Stali bywalcy :)

piątek, 31 grudnia 2021

94 / 2021

Ulało mi się wczoraj.

Od rana telefony od Matencji, a ja w pracy. Lek nie pomaga, Tatencjusz ma na wszystko wyrąbane, czy mogę pojechać wykupić kolejny lek, do tego płacz, ciśnienie podwyższone, no dramat, masakra słowem. Niestety nie mogłam się zwolnić z pracy nawet na pół godziny. Ale zbierało mi się mocno. Mam serdecznie dość tych tarć między nimi. Pojechałam zaraz po pracy żeby mi nie przeszło 😊 Matencja w fotelu, w pokoju, boli, ale znalazła pozycje, w której nie boli i tak siedzi, odpoczywa. Wypożyczyłam sobie w kuchni Tatencjusza, wywaliłam wszystko co mi leży na wątrobie a dotyczy tu i teraz. Matencja oczywiście przyczłapała do kuchni, usiłowała dorzucać swoje trzy grosze w stylu bo on nigdy albo on zawsze. Żeby równowaga była zachowana opierdzieliłam ją też, że mi się wcina do rozmowy, że ma być cicho bo teraz ja mówię, że nie wywlekamy rzeczy sprzed lat, skupiamy się na dzisiaj. Sprawiedliwie jak jedno tak drugie dostało solidny opr. Z ręką na sercu to Matencję oszczędziłam, bo gdybym wywaliła wszystko co mi leży na sercu to mogłaby tego nie przeżyć. A Tatencjusz usłyszał wszystko dotyczące tu i teraz. Na koniec dodałam, że mam po dziurki w nosie ich wzajemnych ansow, bo wszystko odbija się na mnie, na nas, że po prostu jestem psychicznie wykończona, że są dorośli, a zachowują się gorzej niż dzieci, wszyscy wiemy że się nie kochają, ale w momencie choroby animozje odkłada się na bok i trzeba zająć się drugą osobą, gdy się z nią mieszka, zwłaszcza gdy ta osoba o Ciebie dba gdy ty jestes/byłeś chory. Nagadałam się ile wlezie. Że strach przy nich poruszać jakikolwiek temat bo zaraz się szarpią między sobą. To akurat dotyczy jej, bo cokolwiek on by nie zrobił albo powiedział zawsze jest źle albo mogło by być lepiej. A że on się nie odzywa, nie rozmawia, nie interesuje... Osobiście się nie dziwię, bo cokolwiek by nie powiedział to źle. Przejrzałam te leki, to była po kolei Doreta, Scudexa, Ibuprofen, teraz jest na tapecie Profenid. Nic nie pomoże po 1 tabletce. Ale nie przegadasz. Rozpisałam jej leki, napisałam co kiedy brać. Dorzuciłam osłonowe na uklad pokarmowy i Wit. B complex. Nie zaszkodzi. Musiałam też koniecznie pooglądać materac, jakby to cokolwiek miało zdziałać. Dziś rano znowu do pracy telefon. Bo ten lek nie pomaga i czy ona ma go dziś brać... Jak ma już pomóc skoro pierwszą tabletkę wzięła wczoraj... Ręce opadają. Wiem, demencja. Nerwica. Roztrzęsienie. Rozkojarzenie. Stres. Ból. A ja nie czuła, Zimna jak lód. 

... ale jestem tylko człowiekiem.

Musiałam to z siebie wyrzucić.


Czekamy na znajomych. Nowy Rok witamy w domu, w czwórkę z kotem 😊

Dobrego Roku Wam życzę.

 Spokojnego. 

Lepszego niż ten, który właśnie się kończy. 

😁😍


czwartek, 30 grudnia 2021

93 / 2021

CD opowieści z wczoraj... 

Pani z apteki - dziękuję Ci bardzo za dobre słowo rady, ale historia ma dziś ciąg dalszy... Wzięła wczoraj w końcu S., a dziś mi powiedziała, że źle się po nim czuła, taka... wzdęta. No i poza tym nic jej nie pomógł. Ręce mi opadły. Tłumaczę, że przy silnym bólu mięśnie twarde, sztywne, w permanentnym skurczu, że musi minąć trochę czasu by się rozluzniły, że 1 czy 2 tabletki to za mało by stwierdzić, że lek na pewno nie pomaga. Nie przegadasz. Poza tym doktor przepisal dzisiaj kolejny lek P. Znowu apteka na celowniku. Znowu chyba niepotrzebnie wydana kasa. Oj...

I jeszcze wisienka na torcie. Bo to jej łóżko, a w zasadzie ten materac kupiony do lozka to chyba jednak trzeba było kupić inny. A może można go jeszcze oddać? I kupić droższy. Ale mamo chciałaś twardszy, sama wybrałaś, próbowałaś sama który lepszy, który twardszy, wybrałaś ten, bo twardszy. Ale ja byłam ubrana, w płaszczu, to nie czułam tak do końca. Kurtyna.

Cdn na pewno. 

wtorek, 28 grudnia 2021

92 / 2021

$#@&%7!

Oszaleję z tą Matencją... 

Ma potworne bóle kręgosłupa. Źle się czuje od kilku dni, mówi, że ledwo chodzi. Poradzilam w niedzielę, by wzięła doraźnie bardzo mocny lek przeciwbólowy - D. Wzięła, nieco ulżyło. Wczoraj lekarz zapisał lek S. - przeciwbólowy, przeciwzapalny. Dziś Matencja od poludnia się zastanawia czy aby na pewno może go wziąć, bo w ulotce straszne rzeczy piszą. Matencja ulotki czyta zawsze. Niestety. Rano wzięła inny środek przeciwbólowy - I. , ulżyło, pomogło. Poinformowała mnie, że leku S. przepisanego przez lekarza brać nie będzie, bo ulotka itd. Będzie brać I. Wieczorem znowu ból się nasila. Dzwoni czy ona jednak ma wziąć ten I.? Pytam po co jej lekarz skoro i tak leczy się sama. No i po co wykupuje leki, szkoda kasy. Prawie się obraziła. Próbowałam tłumaczyć że informacje na ulotkach zawsze są groźne. Ja swoje, ona wie lepiej. Moje ciśnienie sięga 300. W końcu odesłałam do lekarza - zadzwoń i zapytaj czy masz to brać. Matencja oddzwania do mnie i informuje mnie o dawkowaniu tego leku, jak ma go brać. Pytam o co w ogóle jej chodzi z tym dawkowaniem. Zadzwoniła do lekarza, owszem, i zapytała jak ma ten lek brać. A teraz dzwoni do mnie pytając czy jednak ma go wziąć... & #() %!?! 

Tak, wiem. Demencja i mikrozmiany poudarowe. Bo innego normalnego wytłumaczenia nie potrafię znaleźć.

Tylko spokój mnie może uratować. Tylko spokój.

... 

poniedziałek, 27 grudnia 2021

91 / 2021

Wycieczki nie było. Nie płakałam z tego powodu, bo spałam prawie do południa. A potem totalne lenistwo. Jedliśmy, leżeliśmy i oglądaliśmy filmy. Między innymi zaliczyliśmy trzy odcinki kontynuacji po latach Seksu w wielkim mieście. Uczucia mieszane... Bo nie wszystkie główne postacie dobrze się trzymają, bo żal gdy ktoś odchodzi, brakuje go, a oglądając chcąc nie chcąc myślałam o nas, o SzM i sobie. I tak to...

Potem ogarnęłam jedzenie, które nam zostało, ryby do zalewy octowej, mięso w folię i do zamrażarki, itd, potem zrobiłam szybką inwentaryzację zamrażarki (aktualny spis zawsze wisi na drzwiach), puściłam pranie, rozwiesilam je, poszukałam tanich lotów, hoteli itd., Włochy, Rzym, Cypr, Hiszpania i inne takie, bo zachciało mi się kolejnego wypadu na szybko, tylko nie umiem się zdecydować z kim; SzM czy Mała. No a potem doczytalam o wymogach, restrykcjach covidowych i czar prysł. Odechciało mi się. 

Jutro znowu do pracy. A w przyszłym roku podobno będzie to dzień wolny. Nie wiem tylko czy na pewno.

Sylwestra spędzamy w domu. SzM nie zostawi kota samego. Fajnie się mieszka z kotem, ale są momenty gdy mnie wkurza nie tyle sam kot, co SzM w aspekcie kota. Wyjazdy weekendowe kilkudniowe odpadają zdaniem SzM. Na dłuższe wojaże pt. wczasy to przenosi się do nas Mała/Młoda, ale na takie weekendowe wojaże to ja uważam, że nie musimy ściągać Malej, bo kot da radę przeżyć na suchej karmie i miseczkach z wodą, a SzM uparcie twierdzi, że nie da, a o zwierzaki trzeba dbać. A Mała po wyprowadzce od nas, po okresie pełnej dlugiej izolacji od kota, każdorazowo gdy przyjeżdża do nas to reaguje silną alergią juz tylko po kilku godzinach bycia u nas, więc nie chcę jej wołać do nas. I tak dyskutujemy sobie z SzM. A póki co Sylwestra spędzamy w domu, mimo zaproszenia w gości. Tych, którzy nas zapraszali będziemy gościć u nas 😉 Wczoraj okazało się że Młody i już-nie-Panna będą siedzieć sami w domu. SzM zaproponował by ich zaprosić, ale zaoponowałam. Wyrodna matka ze mnie. Trudno. Wyrodna, bo wolę towarzystwo znajomych niż własnego dziecka. Nic na to nie poradzę. Na dłuższą metę dorosłe dziecko mnie wkurza. Pisałam tu już kiedyś, że kocham go bardzo, ale nie jestem pewna czy go lubię, czy zostałby moim kolegą.

Kolorowych snów, bo późno jest. Dobranoc już. 😉

sobota, 25 grudnia 2021

90 / 2021

Zestarzałam się chyba, a raczej na pewno. Zawsze byłam zorganizowana, a w tym roku to masakra jakaś była... . Niby dawno już doszłam do wniosku, że okna są ok i nie ma co po nich skakać tylko dla idei; że porządek w domu ma się dobrze i nie ma co mu przeszkadzać; życzenia wysłałam chyba dwa tygodnie temu, no i wydawało mi się, że jestem przygotowana. Do czasu 😊. Jeszcze w niedzielę polepilismy razem z SzM uszka i pierogi z kapustą. Ustaliliśmy, że w tygodniu dolepimy jeszcze ruskich i będzie komplet. Jak się okazało pracowe obowiązki nie pozwoliły mi na wczesny powrót do domu ani w poniedzialek, ani we wtorek. Siedziałam do 19, wracałam ledwo żywa. W środę owszem, wróciłam z pracy wcześniej, tzn. normalnie, ale dałam się wyciągnąć SzM na zakupy, a potem po powrocie to nic mi się już nie chciało robić. A w czwartek wieczorem po powrocie do domu to wewnętrzny stresor mi się obudził, zdałam sobie sprawę, że Wigilia jutro a ja w czarnej doopie z robotą jestem. Wyszło na to, że po prostu zabrakło mi jednego dnia. Nienawidzę takich sytuacji. Niestety często mi się tak zdarza, że niby przygotowana, zorganizowana, a jak przyjdzie co do czego to doopa zbita. Doszłam do tego, że jakby co to będziemy jeść piątkową Wigilię w sobotę 😁 Drobnym szczegółem w tym wszystkim był fakt, że w Wigilię nie miałam wolnego więc o 7 musiałam być w pracy 😉 No i nie zostało mi nic innego jak tylko spiąć poślady i wziąć się do roboty. Od godz. 19 wieczór do godz 3.30 rano ogarnęłam:
120 ruskich pierogów (we współpracy z SzM), potem barszcz, fasola do barszczu, kapusta z fasolą, kapusta z grzybami, kompot z suszonych owoców, ciasto przekładaniec czyli kombinacja snickersa i krówki (nawiasem mówiąc wyszła pyszota!), potem ogarnięta roboczo kuchnia i chałupa przygotowana na pracę Pani Marysi (tak nazywam krążący odkurzacz), popakowałam jeszcze w nocy upominki pod choinkę, dodaję do tej listy życzenia składane przez telefon  w trybie głośnomówiącym. Kładłam się spać tuż przed godziną 4 rano i wstałam w wigilijny poranek o 6... Zombi, tak się czułam. Ale tak się zorganizowaliśmy z SzM, że stać nas było na moją godzinną południową drzemkę, jeszcze przed Wigilią. Do Wigilii siadaliśmy po godz. 18. Mała jednak trzymała się swojej decyzji, nie przyjechała. Teście i moi rodzice zostali w domach. Młody dowiozl im tzw. catering wigilijny prosto z naszej kuchni. A razem z Młodymi przyszedł (zaproszony wcześniej przez nas) ojciec żony Młodego (już nie mogę chyba o niej pisać Panna...? 😉), który miał spędzać ten wieczór sam, bo żona daleko w pracy. Tak więc była nas piąteczka. Było miło.
A dziś tradycyjny obiad świąteczny w składzie: my i dzieci. Było miło, na luzie, bez napinki, nerwów i stresu. Pewnie dlatego, że nie było Matencji i Tatencjusza. Proste. Świątecznie pozostajemy z nimi w kontakcie telefonicznym. Trzymamy się wszyscy wersji, że to z uwagi na obronę przed covidem, co akurat jest nam wygodne. 
Jutro drugi dzień Świąt, już bez gości. SzM planował jakąś wycieczkę, ale co z tego wyjdzie to się dopiero okaże. 
Życzę Wam miłego świętowania tego co jeszcze zostało 🎄😁

piątek, 17 grudnia 2021

89 / 2021

Tak to już jest, że zdecydowanie częściej zaglądam tu gdy dzieje się coś, coś w sensie niekoniecznie pozytywnym.

Mala. Wydawało mi się, że jest ok, że mamy dobre relacje, zdrowo rozsądkowe podejście do zycia itp. Zapytała nas Mała czy byłby to problem gdyby nie przyszła na Wigilię. Ze dołączy do nas w Boże Narodzenie. Przyznam, że mnie przytkało, ale wrodzona poprawność kazała mi strzelić tekstem w stylu "Twoja decyzja, Twój wybór, przymusu nie ma, ale będzie nam smutno". Bo nie ma przymusu, a liczyłam na chęć. Ale zabolało. Potem dodałam by jeszcze przemyślała, bo ludzie jadą setki kilometrów by być w ten wieczór razem, a ona ma focha na kościół, a to chodzi o tradycję, o wspólny wieczór, bliskość. I jest mi przykro, bardzo.