Stali bywalcy :)

poniedziałek, 15 kwietnia 2019

3 / 2019

Przeprowadzki ciąg dalszy...

Mój blog z przepisami - teraz jest tam:   Zeszyt z przepisami
ale mam zamiar przerzucić wszystko tutaj, żeby mieć pod tak zwaną ręką/myszką?
(edit: już przerzucone, podałam więc aktualny adres)

Nie mniej jednak nie jest to wcale takie proste. O ile na wordpress mi się chyba udało, o tyle dalej już coś jest nie halo. 
Blogów osobistych chyba jednak nie będę przerzucać, mam je w kompie, co prawda pracowym, ale jednak mam. Tylko gdyby tak przyszło mi opuścić biuro w 15 minut nagle i znienacka, a bez możliwości powrotu, to byłby dramat. Na szczęście nie ta półka, nie ten szczebelek, póki co nie czuję się zagrożona :-) A w planach mam przygotować sobie te wszystkie wpisy i wydrukować tak, dla potomności. Kiedy będę już baaardzo stara, wezmę wydruki do jednej łapki, lampkę wina do drugiej i zorganizuję sobie czas wspomnieniowy :-) Odnalazłam przy okazji jeszcze jeden taki stricte zdrowotny o Małej, też skopiowałam ;-) Szczerze żałuję braku komentarzy...

Ogarniam przestrzeń, usiłuję wybadać grunt, co gdzie jest i jak działa. Kogo odnalazłam to wrzuciłam do obserwowania. Zagwozdkę mam z tym obserwowaniem, publicznie czy anonimowo. Nie rozgryzłam tematu. Na wszelki wypadek jak sama nazwa wskazuje wybrałam anonimowo :-)

Tytułem wstępu...
Witam na nowym miejscu Starych Czytaczy! Jeśli jest ktoś tu nowy to witam równie serdecznie :-)

Remontowo...

Zostało uzupełnić ryski na futrynach tu i tam. a potem jak skończy się sezon grzewczy - malnąć kaloryfery. No i balkon czyli siatka (coby kotka nam nie uciekła) plus malowanie. Na wszelki wypadek przynios
łam sobie już z piwnicy leżakofotel, ale zaraz na drugi dzień powitał mnie padający z rana śnieg :-) Nadszedł ten czas, że wszędzie czysto, zrobione, lśni, błyszczy, a ja mam świadomość, że to wszystko co chcieliśmy - mamy już zrobione. Spokój na kilka lat. Takich typowych remontów to już chyba finisz, teraz tylko już odświeżać. Kuchnia robiona w 2012, wiem bo sama oznakowałam ścianę za lodówką, łazienki robione chyba 3 lata temu, ale to by trzeba sprawdzić w blogowych wpisach, bo pewna nie jestem. Teraz zrobiony przedpokój i odświeżona kuchnia, pokój tak zwany duży (słówko salon jakoś mi nie pasuje) no i obecna sypialnia czyli dawny pokój Młodego. Czego chcieć więcej...? 
Szczerze byłam zdziwiona, że czas remontu nie był dla nas tj. SZM i mnie czasem kłótni, awantur, konfliktów. Oboje się wyciszyliśmy, zdawaliśmy sobie chyba sprawę z faktu, że lepiej na spokojnie. Nic nas nie goniło i mieliśmy duuużo czasu. Mała nie włączała się do spraw remontowych, bo i studia i praca plus harcerstwo nieźle ją absorbują, to raz, a dwa sama powiedziała jak trzeba pomóc to mówcie. No i generalnie jakoś nie było specjalnej potrzeby. Młody na początku to samo - jak trzeba pomóc to mówcie i na tym się skończyło. Może ja trochę przewrażliwiona jestem, bo taki miałam wewnętrzny dyskomfort, odebrałam to na zasadzie - powiedziałem, niech mają, ale na wszelki wypadek nie ponawiam pytania bo a może jeszcze czegoś będą chcieli. I to przemyślenie dotyczy obojga, i Małej i Młodego. 

Pracowo...

jest ok, ogarniam temat, daję radę, odsuwam od siebie myśli na temat ewentualnego awansu za 2-3 lata, bo łączyłoby się to z kompletną rewolucją. Jak już wszystko ogarnęłam to znowu nowy temat od podstaw. Fakt, że za lepsze pieniądze, ale ja trochę leniwa się już zdążyłam zrobić i nie wszystko mi odpowiada z tego co się tam dzieje. chyba wole swoje samotne biurko i ten brak zastępstwa w pracy :-)

Rodzinnie...

a raczej Małżeńsko... świętowaliśmy w sobotę rocznicę ślubu. Pyknęło nam 28 lat. Wierzyć mi się nie chce. Mam ostatnio same takie sentymentalno-nostalgiczne myśli. Bo dzieci... Młody już wyfrunął z gniazda, bo przecież od grudnia mieszka z Panną osobno, a Mała się odgraża, że za 2-3 lata to ona na bank się wyprowadzi. Bo w tym roku stuknie mi półsetka. Stara kobita ze mnie. Swiadomość, że więcej mam za sobą niż przed sobą nie nastraja optymistycznie. 
I teraz kiedy remontowo mam ogarnięte, domowo też, to tylko czekam na to, by gdzieś jakaś bomba strzeliła, bo przecież nie może być tak żeby wszystko było OK.
A świętowaliśmy sobotnio w knajpie meksykańskiej z Młodym i Panną, bo Mała harcerzowała na wyjeździe. W prezencie od dzieci dostaliśmy wyjście do azjatyckiej knajpy. Bardzo to był fajny pomysł, oczywiście Małej :-) Fajnie spędzony razem czas w niedzielę :-)

Biegowo...

czas zacząć w miarę regularne treningi, bo jeszcze przed TYMI urodzinami zafundowałam sobie bieg na 21 km, a jak wiadomo samo się to nie przebiegnie. Niestety.  

Wagowo...

znowu jestem do przodu, tzn. na takim etapie jak przed postem dwa lata temu. Ciężko się napracowałam by to mieć, ile czekolady i słodyczy musiałam zjeść to tylko ja wiem :-)

Rowerowo...

Sezon zainaugurowany tydzień temu, na początek 37 km. Wakacje już zarezerwowane, rowerowe, tam gdzie rok temu, zatem trzeba zacząć myśleć o kondycji. :-)

...no i temat kota :-)

Doprawdy nie wiem dlaczego tak późno zdecydowaliśmy się na kota. Gdyby nie Mała to pewnie by do tego nie doszło nigdy. SZM powiedział, że jest w szoku, bo nie przypuszczał, że ja kiedykolwiek zdecyduję się na kota w domu :-) a przecież od grudnia mieszka z nami. Rachunek rodzinny musi się zgadzać; Młody się wyprowadził, to uzupełniliśmy stan kotkiem. Ale, ale, my przecież mamy kotkę, dziewczynkę :-) Jest cudna, śliczna, kochana. Typowy tygrysek dachowiec. Teraz ma chyba 7-8 miesięcy, nie wiemy dokładnie, bo wzięta jest ze schroniska. Myślę sobie, że oprócz tego, że czerpiemy z niej pozytywną energię, to jest dla nas świetnym sposobem na uzupełnienie pustego gniazda, jest się o kogo troszczyć, do kogo mówić, obserwować postępy, komentować zachowanie. To świetny sposób na zmiękczenie relacji. Już nawet zapowiedziałam, że jeżeli Mała wyprowadzając się zabierze kotkę ze sobą, to przygarniemy sobie inny egzemplarz, brzydko mówiąc. ;-) Dojrzałam do kota chyba, bo może to przychodzi z wiekiem?

...Ufff, ale się naklikałam... 

Teraz sprawdzam, kto doczytał do końca?


6 komentarzy:

  1. A wiesz, że ja poważnie zastanawiac się zaczęłam nad kotem, chociaż do tej pory te zwierzęta były mi doskonale obojętne!
    Nie wiem jednak, czy się zdecyduję, bo zawsze wolałam psy i miałam psa, ale teraz przy kłopotach z kolanami, to pies też kłopot!

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimko, doczytałam z największa przyjemnoścą!
    Bardzo się cieszę, że mam cię już odnalezioną i zakotwiczoną :)

    Jak się młoda wyprowadzi, to weźmiecie sobie dwa kotki :D

    musisz jak najprędzej skasować w głowie ten program:
    "I teraz kiedy remontowo mam ogarnięte, domowo też, to tylko czekam na to, by gdzieś jakaś bomba strzeliła, bo przecież nie może być tak żeby wszystko było OK."
    To może być samospełniająca się przepowiednia, jakiś inny refren w to miejsce wstaw ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie koty były od zawsze.
    W domu rodzinnym zawsze było ich kilka, tu, w swoim domu mam dwa, by się nie nudzili;)
    ps. tego wyremontowanego mieszkania ro Ci zazdroszczę, powinnam coś zrobić z przedpokojem (wytapetować?, wymalować?) w łazience wymienić wannę na prysznic, bo za chwilę Ślubny będzie miał problemy z wchodzeniem do wanny.
    Sami już tego nie zrobimy, a skąd wziąć dobrych fachowców?

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazdroszczę skończonego remontu. My się od dwóch lat zbieramy do malowania. Jak się skończą potencjalne imprezy- czyli Młodszy się wyprowadzi- to nie ma zmiłuj... I podłoga woła o przełożenie albo o wymianę... Auuuuuuu... I właśnie- skąd wziąć fachowców? Po ostatnim samodzielnym malowaniu pokoiku Młodszego (daaaaaawno) Ślubny powiedział, że samodzielnie nigdy więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, a blog "przeżuty" przez wordpress trzeba skonwertować i się pięknie wgrywa tutaj. Bez komentarzy oczywiście...

      https://wordpress-to-blogger-converter.appspot.com/
      Możesz poćwiczyć na przepisach ;) Szybciej, niż kopiowanie do worda.

      Usuń