Stali bywalcy :)

niedziela, 20 marca 2022

14 / 2022

... strach, bezsilność i przerażenie. 

Kiedy podali w newsach, że Rosjanie zbombardowali Lwów wystrzeliwując rakiety z M. Czarnego to się przeraziłam. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tak działa nowoczesna broń, że tak szybko, na taką odległość to działa. Cały czas podskórnie boję się, że Putin póki co rzuca tzw. mięsem armatnim w postaci młodych chłopaków i starego sprzętu, a prawdziwą moc tej armii trzyma na później, że jeszcze nam pokaże. Nie chce mi się wierzyc, że zdecydowałby się na taką agresję, napaść, tak kiepskim wojskiem. 

W głowie mi siedzi cały czas jakieś takie irracjonalne poczucie winy. Cokolwiek bym nie robiła, zaraz myślę o tym, że tam ludzie giną, cierpią. Tam dramat i masakra, a my, Zachód, czekamy nie wiadomo na co. Nie wierzę w te slodkopierdzace deklaracje i zapewnienia jakoby Zachód miał stanąć za nami murem i nas bronić. Im więcej deklaracji i frazesów tym moja wiara mniejsza. Nasza armia wg słów rządzących "ma mieć" lub "będzie miała". A ja się pytam tu i teraz, co ma, czym się może bronić, jakie mamy morale? Aż boję się zadać pytanie ile dni broniłaby się Polska gdyby jej przyszło walczyć tak jak walczy teraz Ukraina? Czy znaleźli by się tacy, którzy wracaliby do Polski by walczyć w obronie ojczyzny? 

Plecaka ucieczkowego jeszcze nie spakowałam, ale chyba w końcu to zrobię dla własnego spokoju, bo cały czas mnie to dręczy. Codziennie czekam na wiadomość, że ktoś odstrzelił szaleńca Putina (ten milion dolców nikogo nie zachęcił?), że kończą tę wojnę, że Rosjanie przejrzeli na oczy, że jak powiedział ukraiński szefu, kochają swoje dzieci bardziej, niż boją się dyktatury. 

Z takich codziennych prozaicznych spraw... Nie biegam, a tyłek i reszta mnie cały czas rośnie, bo słodycze lubię w dalszym ciągu, niestety. SzM szykuje nam już rowery. Nawet wczoraj mieliśmy w planie pojechać gdzieś, ale wiatr był okropny. Jakiś czas temu świętowaliśmy 24 urodziny naszej Małej/Młodej. Zaprosiła nas (Młodego z już-nie-Panną i nas dwoje) na ciasto i herbatę do herbaciarni. Mieliśmy grać w planszówki, ale skończyło się na rozmowach, bo dawno wszyscy razem się nie widzieliśmy. Zmieniłam podejscie do życia, staram się nie odkładac niczego na później, by nie żałować ze tego nie zrobilam. Zatem byliśmy w trójkę z Małą na sushi w fajnym miejscu, a z Młodymi zaliczyliśmy coś a'la  wieczór azjatycki i gry planszowe w domu. Dziś na obiad przychodzi Matencja z Tatencjuszem. Będziemy świętowac urodziny Matencji. Trochę się boję ich wizyty, bo nie wiem czy wytrzymam nerwowo, wiadomo. Małej nie będzie, bo jest na wyjeździe, ale będą Młodzi. Może jak będzie nas więcej to będzie lżej i sympatycznie. Ja i tak będę siedzieć jak na szpilkach starając się moderować rozmowę, by nie było dla Matencji okazji, by mogła przyczepić się o cokolwiek do Tatencjusza, tak jak ona to zwykle robi. 

Miłej niedzieli Wam życzę. 


PS

... ostatnio doszłam do wniosku, że fajne mam życie, bardzo je lubię i czuję złość, frustrację i żal, że może się zmienić, mogę je stracić bezpowrotnie i nie o śmierci tu myslę, ot tak, pstryk. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz