Weekend przeleciał w klimacie wycieczek rowerowych. Pogoda była cudna.
Za podałam Małej temat wspólnego wyjazdu, gdzieś, blisko, na kilka dni. Z ochotą przystała, łyknęła temat, zapytała o limit kilometrów i czy Spa czy nie no i wyszukała oferty. Mimo sugestii że jednak nie Spa to wynalazła spa za ogromny pieniądz. Ona co prawda twierdzi że nam się należy i że każdy płaci za siebie, ale jednak nie. Póki co temat wyjazdu w ogóle jest sprawa otwarta, ale niezbyt pewną bo dokucza jej alergia i to mocno.
Dziś pierwszy prawdziwy dzień mojego urlopu.
Nie byłabym sobą... Zaczęłam od mycia okna i posprzątania kuchni, w której ostatnio króluje SzM. Szczerze powiedziawszy nie umiałam się tam odnaleźć. A potem calutki dzień lenia... A, nie, jeszcze do sklepu poszłam na zakupy spożywcze.
Jutro planuje odwiedzić Matencji i Tatencjusza, żeby mieć ich już z głowy. 😉
Wierzyć mi się nie chce ze to juz czwarty dzień sierpnia...
Od przyszłego tygodnia urlop ma również SzM. Póki co żadnych planów nie mamy.
A zaproszenie do Niemiec jest, raczej jednak nie skorzystamy.
Zaproszenie do góralskiej rodziny też jest. I też chyba nie skorzystamy.
SzM zapiera się kopytami, nie pojedzie nigdzie i jeszcze krzywo patrzy na plany moje i Małej. A ja co się zdecyduje i zbiorę w sobie, żeby powalczyć, po argumentować, to potem dociera do nas, do mnie info o tym że ktoś znajomy po lub w czasie urlopu był i złapał, że właśnie choruje, albo gorzej. I ręce mi opadają.
Pewnie tak będziemy się snuć po trochę...
PS
Nie ogarniam tej nowej szaty bloga. ..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz