Stali bywalcy :)

niedziela, 20 listopada 2022

71 / 2022

No i weekendowania czas już na finiszu. Ten weekend spędzony z Młodymi. Wczoraj wieczorny wypad do oświetlonego cudnie parku. Hmmm... zaczęło się nerwowo, bo tak to bywa jak sto srok za ogon człowiek chce złapać, a Młody chciał tylko nie wziął pod uwagę, że każda taka sroka potrzebuje czasu...  W końcu jednak się zebraliśmy i pojechaliśmy. Było miło, fajnie i rodzinnie. Późny powrót i rozgrzewająca herbata z rumem plus szybka kolacja i ani się człowiek obejrzał i już szedł spać po północy. Ledwo żywy. 

... A o drugiej nad ranem odbieram telefon, że Matencja źle się czuje. Oczywiście nie na tyle żeby wzywać pogotowie, ale ja powinnam koniecznie przyjechać, ja czyli przysłowiową ręka która leczy. Nie było opcji by dogadać się z Matencją, dopytać co jest. Szczerze mówiąc z niepokojem obserwuję u niej symptomy demencji, albo  takich zmian po drobnych udarach, gdy jakieś tam naczynko się przytyka lekko. Matencja jest już zagubioną, niepewną Starsza Panią. Żeby nie było tak cukierkowo dodam tylko, że ta Starsza Pani zwykle wie swoje, nawet wtedy gdy pyta o coś. Jeśli odpowiedź nie spełnia jej oczekiwań to albo zaczyna przekonywać, że "to przecież nie tak", albo słyszę od niej"ale Ty nie wiesz jak to jest". Za każdym razem obiecuję sobie nie wchodzić w dyskusje, bo szkoda czasu, energii i zdrowia. Tatencjusz też nie lepszy, jego tekst "w końcu na coś trzeba umrzeć" ma być usprawiedliwieniem jego kompletnego braku troski o siebie.

A moja Mała Młoda dorosła kobieta jest już zdecydowana na kolejny wypad. Tym razem na wiosnę. Całkiem sama. Ogarnęła już konkrety pt. przelot. Tym razem bez międzylądowania, lotem bezpośrednim. Ale sam wyjazd, wyprawa, wycieczka w pojedynkę. Solo. Chcę zobaczyć to, czego nie widziała jesienią. Wiem, że jest rozsądną, mądrą istotą, ale i tak chyba umrę z niepokoju. Przeraża mnie sama świadomość odległości. Pojechałabym może z nią, ale jednak koszty mnie pokonują. Nie mówię, że tej kasy nie mam, ale nie chce wydawać jej w taki sposób. Po prostu. Choć teraz mi zakiełkowało, że może warto by zaszaleć trochę nim się zestarzeję tak na maxa. 😁😉

A dziś SzM poszedł na zimową przejażdżkę rowerową, ja zakatorzona, kaszląca odpuściłam temat i pomaszerowalam do kuchni. A potem ściągnęliśmy Młodych na obiad, potem z rozpędu kawa i ciacho, jeszcze z wczoraj. A potem w końcu Młodzi sobie poszli, zgarniając przy okazji od nas wyjatkowy prezent w postaci Lidlowego megarobota (żeby niepotrzebnie nie stał i nie kurzył się do Świąt), a my spokój, loooz, kanapa, pilot, kot... Cóż żyć nie umierać.

I tak to wieczór się kończy...


Spokojnego tygodnia Wam życzę. Sobie również 😉




2 komentarze:

  1. Warto zaszaleć, jeśli czujesz, że tego chcesz, przezyc cos innego, nowego, ekscytujacego, młodsza już nie będziesz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też chciałabym napisać, z pełnym przekonaniem, życie jest jedno. Ale.... Ale, życie jest nieprzewidywalne. Najpewniejsze w nim są zmiany. To, co nas zwykle zaskakuje, bywa kosztowne. Należę do asekurantów.

    OdpowiedzUsuń