wyłączyłam myślenie o ich kłopotach. Niczego to nie zmieni, a ja niepotrzebnie się spalam. Ogarniają sprawy o których wcześniej pisalam. Poza tym po moich sugestiach rozpoczęli starania o własny kąt. W jednym miejscu odpadli na starcie, bo wychodzi na to że są zbyt bogaci, pokonał ich próg dochodu - o maleńka kwotę, ale jednak. W drugim miejscu - czas pokaże, ale jeśli im to pyknie to sama będę mile zdziwiona, bo jakoś mam wrażenie, że taki szary człowiek z ulicy to raczej szansy nie ma.
Qrcze, gdyby nie mieli tych Pasożytów na plecach to jakże inaczej mogłoby im się układać życie. Ważne w tym wszystkim jest jednak to, że są razem, wydaje się że są szczęśliwi ze sobą. Nie mam pewności że tak jest, ale złych symptomów nie widzę. Tak sobie szukam u nich pozytywów... Pamiętam, że oboje z SzM uświadamialiśmy Młodego jak się mogą potoczyć sprawy finansowe w związku z Pasożytami. JNP wyjasnila swoją skomplikowaną sytuację życiową. Przyznam, że JNP nie wchodziła w szczegóły, ale połączyliśmy kropki, a Młody chyba nie ogarniał konsekwencji więc przedstawiliśmy mu możliwy scenariusz. No i niestety on się teraz dzieje.
Teraz podsunelam Mlodemu do rozważenia sprawę rozdzielności majatkowej między nimi, żeby mogli czuć się bezpieczniej. Już raz się przekonali, że BIK tego bezpieczeństwa nie gwarantuje.
Swoją drogą ciekawa jestem bardzo czy Młodzi wytrwają w postanowieniu odcięcia się od Pasożytów. Święta idą a Pasożytka zjedzie do kraju. Pożyjemy, zobaczymy.
Mała...
znowu na zagranicznym wyjeździe, prywatno-sluzbowym. Jest doceniana w swojej firmie, ma ocenę na wysokim poziomie i ona nie kończy się na uścisku dłoni szefa. Wiem, że Mała jest ogarnięta, daje sobie radę. Jestem z niej bardzo dumna. Martwi mnie to, że czas płynie, a ona jakoś nie potrafi znaleźć swojej drugiej połówki, jeszcze się nie spotkali. Życie solo ma swoje plusy, ale wiem, że ona chciałaby mieć bliską osobę, być kochaną. Nie ma zapędów do bycia matką, o tym mówiła mi od dawna, ale fajny związek to jest to czego by chciała. Szczerze jej tego życzę.
Każde z moich dzieci w jakimś tam polu ma deficyt. Takie to życie pokręcone.
Ja...
Życie towarzyskie mi kwitnie, wydawać by się mogło. Socjalizuję się na maxa, zapełniam kalendarz, podtrzymuje kontakty, inicjuje i przyjmuje zaproszenia. I tak: była wycieczka w góry, cudne widoki o zachodzie słońca, fajne rozmowy, powrót z czołówkami w kompletnej ciemności, były grupowe planszowki u mnie, była tradycyjna rozśpiewana knajpiana impreza, było wyjście na kinowy koncert operowy, było fajne spotkanie w knajpce z dawno niewidzianą kumpelą, było spotkanie autorskie w lokalnym ośrodku kultury, była tak zwana integracyjna impreza firmowa, były też rozśpiewane knajpiane urodziny. Dziś reset. Cisza, spokój... Najpierw wielkie plany czyli co ja to nie zrobię i gdzie nie pojadę; znaczy na cmentarz i do Matencji. A potem wyszło jak zwykle czyli snucie się po domu w szlafroku, bo tego też potrzebowałam, przebodźcowalam się nieco. Poza tym trudno jest mi dziś zmotywować się do czegoś więcej niż puszczenie zmywarki.
Miło ze strony mojego brata, że jak się okazuje dopuszczał możliwość, że może chciałabym gdzieś pojechać na Święta, doceniam to, ale nie skorzystam. Rezerwacja odwołana. Wigilie spędzam wiec u niego. Młodzi też, a Mała nie wiem czy się skusi. Bardzo bym chciała, ale nie naciskam. Zostają mi do zorganizowania sobie dwa dni Świąt. W Boże Narodzenie pewnie zrobię obiad i ściągnę do siebie Matencję, może jeszcze na popołudnie brata jeśli nie będą mieli nas dość po Wigilii (ja bym miała), a może jedną (tą, z którą mam kontakt) siostrę SzM...? A w drugi dzień Świąt będę się pewnie snuć po domu...
...
Brak partnera, to żaden deficyt!
OdpowiedzUsuńPewnie jak obserwuje młodych, to nie pali jej się do szukania...
jotka