Cały dzień dziś w pracy byłam wewnętrznie rozedrgana. Pod skórą czułam stres. Nic złego się nie działo, muszę po prostu do wyjazdu wyczyścić biurko, podomykać różne sprawy. Ale źle mi się pracowało. Podskórnie cały czas czekałam na to, że coś gruchnie. Nie znalazłam przyczyny.
Za to po pracy kolejny raz ścięłam się z Matencją. Nie, ona nie wyzwala we mnie stresa, ani złości. Ona mnie po prostu i r y t u j e. A to właśnie powoduje moje nerwy. Dziś sama sobie nazwałam to uczucie. Potrzebowałam tego. Nie będę się rozpisywać co i jak, bo nie chcę się nakręcać. Zbieram się by może zadzwonić do tego ich doktora i nacisnąć na konsultację neurologiczną, albo jakaś receptę na leki. Poprawiacz nastroju dla Matencji, plus jakiś specyfik zwalczający zaburzenia poznawcze, kojarzenie, rozumienie i orientację, bo z braku tych rzeczy wszystkie nerwy się biorą. A dla Tatencjusza coś na uspokojenie, bo jej jazdy windują mu ciśnienie w okolice 180-190. Z drugiej strony samą siebie pytam czy może ja nie przesadzam, bo może to ja przewrażliwiona jestem, no i czy ten doktor (prawie ich równolatek) zrozumie o co mi chodzi, czy będzie po mojej stronie...
>>>Tu wykasowałam calą opowieść o oparzonym przedramieniu i maści niezbędnie potrzebnej na tu i teraz, której i tak nie użyła. Skasowałam, bo samo klikanie o tym podniosło mi ciśnienie.
Może faktycznie ja jestem taką okropną nieczułą córką, która nie ma dla niej serca i trzyma zawsze stronę tego okropnego ojca.
Zdałam sobie ostatnio po raz kolejny sprawę z tego, że od dziecka wiem że Matencja na wspomnienie swojego rodzinnego domu roni łzy, bo w naszym była i jest tak bardzo nieszczęśliwa. Zawsze powtarzała że jej ojciec to TAK nie robił, bo, wiadomo, był lepszy, bardziej prawy, bo w ogóle u nich, u Matencji znaczy, w domu zawsze było lepiej i bardziej niż w domu rodzinnym Tatencjusza. Rodzina Tatencjusza zawsze była tæ gorszą. No ale kurcze przecież Matencja sama sobie wybrała materiał na męża! Nic jej nie piliło do tego ślubu, bo ja się urodziłam trzy lata po ślubie 😉. Chciała wydostać się ze wsi do miasta i jeszcze trafiła na przystojne ciacho, żyć nie umierać. Jak sobie poscielesz... Ale też od dziecka słyszałam, że był taki inny na horyzoncie, ktory był o niebo lepszy i że po prostu źle wybrała. A prawda jest taka, że ten inny był z tego samego miasteczka, a Tatencjusz był gościem z miasta. I tu jest pies wyboru pogrzebany.
Czy to jest normalne, że każde nasze Boże Narodzenie kończyło się tym, że Matencja wieczorem na magnetofonie słuchała kolęd, siedziała, wspominała i płakała... No a ja - dziecko, zastanawiałam się co takiego mogę zrobić by jej było lżej, albo czym może ja zawiniłam, że jej jest z nami tak źle...
Najbardziej wkurza mnie świadomość, że ja dopiero teraz dojrzałam do tego by móc postawić granicę, by się nie dać manipulować, teraz dostrzegam i chyba widzę jak to było, a nie jak ona mi wdrukowała. I niestety teraz nie mogę jej tego powiedzieć, zaprotestować, rzucić prosto w twarz, podyskutować, wyjaśnić, bo po prostu ... nie ogarnie. Skończy się na szlochach, płaczu i fochu, bo ona biedna, a ja jak zwykle ta okropna, nie dość że podobna do Tatencjusza to jeszcze niewdzięcznica trzyma jego stronę.
Bo z prawdziwej Matencji zostało tylko opakowanie. Taka prawda...
Nie byłabym sobą gdybym nie pomyślała co kiedys będą mi zarzucać moje dzieci, czym ja je skrzywdzilam ...
Lepiej późno, niż .... O tym stawianiu granic. Udanego urlopu !
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam 😀
Usuńkot jedzie czy zostaje?
OdpowiedzUsuńZdecydowanie zostaje 😉😀
UsuńOch te włosy przed wyjazdem!
OdpowiedzUsuńTez staram się ogarnąć temat, bo szybko mi odrastają, a nie będę szukać gdzieś nieznanej fryzjerki!
Sama jestem ciekawa, jaką ocenę da mi syn, kiedyś tam po latach...
jotka
No masakra przedwyjazdowa.
UsuńCo do oceny... Myślę że choćbyśmy się jako rodzice nie wiem jak starali i tak znajdzie się jakiś negat. Bo przecież Matencja też starała się ile mogła. Na swój sposób.
Wiadomo, ze przed wyjazdem jest sporo do zrobienia, notmalka, co ma do tego spektrum autyzmu?
OdpowiedzUsuńPrzymus wewnętrzny zrobienia, ogarnięcia, poukładania, zapięcia. Taki chory perfekcjonizm. Zawsze mówiłam, że nam w sobie trochę detektywa Monka, tego z serialu. Nie mogę wytrzymać gdy coś jest nie tak jak być powinno. Nieustanna potrzeba kontroli chyba tak mi się przejawia.
Usuń