Stali bywalcy :)

czwartek, 18 kwietnia 2019

5 / 2019

Siłą rozpędu i chęcią ogarnięcia i zagospodarowywania nowego miejsca znowu tu jestem :-)

Wczorajsze leniwe popołudnie... nie dałam się wyciągnąć na rower, bo kolano boli po treningu. To samo ze spacerem. Zresztą wcale nie chciało mi się wychodzić z domu. Pani z apteki /ale ta realna, nie z bloggera :-) / poleciła mi okłady z liści kapusty na kolano. Zapomniałam o tym starym sposobie. Uskuteczniałam więc wczoraj terapię; najpierw maść, potem rolowanie, potem liście z kapusty i odpoczynek w fizjologicznym zgięciu :-) Miało być leniwie, z książką, albo z TV, wyszły pogaduchy na mojej kanapie z jedna taką młodą sąsiadką. Miło było, nie powiem. Wieczorem usunęłam liście kapusty i znowu maść. No nie powiem żeby zmiana stanu kolana była jakaś diametralna, ale cóż, czas leczy rany :-) Zastanawiam się czy iść dzisiaj na trening, bo podczas biegu nie boli, więc może to rozbiegam :-0

Młoda wczoraj gdzieś tam u koleżanki nocowała, jakieś spotkanie towarzyskie mieli, żeby nie powiedzieć impreza, bo to raczej posiadówka. A impreza w Wielkim Tygodniu trochę źle się kojarzy jednak.

SZM wczoraj już zaliczył spowiedź, ja niestety nie dotarłam. Wczoraj nadrabiałam zaległości w postaci odmówienia pokuty z poprzedniej spowiedzi. Taki kredyt do spłaty miałam. Kiepski ze mnie katolik, trochę nad tym boleję, bo sumienie mnie gryzie z tego powodu. I pójdę pewnie do tej spowiedzi dzisiaj. Zastanwiam się tylko nad jakością tego sakramentu, bo idę niby z potrzeby serca, bo chcę. A chcę między innymi dlatego, że jak raz nie poszłam i potem podczas świątecznej mszy tłum podniósł się by przyjąć komunię a ja nie, to źle mi z tym było bardzo. I nie wiem czy dlatego, że czułam się jak czarna owca, czy że czułam się fatalnie bo mi tego brakowało. Faktem jest, że obiecałam sobie, że już nie postawię się w takiej sytuacji. I za każdym razem gdy nie chce mi się iść do spowiedzi, gdy zwlekam i oddalam ten moment, to przypominam sobie tamto uczucie i działa :-) szczerze żałuję, że nie działa u nas wspólna spowiedź.

A świąteczne szaleństwo chyba od jutra u nas zastartuje. Mięsa i wędliny już pokupowane, SZM się spełniał zakupowo. Został nabiał, ale jaja już mamy, jarzyny, owoce i takie tam inne. Ogarnąć mieszkanie, czyli mop i odkurzacz. Przygotować koszyczek do święcenia. Ugotować biały barszcz, bo u nas to śniadaniowa tradycja. Bez barszczu śniadanie nie jest ważne. Potem upiec ciasta; w tym roku sernik, keks i coś z orzechami, bo SZM się zarzeka, że będzie łuskał orzechy, które stoją i czekają aż się nimi ktoś zainteresuje. Na śniadanie jeszcze trzeba zrobić sałatkę jarzynową i sałatkę z surimi, bo ostatnio bardzo ją lubimy. Potem upiec mięso na wielkanocny obiad. Od matencji w tak zwanym międzyczasie odebrać ćwikłę. i przygotować wszystko, by z samiuśkiego rana w niedzielę upiec drożdżową babę miksowaną, albo babę z ciasta drożdżowego bez zagniatania, tak jak co roku. Bo nawet nie o babę mi idzie ile o ten zapach drożdżowego ciasta :-) W niedzielę będzie nas 3+2+2+2=9 osób i kot :-) A Poniedziałek ma być Dniem Leniwca...


1 komentarz:

  1. Mnie akurat kapusta nie pomagała. Może u Ciebie zadziała!
    U mnie też dziewiątka na obiedzie i kawie! Na śniadaniu trójka!

    OdpowiedzUsuń