W wigilię po pracy doświadczyłam tego że znowu ktoś na mnie czekał w domu, otworzył mi drzwi i przywitał z uśmiecham. Mała :) A potem strzeliłyśmy sobie przedwigilijneszybkie spanko z załączonym budzikiem.
W Boże Narodzenie na obiad została Mała, przywiozłyśmy do nas Matencję i tak sobie w trójkę gospodarzyłyśmy. Po południu drobne roszady, Mała zebrała się do domu, przyjechała siostra SzM z mężem, corką, potem przyszli Młodzi, potem ja dowiozlam Matencję, a potem już siedzieliśmy sobie na luzie. A drugi dzień spędziłam ze znajomymi, na takich świątecznych urodzinach koleżanki. I było naprawdę fajnie.
Zmierzyłam się z tymi Świętami, dałam radę i doświadczyłam nowych przeżyć, doznań i emocji.
Sylwester razem z Małą na pełnym luzie, serialik w TV, pyszne rzeczy, a tuż po północy dwanaście winogron zjedzonych pod stołem i dopiero potem szampanik :)
Oczywiście że były trudne chwile, oczywiście że w głębi duszy miałam w sobie te wszystkie nasze poprzednie Święta i Sylwestry spedzone razem z SzM, ale to już nie była taka świeża rana, nie było już we mnie rozpaczy. Smutek.
Zwróciłam uwagę, że nauczyłam się nazywać swoje emocje. Rozpoznawać je i nazywać. To mi daje terapia. Układa, porządkuje głowę i pozwala poznać siebie.
Ostatni weekend spędziłam przy komputerze planując nam, mnie i Małej, marszrutę czyli bardzo ekspresowe zwiedzanie Londynu. Mała wyhaczyła jakieś tanie weekendowe bilety i wkrótce czeka nas prawie 30 godzin w Londynie. Opracowałam nam plan wycieczki punkt po punkcie. Raczej oglądamy z zewnątrz, bo po pierwsze czas, a raczej jego brak, a po drugie ceny biletów. Dużo atrakcji jest bezpłatnych, ale z opcją rezerwacji. Jeden dzień rozplanowany szczegółowo, a drugi w trzech opracowanych opcjach, a w głowie mam jeszcze czwartą czyli totalny luz i chłonięcie atmosfery miasta. Czas pokaże jak się zorganizujemy i ile zdołamy zobaczyć. Jadę trochę na siłę, a ona to ogarniała dla mnie, bo sama już była i widziała, jeszcze będąc w szkole. I nie ma we mnie (jeszcze?) radości i ekscytacji, bo krótko, zimno, pogoda do bani i krótkie dni. Ale nic jej nie mówiłam, niech będzie radość i frajda. Najbardziej to się cieszę na wspólny czas :)
Początek roku kiepski. Uczestnictwo w dwóch pogrzebach. Dzień po dniu. Nie znałam zmarłych ale poszłam dla tych którzy zostali, by ich wesprzeć i uściskać.
A wtedy gdy wszyscy wokół szukali "sześciu królów" ja wędrowałam po górach. Wietrzvyłam głowę i uskuteczniałam babskie pogaduchy i tak przeszłyśmy prawie 21km. Wróciłam do domu i po prostu padłam ze zmęczenia, ale na pewno warto było.
Ponieważ mamy już złożony wniosek o umieszczenie Matencji w instytucji opiekuńczej, za sobą juz wywiad pracownika, zostaje rozwiazac kwestie finansowe i czekać. Jutro jadę do brata wytłumaczyć o co kaman i jaką obieramy strategię w tym temacie ;)
Oczy mi się zamykają więc nie dam rady więcej pisać.
Dziękuję za słowa troski. To bardzo miłe.
Spokojnych snow...