Stali bywalcy :)

wtorek, 12 listopada 2019

33 / 2019

...
Jestem w tak zwanej czarnej doopie i nie mam siły, chęci i energii na to by cokolwiek zrobić, zmienić...
Nie mam siły na bycie wesołą i radosną, a za taką osobę ma mnie otoczenie, drętwieją mi policzki na myśl o uśmiechu, ale zmuszam się by być pogodną, bo nie zdzierżę pytań w stylu czy coś się stalo...
Nic mi się nie chce, nawet jeść, a to akurat chyba dobrze.

Jesteśmy po weekendowym wyjeździe z liczną grupą znajomych. Zazwyczaj było fajnie. Tym razem się umordowalam, bo męczył mnie bycie w towarzystwie.

Nie zebrałam się na rozmowe. Jeszcze.

...
Widzę młodą mamę z dzieckiem myślę sobie jak spieprzylam tamten czas.
Nie potrafię przypomnieć sobie dobrych chwil, wspomnień. Bardzo się staram, ale wszystko widzę z perspektywy "dlaczego to zmarnowalam" i "nie powinnam była". Czyli podsumowując do doopy że mnie matka.

Widzę parę ludzi, którzy patrzą na siebie z uczuciem. Zazdroszczę im tego szczerze...
Nie potrafię otworzyć się przed SzM i powiedzieć co mi w duszy gra, bo jestem głęboko przekonana że mnie nie zrozumie, wysmieje, poklocimy się itd.
Patrzę na SzM i jest mi go autentycznie żal, że ma taką beznadziejną mnie.
I ten chłód między nami... Widzę, że brakuje mu sił, pomysłu i chęci i przeciegam ta linię jak masochistka, ciągnę i sprawdzam kiedy dostanę obuchem w łeb.

Męczę się okrutnie w relacji z Matencją, która mnie po prostu drażni. Usiłuję samej sobie tłumaczyć, że to matka, że wiek, że choroba, że powinnam, ale kiepsko mi to idzie. Muszę się bardzo pilnować by na nią nie burczec, nie potrafię być córkąprzylepką, taką serdeczną, jakaś uszkodzona w tym wzgledzie jestem. Nie chcę słuchać narzekania i zalow na Tatencjusza, brata, bratową. Nie mogę powiedzieć tego co naprawdę myślę, bo to byłby czysty Armagedon. I tak słyszę wciąż, że trzymam stronę ojca.

I mam wieczne wyrzuty sumienia, a teraz jeszcze myślę, boję się i nie chcę tego by moje dzieci traktowały mnie tak jak ja moją Matencję.

O nieistniejącego relacji z moim osobistym Tatencjuszem nie wspomnę. Ale ten brak otwartości rozmowy z SzM to chyba mam po nim. On niczego nie mówił i nie mówi Matencji w temacie swoich planów, uczuć, wspomnień, refleksji. Łapie sie na tym że robię tak samo. I za to też się nie lubię...

Stały lęk o Małą, co zrobić, co powiedzieć, by zostać dobrze odebraną, zrozumianą. I te myśli, czy to na pewno dobrze, że ona bierze leki, i jak bardzo jest źle że trafiła do psychiatry i czy to na pewno tylko (!?) te jakieś lęki...

I stres o relacje z Młodym, i nasze czyli moje, i Młodego z SzM...

Do tego wszystkiego wkurzające objawy menopauzy... Uderzenia gorąca, tak że aż grzbiet piecze. A w nocy budzę się zlana potem na maksa...

I to uczucie frustracji że czas płynie nieublaganie, że więcej życia za mną niż przede mną...

I wewnętrzny lęk że wkrótce rodziców może zabraknąć i na pewno będę w jeszcze większej czarnej doopie, z mega wyrzutami sumienia...

I mogłabym tak jeszcze długo...

7 komentarzy:

  1. Uuuu. Gigantyczny kryzys wieku sredniego? Wspolczuje, ze sama dokladasz sobie najbardziej. Oraz, ze dopadlo Cie wszystko naraz. Moze Ty tez masz depresje? Albo nerwice?

    Z boku patrzac wiem, ze to wszystko sie pouklada. Ale w oku cyklonu bedac wcale to tak nie wyglada. I pewnie boli mocno. Nie masz z kim przegadac tych spraw? Nie chcesz isc sama do terapeutki? Latwiej by Ci bylo gdyby jakas fachowa osoba wsparla Cie przez jakis czas? Wyprostowala nieco myslenie - nie odpowiadasz za wszystko, tylko za swoja czesc spraw. I skoro nie mozna cofnac czasu, ani przeskoczyc samej siebie to lepiej dla Ciebie uznac, ze robilas co moglas wtedy, a teraz widzac pewne bledy sprobujesz je naprawic, tez w miare swoich mozliwosci.

    I jeszcze przychodzi mi na mysl, ze duzo w tym egocentryzmu, jakby swiat krecil sie wokol Ciebie i wszystko dzialo sie z Twojego powodu, dzieki Tobie. Tak nie jest. Jestes tylko jednym z elementow wiekszej calosci. Moze to Cie odciazy psych.?
    Niedobrze, ze masz takie autodestrukcyjne mysli:/

    Pomysl nad jakims wsparciem dla siebie. Latwiej opanujesz ten chaos, nie zamkniesz sie w sobie i nie stracisz kolejnych mcy na dokopywanie sobie. Kryzysy trzeba przepracowywac, wtedy szybciej mijaja i wyciaga sie pozytywna z nich nauke. Kazdy przepracowany kryzys tak naprawde nas wzmacnia i pomaga nam dojrzec, wiecej zobaczyc i zrozumiec. Moze jednak tez powalic nas na lopatki i na dlugo odebrac nam sily... Dlatego pisze o wsparciu dla Ciebie.
    Issa

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomyślałam tak jak moje poprzedniczki...

    ale każdy kryzys jest szansą na postęp we własnym rozwoju.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wypisz wymaluj - depresja. Miałam tak samo 6 lat temu (prawdopodobnie także w związku z menopauzą) i poszłam (a właściwie zaciągnęła mnie córka) do psychiatry. Na psychoterapię nie chciałam chodzić, ale od tamtego czasu biorę dobrze dobrane leki i mam zupełnie inne spojrzenie na otoczenie. Bez tego nie wiem, czy byłabym jeszcze tutaj. Polecam!
    Czytam Cię od zawsze i podziwiałam, skąd masz tyle siły, żeby się tak angażować w sprawy rodziców, dorosłych dzieci i tak przejmować mężem. I teraz widzę, że Ty też w końcu musiałaś "pęknąć". Współczuję, ale naprawdę wiedz, że to Ty jesteś najważniejsza. Inni są już dorośli i także muszą się zajmować przede wszystkim sobą.
    Pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego nie chciałaś na psychoterapię?

      Mi sie wydaje, że to podstawa, ja sobie to sama zrobiłam za pomocą książek, filmów na yt i wielu przemyśleń, za daleko miałam do specjalistów,
      ale chodzi o to właśnie, żeby wypracować nowe spojrzenie,żeby dostrzec, że nasze widzenie świata jest jednym z wielu wariantów i że to my dokonujemy wyboru jak patrzymy na świat, że w ogóle mamy wybór.

      Usuń
  4. Jak mialam tak (no dobra, podobnie_ 6 lat temu, to na tyle zle sie czulam, ze poszlam na terapie. Czulam, ze albo to, albo sie rozpadne. I byl to najlepszy, NAJLEPSZE, co zrobilam dla siebie przez cale zycie - jestem teraz tym samym czlowiekiem, ale bardzo szczesliwym. Widze zycie w zupelnie innej perspektywie. Byla to tzw. terapia gleboka, psychoanalityczna, najpierw dwa razy w tygodniu, a potem raz. Wlasnie ja koncze:)
    A.

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimko, dlaczego Ty tak krytycznie (bezpodstawnie!!!) oceniasz siebie?
    Masz w sobie dużo siły, dobra, ciepła i serdeczności którą przysłania Ci obecne zagmatwanie, które musisz rozwiązać.
    Ale przedtem dobrze byłoby zrobić porządek z klimakterium (lekarz i dobrze dobrana hormonalna terapia zastępcza i rozmowa z psychologiem, by pomógł ci spojrzeć na Wasz problem z innej perspektywy.

    OdpowiedzUsuń