Stali bywalcy :)

poniedziałek, 1 maja 2023

24 / 2023

Majówka trwa...
W tym roku jakoś się zorganizowaliśmy, choć trochę. Zapewne byłoby bardziej rowerowo gdyby nie to że po niedzielnym zaliczeniu przeze mnie gleby, a konkretnie to płytek chodnikowych, moje kolano jeszcze dochodzi do normy. W zasadzie samo kolano jest ok, bez zastrzeżeń na szczęście, ale przytarta na nim skóra jeszcze nie jest ok.  
Piątek weekendu początek więc jak przystało na pracoholika dopinałam wszystko tak by mieć spokojne sumienie (bo 2 maja mam wolne) i wyszłam z pracy godzinę później. Wieczór już na luzie w myśl zasady "pomyślę o tym jutro".
Sobota była na pełnym spontanie. Najpierw zakupy, potem ogarnięcie chałupy, a w międzyczasie wyszliśmy z inicjatywą towarzyską i odwiedziła nas siostra SzM z mężem. Było miło i sympatycznie. 
Niedziela to spacer po naszej bliskiej okolicy, ze znajomymi, tak, to nasza inicjatywa 👀. Chyba ze trzy godziny nam to zajęło, a pogoda była cudna. Jak wracaliśmy do domu to miałam wrażenie że mi nogi wyjdą ramionami 😉 I już potem lenistwo na maxa. 
1 maja poniedziałek planujemy wycieczkę w ładne spacerowe miejsce w towarzystwie kolejnych znajomych (to ich inicjatywa) i być może Młodych.
2 maja wtorek planujemy wypad towarzyski ma grilla do znajomych, a tam będą jeszcze jedno znajomi. Myślę że będzie fajnie.
3 maja środa to póki co brak planu, ale może uda się nam już coś pokręcić na rowerze, zobaczymy jak tam moje zdarte kolanko będzie się czuło.

Mała wojażuje pracowo-prywatnie, tym razem w Hiszpanii. Już się chyba przyzwyczaiłam do tych jej solo-tripów. Nie mam natrętnych czarnych myśli. Jestem z siebie dumna, bo tym razem już "nie leciałam razem z nią". Nawet nie sprawdziłam jak wygląda i gdzie ma lokalizację hotel. Dojrzałam, ujarzmilam swoje lęki czy po prostu już się przyzwyczaiłam?
Rozmawiałyśmy z Małą o Matencji. Powiedziała mi bardzo mądrą rzecz, świetnie to ujęła. To nie jest lustro, to tak nie działa. Muszę to sobie często powtarzać. Bo wyrzut sumienia mnie zagryzie. I lęk przed odbiciem lustrzanym w relacjach: Matencja - ja, a potem ja - Mała.

Matencja i Tatencjusz... standard. Żrą się jak zwykle. Tzn. ona "przecież się może odezwać, bo czy to znaczy że jej w tym domu już nic nie wolno i za to wszystko co on jej zrobił to ona do niego śpiewać nie będzie (i dlatego poniewiera nim na maksa, a w głosie ma tyle jadu i złości, że głowa mała). A on kiedy tylko może ucieka z domu do garażu, piwnicy, kolegi. A ona aż kipi ze złości, żalu, niemocy że nie może sama wyjść. A jak on siedzi w domu to zamyka się w swoim świecie (tv, słuchawki na uszach) i ona go kompletnie nie interesuje. On nie wchodzi w żadne dyskusje, bo po pierwsze źle słyszy (dwa aparaty leżą i czekają), a po drugie co się chłop nie odezwie to i tak ona go obsztorcuje. Biedni są w tym wszystkim oboje. Każde nieszczęśliwe na swój sposób. On ma czyściec za żywota za wszystkie złe rzeczy, które jej uczynił, a ona płaci za to że nie miała sił i odwagi na to by zacząć życie na własny rachunek. Przypuszczam że kasa też tu grała rolę. Bo przecież była. Matencja była mamą niepracującą, która miała za zadanie dbać o dom i dzieci, a Tatencjusz zarabiać. Taki mieli podział. To były ich decyzje. 
Problemy małżeńskie mieli od zawsze, tzn. od kiedy ja pamiętam. Dopiero jako dorosła osoba, po wielu latach swojego małżeństwa przyznałam rację SzM, że w tym ich teamie to nie tylko Tatencjusz jest tym złym. Ale skoro od dziecka o tym słyszałam to musiało mi zająć trochę.

Od dłuższego już czasu mam problem utrzymania komunikacji z Matencją. Dopóki wszystko jest po jej myśli to jest ok. Ale jeśli nie to drama się zaczyna. Przestałam wchodzić w dyskusje, doradzać, podejmować decyzje. Większość rozmów kończę "to skoro tak uważasz, zrób jak chcesz", bo nie mam siły ani ochoty na przepychanki. Dotyczy to też medycznych spraw. Ręce mi opadają. 
Z ostatniej chwili. Temat malowanie kuchni. Konieczne, niezbędne, na już, tu i teraz. Bo w brudzie(!) mieszkać nie będzie. A propos brudu dodam tylko że mieszkanie jest świątynią, a Matencja będzie padać na nos, ale np. łóżko musi być pościelone, narzuta wyrównana i broń Cię Panie by na niej usiąść. I oczywiście już słyszę że ona sobie sama wszystko zorganizuje i "ludzie mi pomogą". Problem w tym że nikt z nas pomocy nie odmawia, ale nie na już, tu i teraz. Zwłaszcza w remontowych sprawach. Matencja ledwo chodzi, ledwo ogarnia rzeczy podstawowe, ale co tam. Ona sobie da radę, ludzie jej pomogą. Ciekawe...
Nie potrafię się z nią dogadać. Nie mogę już słuchać narzekań, utyskiwań i pretensji. Jak tylko się odezwę nie po jej myśli to jestem tą złą która trzyma stronę ojca. I od nowa Polska Ludowa... Głowa mala, dużo bym tak jeszcze mogła, ale nic mi to nie pomoże, niepotrzebnie się tylko nakręcę. 
A niestety zdaję sobie sprawę z faktu że będzie z nimi, zwłaszcza z nią, coraz gorzej, bo lepiej to już było.

1 komentarz:

  1. Nie wiadomo, jacy sami będziemy na starość...
    Rower czeka w piwnicy na reaktywacje, mąż obiecał jutro najrzeć, więc w środę wypróbujemy, obowiązkowo, bo we wtorek on do pracy, ja na zabiegi.
    jotka

    OdpowiedzUsuń