Stali bywalcy :)

wtorek, 18 czerwca 2019

9 / 2019

Ileż to razy układałam sobie w głowie co mam zapisać na blogu, żeby przewietrzyc głowę, uporządkować myśli, rozpracować samą siebie, wyrzucić złe emocje i myśli, bo mam wrażenie, że tych dobrych to ostatnio jakoś mniej... I zawsze mi było/jest jakoś nie bardzo po drodze.
Powinnam wpisać przynajmniej hasłowo, z nadzieją że kiedyś uzupełnię...

Czarna doopa w głowie, bo okrągłe urodziny już za moment, i niestety nie są to czterdzieste... Dumam i myślę, że sporo już za mną, mniej do przeżycia niż już przeżyte i takie tam trele morele.

Poza tym syndrom pustego gniazda. W głowie mam otwarty tryb pod nazwą "mogłam być lepszą matką" i jakoś nie muszę specjalnie się starać by zaciągnąć poczucie winy, wyrzut sumienia i żal, że to już nie wróci, że było minęło, że mogłam lepiej, inaczej... W akcie psychodesperacji rozważam zadanie dzieciom, a może i SZM  pytania tekstem otwartym "czy byłam dobrą matką?", ale chyba wewnętrzny strach przed pogrążeniem samej siebie skutecznie póki co mnie przed tym powstrzymuje.

Młody zmienił pracę. Póki co jest ok, wrócił do tego sektora gdzie zaczynał tuż po studiach. Narazie zadowolony. W samych pieniądzach prawie tysiaka miesiecznie ma do przodu. Na razie szkoli się wyjazdów. Zobaczymy, pożyjemy. Oby mu się...

Z uwagi na konieczność, już po wyszkoleniu, dojazdu do pracy i fatalny stan wiekowego auta, którym Młody dysponował, zdecydowaliśmy by pomóc mu kupić auto. Wyłożona przez nas kasiora, której Młody ma do spłacenia mniej niż połowę. Myślę, ze to dobry biznes. Nawet jeśli właśnie zaczynasz oszczędzać na wesele. Ale jakiś wewnętrzny głos każe mi się zastanawiać czy to na pewno było dobre posunięcie. Jakoś tam było coś o wędce. I mam wrażenie że nie daliśmy wędki tylko usmażoną rybę. Ale jednak ta mniejsza połowa sama się nie spłacić... Ale to w końcu nasze dziecko przecież...

Co do weselnych spraw to jestem pod wrażeniem ich organizacji (Tak, to jest ironia! Niestety...)
W temacie ich ślubnych planów jeszcze nic nie drgnelo, a byłabym zdziwiona mocno gdyby się okazało, że już ogarnęli temat. Poinformowali nas w Dniu Matki. Tj. 26 maja, a dopiero wczoraj 16.06 obdzwaniali zasugerowane przeze mnie restauracje.
Tak, wiem, obiecywałam sobie, że nie przyłożę ręki, że to ich zadanie. Ale to było silniejsze ode mnie... Zrobiłam im listę lokali godnych zainteresowania. Sama siebie usprawiedliwiam tłumacząc się, że my przecież mamy lepsze rozeznanie w knajpach niż oni. My bywamy, oni nie... No więc obdzwaniali, weryfikowali ceny i warunki. Jeszcze nic nie zaklepane... Ustalony termin w kościele trzeba chyba będzie przesunąć...

Nie wiem jak to rozegramy... Póki co w otwartym tekście powiedziałam, że poinformowanie nas o terminie, tak kompletnie bez wcześniejszej rozmowy, i nie o pozwolenie mi idzie, ale o zwykłą rozmowę na zadany temat, więc takie tylko  podanie info zwalnia nas z jakiegokolwiek "obowiązku" partycypowania w kosztach. Na pewno będziemy chcieli, bo nie wyobrażam sobie nie pomóc, ale póki co niech walczą i składają kasę. Niech to dla nich będzie niespodzianka.

O rodziców swoich też się martwię. Tak na zapas, że przecież przyjdzie czas, że trzeba będzie się nimi zaopiekować bardziej. A mają swoje lata i choroby. I oczywiście wciąż się kłócą, a jeden nie odpuści drugiemu. Ostatnio mało brakowało byśmy obdzwaniali szpitale w poszukiwaniu tatencjusza. A jemu się tylko telefon zepsuł...

... z Małą tracę kontakt. Ona jest do bólu dyskretna. Dochodzę do wniosku, że nie znam jej koleżanek. Wstydzę się podpytać ją o intymne sprawy. Przeraża mnie świadomość, że od momentu gdy stała się kobietą, partnerką, ma już trzeciego chłopaka. I zastanawiam się jak głęboki był ten ostatni związek, a jaki jest obecny. Naiwnie tłumaczę sobie, że wspólne nocowanie nie musi być równoznaczne z seksem w czystej postaci.

Już sobie postanowiłam, że musimy gdzieś sobie obie wyskoczyć razem, może i nawet wyjechać, bo ucieknie mi ten czas i nie wróci... Pierwsze co pomyślałam o jakimś wypadzie babski wakacyjnym, a potem że może lepiej zacząć od weekendu a nawet kina, bo tak chyba będzie bezpieczniej 😁

O matko, już tak późno, a ja tu dziubie i dziubie, na telefonie, klik po kliku...

Przepraszam, że nie zaglądam do Was, przyznaję bez bicia. Ale po 1. to jeszcze nie ogarnęłam tej przestrzeni, a po 2. jakoś czasu brak. Ale będę nadrabiać zaległości, muszę Was odnaleźć, przetrzeć ścieżki, poznać nowe nicki...
Jeszcze tylko ciekawa jestem kto się tu u mnie rozgląda, a pojęcia nie mam gdzie to sprawdzić.
Kto był tu u mnie z wizytą?

14 komentarzy:

  1. Zacznę od końca;) Sprawdzasz w statystykach.
    A matka to dopiero teraz zaczniesz być pełna gębą, matkowanie wcale się nie kończy z chwilą wyjścia dzieci z domu. Choć będziesz na odległość, to Twoje matczyne przeżycia nie osłabną. Z chwilą usamodzielnienia się dzieci, miałam nadzieję,że wreszcie wreszcie będzie luz. A gdzie tam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zupełnie sie z tym zgadzam.

      Usuń
    2. A wiecie, że coraz częściej łapie się na tym, że patrzę na daną sprawę z perspektywy matencji?

      Usuń
  2. nie kumam po co ludzie robią śluby i wesela, zwłaszcza jeśli nie są mocno praktykującymi katolikami i jeśli nie mają nadmiaru kasy.
    teraz juz by mnie nikt nie zmusił, kiedyś uległam namowom rodziców i tez mialam ślub i wesele :D
    ale żeby tak z własnej i nieprzymuszonej woli?

    ja też nie nadążam blogowo...



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę że moi młodzi po prostu chcą mieć imprezę. Jakoś nie łączę tej decyzji o weselu że sprawami ich wiary, ale może się mylę.

      Usuń
  3. Tak, tez sie temu dziwie, ale zawszw biore to na,karb swojej niecheci do celebracji i imprez.my nie mielismy wesela ale przyjecie w domu, chociaz tez zostalo wymuszone przez tesciow( a potem wypomniane).

    OdpowiedzUsuń
  4. Sprawa wesela to ich decyzja. Mówiliśmy, że nie muszą robić wielkiej fety, ale powiedzieli, że chcą mieć wesele. Max 50 osób.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam. Ja byłam (z wizytą), czytam od dawna, ale nie piszę bloga. Co do wątpliwości rodzaju: Czy jestem/byłam dobrą matką- ja obawiałabym się, że usłyszę tylko kurtuazyjną odpowiedź, ale dam taki przykład: kiedy moja córka wychodziła za mąż, w jakiejś szczerej rozmowie powiedziała "mamuś, ja swoje dzieci chciałabym tak wychowywać, jak ty nas wychowywałaś".... i padły ciepłe słowa itp. Tu matka dumna niemal się popłakała, a młoda co? Jak już doczekała się dzieci, to wychowywać je zaczęła całkiem inaczej, całkiem nie wg wpajanych zasad, całkiem nie "po mojemu", całkiem na odwyrtkę....Tak, że ten.... Oni i tak zrobią swoje i po swojemu. Pewnie muszą sami się sparzyć, sami przekonać, sami popełniać swoje błędy. Ja chciałam przestrzegać, mówiłam: to zrobiłam źle, nie tak, dużo mnie to kosztowało, nie powtórz.... i co? Nic. :)) . To będzie sporo nerwów, ale uda Wam się zorganizować, jak trzeba. Jestem pewna. Pozdrawiam. Joanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Joanno, miło Cię poznać. Dziękuję za dobre słówko 😁

      Usuń
  6. Jestem, jestem i ja. I śledzę dzieciowe dylematy, bo mamy w podobnym wieku latorośle ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja również bywam i czytam. Sytuację dzieciową mam podobną. Mój najstarszy 22- letni syn już we wrześniu ma ślub i wesele. Nie obciążają nas za bardzo przygotowaniami, robią po swojemu, ale chyba rozsądnie. A synowa jest fajna

    OdpowiedzUsuń
  8. Regularnie zaglądam,czytam z przyjemnością. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja również czytam i pozdrawiam :-) Trafiłam od Iksi i pozostałam.

    OdpowiedzUsuń