A tymczasem należałoby nadrobić zaległości notatkowe.
Mała
Kilka dni temu pojechałam do Małej na pogaduchy. Miało być lekko, miło i przyjemnie. Zmroziło mnie gdy usłyszałam, że ona często czuje się tak jakbyśmy wciąż jeszcze siedziały na lotnisku i czekały na samolot do Polski, wracając do domu po śmierci SzM. Tęskni bardzo. Słuchałam, tuliłam, bo co więcej mogę. Kompletnie nie wiem jak jej pomóc. Rośnie we mnie poczucie winy, bo ja się wtedy tak bardzo rozsypałam, że gdyby nie ona to pewnie do dziś wracałabym do tej Polski. A to ona wzięła na swoje barki cały ciężar sytuacji, organizacji, troski, to ona dbała o mnie, a nie ja o nią. Zatopilam się w swojej stracie męża i rozpaczy, a przecież ona straciła ojca. Źle mi z tym.
Młody
Byłam u Młodych, na zaproszenie, ale źle się u nich czuję. Nie nachodzę ich, nie narzucam się, nieproszona nie pójdę, i tak po prawdzie to byłam u nich na tym mieszkaniu drugi raz (bo pilnowanie zwierzyńca podczas ich urlopu się nie liczy), a mieszkają tam chyba od marca. Miałam wrażenie, że to była wizyta wymuszona. Młody bardzo się starał, chciał nadrobić za dwoje, bo JNP była obecna, ale jak zwykle z bolącą/znudzoną/cierpiącą miną. Staram się patrzeć na nich obiektywnie, a potem wielu rzeczy, które mnie bolą nie zauważać. Nie chcę być jak ta teściowa z kawału, która na pytanie o małżeństwa swoich dzieci mówi, że jej córka świetnie trafiła, bo mąż jej bardzo pomaga i w wielu rzeczach wyręcza, a niestety syn trafił kiepsko, bo ma żonę bardzo leniwą i wszystko musi robić za nią. Utwierdzam się w przekonaniu, że to ich związek i jeśli jemu z tym dobrze to jego sprawa.
Ja
Trudno jest mi się zmobilizować do wielu rzeczy. Narzucam sobie sama zadania do wykonania, ale nie jest to proste i oczywiście robię tylko to, co niezbędne.
Codziennie rano gdy siedzę na balkonie z kubkiem kawy i papierosem sama siebie motywuję i uzbrajam się w pogodny nastrój i wewnętrzną siłę by przeżyć w miarę dobrze kolejny dzień. Mam wrażenie, że wyczerpały mi się bateryjki, nie mam siły i energii, ale życie toczy się dalej i trzeba brać co niesie a nie babrać się w niechceniu. Więc biorę, przygarniam, uczestniczę, planuję, zgłaszam się, umawiam, organizuję, działam, ale gdy przychodzę do domu to mój wewnętrzny akumulator siada. A ktoś, kto patrzy z zewnątrz nie przypuszcza nawet jak bardzo pusta jestem w środku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz