Stali bywalcy :)

niedziela, 23 marca 2025

5 / 2025

Matencja

Jakiś czas temu, nie tak całkiem dawno... 

...dzwonię i mówię że mamy dziś wizytę u lekarza, że właśnie po nią jadę więc żeby się przygotowała. Przyjeżdżam i słyszę " a to z Tobą jadę? Myślałam że to z tą która dzwoniła". 

...dzwoni do mnie jej dawna znajoma/koleżanka z pytaniem zwiadowczym (czuję to) i pyta co u mamy. Nie ukrywam, mówię wprost. W trakcie rozmowy dowiaduję się co usłyszała ta koleżanka. Matencja jest bardzo chora, córka Anonimka kompletnie się nią nie interesuje, nie pomaga, zostawiła ją. Jedynie przywozi jedzenie i wychodzi. 

...kolejna wizyta u lekarza, po powrocie ogarnęłam po zimie balkon, okno, kuchnie, zmieniłam pościel, generalnie mocno i długo się napracowałam. Pod koniec gdy już rozkładałam leki do kaset zapytała mnie "a gdzie jest ta, która tu sprzątała?" Nie uwierzyła że to ja, wręcz mnie prześmiewczo wyśmiała, bo przecież wiadomo że to nie ja.

...rozmawiam z sąsiadką, która opowiada mi że gdy zachęca ja do prostych domowych czynności w odpowiedzi słyszy "a po co, przyjdzie Anonimka to przecież zrobi".

Wiele bym jeszcze mogla takich perełek opisać...

W każdym razie póki co przy naszym (moim i brata) wsparciu funkcjonuje całkiem dobrze. Mamy też dochodzącą panią, która tak specjalnie to przy niej pracy nie ma. Scedowalismy na nią kąpiel, a w zasadzie to prysznic a raczej pomoc/nadzór, bo Matencja oburzona stwierdziła że przecież myje się sama. I oby tak było jak najdłużej, niech ta jej samodzielność trwa. Formalności w sprawie opieki instytucjonalnej mamy załatwione. To nasze koło ratunkowe na czarną godzinę, bo póki co nie ma aż takiej potrzeby. 

Urodziny Matencji (82) za nami. Było miło, staraliśmy się, ale Matencja raczej za szybą. To okropna choroba przede wszystkim dla bliskich, bo chory jest jej nieświadomy i żyje błogo w tej nieświadomości.

Ja...

Gdzieś tam w środku mnie tkwiła chyba taka myśl że gdy będzie gorzej to może wezmę Matencję do siebie, nie artykułowałam tego, nawet chyba nie byłam tego w pełni świadoma. Zdałam sobie z tego sprawę w momencie gdy po jednym dniu spędzonym z nią oko w oko (przez ponad osiem godzin) z pełnym przekonaniem napisałam bratu że to mój max i że właśnie przekonałam się że na pewno nie mogę z nią mieszkać. Wtedy to do mnie dotarło.

I wyrzucam sobie trochę że chyba jestem niewystarczająca skoro nie stać mnie na bezwarunkową pomoc matce, a druga ja mówi że muszę przecież zadbać o siebie, że nie może to być aż takim kosztem mnie samej. A psychicznie wymiekam. Nie ma we mnie zgody na to że w środku ciała Matencji mojej prawdziwej, dawnej mamy jest coraz mniej.

I tak kulam się do przodu po trochę... "Opakowanie" mnie jest całkiem ok, na zewnątrz nic nie widać, wszyscy mówią świetnie wyglądasz, jak dobrze że się pozbieralaś... 

Nie, nie pozbierałam się. Codziennie walczę o swoją normalność, codziennie czuję pustkę wokół, codziennie brak mi obecności SzM, tej świadomości że ktoś jest obok mnie, że nie jestem sama, codziennie zmagam się z obawą że ja też będę taka dementywna, że stanę się ciężarem dla moich dzieci i nie będę zdawać sobie z tego sprawy. 

Nie mam na nic siły i ochoty. Żyje z przyzwyczajenia. Wszystkie "atrakcje" traktuję zadaniowo. Wpisuję je do kalendarza i robię by móc je odhaczyć, że wykonane. Bez entuzjazmu, ekscytacji, radości. Wczoraj odgruzowalłam swoje mieszkanie po ponad miesiącu nicnierobienia. Kocie kłaki już fruwały w powietrzu i to mnie zmusiło do działania.

Tak, opakowanie mam całkiem ok, ale środek pogruchotany na maxa.


wtorek, 11 marca 2025

4 / 2025

Nadrabiam zaległości...

Najpierw rozkmina, o której pisałam ostatnio. Zdecydowałam że nie pojadę na pewno. Zbierałam siły by to z siebie wyartykułować, ale zadzwonili Oni. W sprawach organizacyjnych. Nie tłumaczyłam co, dlaczego i z jakiego powodu, po prostu powiedziałam że przemyślałam sprawę i że podjęłam decyzję że jednak nie jadę. W głębi duszy jakoś liczyłam na słówko zachęty, żebym przemyślała, że będzie im miło no i inne takie, które ja bym pewnie zaserwowała. Niczego by to nie zmieniło w temacie mojej decyzji ale byłoby mi milo. Ale bez dyskusji usłyszałam tylko że mnie rozumieją. Kurtyna. Nie ukrywam, było mi przykro, ale utwierdziłam się w przekonaniu że warto słuchać siebie, swojej intuicji. Nie spodziewam się kontynuacji tej relacji. To jedyne ogniwko, które po śmierci SzM mnie zawiodło. Zostaje cieszyć się że tylko to. I przyznać rację SzM który zawsze mówił że prawdziwej przyjaźni i szczerości z ich strony nie ma w naszych relacjach. A ja goopia zawsze ich broniłam.

Zaliczyłam odwiedziny u Młodych. Fajnie się tam urządzili. Jeszcze mają sporo do ogarnięcia, ale jak to oni wiecznie zmęczeni w niedoczasie. Dumna z siebie jestem, bo tylko chwaliłam i podziwiałam, zero krytyki tudzież dobrych rad 😉 Generalnie to naprawdę spadł mi kamień z serca i bardzo się w ich kwestii uspokoiłam, wyciszylam. Mają swój kąt na ziemi i niech sobie radzą. Przecież są dorośli 😃

Młoda/Mała radzi sobie fajnie. W pracy ma ustabilizowana pozycję, jest doceniana, lata gdzieś tam co jakiś czas. Ona to lubi, jest w swoim żywiole, nie ma zobowiązań jako takich więc bierze co życie niesie. Aktualnie randkuje testowo przez jakąś apkę. Dla mnie ważne że jest zadowolona, ma swoje grono przyjaciół i życie towarzyskie. I znajduje czas dla mnie 😍

Właśnie zaliczyłyśmy nasz kolejny weekendowy babski wyjazd. W styczniu był Londyn z przecudną słoneczną pogodą więc dla równowagi w marcu na trzy dni naszego pobytu w Barcelonie pierwszy był deszczowy bardzo, drugi pochmurny idący ku lepszemu, a trzeci piękny i słoneczny. Wyjazd udany. Fajne było to, że mieszkałyśmy w centrum, wszędzie rzut beretem. Jechałyśmy do pracowego kolegi Młodej który był tak miły że nas przygarnął. Drugi punkt naszego programu wyjazdowego na ten rok tj. Barcelona zaliczona. Piękna architektura, szerokie, wąskie uliczki, piękne ścieżki rowerowe, infrastruktura, ale mimo ogromnej ilości koszy na śmieci i obecności służb sprzątających ulice zaśmiecone. Ludzie przyjaźni, uśmiechnięci, na tzw. luzie. Nikt się nie spieszy, nie pogania. Ale nie wyobrażam sobie co tam się dzieje w sezonie, jakie tam wtedy muszą być tłumy.

Ja... jechałam ze stresem czy dam radę ogarnąć siebie językowo. Bo wiadomo że oni do siebie po angielsku, a na miejscu hiszpański i kopara mi opadła jak usłyszałam Młodą która trajluje po hiszpańsku. Wiedziałam przecież że trochę zna, ale że w międzyczasie tak się wyszkoliła to nie wiedziałam. Już od jakiegoś czasu staram się ćwiczyć, przypomnieć sobie angielski. Narząd nieużywany zanika więc moja znajomość języka właśnie prawie zanikła. Bo jeździłam z Młodą, która przecież wszystko ogarnie 😉 Ale postanowiłam trochę się podszkolić, no i zadowolona jestem z siebie, wprawdzie połowicznie, ale zawsze coś. Konkretnie to słucham i większość rozumiem, ale mam mega blokadę na mówienie. Oni tak trajkoczą po angielsku że wstyd mi popełniać błędy, dukać, serio. Młoda ma zdolności językowe, mimo wszystko chyba jednak po mnie. Zna angielski, hiszpański, włoski i japoński. Niemieckiego uczyła się w szkole podstawowej, ale nie lubi i mówi że niewiele pamięta. A jej mamusia dzielnie walczy codziennie z apką na literkę D i przypomina sobie co umiała w czasach świetności. Jeszcze 10-15 lat temu nie miałam żadnego problemu, a teraz mi w głowę weszła durna blokada. Muszę to przepracować bo w czerwcu czeka nas dwutygodniowy pobyt z angielskim w roli głównej i nie chcę być jej (Młodej znaczy się) balastem.

A dzisiaj... moja Mała/Młoda ma urodziny. 27 lat temu byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi. Urodziłam córkę, której tak bardzo chciałam. Przy pierwszym dziecku (Młody) nie przywiązywałam wagi do tego czy to będzie syn czy córka, ważne by było zdrowe. A potem będąc w ciąży z drugim patrzyłam na mojego ukochanego Młodego i zastanawiałam się czy to możliwe kochać drugie tak samo, czy będę zdolna podzielić te moja matczyną miłość, kochać oboje. Nie potrafiłam tego ogarnąć. Do dziś pamiętam tamte myśli. Nie chciałam znać płci drugiego dziecka by nie pozbawiać się nadziei. Pragnęłam córki, po prostu. I kiedy w końcu przy porodzie lekarz powiedział mi "córuchna" to oszalałam ze szczęścia. Pamiętam tamto popołudnie jakby to było wczoraj ♥️