Stali bywalcy :)

piątek, 18 kwietnia 2025

7 / 2025

Wydawało się że już wychodzę na prostą, że okrzepłam, zagospodarowałam to swoje życie, nauczyłam się go. Guzik to prawda. Wciąż tak naprawdę nie mogę w to uwierzyć. Jakoś podświadomie czekam że przecież SzM wróci, a z nim nasze/moje dawne życie. Mimo że przecież wiem że nie i nie jestem w stanie tego wytłumaczyć. 

Wiosna, zielono, życie toczy się dalej. Rocznica ślubu... byłaby 34, a nasz licznik stanął na 32. Moja pierwsza wycieczka rowerowa z dawną ekipą. Nie był to łatwy wyjazd. Było prawie jak dawniej. Prawie... Generalnie łatwo mi nie jest. Znowu wciąga mnie czarna dziura, a wokół pusto. 

Piąty pogrzeb w którym przyszło mi uczestniczyć w tym roku wypadł dokładnie w Wielki Piątek. Niestety.

Gdy myślę o tym co się działo w moim życiu to samej siebie mi żal i samą siebie trochę podziwiam, że dałam radę. Nie gloryfikuję, nie upiększam i nie podkoloryzowuję SzM, ani naszego wspólnego życia, ale świadomość że jest obok... Że idziemy we dwójkę... Byliśmy. Sama siebie ganię za takie rozkminianie, bo co ma powiedzieć kobieta która traci męża i ma jeszcze na pokładzie małe dzieci... A ja cóż... Pojechałam na cudne greckie babskie wakacje z córką, na których dowiedziałam się że nagle umarł mój zdrowy nie chorujący mąż. Miesiąc po jego śmierci Matencja wylądowała w szpitalu na internie. Zakażona bakterią szpitalną zmieniła szpital. Ona w jednym szpitalu, a w drugim wylądował Tatencjusz. Jak przyszło do wypisów to na szczęście ze szpitala najpierw wypisali jego. Matencja wyszła ze szpitala po dwóch miesiącach kiepska, otępiała. Ruszyły poszukiwania przyczyny. Ostateczna diagnoza: ch_or_ob_a Al_zh_eim_era. Uczyliśmy się wszyscy życia z tą chorobą pana A. Nierozpoznawany przez własną żonę Tatencjusz znowu wylądował w szpitalu, potem jeszcze raz i tam zmarł. A potem dopiero była rocznica śmierci SzM... I zostaliśmy z Matencją w objęciach choroby pana A. A teraz Matencja, cóż... Lepiej to już było. Dobrze nie jest, ale jeszcze dramatu nie ma.

Jakąś taką wewnętrzną potrzebę mam poskładania tego czasu do kupy. Spisania. A i tak nie widzę w tych linijkach siebie. Nie ma mnie tam...

A Święta... Te będą inne. Każde są inne chciałoby się rzec. Mała dawno temu zakomunikowała mi że jej na Wielkanoc nie będzie bo ma zaplanowany wyjazd w świat. Szanuję decyzję, podziwiam asertywność, bo mnie włączyłaby się tzw. powinność i chyba nie zdecydowałabym się na wyjazd w świątecznym okresie nie mając stuprocentowej pewności że mama nie spędzi tych świąt sama. Cóż... Zaprosiłam Młodych i brata z rodziną na wielkanocne śniadanie i potem obiad z kawą i ciachem, od razu mówiąc że Matencję też do siebie zapraszam. Moje dzieci nie mają ze sobą więzi, potrzeby kontaktu więc Młody nie wie że Mała wyjeżdża. Tak swoją drogą ich brak kontaktu uznaję za swoją porażkę wychowawczą i życiową. Młodzi przyjęli zaproszenie tylko na śniadanie. Brat tylko na kawę i ciacho upewniając się że nie spędzam śniadania tylko z Matencją, bo jak powiedział tego by nie chciał. Na kawę i ciacho zaprosiłam jeszcze siostrę SzM, tą z którą mam dobry kontakt. Dziś zrobiłam już całe kompletne zakupy zgodnie z tym co kulinarnie sobie poukładałam w głowie. A późnym popołudniem zadzwonił Młody mówiąc że jest chory, ma od wczoraj gorączkę i ledwo żyje. No i że nie przyjdą do mnie wcale żeby nas nie pozarażać. I tyle w temacie rodzinnego śniadania wielkanocnego...

Nie, nie będę zmieniać planów i wciskać się albo na siłę ściągać do siebie brata z rodziną. Nie chcę psuć im ich planów. Na spokojnie spędzę ten czas z Matencją. Rano po nią pojadę, zabiorę do siebie bez spiny i pośpiechu, zjemy śniadanie, zabiorę ją na spacer, na cmentarz, a po południu przy kawie i ciastku będzie pewnie weselej. Na to liczę. Poniedziałek będzie albo samotny (bo nikt mnie nie zaprosił, a ja limit gościnności wyczerpałam w niedzielę) albo rowerowy jeśli pogoda pozwoli.

A jutro nadwyżkę dzisiejszych zakupów zawiozę Młodym bo sama bym to jadła przez miesiąc.


Spokojnych Świąt...


2 komentarze:

  1. Anonimko
    Ciężko się to czyta, bo człowiek nie lubi dowiadywać się o tym, jak po kimś nieustannie jeździ walec i co chwilę mocniej wbija tego kogoś w ziemię.
    Życzę Ci, żeby to były dobre święta. Spokojne. A rower to świetny pomysł.
    Przytulam

    OdpowiedzUsuń
  2. Samo życie, ale wiesz, w pewnym wieku już człowiek nie walczy, cenimy sobie spokój, więc i ja wszelkie zmiany , czy to w planach czy gdziekolwiek przyjmuję ze spokojem...
    Wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń