Stali bywalcy :)

poniedziałek, 15 lipca 2024

22/2024

Moja geriatria...
W środę zaliczyłam urodziny Teściowej, okrąglutkie 90. Leżąca na własne życzenie, ale zaopiekowana, jak zwykle wymagająca, i jak zwykle w myśl zasady "jestem ja, a to co wokół jest tylko po to by mnie było dobrze". Nie usiądzie, nie wstanie, nie poćwiczy, nie współpracuje kompletnie, bo niewygodnie, bo słaba, bo nie ma sił, bo po co itp. Tak wiem, wiek ma swoje prawa, ale ona taka jest od zawsze. I z jednej strony żal mi jej, biedna matka przeżyła swojego syna... Z drugiej strony nie ma we mnie zgody na taki porządek i taką sprawiedliwość, bo czyż nie rozsądniej by było gdyby to ona odeszła... Zawsze spada na cztery łapy a jeszcze grymasi. Tej córki tylko mi żal... Bo matka jej kompletnie nie docenia, a druga córunia jakoś nie kwapi się do pomocy.
Moi rodzice wydawać by się mogło że są jeszcze w miarę samodzielni, bo chodzący, ale też wymagają opieki. Z dnia na dzień widzę jak coraz bardziej są zagubieni. Matencja lat 81, z diagnozą znanej choroby na A., niby jest ok, a tak naprawdę prawie odklejona od rzeczywistości, wiecznie wszystkim zdziwiona, nic nie wiedząca, jak słyszę, że "przecież ona nigdy" to mi się ciśnienie samo dźwiga. Ale obraża się i dyskutuje jak zdrowomyśląca osoba, więc trzeba uważać na to co się mówi. No i do kompletu problem pt. znikający małżonek czyli Tatencjusz. Raz jest na pokładzie, a za chwilę już go nie ma, zostaje tylko ten co się nią opiekuje, niby jakis kolega Tatencjusza. Można się zagubić jak się nie jest w temacie. To niewiarygodne co się dzieje z umysłem. Patrzy na niego i mówi że to nie on, mało tego, patrzy na niego i nadaje na niego mówiąc że go nie ma, że ją zostawił, szlag wie gdzie jest i się nią kompletnie nie interesuje. 
Mnie też już kilka razy nie poznała... 
Tatencjusz... do pewnego czasu psyche trzymała mu się dzielnie, problemy były z sercem, z wydolnością, ale i u niego ostatnio zaobserwalismy zmiany. Tylko myśleliśmy, że to dlatego, że kiepsko slyszy. Ale teraz szpital go pięknie przebadał wte-i-we-wte i niestety... mamy glejt na leu_ko_ara_jo_zę, znaczy otępienie. Nie dość że głuchy i uparcie nie nosi aparatów to jeszcze nie jarzy jak trzeba. Zapomina, ma problem z pamięcią, z przyswojeniem nowej informacji. Dramat, bo to on ogarniał Matencję. A dziś alzheimerowa Matencja mówi do mnie "jak coś mówisz do niego to mów tak żebym ja słyszała, bo on potem nie pamięta to ja mu przypomnę".
Trzeba ich pilnować oboje w zasadzie w każdej sferze. Jeszcze w miarę dobrze funkcjonują w domu, ale są rzeczy, których nie ogarną, wsparcie musi być. Czasem trzeba ich hamować by zdecydowanie nie ogarniali sami (pod domem stoi zaparkowane auto Tatencjusza!). Porozkładać obojgu leki do kaset na tydzien (ojciec 17 pozycji, matka 12). Przypominać codziennie by te leki brali. Zakupy wszelkie (hurtowe ilości ręczników papierowych i papieru toaletowego), gruntowne porządki raz na jakiś czas, zakupy do lodówki by mieli co jesc, nagotować obiadów i wstawić do zamrażarki by mieli gotowe, na szczęście potrafią to sobie odgrzać, a nawet ugotować ziemniaki. Ogarnąć wizyty u lekarzy, wszelkie badania, terminy...
I odbierać milion telefonów od Matencji... Na szczęście rodzina przyswoiła temat, zrozumiała że jest jak jest i dali mi spokój. Bo jeszcze do niedawna robiłam za infolinię rodzinną.

Okropna jest ta starość. Nie chcę dożyć takiego stanu. Nie chcę być problemem dla moich dzieci. Chcialabym się stąd zwinąć tak jak SzM. Nieoczekiwanie, szybko i bez bólu i udręki chorowania. Serio. Może jeszcze nie teraz, ale chyba zdecydowanie szybciej niż oni się zbiorą.

Tak, mam doła. 
I nie mam ani siły ani ochoty na życie. Tylko ja wiem ile kosztuje mnie ubieranie się w piórka tej, która sobie radzi. Ubieram te piórka i lecę potem siłą rozpędu, aż one opadną i wtedy staczam się w dół.

Jutro, wiedziona jeszcze siłą rozpędu, jeszcze z maja, kiedy wróciłam z tureckiego babskiego wojażu, wyląduję w profesjonalnym gabinecie medycyny estetycznej na konsultacji. Kompletnie nie mam na to ani ochoty, ani nastroju, ale wtedy się zmobilizowałam, czekałam długo na ten termin, to żal zrezygnować, bo mogę potem żałować tej rezygnacji 😉 a może jutro nastrój mi się poprawi, kto wie... 
Bo na ten przykład ... W sobotę kompletnie nie miałam ochoty na wyjście towarzyskie, na k_ara_oke ale zmusilam się, przyszłam spóźniona mocno, ale nie żałowałam. W niedzielę to samo, do znajomych którzy zapraszali, już myślałam że może odpuszczę, ale w końcu ruszyłam dupkensa i fajnie bylo. 
Muszę i już. Tak do tego podchodzę. Zadanie do wykonania. Zrobić, odhaczyć, gotowe i następne...



5 komentarzy:

  1. Może odpuść wkładanie tych "piórek" za wszelką cenę?
    Jesteś zaradna i ogarnięta, ale czasem też potrzebujesz wsparcia, siły, wyrozumiałości i świętego spokoju. Bądź po prostu człowiekiem.
    Bardzo Cię podziwiam, ale to znaczy, że jak trochę odpuścisz to, podziwiać będę mniej. Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
  2. Paskudna jest starość, a juz taka z chorobami na A i D, to juz calkiem.
    W zasadzie kazdy jakies piórka ubiera, z tych ,czy innych przyczyn. To co piszesz w ostsrnich zdsniach moge powiedziec i o sobie, z tym , że do fajnie jest daleko, wmawiam sobie że jest, ale tak na prawde nie jest. kazdy zyje w innym swiecie,juz nie ma tego porozumienia, mimo ze spotykam się z osobami ,ktore znam od tylu lat. Dobre spotkanie raz na chwilkę, byle nie za dlugo. Teraz mnie dręczy fakt, że musze sie pojawic na 60 tce jednej z kolezanek, no i problem dodatkowy, prezent, ech. 😄

    OdpowiedzUsuń
  3. starosc jest straszna. nie raz slyszalam, ze P. Bogu sie nie udala i na pewno cos w tym jest. przed chwila rozmawialam z kolezanka w pracy, ktora mieszka z rodzicami. jest wielka, bo chce. ale juz wie, ze swojemu synowi takich obowiazkow nie zafunduje... ludzie zyja za dlugo, ja nie chce. najlepiej zwinac sie gdzies okolo 70-tki... bo potem to juz z gorki.. tylko co dzieci maja powiedziec, kiedy zaczynaja sie schody ze starymi rodzicami?

    OdpowiedzUsuń
  4. Coraz częściej słyszę podobne historie, coraz ciężej opiekować się staruszkami, gdy sami przekraczamy pewien wiek.
    U nas już ani rodziców, ani teściów, ale powtarzamy z mężem, że nie chcielibyśmy być kiedyś ciężarem dla syna...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczynam doceniać, że mój tato tak się be,problemowo zawinął
    Jeszcze w poniedziałek chodził i załatwialiśmy sprawy a w czwartek już go nie było.

    Powtórzę za lekarką, moją, pani Anonimko
    Nie musi być pani zawsze taka dzielna...

    OdpowiedzUsuń