Wielkanoc Wbrew pozorom mogę napisać że to był naprawdę fajny dzień. To nic że o czwartej rano mało nie dostałam zawału gdy zadzwoniła do mnie Matencja. Najczarniejsze myśli od razu... Coś się pewnie dzieje... Zadzwoniła bo przecież miała mnie obudzić o czwartej, tak przecież chciałam. Już nie wchodzę w głębsze dyskusje, potwierdziłam że jestem obudzona i tyle. A potem na spokojnie bez spiny wstałam sobie po 9. Posnułam się po domu bez pośpiechu i przed 11 pojechałam po Matencję. Z premedytacją nie robiłam nic wcześniej po to byśmy mogły wspólnie działać i szykować. I tak bylo. W międzyczasie zadzwoniła żona mojego brata bo Młody składając im życzenia powiedział że on chory i że my tylko we dwie śniadamy. Uspokoiłam że dramatu nie ma, że poukładałam sobie to już w głowie i że trzymamy się ustalonego planu. Po śniadaniu, kawie i ciastku poszłyśmy sobie spacerkiem (z wózkiem, bo wiedziałam że się na pewno przyda) na cmentarz. Matencja w sumie przeszła naprawdę spore, jak dla niej, odcinki drogi. Na cmentarz dojechał do nas brat z rodziną, a w drodze powrotnej spotkaliśmy siostrę SzM z mężem zmierzających do nas. I tak ok. 16 stawiliśmy się w umówionym wcześniej gronie. Wspólnie razem posiedzieliśmy do 20. Było naprawdę miło. Serio.
A teraz idę spać bo jutro będę kręcić kilometry na rowerze.
Dobrego Poniedziałku Wielkanocnego
Sprawdza się stara prawda, że najlepiej dać biec faktom, nie nastawiać się na złe, ani dobre.
OdpowiedzUsuńUdanego pedałowania!
jotka
Dobrze, że było dobrze 💚
OdpowiedzUsuń