Stali bywalcy :)

poniedziałek, 13 lutego 2023

6 / 2023

Z kronikarskiego obowiązku... Mamy połowę lutego. 
Rodzinnie:
Za nami pierwsze styczniowe spotkanie rodzinne (nowa świecka tradycja w Anonimowej rodzinie) u Młodej Małej (bo to jej inicjatywa); no i drugie lutowe, u Młodych. W marcu będzie u nas. Z uwagi na alergie na siersciuchy (u nas kot, u Młodych pies, a alergicy to wszyscy oprócz mnie) czas wizyty jest ograniczony. Potem, po ostatnim spotkaniu odwoziłam Małą do WojewodzkiegoMiasta. Trochę po drodze pogadałyśmy, ale na luzaku, bo ja kierowca w stresie 😉
Mała wciąż, albo znowu, bo nie wiem kiedy o niej pisałam, jest singielką, aktualnie pomieszkuje z koleżanką. Chcialabym jako mama tradycjonalistka, by ułożyło się jej życie pt. Wielka miłość, związek, spełnienie, zaufanie, może dziecko itd. Ale generalnie najważniejsze by jej było dobrze, by była szczęśliwa. Fajna z niej babka, należy się jej 😉 W dalszym ciągu chodzi do psychologa, jest pod opieką psychiatry. Mówi, że jest zdecydowanie lepiej funkcjonującą osobą. Przepracowała mnóstwo rzeczy. A ja... cóż ilekroć o niej myślę w kontekście zdrowia psychicznego to jestem jednym wielkim wyrzutem sumienia, z którym nie potrafię sobie poradzić, bo mam wrażenie że spartolilam robotę i zawiodłam jako matka. To pewnie tak nie działa i to głupie co piszę, ale tak mam, tak czuję i to mnie boli i uwiera. Czasem świadomie nie wchodzę z nią w jakąś dyskusję, odpuszczam temat, bo mam z kolei wrażenie, że po tych terapiach to ona ma tak wypracowany umysł, że mówi do mnie taką psychogadką. I wtedy tęsknię do Małej sprzed lat. A potem przychodzi ta okropna myśl, że wtedy przed laty to ona była w czarnej dziurze w walce ze swoimi lękami, a ja byłam ślepa, głucha i głupia.
Młodzi żyją sobie dobrze, nie szaleją, bo nie mają z czym, dzieci póki co na horyzoncie nie widać. Męczą się z pasożytującymi rodzicami JuzNiePanny, ludźmi niezaradnymi życiowo, którzy nie potrafią być dorośli, odpowiadać za siebie, ogarnąć się życiowo. Jak Młodzi chcieli ich pokierować trochę żeby im pomóc to były fochy, anse, danse i jeszcze komentarze, że dla takich pieniędzy to nie warto. Tak mówią ludzie, którym brakuje na życie. Ręce mi opadają. Ostatnio Młodzi postawili swoje granice, których się trzymają, a ja bardzo ich w tym wspieram. To trudna sytuacja, ale czasem dla dobra obojga stron trzeba tak robić. Żal mi JuzNiePanny bo to jednak rodzice. Ona ma trochę przesrane jak ja, a może nawet bardziej niż ja, bo moi gospodarczo, finansowo ogarniają się sami.
SzM
Ostatnio po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu wybuchłam, bo mi się ulało. 
Generalnie nie wchodzę w jałowe dyskusje, nie używam argumentu pt. nie mam ochoty, dbam o sposób, formę i ton wypowiedzi. Naprawdę zwracam na to bardzo dużą uwagę. Już kilkakrotnie zbierałam się do rozmowy na temat mojej niskiej samooceny (bo to chyba z tego się bierze) i mojego wewnętrznego lęku, że coś zawalę, zapomnę, albo wyjdę z jakąś propozycją i on SzM znowu mnie skrytykuje, bo ty powinnaś to, śmo, owo albo nie będzie miał ochoty na to co ja bym chciala. Nawet wymyśliłam sobie, że go zapytam czy jak idzie do sklepu i ja go o coś poproszę by mi kupił to czy włącza mu się opcja alarmu, żeby nie zapomnieć, albo żeby źle nie kupić bo obawiam się tych słów, wzroku. Niby nic wielkiego. Już się przyzwyczaiłam że mam łatkę tej co się nie stara wystarczająco. I jak mi ostatnio SzM zapodał tekstem że wszystko jest tak jak ja chcę to nie wytrzymałam. 
Auto
Jeździ mi się dobrze, przesiadka do młodszego auta odbyła się pod koniec zeszłego roku i jest ok. Polubiliśmy się od pierwszego siedzenia 😉 Nie uważam się za super kierowcę, w nowym terenie bardzo się stresuję, na trasach szybkiego ruchu nie jadę szybko, ale generalnie poruszam się, jestem zmotoryzowana, no prawie niezależna. Ale zawsze po jakiejś samodzielnej wyprawie w nieznane mam takiego okropnego kaca moralnego, niską samoocenę i zmęczenie psychiczne... Dzisiaj też, bo źle zjechałam 😄
Ale komfort jazdy w aucie jest ok.
Wakacyjne
Wczasy z SzM ogarnięte. Trzeci rok z rzędu w to samo miejsce. Wiadomo, że z rowerami. Jak dla mnie szału nie ma. Trochę się obawiam czy podołam fizycznie, kondycyjnie. 
Niestety Mała nie da rady wyskoczyć ze mną na nasze kolejne wspólne wojaże po Europie. A planowalyśmy Grecję. Już ma zaplanowane dwa wyloty na Wschód i jeden europejski i po prostu braknie jej urlopu. Przykro mi się zrobiło, nie ukrywam. Umówiłyśmy się na weekendowy wypad, chyba do jakiegoś spa, a może uda mi się ją wyciągnąć gdzieś turystycznie. No i z powodu tego europejskiego kierunku nie będzie jej na Święta Wielkanocne. Korzystają z kumpelą z taniego latania.
A my z SzM powinniśmy zadbać o paszporty, bo tak się składa, że nie mamy. I może uda mi się SzM wyciągnąć na jakiś wojaż. To nie będzie to samo, ale cóż, jak się nie ma co się lubi...
Towarzysko:
Zaliczyłam już w tym roku babskie spotkanie koleżanek studyjnych. A także w mniejszym nieformalnym gronie tradycyjne moje babskie i to nieformalne studenckie też. 
A wspólnie z SzM zaliczyliśmy najpierw święto pizzy w pizzerii z dawnymi prawie przyjaciółmi, a potem wieczór u nich, tak jak za dawnych czasów.
Odgruzowuję swoje, nasze życie towarzyskie. 
Jedna Ona, dawna moja prawie psiapsi z lekka mnie rozczarowała. Ale im bardziej o tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku że nie powinnam być zdziwiona. Pomogłam jej w dość istotnej kwestii życiowej, miałam rozkminę czy się w to angażować, ale nie potrafiłam przejść obojętnie. Pomogłam.  Wystartowala z bombonierką i kawą, jak do obcej, to wzięłam i pogonilam ;) Liczyłam na jakąś wspólną kawę, albo nawet wódkę, bo dawniej odwiedzaliśmy się rodzinnie. A tu zonk. 
Zaliczyliśmy też razem z Młodymi wspólne wyjście takie z lekka naukowo-muzyczne. To było ciekawe doświadczenie. Pozytywnie ciekawe.
Sport i rekreacja 
leżą u nas głęboko schowane w szafie. Nic nie robię. Z moich jogowych planów nic nie wyszło, ale dorobiłam się w międzyczasie maty do jogi. Dojrzewam do podjęcia postu dr Dąbrowskiej i rozpoczęcia bardzo delikatnego truchtania. Żeby mieć cel zapisałam się na późno majowy bieg na 5 km. 
Byłam na prywatnej wizycie u ortopedy, ale niewiele to zmieniło w moim samopoczuciu. Teraz mam wrażenie że się toczę, przytyłam, tyłek mam jak szafę, ciężko mi się schylać, przeszkadzają mi fałdy brzucha. To już najwyższy czas zabrać się do roboty, bo jest naprawdę dramatycznie. A czasu coraz mniej.
Pracowo
póki co jest ok. Zeby jeszcze zechcieli płacić więcej to już by było super. 

Ależ mnie poniosło. Wypisałam się chyba ze wszystkich zaległości.
O teraz mi się przypomniało, że nie napisałam ani słowa o moich rodzicach...

Matencja i Tatencjusz
Właściwie bez zmian. Jak to się mawia "lepiej to już było". 
Odcinam się; to znaczy rzadko tam do nich jeżdżę, najwyżej raz w tygodniu, póki co nie wymagają codziennej stałej opieki, a wizyty towarzyskie wystarczą raz na tydzień. Nie angażuję się w spory i gorące dyskusje, bo trzymam się zasady, że są dorośli, muszą dogadywać się sami. Nie wypowiadam swojego zdania, bo jest kompletnie inne niż Matencji i zostaję uznana za wroga nr 1, który trzyma stronę ojca. A do ojca nie mówię, bo nie jestem go pewna czy on tego potem nie wykorzysta przeciwko Matencji, że poczuje się wzmocniony itp. Widzę postępujące zmiany neurologiczne dementywne u Matencji. Sposób wypowiedzi, rozkojarzenie, zapominanie, coraz  wolniejsze kojarzenie. No i ten nieszczęsny ból kręgosłupa, ograniczenie mobilności, zmiana sylwetki. 
Mam poważne obawy, że też tak skończę, bo kręgosłup też daje mi znać o sobie.
Tatencjusz niby starszy, a kojarzy lepiej, uparty jak osioł, zawsze wie lepiej, nigdy nie słucha nas, no bo co my tam wiemy, obcy to się znają, nie to co my. I do tego głuchy jak pień, uparcie nie nosi aparatów, a jak nie zobaczy, że do niego mówię to nie wie, bo nie słyszy. 
A mój słuch też coraz gorszy. SzM TV ścisza, ja podgłaśniam. Albo włączam napisy 😉

I tak to.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz