Uciekł mi gdzieś jeden dzień pobytu. Byłam przekonana, że dziś jest czwartek, więc jeszcze jutro ostatni dzień i pojutrze wyjazd. A tu dziś przy śniadaniu zong! Dziś mamy piątek i jutro z samitenkiego rana zawijamy się do domu. Buuu...
Wczoraj plażowałam 2 godzinki, dzisiaj drugie dwie. Ale dziś skwar przeokropny. Myślałam, że będzie jak wczoraj czyli słonko, woda, chłodny wiaterek od wody itd. Niestety dziś Bałtyk zamienił się z jezioro, powietrze stało. Miałam być na plaży 3 godziny. Po 1 godzinie zwinęłam manatki i postanowiłam wracać do domu plażą. W "moje" miejsce jechałam rowerem, ok. 2 km lasem przez wydmy. Powrót plażą też 2 km. Wyszło na zero, ale przy okazji zrobiłam rekonesans plaży. "Moja" wyszła najfajniejsza; szeroka, łagodna, piaszczysta i z dala od zgiełku, cywilizacji, wrzeszczących dzieciaków itd. Pewnie od jutra się to zmieni, bo przecież wakacje się właśnie rozpoczęły. No... A my już po. Taki urok czerwcowego urlopowania.
A dziś było tak... 😁😉
Ładnie, takich miejsc tu nie znaleźliśmy, nie ma tak, że sosenkowy las i plaża.
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo ma to swój urok i klimat.
Usuń