nie biorą pod uwagę czyli na razie o ślubie cisza :-)
Z tymi zaręczynami to powinnam osobny wpis chyba popełnić. Ale postaram się w telegraficznym skrócie, hasłami i w punktach tak sobie ku pamięci :)
- Informowanie rodziców przez telefon o zaręczynach to nie jest dobry sposób. Nawet jeżeli chcesz się podzielić informacją trzy minuty po zdarzeniu. Bo jeśli wcześniej nic mówiłeś, że planujesz to jest to szok i niedowierzanie :-)
- Pielgrzymowanie po kolei po rodzinie (dziadkowie i chrzestni rodzice) z głoszeniem tejże wieści dla mnie prywatnie jest śmieszne i kompletnie niepotrzebne, ale to nie moje decyzje.
- Akcja z babcią czyli moją matencją pod tytułem "czemu ten pierścionek taki malutki?" przejdzie do historii, jako kolejna opowieść jak to matencja się wpinkala w życie innych z czystej życzliwości i że przecież to nic złego.

Już poweekendowo obejrzeliśmy w TV ten osławiony Botoks i powiem tak - mnie się podobał, a opinie są różne.
Zaprowadziłam moje autko do mechanika, który zrobił wszystko co trzeba (jakieś filtry, hamulce i takie podobne), ściągnął ze mnie kasę, ale powiedział, że teraz to już tylko lać paliwo i jeździć :-) A nasze najstarsze auto, które dostało się Młodemu niestety pokazało różki i sprawiło sporo problemów przy przeglądzie technicznym. Tak więc stanęło na tym, że Młodzi będą składać kasiorę na nieco lepszy model, bo ten to już tylko na złom, ale póki jeździ to jeździ, ale przyszłości nie można z nim wiązać, a inwestować w niego się już nie opłaca.
Było też w międzyczasie spotkanie babskie u mnie, bo się SZM deklarował, że jedzie na szkolenie, a jak przyszło co do czego to szkolenie odwołali, ale ja swoich koleżanek nie :-)
I całkiem nie tak znowu dawno zaliczyliśmy wyjazd na weekend w góry z pracową ekipą SZM. Jak zwykle było fajnie :-)

A zaraz po powrocie dojrzałam do decyzji i od poniedziałku zmieniłam sposób odżywania czyli przeszłam na post dr Dąbrowskiej. I nie będę ściemniać, że chciałam sobie cokolwiek uleczyć, nie, zrzucić kilogramy chciałam i nadal i wciąż chcę. Dzisiaj mija 11 dzień postu. Na razie zrzuciłam prawie 4 kilogramy wagi. Czuję się świetnie. Nie biorę leków na nadciśnienie, a parametry mam wzorcowe. Ale nie ukrywam, że tęsknię do normalnego jedzenia. Powinnam sobie robić zdjęcia tego, z czego rezygnowałam, bo przecież dieta :(  Same pyszności, niestety.

Dzień mamy z naszymi mamami świętowaliśmy wcześniej bo w sobotę. W niedzielę świętowałam biegowo, a po południu od Młodych dowiedzieliśmy się, że mają już w kościele ustaloną datę ślubu! Wakacje 2020. Szok. Nawet liczbę gości już mają ustaloną. Tylko żadnej rezerwacji gdziekolwiek i kasiory na ten cel , ale kto by się tym przejmował, rzecież jeszcze czasu mnóstwo:-)

Problem jeszcze tylko mały taki jest, że Młody właśnie szuka pracy, jeszcze pracuje, ale tylko do końca miesiąca, bo zmiany w firmie. Wczoraj był na jednej rozmowie o pracę, jutro idzie na drugą. Trzymam kciuki niechby mu się w końcu udało znaleźć miejsce, gdzie mu będzie dobrze.

Nie pchamy się do nich, nie chodzimy, nie wydzwaniamy. Mają od nas luz. Zapraszamy do nas, zabieramy na wycieczki, na obiad. Nawiązujemy relacje, ale ponieważ mam tzw. schizę w postaci mojej matencji, której zawsze było w naszym życiu za dużo to bardzo się staram by tak nie robić.

Pod koniec tygodnia czeka mnie spotkanie klasowe (liceum), które właściwie prawie sama zorganizowałam. Mieszane uczucia mam.

I tyle... idę spać.

Miłego dzionka życze, tym, którzy tutaj zajrzą :-)

niedziela, 21 kwietnia 2019

7 / 2019

Świąt radosnych, wiosennych, spedzonych w gronie przyjacioł, wszystkim blogoznajomym życzy Anonimka

piątek, 19 kwietnia 2019

6 / 2019

Świątecznie jeszcze...
no nie popisał się ten mój brat... Wczoraj (dopiero!) zainteresował się gdzie i jak spędzają Święta nasi rodzice. Ręce mi opadają. 
Powiem wprost - ja ich do nas nie zapraszałam, bo nie. :-) Rodzeństwa SZM też nie.
Bo nie widzę powodu, dla którego mam komuś organizować czas.
Bo w ciągu roku oni zaglądają do nas tylko i wyłącznie z tak zwanych okazji i na wyraźne zaproszenie. 
Bo rozeszły nam się drogi i trochę to dla mnie takie "na siłę". 
Boleję nad tym bardzo, ale nie widzę powodu dla którego mam komuś wchodzić bez wazeliny. Układy mamy takie, że nóż mi się w kieszeni otwiera. dośc powiedzieć, że nie wyobrażam sobie pojechać do nich bez wcześniejszego uprzedzenia. O jakiejkolwiek formie pomocy, takiej spontanicznej nie wspomnę. Choć może się mylę, bo nie próbowałam. Towarzysko ok, gadamy, żartujemy, ale nie przekłada się to na zdrowe relacje rodzinne. Jesteśmy wręcz coraz dalej. Kiedyś było inaczej, odwiedzaliśmy się często, spędzaliśmy ze sobą czas, jeździliśmy na wspólne wycieczki, wczasy. To były czasy gdy oni byli na początku swojej drogi i jeszcze na tak zwanym dorobku. Potem gdy się im poprawiło to tak się zaczęło zmieniać. Tak to odbieram. Być może mieli i mają nas serdecznie dosyć. Być może nie odpowiadamy im towarzysko, a rodziny przecież się nie wybiera. 
Bratowa jest jedynaczką, i dla niej zawsze ważniejsza była jej rodzina, czego zresztą nie ukrywała. Inna sprawa, że moja matencja dała jej się parokrotnie we znaki, to wiem. Z matencją nie ma co na ten temat dyskutować, bo po pierwsze ona sama tak nie uważa, bo przecież zawsze chce dobrze, a po drugie patrz punkt pierwszy ;-) Osobą decyzyjną w tamtym związku jest właśnie bratowa, a mój braciszek niewiele ma do powiedzenia. 
Wracając do tematu świąt... bądźmy szczerzy moi rodzice wiecznie się kłócący, a matencja która ma za uszami wiele to nie jest wymarzone towarzystwo. Teściostwa mojego oni nie lubią, powiedzieli mi to kiedyś otwarcie :-) Jko córka jestem w stanie zagryźć zęby i przymknąć oko na zachowanie moich rodziców, ale ona, bratowa nie musi, prawda? A wygodnicki, mój braciszek też widać nie ma parcia, by spędzać czas z rodzicami.
...i tak to.
Temat rodzeństwa SZM jest podobny. Dwie siostry, jak zwykle lepsza i gorsza. Powiem szczerze, nawet mi się pisać nie chce, nie będę się nakręcać. 
Dzisiaj mam zamiar podzwonić z życzeniami, ale czy zamiar dojdzie do skutku to nie wiem :-)

Za każdym razem zastanawiam się czy w innych rodzinach jest podobnie, bo ja mam wrażenie, że to my jesteśmy jacyś aspołeczni. I co gorsze już widzę, że wyprowadzony już Młody i mieszkająca wciąż z nami Mała nie mają chyba ze sobą dobrego kontaktu. Choć ostatnio wracali razem z kina (byli tam osobno, każde ze swoim towarzystwem) do naszej Osiedlowej Sypialni, więc może nie jest aż tak źle skoro tak się zorganizowali...

czwartek, 18 kwietnia 2019

5 / 2019

Siłą rozpędu i chęcią ogarnięcia i zagospodarowywania nowego miejsca znowu tu jestem :-)

Wczorajsze leniwe popołudnie... nie dałam się wyciągnąć na rower, bo kolano boli po treningu. To samo ze spacerem. Zresztą wcale nie chciało mi się wychodzić z domu. Pani z apteki /ale ta realna, nie z bloggera :-) / poleciła mi okłady z liści kapusty na kolano. Zapomniałam o tym starym sposobie. Uskuteczniałam więc wczoraj terapię; najpierw maść, potem rolowanie, potem liście z kapusty i odpoczynek w fizjologicznym zgięciu :-) Miało być leniwie, z książką, albo z TV, wyszły pogaduchy na mojej kanapie z jedna taką młodą sąsiadką. Miło było, nie powiem. Wieczorem usunęłam liście kapusty i znowu maść. No nie powiem żeby zmiana stanu kolana była jakaś diametralna, ale cóż, czas leczy rany :-) Zastanawiam się czy iść dzisiaj na trening, bo podczas biegu nie boli, więc może to rozbiegam :-0

Młoda wczoraj gdzieś tam u koleżanki nocowała, jakieś spotkanie towarzyskie mieli, żeby nie powiedzieć impreza, bo to raczej posiadówka. A impreza w Wielkim Tygodniu trochę źle się kojarzy jednak.

SZM wczoraj już zaliczył spowiedź, ja niestety nie dotarłam. Wczoraj nadrabiałam zaległości w postaci odmówienia pokuty z poprzedniej spowiedzi. Taki kredyt do spłaty miałam. Kiepski ze mnie katolik, trochę nad tym boleję, bo sumienie mnie gryzie z tego powodu. I pójdę pewnie do tej spowiedzi dzisiaj. Zastanwiam się tylko nad jakością tego sakramentu, bo idę niby z potrzeby serca, bo chcę. A chcę między innymi dlatego, że jak raz nie poszłam i potem podczas świątecznej mszy tłum podniósł się by przyjąć komunię a ja nie, to źle mi z tym było bardzo. I nie wiem czy dlatego, że czułam się jak czarna owca, czy że czułam się fatalnie bo mi tego brakowało. Faktem jest, że obiecałam sobie, że już nie postawię się w takiej sytuacji. I za każdym razem gdy nie chce mi się iść do spowiedzi, gdy zwlekam i oddalam ten moment, to przypominam sobie tamto uczucie i działa :-) szczerze żałuję, że nie działa u nas wspólna spowiedź.

A świąteczne szaleństwo chyba od jutra u nas zastartuje. Mięsa i wędliny już pokupowane, SZM się spełniał zakupowo. Został nabiał, ale jaja już mamy, jarzyny, owoce i takie tam inne. Ogarnąć mieszkanie, czyli mop i odkurzacz. Przygotować koszyczek do święcenia. Ugotować biały barszcz, bo u nas to śniadaniowa tradycja. Bez barszczu śniadanie nie jest ważne. Potem upiec ciasta; w tym roku sernik, keks i coś z orzechami, bo SZM się zarzeka, że będzie łuskał orzechy, które stoją i czekają aż się nimi ktoś zainteresuje. Na śniadanie jeszcze trzeba zrobić sałatkę jarzynową i sałatkę z surimi, bo ostatnio bardzo ją lubimy. Potem upiec mięso na wielkanocny obiad. Od matencji w tak zwanym międzyczasie odebrać ćwikłę. i przygotować wszystko, by z samiuśkiego rana w niedzielę upiec drożdżową babę miksowaną, albo babę z ciasta drożdżowego bez zagniatania, tak jak co roku. Bo nawet nie o babę mi idzie ile o ten zapach drożdżowego ciasta :-) W niedzielę będzie nas 3+2+2+2=9 osób i kot :-) A Poniedziałek ma być Dniem Leniwca...


wtorek, 16 kwietnia 2019

4 / 2019

przeprowadzki cd
I już po przeprowadzce. Dzięki łopatologicznej instrukcji Cytrynki udało mi się wszystko to, co zamierzałam :-) Najpierw pokopiowałam wszystko do worda, ale potem dalam się skusić Cytrynce i przerzuciłam zawartość bloxowych blogów na Bloggera, ale trzymam je pod kluczem, tylko dla siebie, jak przystało na prawdziwe Archiwum :-) a w nowym miejscu mam nadzieję pisać w miarę regularnie, odnaleźć zaprzyjaźnione dusze z Bloxa, a może nawet napotkać nowe, kto wie?
    Ta przeprowadzka to też taka błyskawiczna podróż sentymentalna, bo chcąc nie chcąc przed oczami leciały te wpisy... Ile to już lat minęło. Pierwszy blog założyłam w 2004 i tak to poszło.... 
To, co wydrukowane to planuje poedytować i przygotować sobie do druku kiedyś. Dla mnie, dla Małej... choć nie wiem czy to będzie dla niej ciekawe :-) Bo na ten przykład ja bym chętnie poczytała pisaninę mojej Mamy sprzed lat. 
Szczerze żałuję że Blox nas wygonił, że komentarzy niestety nie da się wyeksportować... ale co nas nie zabije to wiadomo co, prawda? 
   Ufff, zdążyłam, bo najbardziej to się spinałam, że nie zmieszczę się w czasie i mi to wszystko poleci w kosmos. Dobrze, że mam w pracy czasem trochę luzu, bo w domu to byłoby ciężko, wszak rodzina w nieświadomości żyje na temat mojego blogowania :-) A przynajmniej ja tak myślę :-)))

Święta znowu na horyzoncie
Teraz mogę już myśleć o Świętach :-) Kartki z życzeniami poszły wczoraj, dzisiaj ostatnia, do której musialam koniecznie napisac taki tradycyjny odręczny list. Bo zawsze piszę i nie wyobrażam sobie inaczej. Te moje listy do kupy razem wzięte to też byłby fajny skarb :-) 
A Święta? Tradycyjnie u nas; czyli nasza trójka (!!!) plus Matencja, Tatencjusz, Teściostwo i Młody z Panną. Zdecydowałam, że nie będę nikomu organizować Świąt, uznałam że czekamy na to, by to nas ktoś zaprosił, ale jak widać echo. Ale z tego sie akurat cieszę, bo będziemy mieć intensywną niedzielę i totalny luz w poniedziałek :-) Może uskutecznimy jakąś wycieczkę rowerową?

urodziny...
Mała zapytała co bym chciała od nich, dzieci znaczy się w prezencie urodzinowym. I mam zagwozdkę, bo serio, nic jakoś nie potrafię sobie wymyślić...


poniedziałek, 15 kwietnia 2019

3 / 2019

Przeprowadzki ciąg dalszy...

Mój blog z przepisami - teraz jest tam:   Zeszyt z przepisami
ale mam zamiar przerzucić wszystko tutaj, żeby mieć pod tak zwaną ręką/myszką?
(edit: już przerzucone, podałam więc aktualny adres)

Nie mniej jednak nie jest to wcale takie proste. O ile na wordpress mi się chyba udało, o tyle dalej już coś jest nie halo. 
Blogów osobistych chyba jednak nie będę przerzucać, mam je w kompie, co prawda pracowym, ale jednak mam. Tylko gdyby tak przyszło mi opuścić biuro w 15 minut nagle i znienacka, a bez możliwości powrotu, to byłby dramat. Na szczęście nie ta półka, nie ten szczebelek, póki co nie czuję się zagrożona :-) A w planach mam przygotować sobie te wszystkie wpisy i wydrukować tak, dla potomności. Kiedy będę już baaardzo stara, wezmę wydruki do jednej łapki, lampkę wina do drugiej i zorganizuję sobie czas wspomnieniowy :-) Odnalazłam przy okazji jeszcze jeden taki stricte zdrowotny o Małej, też skopiowałam ;-) Szczerze żałuję braku komentarzy...

Ogarniam przestrzeń, usiłuję wybadać grunt, co gdzie jest i jak działa. Kogo odnalazłam to wrzuciłam do obserwowania. Zagwozdkę mam z tym obserwowaniem, publicznie czy anonimowo. Nie rozgryzłam tematu. Na wszelki wypadek jak sama nazwa wskazuje wybrałam anonimowo :-)

Tytułem wstępu...
Witam na nowym miejscu Starych Czytaczy! Jeśli jest ktoś tu nowy to witam równie serdecznie :-)

Remontowo...

Zostało uzupełnić ryski na futrynach tu i tam. a potem jak skończy się sezon grzewczy - malnąć kaloryfery. No i balkon czyli siatka (coby kotka nam nie uciekła) plus malowanie. Na wszelki wypadek przynios
łam sobie już z piwnicy leżakofotel, ale zaraz na drugi dzień powitał mnie padający z rana śnieg :-) Nadszedł ten czas, że wszędzie czysto, zrobione, lśni, błyszczy, a ja mam świadomość, że to wszystko co chcieliśmy - mamy już zrobione. Spokój na kilka lat. Takich typowych remontów to już chyba finisz, teraz tylko już odświeżać. Kuchnia robiona w 2012, wiem bo sama oznakowałam ścianę za lodówką, łazienki robione chyba 3 lata temu, ale to by trzeba sprawdzić w blogowych wpisach, bo pewna nie jestem. Teraz zrobiony przedpokój i odświeżona kuchnia, pokój tak zwany duży (słówko salon jakoś mi nie pasuje) no i obecna sypialnia czyli dawny pokój Młodego. Czego chcieć więcej...? 
Szczerze byłam zdziwiona, że czas remontu nie był dla nas tj. SZM i mnie czasem kłótni, awantur, konfliktów. Oboje się wyciszyliśmy, zdawaliśmy sobie chyba sprawę z faktu, że lepiej na spokojnie. Nic nas nie goniło i mieliśmy duuużo czasu. Mała nie włączała się do spraw remontowych, bo i studia i praca plus harcerstwo nieźle ją absorbują, to raz, a dwa sama powiedziała jak trzeba pomóc to mówcie. No i generalnie jakoś nie było specjalnej potrzeby. Młody na początku to samo - jak trzeba pomóc to mówcie i na tym się skończyło. Może ja trochę przewrażliwiona jestem, bo taki miałam wewnętrzny dyskomfort, odebrałam to na zasadzie - powiedziałem, niech mają, ale na wszelki wypadek nie ponawiam pytania bo a może jeszcze czegoś będą chcieli. I to przemyślenie dotyczy obojga, i Małej i Młodego. 

Pracowo...

jest ok, ogarniam temat, daję radę, odsuwam od siebie myśli na temat ewentualnego awansu za 2-3 lata, bo łączyłoby się to z kompletną rewolucją. Jak już wszystko ogarnęłam to znowu nowy temat od podstaw. Fakt, że za lepsze pieniądze, ale ja trochę leniwa się już zdążyłam zrobić i nie wszystko mi odpowiada z tego co się tam dzieje. chyba wole swoje samotne biurko i ten brak zastępstwa w pracy :-)

Rodzinnie...

a raczej Małżeńsko... świętowaliśmy w sobotę rocznicę ślubu. Pyknęło nam 28 lat. Wierzyć mi się nie chce. Mam ostatnio same takie sentymentalno-nostalgiczne myśli. Bo dzieci... Młody już wyfrunął z gniazda, bo przecież od grudnia mieszka z Panną osobno, a Mała się odgraża, że za 2-3 lata to ona na bank się wyprowadzi. Bo w tym roku stuknie mi półsetka. Stara kobita ze mnie. Swiadomość, że więcej mam za sobą niż przed sobą nie nastraja optymistycznie. 
I teraz kiedy remontowo mam ogarnięte, domowo też, to tylko czekam na to, by gdzieś jakaś bomba strzeliła, bo przecież nie może być tak żeby wszystko było OK.
A świętowaliśmy sobotnio w knajpie meksykańskiej z Młodym i Panną, bo Mała harcerzowała na wyjeździe. W prezencie od dzieci dostaliśmy wyjście do azjatyckiej knajpy. Bardzo to był fajny pomysł, oczywiście Małej :-) Fajnie spędzony razem czas w niedzielę :-)

Biegowo...

czas zacząć w miarę regularne treningi, bo jeszcze przed TYMI urodzinami zafundowałam sobie bieg na 21 km, a jak wiadomo samo się to nie przebiegnie. Niestety.  

Wagowo...

znowu jestem do przodu, tzn. na takim etapie jak przed postem dwa lata temu. Ciężko się napracowałam by to mieć, ile czekolady i słodyczy musiałam zjeść to tylko ja wiem :-)

Rowerowo...

Sezon zainaugurowany tydzień temu, na początek 37 km. Wakacje już zarezerwowane, rowerowe, tam gdzie rok temu, zatem trzeba zacząć myśleć o kondycji. :-)

...no i temat kota :-)

Doprawdy nie wiem dlaczego tak późno zdecydowaliśmy się na kota. Gdyby nie Mała to pewnie by do tego nie doszło nigdy. SZM powiedział, że jest w szoku, bo nie przypuszczał, że ja kiedykolwiek zdecyduję się na kota w domu :-) a przecież od grudnia mieszka z nami. Rachunek rodzinny musi się zgadzać; Młody się wyprowadził, to uzupełniliśmy stan kotkiem. Ale, ale, my przecież mamy kotkę, dziewczynkę :-) Jest cudna, śliczna, kochana. Typowy tygrysek dachowiec. Teraz ma chyba 7-8 miesięcy, nie wiemy dokładnie, bo wzięta jest ze schroniska. Myślę sobie, że oprócz tego, że czerpiemy z niej pozytywną energię, to jest dla nas świetnym sposobem na uzupełnienie pustego gniazda, jest się o kogo troszczyć, do kogo mówić, obserwować postępy, komentować zachowanie. To świetny sposób na zmiękczenie relacji. Już nawet zapowiedziałam, że jeżeli Mała wyprowadzając się zabierze kotkę ze sobą, to przygarniemy sobie inny egzemplarz, brzydko mówiąc. ;-) Dojrzałam do kota chyba, bo może to przychodzi z wiekiem?

...Ufff, ale się naklikałam... 

Teraz sprawdzam, kto doczytał do końca?


2 / 2019

...intuicyjny, powiadacie? No ok, zobaczymy jak to będzie z tą moją intuicją :-) Cześć, witajcie w nowym miejscu :-)))

Blox
Skopiowałam te moje bloxowe blogi. Niestety bez komentarzy, ale gdybym chciała kopiować z komentarzami to musiałabym każdy wpis z osobna otwierać i potem kopiować. To by była masakra jakaś. No i czasowo to na bank nie dałabym rady do tego deadlina ustawionego przez Bloxa. Żal mi bardzo tych komentarzy, ale powiem szczerze i okrutnie, cenniejsze, ważniejsze było dla mnie zachowanie mojej pisaniny. Pamiętnik od 2004 roku, kawał życia jakby na to nie patrzeć... I tak kopiowałam i chcąc nie chcąc zerkałam w tamte wpisy, nostalgicznie się robiło, nie powiem. Ilość wpisów malała z każdym rokiem. Nawet teraz poważnie zastanawiałam się nad tym, czy to nie jest sygnał z góry, że czas zakończyć klikanie osobiste. A potem przyszła myśl, że jak to tak, że żal, bo kontakty, bo pisana psychoterapia, bo sentyment i takie tam inne. No i koniec końców póki co jestem. Coś mi mówi, że jakieś dwieście lat temu to ja gdzieś tu chyba zakładałam jakieś konto, tudzież bloga na start na tym Bloggerze, ale kto by to pamiętał...
Zdecydowanie nie podoba mi się to, że przy logowaniu do Bloggera z automatu jestem zalogowana do konta Google. Wolałabym by to coś działało na takiej zasadzie jak Blox, tzn. loguję się tylko do Bloxa i tyle. Muszę popracować na nawykiem wylogowywania się :-)
Jeszcze zastanawiam się nad przerzucaniem treści blogowych, ale tak myślę sobie co to zmieni... Na pewno nie stanę się prze to bardziej interesująca, poczytniejsza itp. I nawet nie wiem czy na tam akurat mi zależy, chyba wolę w kąciku, po cichutku. Pamiętam jaki panik mi się włączył gdy trafiłam do jakiegoś topa blogowego. Nie, nie dlatego, że taka atrakcyjna jestem, o nie. To było chyba z okazji największej ilości postów. Widać naprodukowałam sie mocno, to nie ma co się dziwić, że kopiowania było sporo...
A wiecie, że uraz z Bloxa pozostał? Klika i klikam i wewnętrznie już się boję, czy aby na pewno wszystko się zapisze? :-)

piątek, 12 kwietnia 2019

1 / 2019

Przeprowadzka się dokonuje, czyli wpis testowy.
Oswajam teren, sprawdzam co i jak.