Stali bywalcy :)

sobota, 8 lipca 2023

49 / 2023

Młodzi
Wiele razy SzM w rozmowach ze mną mówił, że moglibyśmy kiedyś, za rok, pojechać na wczasy razem z Młodymi, a nawet jeszcze z Małą do kompletu. Osobiście nie wydaje mi się by Mała chciała, ale w przypadku Młodych nie wykluczyłabym akceptacji, choćby ze względu na finanse. Zawsze podchodziłam do tego pomysłu, wspólnego wyjazdu, z ogromną rezerwą, czemu bardzo dziwił się SzM. Po dzisiejszej krótkiej, ok. 5 godzin w sumie, wycieczce autem plus dłuższy spacer, w składzie: my, Młodzi i ich pies, stwierdziłam że nie wyobrażam sobie byśmy mogli pojechać z nimi na dwa tygodnie gdziekolwiek. I dziś SzM przyznał mi rację. Mlody. To moje dziecko, bardzo go kocham, ale znam jego zalety i wady. I chyba już odzwyczaiłam się od tych rzeczy, które mnie drażniły. To raz. Spięcia na linii Młody-SzM; zachowują się jak koguty, aż iskrzy, a ja podskórnie czekam na wybuch. Aczkolwiek i tak jest lepiej niż było kiedyś. To dwa. Do tego wieczne zmęczenie, narzekanie, robienie z siebie zdziecinniałej trzydziestki, a to wszystko w wykonaniu JuzNiePanny. To zdecydowanie trzy. Zdecydowanie wykluczam wspólne z nimi wczasowanie. Zastanawiam się też dzisiaj czym w ich domu zajmuje się JuzNiePanna (dot. spraw tradycyjnie babskich domowych), bo z rozmowy nie wynika by cokolwiek jej dotyczyło. Wszystko o czym mówią robi Młody. Jeszcze nie usłyszałam żeby powiedziała że cokolwiek przygotowała, ugotowała, sprzątnęła, zrobiła zakupy itd. Albo Młody, albo razem; ale Młody przewodzi temu stadu. Jak przystało na Teściową nie wprawia mnie to w zachwyt, ale staram się nie wsciubiać do nich nosa. Ale ponarzekać tu sobie mogę, c'nie? No i sprawa finansów... Nie wspieramy naszych dzieci finansowo. Radzą sobie sami w ramach swoich możliwości. Mała, mimo że jest sama, zdecydowanie lepiej niż Młodzi, bo Mała gospodaruje rozsądnie, a oni to mam wrażenie, że tylko od wypłaty do wyplaty. Nie wspieramy tzn. nie dajemy im żadnej kasy regularnie, ale nie oznacza to że jej od nas nie dostają wcale. Zwykle z jakiejś okazji, ale ilekroć zabieramy ich gdziekolwiek ze sobą zawsze koszt bierzemy na siebie. Nie żałuję im tego, nie wypominam, cieszę się że chcą spędzać z nami czas, ale trochę mnie kłuje fakt, że Młodzi nasze finansowanie teraz już biorą za pewnik i niestety nie widzę z ich strony chęci by cokolwiek dać w zamian. Tu nie chodzi o wymiar stricte finansowy, ale o ich podejście, samą chęć, jakiś gest. Owszem, zawsze dziękują, ale nie widzę żadnej inicjatywy np. wzięliśmy cukierki albo jabłka czestujcie się, proszę. Może nie powinnam tak o własnym dziecku, ale tak czuję. Bo Młody to sknerus jest, to tak a propos. Mała to zupełnie inna bajka. To aż niemożliwe, że oni z jednego domu wyszli, od tych samych rodziców. Zawsze się zastanawiam czy nie ma na to wpływu fakt, że Młody pierwsze prawie 7 lat swojego życia był jedynakiem i świat kręcił się wokół niego. Bo Mała od zawsze w swoim życiu miała brata i od zawsze gdy kupowałam jej np. batonika to od razu mówiła "a dla Młodego?".
SzM
Kilka dni temu, po wczasach, napisałam list do SzM, którego mu nie wysłałam. Napisałam w nim m.in. że "Nie ma między nami ciepła, chęci, czułości, zainteresowania, bliskości". Ten list trochę mi poukładał w głowie. Spełnił swoją rolę terapeutyczną. A teraz od kilku dni mam wrażenie, że zadziałała afirmacja, manifest mój wewnętrzny, bo SzM sprawia wrażenie jakby go jednak przeczytał i wziął sobie do serca. A przecież go nie wysłałam...
Matencja
Jest coraz gorzej. Żal mi jej. Zdrowotnie wysiada coraz bardziej. Bóle kręgosłupa, zmiana postawy, neuralgie różnego rodzaju, nietrzymanie moczu, zespół suchego oka, dałoby radę dopisać jeszcze trochę. Wiek 80+ ma swoje prawa. Z uwagi na problemy z poruszaniem się nie wychodzi z domu sama, więc raczej skazana na siedzenie w domu. Dopisałabym do listy depresję, bo nerwicę lękowa już ma od dawna. Jest rozdrażniona, płaczliwa, wiecznie żałuje siebie, narzeka. Ale tak w zasadzie się nie dziwię. Do tego wysiada głowa. Spowolnione kojarzenie, problemy z rozumieniem, zaburzenia pamięci. Zaburzenia pamięci krótkotrwałej, tzn. nie pamięta dziś, wczoraj. Kompletnie nie ma towarzystwa, skazana na siedzenie w domu, gdzie Tatencjusz traktuje ją jak zło konieczne. Oprócz nas chyba nikt ich nie odwiedza. Koleżanek jakichkolwiek brak. Sąsiadki też raczej z daleka. Okno na świat stanowi telefon i on zastępuje życie towarzyskie.
Bardzo trudno jest pomóc osobie, która zawsze wie lepiej, która neguje wszystko to, co nie jest po jej myśli, która nie chce zmian, która woli utwierdzać się w swoim cierpieniu, nieszczęściu, obwinia o wszystko innych, zwłaszcza Tatencjusza.
Wiem co chciałabym zrobić, ale nie wiem czego musiałabym użyć by to wszystko wyszło...
Najpierw wizyta u geriatry. Potem pobyt na oddziale geriatrycznym żeby kompleksowo zrobić wszystko co trzeba. Neurolog. Psychiatra. Psycholog. Ortopeda. Pieluchomajtki. Balkonik z siedziskiem. Zajęcia terapeutyczne w jakiejś Świetlicy środowiskowej dla seniorów. 
I tak...
O świetlicy słyszeć nie chce, bo nie potrzebuje, bo ja jej nie rozumiem, bo tam na pewno toaleta jest po schodach i po co jej to w ogóle.
Balkonik jest już od dawna, bez siedziska, niedawno zdjęłam go z pawlacza, gdzie wylądował bo przecież ona go nie potrzebuje.
Do pieluchomajtek usiłuję ją przekonać od dłuższego już czasu. Jest na etapie upychania do nich papieru toaletowego i używania jednak pary po kilka dni, bo przecież daje papier i są czyste.
Ortopeda, neurolog... Nie wiem czy któryś z dostępnych spełni oczekiwania, bo moje doświadczenie mówi, że ten się nie zna, a co tamten może mi pomóc, a tamta przecież nawet mnie porządnie nie zbadała.
Muszę poszukać geriatry, sprawdzić terminy i możliwości wizyt. I przekonać Matencję by chciała do niego pójść. O kładzeniu jej na oddział geriatryczny póki co wolę nie mówić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz