Stali bywalcy :)

środa, 27 maja 2020

24 / 2020

Dzień Matki

Do południa telefon z życzeniami od Młodego. Standard. "... a spotkamy się jak się to wszystko uspokoi...". To moje dziecko, ale słuchać już nie mogę jakie ta jego Panna ma pracowe przygody i jak bardzo jaet nrazona na zagrożenie. Panie wybacz, ale nie wydalam, nie daje rady...

Grzeczna córeczka, ta która wciąż siedzi w głębi mnie samej kazała mi pojechać do Matencji z życzeniami. Mało tego, przekroczyłam próg mieszkania i wypiłam u nich kawę. Do tej pory trzymaliśmy się z dala. Początkowa ich izolacje odpuściliśmy. Nawet nie tyle my co oni sami. Ale trudno żebyśmy jak goopki latali robili zakupy, nosili pod drzwi, z zachowaniem ostrożności, izolacji itp. A Tatencjusz spoko-loko sam wędruje po mieście. Najpierw ochrzanialam, a potem już po prostu wchłonęła mnie praca i po prostu nie miałam czasu na użeranie się z nimi i uszczęśliwianie ich na siłę. I tak to stało się. Dziś przekroczyłam granice. Byli stęsknieni mojej obecności i relacji z mojej Fabryki. Tak więc w zasadzie oni nic, a ja gadałam jak nakręcona. Potem już w domu pomyślałam, że może to i lepiej, bo jakby oni gadali to na bank by się pokłócili. 

A potem... Wróciłam do domu i przy parkowaniu spotkałam Małą w drodze na spacer. Tak więc zaliczyłyśmy wspólny spacer po naszym lesie. W drodze powrotnej wymyśliłyśmy pizzę z ulubionej pizzerni. Potem deser dla mnie czyli przepyszna sałatka owocowa, prosto z lodówki. Pycha!
A potem... Domowe Spa 😁
Świece, zapachy, muzyczka, miejsce do leżenia, wałek pod nogi, opaska na włosy i gabinet kosmetyczny w mojej własnej sypialni się był zrobił 😁😁
Ekokosmetyki, masaż, relaks, pełne rozluźnienie... Tego mi było trzeba. 
Najlepsiejszy mój Dzień Matki ever.

Jak fajnie, że urodziłam sobie jeszcze córkę. Gdyby nie to mój dzisiejszy Dz M skończyłby się na życzeniach przez telefon.
😁😁😁😉

niedziela, 24 maja 2020

23 / 2020

Ostatni miesiąc to dla mnie naprawdę trudny czas, szkoła życia. Nie wiedziałam, że potrafię że stresu i bezsilnosci płakać, mieć odruchy wymiotne, zanik apetytu, kłopot z koncentracją, ze snem. Cały czas z tyłu głowy głęboki i ogromny stres. Początkowo praca zdalna i ręczne sterowanie firmą, potem już z siedziby. Bez wsparcia, rzucona na głęboka wodę liczyłam że potrwa to tydzień, może dwa. Niestety w tym tygodniu minął miesiąc i dalej trwa. Na szczęście stan ogromnego kryzysu już chyba za nami. Oby tak było. Mój obecny szef zapytał czy też stwierdził, że chyba samą siebie zadziwiłam, że dałam radę. Bo piał hymny pochwalne na moją cześć. Mile to było, nie powiem ze nie. Nieskromnie przyznam się tu sama sobie, że było ciężko, że płakałam, ale nie miałam takiego momentu zwątpienia w siebie. Bardziej obawiałam się o sprawy, które nie zależą ode mnie, a definiują mój stan i moja pracę. No i o zdrowie swoje, bo stres zżerał mnie na maxa. Poza tym praca prawie 24 h na dobę jeszcze nikomu nie wyszła na dobre. 
Będzie dobrze, jeszcze parę chwil i będzie. Musi być. 

poniedziałek, 18 maja 2020

22 / 2020

Da się oswoić stres, przywyknąć do niego. Pastylka do ssania na literkę V moim ulubionym przyjacielem jest. Nawet jeżeli działanie ma mikre to moją psyche podnosi mi mocno. A to najważniejsze. 
Zapracowana jestem na maxa. Uszczęśliwiona na siłę pewnego rodzaju awansem, którego na pewno nie chce dłużej niż to konieczne.

Wakacje
przeniosłam nasza rezerwację na przyszły rok. Pandemia totalnie spieprzyła nam urlopy. I sam wyjazd i terminy. Nie wyjeżdżamy, posnujemy się rowerowo tu na miejscu, o ile dostanę ten mój urlop. 



sobota, 2 maja 2020

21 / 2020

Nigdy w życiu nie wymyśliłabym scenariusza swojego obecnego zawodowego życia. Nie uwierzyłabym, gdyby mi wcześniej ktoś opowiedział moje ostatnie dwa pracowe tygodnie.
Nowa sytuacja, nowe wyzwania, potężny kryzys, a w tym wszystkim ja, świeżynka w każdej dziedzinie. Dziś ciut, ale tylko ciut lepiej. Natomiast zaznajomiłam się z uczuciem paniki, lęku i stresu. Nieprzespane, albo przedrzemane ze stresem w tle, noce, fizyczny ból mięśni, ściśnięty żołądek, nudności, uczucie zamknięcia w pułapce, mega stres, bezsilnosc, łzy bezradności i osamotnienia, a do tego świadomość że tylko ja bo nikt inny i w końcu po prostu płacz ze stresu. Niejeden.
Słowem masakra czyli nie jest łatwo. I nikt nie wie jak długo to potrwa...