Stali bywalcy :)

niedziela, 1 marca 2020

10 / 2020

Cóż, oprócz dylematów, rozterek i wewnętrznych moich dramatów życie obok toczy się normalnie, raz wolniej, raz szybciej, tak po prostu swoim tempem.

Sportowo...
Ani się człowiek obejrzał i mamy już prawie wiosnę, marzec znaczy się póki co.  A my już w lutym zaliczyliśmy pierwszą wycieczkę rowerową, nakręciliśmy wtedy 21 km. Moje kolanko po terapii hialuronowej wydaje się być ok i nie mam już wymówki do nie biegania. Czas wrócić do treningów, zwłaszcza, że mi dupcia urosła zdecydowanie.
Nawet umówiłam się z Panną Młodego na wspólne marszobiegi, bo ona chce zacząć biegać, a ja wrócić do biegania.
A tymczasem niespodziewanie poszłam sobie spontanicznie na trening z grupą znajomków i okazało się, że nie jest ze mną tak źle. Wolno, z przerwami, ale nabiegalam w sumie nieco ponad 10 km. Tak bez przygotowania, po prostu 😊 Mile się zdziwiłam. Ale skoro się umówiłam z Panną to nie będę świnia i potruchtam razem z nią 😉 Może wsiąknie tak jak ja... , ale, nie sądzę, tak coś czuję, że nie... . 😁

Wyjazdowo...
Zaliczyłam babski wyjazd do jednej z europejskich stolic. Pięknie to brzmi i całkiem fajnie było, powiem szczerze. Zorganizowana weekendowa wycieczka, w gronie kilku kolezanek, z przewodnikiem. A ogólnie rzecz biorąc to było nas blisko 80 osób. Z tego wyjazdu jestem zadowolona mimo, że broniłam się przed nim mocno. Niestety, albo raczej stety, nie znalazłam zastępstwa na swoje miejsce. I też podeszłam tak bardzo na lajcie, że pojechałam kompletnie nieprzygotowana. Nic wcześniej nie przeczytałam, niczego się nie dowiedziałam wcześniej. Jak nie ja 😁
A z powodu "konfliktu" naszych wyjazdowych terminów mój SzM zaliczył niestety wyjazd solo w góry, ale generalnie wyjazd zorganizowany z ekipą, z którą jeździmy zwykle.
Mała też była na wyjeździe, w innej stolicy, z koleżanką, na nieco dłuższym weekendzie. One z kolei bez biura podróży, bez żadnego organizatora, wszystko same, Zosię-Samosie, całkowicie indywidualnie.
Na szczęście wszystko było w bezpiecznych rejonach i wcześniejszych terminach, bo teraz przez to zagrożenie wirusem to nie wiem czy te wyjazdy doszłyby do skutku.

Wakacyjnie...
Jeszcze w lutym wyszukaliśmy sobie nowe miejsce na wakacje. Wybrzeże Bałtyku, tak jak w poprzednich latach. Może i chciałam gdzieś indziej, ale nie chciało mi się angażować sił i energii by przekonywać SzM. Termin ustalony. Rezerwacja zrobiona. Zostaje szlifować formę, bo oczywiście jedziemy z rowerami. Rok temu pykło nam 500 km. Ile teraz?

Weselnie...
Dostaliśmy zaproszenie od Młodych. Czas zacząć myśleć o kreacji. Ani się człowiek obejrzy i 6 miesięcy minie 😉😁😁

Inwestycyjnie...
Zmieniliśmy auto. To była szybka decyzja. Ten sam model, tylko auto młodsze, sześcioletnie. Zdaniem SzM należało zmienić, bo lada chwila i to stare straciłoby dużo na wartości. Pewnie coś w tym jest. Nowsze auto jest dla mnie niestety za mądre. Nie żeby to był jakieś mega wypas, co to to nie, ale ja nie jestem nawykła do tych nowych rozwiązań, bo ja prosta kobita jestem. Kierownica, kluczyk, pedały i drążek zmiany biegów, po co coś wiecej? 😉

Pracowo...
Jest ok. Było kilka niespodziewajek, okazało się że nie jestem taka nieomylna jak myślałam, popełniłam kilka błędów, ale zostaly wyłapane niejako przez przypadek, a niejako przeze mnie jeszcze w porę, w terminie. Ambicjonalnie źle się z tym czuję, ale nieskromnie powiem, mam nieodparte wrażenie, że nie zepsuło mi to opinii u szefostwa. 😁 I tak niech zostanie 😉

W przyszłym roku planowane są poważne ruchy kadrowe. W związku z nimi rok temu, może pół, padła w moja stronę propozycja kolejnej przesiadki pracowej. I bije się cały ten czas z myślami... Bo dopiero co oswoilas sobie swoje obecne miejsce. Ogarnęłam, temat, zrobiłam porządki, nadrobiłam zaległości, zorganizowałam to i owo na przyszłość. Wszystko to z myślą, że to moja przyszłość 😁 A tu niespodziewajka, znowu nowe biurko, nowy temat... I chyba już mi się nie chce... Dylemat jest, bo razem z innym biurkiem pójdą inne pieniądze, a kasa jak wiadomo to dobry argument. Nie mniej jednak chyba nie chce mi się znowu zaczynać od zera... Przy dobrych wiatrach do emerytury zostało mi 10 lat.

Rodzinnie...
Coż... Nasze rodzeństwa żyją sobie swoimi życiami, nie czyniłam noworocznych postanowień scalania rodziny, sama jedna i tak nic nie wskóram, a dlaczego tylko mnie, nam, ma na tym zależeć...
Z zazdrością patrzę na inne relacje rodzinne. Nie potrafię sobie wyobrazić tego, że np. budujemy dom i nasze rodzeństwo nam w tym pomaga, przyjeżdża na budowę, podrzuca jakieś upichcone cos. W naszej rodzinie to tak nie funkcjonuje. Takie mam wrażenie, że u nas to byłoby tak, że "zdecydowaliście się na budowę to ok, pożyjemy i zobaczymy co Wam z tego wyszło. Przyjedziemy obejrzeć jak skończycie". Tak ja to widzę, ale może się mylę, może to że mną jest coś nie tak... Może gdybym coś potrzebowała, poprosiła, to stanęliby na wysokości zadania. Inna sprawa, że ja nie lubię prosić...

Rodzice...
Nasi rodzice póki co nie wymagają opieki. I niech ta chwila trwa. Cały czas myślę z lękiem i obawą o tym czasie gdy będą już niedołężni, zależni... Ostatnio pojechałam do nich w odwiedziny. W domu byli oboje, Matencja lat prawie 77 i Tatencjusz lat wkrótce 80. Po pół godzinie myślałam, że ucieknę. Schowalam się w łazience czekając aż skończą swoje dyskusje między sobą.
Siedziałam na wannie i czekałam, bo postanowiłam, że nie będę w tym brać udziału. 😉😁

Młody
Cały czas obiecuję sobie umówić się z nim na spacer, na piwo, na rozmowę, pogaduchy po prostu. Bo póki co zawsze z nami jest Panna, a ja bym chciała zapytać go o różne takie, pogadać... czy jest szczęśliwy, czy to jest to, czego oczekiwał, czy podoba mu się jego życie, za co kocha Pannę, jak mu się układają relacje z rodzicami Panny, i takie tam inne. Trzymam cały czas kciuki by mu się w pracy układało, by dostał umowę na nieokreślony, by się jakoś mogli ustabilizować. Myśleć o własnym mieszkaniu. A z tego co mówił ostatnio to jakieś podejrzane ruchy w firmie i to co wcześniej miało być pewniakiem już takie pewne nie jest. I szlag wewnętrzny osobisty mnie trafia, bo znowu wychodzi na moje. Zawsze powtarzam umiesz liczyć licz na siebie, a dopóki nie masz czegoś na papierze to na to nie licz. Będzie składał jeszcze cv do innych pokrewnych firm. I dobrze, niech składa, może sobie polepszy nie tylko finansowo. A jeśli się nie zdecyduje na zmianę to poprawi swoje ego (zakładając, że na cv ktoś odpowie, oczywiście).
A Panna planuje jeszcze się szkolić. Kierunek dobry, nośny rokujący, ale kolejne studia, trzy lata to trzy lata. Nie mniej jednak potem pracę to będzie miała prawie gwarantowaną, bo pielęgniarek brakuje wszędzie.

Mała / Młoda
*qrcze, wiedziałam że przyjdzie taki moment gdy ja się naklikam, a coś mi poleci w kosmos... $&#"*/%:=&$@!!!
Dobrze, że tylko kawałek...
Zatem od początku, o Małej...

Mamy z nią zdecydowanie lepszy kontakt, spędza z nami więcej czasu, już tak nie ucieka z domu, bardziej się otwiera, rozmawia. SzM wie, że ma w niej dorosłego partnera do rozmów.
Przyzwyczajeni byliśmy, że zawsze był na orbicie jakiś Kawaler i dla nas czasu brakowało, nie było też chęci by ten czas wspólnie spędzać. Ten czas kryzysu, ten zimny prysznic widać był nam potrzebny. Na chwilę obecną Mała jest wciąż pod opieką psychiatry, bierze leki, stany lękowe zwykle nie mijają ot tak same sobie. Jest po badaniu eeg, mr, jeździ do psychologa, terapeuty. Ma być kwalifikowana do terapii grupowej, a póki co indywidualnie. Ostatnio nawet rozmawiałyśmy o tym czy chce tej grupowej terapii, czy czuje że  jest jej ona potrzebna. Mała powiedziała, że skoro kiedyś ktoś tak uznał, to ona chce się przekonać co to w ogóle jest. Nie neguję, nie oceniam. Staram się wspierać. I tak, chcę mieć rękę na pulsie. 😊😁
Od kilku miesięcy Mała była singielką, pozostając w przyjacielskim układzie z ostatnim Kawalerem. Nawet Walentynki spędziła z nami na knajpianej kolacji we trójkę 😉😁
I było nam super we trójkę, serio, to był bardzo udany wieczór.
A ostatnio Mała zakomunikowała mi, że jednak zeszli się z ostatnim Kawalerem z powrotem. Zobaczymy co z tego wyjdzie 😉

My...
Mamy się dobrze, ostatni kryzys związany z samotną oną tylko nas wzmocnił. W głębi duszy śmieję się teraz z tego, ale na głos tego nie powiem. Zaufanie zaufaniem, ale dyscyplina musi być. 😁
Ale brak sympatii, taki drobny, albo cień antypatii, jak zwał tak zwał, do onej, pozostał.

Ja...
Trochę się wyciszyłam, uspokoiłam. Myślę że na mój psycho-kryzys nałożyło się kilka spraw...
I menopauza, bo w grudniu usunęłam Mirenę, więc hormony szukały równowagi, a doustne leki typu Remifemin regularnie  biorę dopiero od nieco ponad miesiaca. 
I brak biegania, taki negatywny efekt odstawienia, brak endirfinek biegowych.
I świadomość tego że dzieci nam z gniazda wylatują, że puste się ono robi.
No i efekt szoku pt. moja córka ma problemy natury psychicznej. Bo nie byłam na to przygotowana.
A to, że wierzyć mi się nie chce, że jestem już Starszą Panią PO 50 to całkiem osobny rozdział... 😪😥🤔😊😉😁

I wyszło mi takie podsumowanie... Ależ się naklikalam, a wszystko klikane ku pamięci, paluszkiem w telefonie.

Buziaki dla Czytaczy ❤️

1 komentarz:

  1. Buziak dla Ciebie,z podsumowania wynika,że jest ok , a że z rodziną najlepiej na obrazku,to nie od dawna wiadomo.

    OdpowiedzUsuń