Minął rok mojego życia w pojedynkę. Przetrwałam. Wiem, że jestem silna, że daję radę, w razie kryzysu potrafiłam zwrócić się o pomoc do specjalisty, leki odstawione, ale w dalszym ciągu chodzę na terapię. Ilekroć zastanawiam się czy na pewno jest mi ta terapia potrzebna dzieje się coś, co utwierdza mnie w przekonaniu że jednak jest. Bardzo mnie wzmacnia, pomaga trwać przy swoim, układa w głowie, uczy zdrowego egoizmu, wyzbywa niepotrzebnych zakodowanych w glowie powinności. Dziś mogę stwierdzić że paradoksalnie śmierć SzM bardzo mnie wzmocniła, jest argumentem który "przemawia" w mojej głowie za mną, jest niejako "usprawiedliwieniem" dla podejmowanych decyzji, które są na przekór wdrukowanym mi powinnościom. Nie, nie muszę ogarniać wszystkiego; tak, mam prawo by zadbać tylko o siebie i pomyśleć o swojej przestrzeni. Kiedyś bardzo mi utkwiło w głowie takie sformułowanie: nie porównuj cudzej sceny ze swoimi kulisami. Zawsze miałam problem z tym, że wszelkie moje porównania z innymi wypadały na niekorzyść dla mnie, a to proste zdanie uzmysłowiło mi że przecież inni też widzą tylko moją scenę, a ta scena nie jest taka zła. Nawet podzieliłam się tym z panią terapeutką. Po przeczytaniu "Czu_łej prze_wod_nicz_ki" i magicznym zaleceniu by podchodzić do siebie tak jak do swojej przyjaciółki, czy dobrej koleżanki, zaczęłam sama siebie lepiej traktować. Nigdy nie myślałam w ten sposób o sobie. Generalnie stosowałam zasadę żeby traktować innych tak jak chciałabym by inni traktowali mnie, albo moich bliskich. A to jednak zupełnie co innego; innych, nie siebie. A to przecież o mnie idzie. Już nie wyrzucam sama sobie nieudolności, głupoty i innych negatywnych rzeczy, bo przecież do koleżanki zwracam się z troską, uprzejmością i szacunkiem. Wiem, że nie wszystko muszę i powinnam.
Cóż, lepiej późno niż wcale.
Sen
Ubierałam się do jakiegoś mojego ślubu, w ciemnoczerwoną długą sukienkę chyba z płótna, czy innego naturalnego włókna. Tę sukienkę dzień wcześniej komuś pożyczylam i czekała na mnie na tej sali gdzie miała być uroczystość i okazało się że impreza bedzie za pół godziny a dół kiecki jest brudny, szukałam innej, pamiętam że zastanawiałam się co mnie podkusilo że kiecka jest czerwona i przepierałam ten dół kiecy w umywalce, tak na szybciora, sprawdzając jeszcze w jakimś notesie czy na pewno zdążę. Widzę tę notatkę: godz. 15.30, bez konkretnego roku ale 18 marca. Cały dzień mam ten sen w głowie. Co złego się wydarzy...?
Uprzedzając pytania... Nie, pana młodego nie było. Pomagał mi Młody.
Ten weekend mam towarzysko zorganizowany. Już dziś idę z koleżankami na wydarzenie kulturalne. Jutro, czyli w piątek na kolejne, ale tym razem z Małą. Sobotnie przedpoludnie będzie chyba sportowo-biegowe od strony wsparcia technicznego, a po południu mam zaproszenie na towarzyskie spotkanie u koleżanki. Niedziela luźna, bez planów 😉😀
I tak to.
No popatrz, o tym samym rozmawiałam z mężem na spacerze, ale byliśmy wtedy młodzi...
OdpowiedzUsuńJa wybieram się na festiwal roślin doniczkowych!
jotka
Dobrze napisałaś.Nasze pokolenie ,dziewczyny od najmłodszych lat miały wbijane do głowy że najpierw inni ,a ty na szarym końcu albo w ogóle bo brakło czasu,siły bo ty się nie liczysz.Teraz trzeba to wszystko od nowa poukładać sobie w głowie co nie jest łatwe.Dobrze że Tobie się udaje.Milo słyszeć że masz fajne plany i wyjścia z domu.Zycze Ci miłego weekendu.Marta uk
OdpowiedzUsuńŚwietne to o scenie i kulisach
OdpowiedzUsuń