Stali bywalcy :)

sobota, 4 listopada 2023

72/2023/7

Cd.

Możesz być dumna, wdzięczna losowi, za to że masz tak ogarnięte dzieci, które w tamtej strasznej chwili stanęły na wysokości zadania. 
Mała wydostała Was stamtąd, ladowałyście co prawda ciut dalej, ale już w Polsce. Gdyby nie ona to siedziałabyś chyba do dziś tam na dworcu autobusowym dokąd dowiózł Was wycieczkowy autobus. Ona dokonała cudu, wydobyla prawie spod ziemi bilety na najbliższy samolot, ogarnęła cały transport, cały czas miała rękę na pulsie, a Ty po prostu rozpaczałaś, mając gdzieś w głębi duszy wyrzuty sumienia, że to przecież Ty powinnaś ogarniać, ale po prostu nie byłaś w stanie. 
Młody (wezwany przez SzM zanim stracił przytomność), który pomagał w akcji reanimacyjnej do dziś zmaga się z traumą, a Ty powtarzasz mu jak mantrę, że na pewno wszyscy wokół, w tym on, zrobili wszystko najlepiej jak umieli, że SzM dzięki niemu nie umierał sam wśród obcych, tylko przy synu. Że to nam jest ciężko, ale SzM do końca był aktywny, robił to co kochał, nie chorował, nie leżał, nie cierpial. Po prostu pstryk i go odcięło. Serce Ci się kroi gdy widzisz rozpacz dzieci, swoją, gdy wiesz, że to nieodwracalne, ale cały czas masz wrażenie, nadzieję, że za chwilę okaże się że to sen, żart jakiś. Dopiero w firmie pogrzebowej, po przylocie, gdy poprosisz by móc zobaczyć SzM... Wtedy dociera do Ciebie, że SzM nie śpi, nie obudzi się za chwilę, mimo że tak wygląda, że to jednak stało się, że nic już nie będzie takie samo... I gdy tak jeździcie w czwórkę (Ty, Młody, Mała i JuzNiePanna) by załatwiać sprawy pogrzebowe cały czas masz ochotę, by zadzwonić do SzM i zdać mu relację, co już ogarnęliście.
Tak, możesz być dumna ze swoich dzieci, ze wsparcia i troski jaką Cię otoczyły, mimo swojego bólu i traumy. Mówisz im, że teraz zostaliście sami i choćby nie wiem co się stało jesteście dla siebie opoką, wsparciem, że nie jest ważne czy się lubicie, czy czubicie, bo jesteście najbliższą rodziną i stanowicie dla siebie wsparcie.
Ceremonia pożegnania przed kremacją w ścisłym gronie rodzinnym rodzinnym to był prawdziwy intymny rodzinny moment. Jeszcze tylko potem ostatnie spojrzenie na SzM, gdy już pozostali wyszli, a Wy mieliście ustalone otwarcie trumny. Czujesz taki irracjonalny spokój, że jest wszystko tak jak ustalaliście, że garnitur, koszula, krawat, buty, że wszystko jest dokladnie tak jak miało być. Że to na pewno on... Zwracasz uwagę w głębi duszy, że palce u rąk już lekko zasinione, jeszcze gładzisz po policzku, dajesz buziaka, ale czujesz że ten policzek wciąż zimny, tak jak wtedy po przylocie gdy chciałaś go zobaczyć...
Do dziś pamiętasz i doceniasz wsparcie, troskę i przychylność wszystkich wokół. To było nieocenione. Jesteś wdzięczna losowi, że tak było. Myślisz, że chyba jednak jesteście z SzM dobrymi ludźmi skoro spotkało Was tyle życzliwości i przychylności w tak trudnej chwili. Zaraz potem samą siebie poprawiasz, uczysz się mówić o SzM i o Was w czasie przeszłym, nie potrafisz nie płakać, bo łzy plyną same gdy o tym myślisz, mówisz. A przecież myślisz o tym cały czas. 

W dniu pogrzebu idziecie do Kościoła dużo wcześniej, by przywitać urnę SzM w progach kościoła, by czekać na SzM... Puszczasz mimo uszu ciekawskie pytania kościelnego o to co się stało "bo ksiądz mówił że nagle". Nie myślisz o tym ile przyjdzie ludzi, to nie jest najważniejsze. Skupiasz się na tu i teraz, tym momencie i tej chwili. Przypominasz sobie, że dwa lata temu siedzieliście oboje w tej samej ławce podczas ślubu Młodego. Wspominasz te chwilę gdy podczas składania przez Młodych przysięgi chwyciliście się z SzM za ręce wspominając swoją przysięgę sprzed ponad 30 lat... Starasz się skupić, by móc bez płaczu zaraz po mszy powiedzieć o SzM kilka słów, symbolicznie mu podziękować za wspólne życie, za wspólne bycie, za wszystko. I dopiero gdy przekazujesz tzw. znak pokoju odwracasz głowę i serce Ci zamiera, gdy widzisz kościół pełen ludzi, do samych drzwi wyjściowych, mimo że nie rozróżniasz postaci, widzisz tylko ciemną ścianę. Widzisz potem tylko takie migawki w głowie, kodujesz rodzinę, znajomych bliższych i dalszych, znajomych którzy zjechali z różnych stron Polski, których nie widziałaś całe wieki, którzy nie znali SzM a przyszli bo znają Ciebie, Małą, Młodego... Na szczęście dużo wcześniej zgłaszasz księdzu, że rodzina prosi by nie składać kondolencji. Masz wrażenie, że jeszcze chwila i rozsypiesz się na kawałki. Nie przeżyłabyś kondolencji i tego tłumu ustawionego w kolejkę... Do dziś tak naprawdę nie wiesz kto wtedy był na pogrzebie. Potem w rozmowie np. zdziwiona pytasz szefowej knajpy, gdzie urządzałaś stypę, a Pani też była?...
Jeszcze tylko wyłapujesz z tłumu i dziękujesz temu, który ratował SzM nim przyjechał Młody i pogotowie, a on przeprasza Ciebie, że nie zdołał go uratować, mówi, że może mógł zrobić więcej, lepiej... I tak stoicie oboje patrząc przez łzy na siebie, pokaleczeni przez los, oboje świadomi faktu, że od teraz Wasze relacje będą trudne, bo każde z Was nie chce swoją osobą sprawiać bólu temu drugiemu. I do dziś nie masz odwagi by zadzwonić, spotkać się, porozmawiać.

Całe życie będziesz wspominać tego młodego księdza, który prowadząc mszę i pogrzeb wyraźnie się spieszył, który podczas mszy bezczelnie i bez cienia kultury, szacunku upominał wiernych, który w bramie cmentarza witał Ciebie, żonę zmarłego, stukając w zegarek, który nie chciał poczekać by dzieci zmarłego dołączyły do konduktu, który zachowywał się bezczelnie i chamsko, który zirytował wszystkich i sprawił że wszyscy go zapamiętali. A kiedy kilka dni później rozmawiasz z nim i zwracasz mu uwagę na zachowanie, prosisz by w przyszłości innym tak nie robił, w głębi duszy liczysz na słówko pokory, jakieś drobne szybko rzucone przepraszam, ale widzisz tylko agresję, hardość, roszczeniowość, słomę co wystaje z butów, butę, która każe mu myśleć że jest lepszy i ponad, bezczelność, kompletny brak szacunku, empatii, miłości do bliźniego, brak wszystkiego tego co powinien mieć kapłan. I nie omieszkasz mu o tym powiedzieć.
To Twoja pierwsza poważna lekcja asertywności...
Cdn.


1 komentarz:

  1. Dziękuję, że się tym dzielisz. Przytulam Cię serdecznie, choć się nie znamy...

    OdpowiedzUsuń