Stali bywalcy :)

sobota, 15 lutego 2025

3 / 2025

Czas nadrobić zaległości czyli co u mnie... Rozne. No na przykład trzy ceremonie pogrzebowe bliskich moich znajomych, fajne cykliczne warsztaty, świetna impreza "2x50" na duuużym wypasie, kino, koncert, stand-up. Życie toczy się, jakoś tak do przodu. Nie zamykam się w domu. Podchodzę zadaniowo, biorę co niesie życie, umawiam się, organizuję i realizuję punkt po punkcie. Bez takiego podejścia siedziałabym w tej mojej czarnej dziurze cały czas.
Matencja
Lepiej to już było. Otępienie się pogłębia. Psychiatra zasugerował wszczęcie ubezwlasnowolnienia. Procedura w związku z umieszczeniem jej w placówce opiekuńczej trwa. Póki co nie planujemy jej tam przenosić, ale z uwagi na długi czas oczekiwania zaczęłam ten proces by mieć w zanadrzu taką możliwość gdy już nie będziemy dawać rady. To takie nasze koło ratunkowe. A Matencja z odpowiednim wsparciem funkcjonuje u siebie w miarę dobrze; gubi się i odnajduje, nigdy nie wiem co będzie dla niej problemem. Śniadania, kolacje przygotowuje sobie sama. Obiady przywożę ja; zawekowane zupy w słoikach i drugie dania w porcjach do zamrażania. Ostatnio do gotowania zup włączył się brat. Matencja obiady odgrzewa w mikrofali. Do niedawna sama gotowała ziemniaki, ale po drugim przypaleniu (na maxa!) już ich nie gotuje, bo się obawia. Na co dzień dba o porządek, a z doskoku my robimy grubsze prace typu odkurzanie. Leki rozkładamy do tygodniowych kaset, a ona sama bierze kasetę z danego dnia. Ma na kartce rozpisany plan dnia, kiedy zjeść, wziąć leki, pokręcić na rotorku przy fotelu itp. i wg tego żyje. Bez tego planu ciężko by bylo.
Widzę jak stopniowo coraz bardziej odchodzi. Jak coraz mniej jej samej, dawnej, zostaje tam w środku. Jak bardzo puste, nieobecne robią się jej oczy.
Mam teraz duże wsparcie ze strony brata. Teraz, a konkretnie od momentu gdy się okazało że wniosek o umieszczenie złożony, a dopłata będzie duza :) Może doszli do tego że skoro załatwiam formalności to znaczy że jestem pod ścianą, na granicy, że czas się włączyć by opóźnić ten moment przenosin Matencji do instytucji, zwłaszcza że będą tego konsekwencje finansowe. Może niesprawiedliwie go oceniam, ale jakiekolwiek by to nie były motywy doceniam co powiedział. Usłyszałam, że nie może być tak że tyle jest na mojej głowie, że Matencja źle mnie traktuje (bo tak się zdarza, serio, pewnie dlatego, że jestem podobna do ojca), że oni się chcą włączyć bardziej niż dotychczas, że jeżeli będę potrzebować pauzy to wystarczy że powiem a oni przejmą całą opiekę. Owszem był taki moment gdy terapeutka mi zalecała odcięcie się, ale to było w zeszłym roku, ale nie mówiłam im, nie dopuściłam do siebie takiej możliwości. Na razie daję radę, ale dużo mi daje świadomość tego wsparcia.
A tak na prawdę to ja w środku mam ogromny lęk że spotka mnie to samo i rozkminiam to zupełnie niepotrzebnie, ale to silniejsze ode mnie. Bardzo się tego boję. Czuję się jak w matrixie i zastanawiam się co zrobić i jak to ugryźć by kiedyś wiedzieć że to już, że minęła ta granica, której przekroczyć nie chcę i że to już czas by odłączyć wtyczkę.
Dzieci
Młodzi mieszkają na swoim, jeszcze cały czas się rozpakowują. Tak mówią. Przykro mi bo chciałabym w końcu zobaczyć to mieszkanie. Nie narzucałam się, zostawiłam im przestrzeń, bo to był ich czas, ich radość. Najpierw było że jak tylko odbiorą klucze to zaraz je zobaczę. Potem zmieniło się, że jak wszystko będzie gotowe. No i jak widać wciąż nie jest. Pasożyty jeszcze podobno nie wiedzą o przeprowadzce więc i tak jestem w lepszej sytuacji ;)
Mala pracuje, randkuje, planuje swoje podróże. Mamy dobry kontakt. Nie wisimy na sobie, ale ogarniamy co i jak. Myślę że jest ok.
Ja
Wciąż chodzę na terapię. Niejednokrotnie zastanawiam się czy tak bardzo, albo czy w ogóle, jest mi ona potrzebna, ale chodzę. Chyba dlatego że pomaga mi utrzymać porządek w głowie. Przywraca ten porządek.

I mam rozkminę...
Odezwali się do mnie DobrzyZnajomi z czasów gdy żył SzM, którzy po pogrzebie tak bardzo deklarowali wspieranie mnie. Póki co to był bardzo sporadyczny kontakt telefoniczny. I na tym w zasadzie koniec. Najpierw jak powiedzieli "nie byli jeszcze gotowi" by mnie odwiedzić, potem byliśmy umówieni, ale ich choroba pokrzyżowała plany, a drudzy, którzy też mieli być, się wycofali. No i odwiedzin się nie doczekałam, a zaproszenia z ich strony owszem były, ale były z serii "kiedyś". Dzieli nas 80 km, więc sporo jak na "kiedyś". Za życia SzM, trzymaliśmy z nimi dobry kontakt, odwiedzaliśmy się wzajemnie bardzo często, zaliczaliśmy wspólne wypady z grupą, a nawet wesele ich dziecka. Nie ukrywam, że bardzo mnie to uwiera, bo tu naprawdę się zawiodłam. Fakt, że to jedyny taki przypadek, ale bardzo mnie to boli. I muszę przyznać rację SzM, który zawsze mówił mi że szczerości z ich strony to nie ma. Otóż zadzwonili do mnie po(!) Świętach z życzeniami i wtedy im w rozmowie powiedziałam, że cieszę się że dzwonią i o mnie pamiętają, bo myślałam że umarłam dla nich razem z SzM. Tak czułam więc tak powiedzialam. Zaraz w styczniu zadzwonili i zaprosili mnie (z wyprzedzeniem żebym zarezerwowała sobie termin) na wyjazdowe okrągłe urodziny Onego. Wyjazdowe bo z tą ekipą, z którą zawsze razem jeździliśmy. Wstępnie zaproszenie przyjęłam, ale z dnia na dzień utwierdzam się w przekonaniu że z niego nie skorzystam, bo:
... jaki ma sens zapraszanie mnie na świętowanie urodzin, skoro nie dbamy o nasze relacje na bieżąco.
... to zaproszenie to takie udowadnianie na siłę, że jednak mamy relację.
... teraz ja mogę nie być gotowa na spotkanie z ekipą dla której też umarłam razem z SzM.
... nie chcę być oglądana, oceniana, pytana, jak bardzo daje sobie radę, czy wyglądam dobrze, świetnie czy raczej źle.
... nie chcę być piątym kołem u wozu, bo tam same pary.
... nie chcę by moja obecność stawiała ich w być może niekomfortowej sytuacji, skoro na wcześniejsze wyjazdy grupowe nie byłam brana pod uwagę.
... nie mam na to ochoty. 
Zdaje sobie sprawę że to będzie ostateczne ucięcie tej znajomości, relacji, ale gdy patrzę na nasz ostatni czas to widzę jednak że zbyt wiele nie tracę. 
Muszę tylko zebrać w sobie siłę i zadzwonić do nich i zwolnić swoje miejsce.
A Wy co byście zrobili?