Stali bywalcy :)

poniedziałek, 15 lutego 2021

22 / 2021

Sobota. Jaś Wedrowniczek czyli SzM w sobotę znowu wyciągnął mnie na wojaże i spacery. 10 km w pięknych okolicznościach przyrody. Warto było.


Niedziela walentynkowa. Zawoziliśmy Małą do Kawalera. Pojechała wesprzeć go trochę w obliczu straty mamy. Bardzo mi to w głowie siedzi. Wracaliśmy napawając się bajkowymi obrazkami zimy za szybą auta. A radio non stop trąbiło o serduszkach, miłości, walentynkach... Aż do przesady. Normalnie miałam dość. Serio. Poświętowalismy po powrocie do domu, żeby nie było. Upominki, słodycze, wino... 

A potem telefon od Matencji. 

Matencja. Martwi mnie. Od dłuższego czasu ma problemy zdrowotne. Gdy tak poanalizuję to właściwie ostatnio cały czas coś jej jest. Tłumaczę to jej lękiem, strachem, nerwicą. Zawsze coś jej jest i jeszcze się nie zdarzyło, by pierwszy lekarz, do którego się udała, dał sobie radę z jej dolegliwością przy pierwszej wizycie. Może ja jestem wyrodną córką, która nie rozumie chorej matki. Nie wiem, ale ręce mi opadają gdy słyszę, że znowu coś. Leczą się oboje u DoktoraSeniora w POZ. Doktor Senior oczywiście jest najlepszy, ale też nie zawsze od razu 😊 Sama sobie tłumaczę, że Matencja jest seniorką, która ma prawo zgłaszać różne dolegliwosci, a fakt, że jest pacjentką poudarową rzutuje na jej możliwości przyswajania informacji. Ja to wszystko wiem. Przygotowuję się zwykle mentalnie do rozmowy z nią, robię sobie postanowienia bycia miłą, dobrą córką, i takie tam inne. A potem kiedy z nią rozmawiam to po prostu brak mi cierpliwości, empatii, zrozumienia... No budzi się we mnie czort i naprawdę muszę walczyć w środku samej siebie by było ok. Psychicznie kosztuje mnie to bardzo wiele. Pomijając fakt czy jestem dobrą czy wredną córuchną, myślę, że jest mi bardzo trudno pogodzić się z tym, że moja mama powoli traci sprawność. Każdą. Że po prostu widzę jak dopada ją wiek i demencja. I nie ma na to mojej wewnętrznej zgody. I traktuję ją tak jakby była wciąż młoda, zdrowa, energiczna, światła, a ona jest zagubioną, bardzo samotną, przez nikogo nie rozumianą w swoim mniemaniu, starszą panią. W tym tygodniu mamy na tapecie laryngologa. Już usłyszałam, że właśnie wyczytała, że to co jej jest to skutek uboczny antydepresanta, który zażywa. No i oczywiście jak pójdzie do tego laryngologa to od razu mu to powie, pokaże w ulotce. A, no i oczywiście już odstawiła ten lek. Sprawdziłam ulotkę, nic takiego nie wyczytałam. I tłumacz teraz, że do specjalisty się idzie z dolegliwościami po diagnozę i  leczenie, a ona od progu będzie wołać, że wie co jej jest. Poza tym odstawiła lek, bo w zasadzie go nie potrzebuje, bo przecież czuje się dobrze. I nie rozumie, nie jarzy, że czuje się dobrze, bo bierze lek... Jutro na pewno ciąg dalszy dyskusji.

Do końca tygodnia będziemy jak stare dobre małżeństwo; we dwójkę ale plus kot 😉😊

3 komentarze:

  1. Też tak miałam. Nie docierało do mnie absolutnie, że mama to już bardzo starsza pani, że nie ma tych sił, co kiedyś, ani tego myślenia. Brakowało mi cierpliwości, empatii, zrozumienia. I żal, że taka byłam, będzie mi już towarzyszył zawsze.
    Może tak jest, że rodzice zostają w naszym wyobrażeniu takimi, jakimi byli w czasach, gdy mieszkaliśmy z nimi? Że nie potrafimy dostrzec ich starzenia się, bo istnieje tylko ten obraz w naszej głowie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za ten komentarz. Trochę mi lżej, że nie tylko ja tak mam... Nie jest to dla mnie usprawiedliwienie, nie o to chodzi, ale lżej na duszy gdy ma się świadomość że tak się zdarza.

      Usuń
    2. Trzymaj się. Czasem spróbuj powstrzymać irytację (choć wiem, że to nie jest łatwe). Pomyśl, że JESZCZE możesz.
      Inni, jak ja, już nie.

      Albo może inaczej. Pomyśl w takiej chwili o mamie jako o obcej osobie. Dla obcej przecież byłabyś miła, prawda? Łatwiej nam ranić bliskich, wiadomo.

      Usuń