Stali bywalcy :)

wtorek, 11 marca 2025

4 / 2025

Nadrabiam zaległości...

Najpierw rozkmina, o której pisałam ostatnio. Zdecydowałam że nie pojadę na pewno. Zbierałam siły by to z siebie wyartykułować, ale zadzwonili Oni. W sprawach organizacyjnych. Nie tłumaczyłam co, dlaczego i z jakiego powodu, po prostu powiedziałam że przemyślałam sprawę i że podjęłam decyzję że jednak nie jadę. W głębi duszy jakoś liczyłam na słówko zachęty, żebym przemyślała, że będzie im miło no i inne takie, które ja bym pewnie zaserwowała. Niczego by to nie zmieniło w temacie mojej decyzji ale byłoby mi milo. Ale bez dyskusji usłyszałam tylko że mnie rozumieją. Kurtyna. Nie ukrywam, było mi przykro, ale utwierdziłam się w przekonaniu że warto słuchać siebie, swojej intuicji. Nie spodziewam się kontynuacji tej relacji. To jedyne ogniwko, które po śmierci SzM mnie zawiodło. Zostaje cieszyć się że tylko to. I przyznać rację SzM który zawsze mówił że prawdziwej przyjaźni i szczerości z ich strony nie ma w naszych relacjach. A ja goopia zawsze ich broniłam.

Zaliczyłam odwiedziny u Młodych. Fajnie się tam urządzili. Jeszcze mają sporo do ogarnięcia, ale jak to oni wiecznie zmęczeni w niedoczasie. Dumna z siebie jestem, bo tylko chwaliłam i podziwiałam, zero krytyki tudzież dobrych rad 😉 Generalnie to naprawdę spadł mi kamień z serca i bardzo się w ich kwestii uspokoiłam, wyciszylam. Mają swój kąt na ziemi i niech sobie radzą. Przecież są dorośli 😃

Młoda/Mała radzi sobie fajnie. W pracy ma ustabilizowana pozycję, jest doceniana, lata gdzieś tam co jakiś czas. Ona to lubi, jest w swoim żywiole, nie ma zobowiązań jako takich więc bierze co życie niesie. Aktualnie randkuje testowo przez jakąś apkę. Dla mnie ważne że jest zadowolona, ma swoje grono przyjaciół i życie towarzyskie. I znajduje czas dla mnie 😍

Właśnie zaliczyłyśmy nasz kolejny weekendowy babski wyjazd. W styczniu był Londyn z przecudną słoneczną pogodą więc dla równowagi w marcu na trzy dni naszego pobytu w Barcelonie pierwszy był deszczowy bardzo, drugi pochmurny idący ku lepszemu, a trzeci piękny i słoneczny. Wyjazd udany. Fajne było to, że mieszkałyśmy w centrum, wszędzie rzut beretem. Jechałyśmy do pracowego kolegi Młodej który był tak miły że nas przygarnął. Drugi punkt naszego programu wyjazdowego na ten rok tj. Barcelona zaliczona. Piękna architektura, szerokie, wąskie uliczki, piękne ścieżki rowerowe, infrastruktura, ale mimo ogromnej ilości koszy na śmieci i obecności służb sprzątających ulice zaśmiecone. Ludzie przyjaźni, uśmiechnięci, na tzw. luzie. Nikt się nie spieszy, nie pogania. Ale nie wyobrażam sobie co tam się dzieje w sezonie, jakie tam wtedy muszą być tłumy.

Ja... jechałam ze stresem czy dam radę ogarnąć siebie językowo. Bo wiadomo że oni do siebie po angielsku, a na miejscu hiszpański i kopara mi opadła jak usłyszałam Młodą która trajluje po hiszpańsku. Wiedziałam przecież że trochę zna, ale że w międzyczasie tak się wyszkoliła to nie wiedziałam. Już od jakiegoś czasu staram się ćwiczyć, przypomnieć sobie angielski. Narząd nieużywany zanika więc moja znajomość języka właśnie prawie zanikła. Bo jeździłam z Młodą, która przecież wszystko ogarnie 😉 Ale postanowiłam trochę się podszkolić, no i zadowolona jestem z siebie, wprawdzie połowicznie, ale zawsze coś. Konkretnie to słucham i większość rozumiem, ale mam mega blokadę na mówienie. Oni tak trajkoczą po angielsku że wstyd mi popełniać błędy, dukać, serio. Młoda ma zdolności językowe, mimo wszystko chyba jednak po mnie. Zna angielski, hiszpański, włoski i japoński. Niemieckiego uczyła się w szkole podstawowej, ale nie lubi i mówi że niewiele pamięta. A jej mamusia dzielnie walczy codziennie z apką na literkę D i przypomina sobie co umiała w czasach świetności. Jeszcze 10-15 lat temu nie miałam żadnego problemu, a teraz mi w głowę weszła durna blokada. Muszę to przepracować bo w czerwcu czeka nas dwutygodniowy pobyt z angielskim w roli głównej i nie chcę być jej (Młodej znaczy się) balastem.

A dzisiaj... moja Mała/Młoda ma urodziny. 27 lat temu byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi. Urodziłam córkę, której tak bardzo chciałam. Przy pierwszym dziecku (Młody) nie przywiązywałam wagi do tego czy to będzie syn czy córka, ważne by było zdrowe. A potem będąc w ciąży z drugim patrzyłam na mojego ukochanego Młodego i zastanawiałam się czy to możliwe kochać drugie tak samo, czy będę zdolna podzielić te moja matczyną miłość, kochać oboje. Nie potrafiłam tego ogarnąć. Do dziś pamiętam tamte myśli. Nie chciałam znać płci drugiego dziecka by nie pozbawiać się nadziei. Pragnęłam córki, po prostu. I kiedy w końcu przy porodzie lekarz powiedział mi "córuchna" to oszalałam ze szczęścia. Pamiętam tamto popołudnie jakby to było wczoraj ♥️

2 komentarze:

  1. Najlepsze życzenia dla jubilatki.
    Fajne te wyjazdy, ale poliglotka, nawet japoński?
    jotka

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystkiego najlepszego dla matki i córki!
    Ten po synu urodziłam córkę. Ale nie miałam takich rozkmin o miłości. Wszak ona kiedy się dzieli to się mnoży:)

    No i chyba dynamicznie decyzja. O tym nie pojechaniu.

    OdpowiedzUsuń