... mam ochotę wykrzyczeć całemu światu, że tamtej nocy, dwa lata temu w Grecji (kiedy kompletnie nie umiałam zasnąć, a potem w nocy spać), byłam jeszcze kobietą nieświadomą tego, co mnie czeka, szczęściarą, która nie doceniała swojego życia. Owszem, mówiłam, że jest dobrze, nawet zbyt fajnie i bardzo się obawiałam tego, że coś pierdyknie, tylko nie wiedzialam z której strony ... Cóż życie jednak potrafi zaskakiwać.
Podsumowuję te dwa ostatnie lata, a właściwie to siebie na przestrzeni tych dwóch lat, mogę śmiało powiedzieć, że podziwiam samą siebie za to, że wykaraskałam się z tej rozpaczy. Że dałam i daję sobie radę. Że nie straciłam kontaktu ze światem, żyję, istnieję. Ale generalnie to żal mi siebie samej. Już nie ma we mnie obsesyjnego lęku, obawy i strachu przed życiem solo. Skończyła się gonitwa myśli i ten chaos z tyłu głowy. Lekow nie biorę już dawno, terapię skończyłam w lipcu. Potrafię powiedzieć że mój mąż umarł, ale słowo wdowa wciąż jest dla mnie okropne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz