Stali bywalcy :)

poniedziałek, 30 listopada 2020

64 / 2020

No i po weekendzie. Generalnie to mieliśmy siedzieć w domu, bo pogodę zapowiadali do bani. Ale koniec końców w sobotę SzM wyciągnął mnie na dreptanie w górach. Przetruchtalismy 12 km, powitaliśmy zimę, ulepiłam mini bałwanka, wypiłam grzańca, zakupiłam pyszne kruche rogalisie, oscypki i wio do domu. Niedziela już za to leniwa w pełni. Z pilotem w garści znaczy się.

SzM miał nie tak znowu dawno urodziny. Z oczywistych względów nie robiliśmy żadnego przyjęcia, ale babcie jak to babcie, uznały że urodziny są to prezent musi być. No i SzM wymyślił, że w zamian podrzuci im coś do jedzenia, a żeby było atrakcyjnie, zamówi im jedzenie z knajpy. Tesciowa, która nigdy nie ma i nie miała problemu z przyjmowaniem prezentów, spoko, łyknęła info jak pelikan rybę, wybrała co chcą i gites. Natomiast Matencji jak zwykle... A po co to, a niepotrzebne, a kłopot, a szkoda pieniędzy, a oni przecież mają co jeść, a po się mamy wykosztowywać... i cały wywód w te klocki. Nóż mi się w kieszeni otwiera. Próbowałam trzy razy. Problem tkwi w tym, że mieli się określić na co mają ochotę i co by zjedli, bo uznaliśmy że nie będziemy ich uszczęśliwiać na siłę. Zwłaszcza, że np. Tatencjusz nie wszystko zje, bo nie lubi, nie jada itp. No więc trzy razy próbowałam, a potem doszłam do tego że nie mam ani siły ani ochoty walczyć z wiatrakami. Nie, to nie. Jak zobaczy Matencji, że ja przestaję naciskać, że nie walczę, to może zmieni swoją taktykę. Tak, strategię, bo naprawdę mam wrażenie, że to jest w myśl zasady tej kury co to uciekała przed kogutem "zrobię jeszcze jedno okrążenie po podwórku, niech nie myśli, że jestem taka łatwa". I to samo jest z przyjmowaniem przez nich pomocy. Jakiejkolwiek. Jutro zagadam o myciu okien. Ostatnio mile się zdziwiłam, bo obyło się bez cyrku. Powiedziałam że będę myc, przyjęli do wiadomości, umyłam i było ok. Niestety nie wszystko tak działa jak widać. 

Myślę, że to wynika z tego, że Matencja po prostu nie potrafi przyjmować prezentów. Tak normalnie. Ona ma w drukowane w glowie, że zawsze trzeba się wzbraniać. I ja też tak miałam, ale... Pamiętam jak sto lat temu sama się naciełam będąc taką kurą co ucieka. Oponowałam jak Matencji 😉 i niestety ofiarodawca nie naciskał, wycofał się i powiedział prosto z mostu "skoro nie chcesz, to ja się narzucać nie będę". I to była lekcja dla mnie na całe życie :)

I teraz przy zamawianiu tego jedzenia do domu dokładnie tak samo zrobiłam. Odpuściłam. Może wyciągnie z tego jakąś naukę. 



3 komentarze:

  1. Czyli nic na siłę! I tak trzymaj, po co się stresować czymś, na co nie ma się wpływu!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tez wyznaję zasadę, że nic na siłę.Nie lubię niedomowien, cichych oczekiwań, nie mam zamiaru sie domyslać ani uszczęśliwiać na siłę.

    Fajny pomysł mial SzM, moze zamiast sie dopytywać to po prostu samemu zadecydować, zamowić, i dostarczyć jakis smakolyk, wiesz co lubią, mieliby atrakcję.

    Pogoda się popsuła i przerwala mi porzadki z oknami, jak sie ociepli dokonczę, jesli chcesz umyc okna u rodziców, to tez nie pytaj, po prostu idz , i umyj, a na jakies opory powiedz, ze wlasnie teraz masz na to czas.

    OdpowiedzUsuń